Gra Rue

Go down

Gra Rue Empty Gra Rue

Pisanie by Cieniu Pon Sty 21, 2013 8:33 pm

Początek Gry
Amitiel
Jeśli można jeszcze spróbować.

Imię:
Rue

Nazwisko:
Erde

Wiek:
Liczy sobie dwadzieścia dwa lata

Charakter:
Dziewczę należy do osób cichych i raczej rzadko odzywających się. Nie tak, że jest nieuprzejma, po prostu nie ma potrzeby wygłaszać każdej swej uwagi. Raczej słucha innych.
Dziewczę porywcze, ale umie stłumić swą gwałtowność, więc jest raczej spokojna i opanowana.
Estetka, każdą czynność wykonuje bardzo dokładnie. Pracowita, prawie idealistka.
Pokorna, wierzy w "siłę wyższą", duchy, które decydują o naszym losie, ale nie wierzy, iż przeznaczenia nie można zmienić.
Miła i uprzejma. Często się uśmiecha i służy swą pomocą, o ile umie.
Przyjazne stworzenie, które troszczy się o swych towarzyszy.
Nie lubi bezczynności, choć lubi „leniuchować”.
Żyje w zgodzie z Naturą i wie jak postępować, żeby się jej nie narazić.
Zacięta, jak już sobie coś postanowi-musi to spełnić i nie ma zmiłuj.
Dokładnie obserwuje to co ją otacza. Nie tylko ludzi.
Nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. Dąży do obranego sobie celu, powoli i uparcie.
Bywa złośliwa, czasami lubi drażnić. Zdarza jej się także zamknąć się w sobie i stracić kontakt z otoczeniem.
Każdego dnia musi coś naszkicować, inaczej czuje, że czegoś nie zrobiła, że zmarnowała dzień.

Wygląd:
Rue to szczupłe stworzenie, często też nazywane wątłym, mierzące sobie dobrze ponad metr siedemdziesiąt, co kwalifikuje ją jako osobę wysoką.
Krótkie, brązowe włoski okalają szczupłą i nieco podłużną twarzyczkę. Oczy koloru zielonego lśnią niemą pewnością siebie.
Długie kończyny sprawiają, że wydaje się jeszcze chudsza niż w rzeczywistości jest.
Smukłą szyję często opasają różnego rodzaju apaszki. Ubrania niemal za każdym razem są inne, eksperymentuje i sprawdza co myślą o tym inni.
Mimo całej tej ekstrawagancji, odwagi i niezaprzeczalnie rozmaitości krojów, ludzie mówią o niej „niewieści mężczyzna”. Nie wiedzieć czemu wielu ludzi myli ją z płcią przeciwną. I ani imię ani natura, która nie była hojna wobec niej, nie wyprowadzają ludzi z błędu. Często ją to drażni, ale przyzwyczaiła się i czasem kontynuuje farsę. Udaje mężczyznę, sprawia jej to nawet przyjemność.
Nieodłącznym jej towarzyszem jest malutki, szary pokemon, często siedzący na jej ramieniu i szkicownik chowany w torbie.
Tak, rower też jest elementem jej wyposażenia i opaska na ramieniu komunikująca, iż jest ona Kurierem.

Historia:

Przez całe życie wmawiano jej, że nie ma wpływu na swój los. Owszem, to nie jej wina, że urodziła się w takiej rodzinie a nie innej, ale mimo to nie może zmienić swego przeznaczenia. Kobiety miały jasno określone swoje miejsce w tejże egzystencji. Nie jej winą jest, że właśnie urodziła się dziewczyną, gdy pragnięto chłopca. Nie jej...

Dziewczyna od najmłodszych lat przygotowywana była do spełniania swej roli w tejże hierarchii domowej. Jej przyszłość była jasno ustalona, wiedziała co ją czeka od zawsze. I zapewne wielu powiedziałoby, że przeciwstawianie się siłom wyższym jest bezcelowe, ona uznała inaczej. Bo być może, jeśli pokaże, iż jest tyle samo warto co inny chłopcy, to uda jej się zmienić owe przeznaczenie. Zatem i tak uczyniła.

Wszystkich wprawiała w zdumienie jej zaciętość, którą przypisywano właśnie mężczyznom. Nikt nie chciał uwierzyć, że tak wątłe stworzenie jest w stanie uczynić tak wiele, bowiem ona wykonywała obowiązki narzucone jej-jako kobiecie, ale dodatkowo pchała się we wszelkie męskie prace, które była w stanie wykonać. Nie chodziło oto by się pokazać, chciała pokazać przede wszystkim sobie, że nie jest skazana na narzucony jej los.

Z początku nikt nie zwracał uwagi na jej starania, podchodzono do tego z pogardą, nieraz nawet karano za zuchwałość. Ona się nie poddawała, jeśli faktycznie istnieje siła, która kieruje jej przeznaczeniem, ona zmusi ją do zmiany. Była człowiekiem pełnym pokory, dzieliła się z innymi tym co miała, odwiedzała świątynie codziennie. Zawsze prosiła o to samo, za każdym razem pragnęła tylko, aby w końcu zrozumiano jej zamiary. Chciała wyrwać się poza bramy osady...

W końcu rodzice postanowili pomóc córce w jej działaniach. Matka zabierała ją do ogrodu, którym rodzina opiekowała się. To oni dostarczali większość warzyw całej społeczności. Dziewczyna została wtajemniczona w to jak dbać o rośliny by chciały szybciej rosnąc, by plony wystarczyły dla wszystkich, jak namówić pokemony do pomocy. Ojciec zabierał ja do lasy, uczył jak się poruszać między drzewami, nie płosząc Natury. Oni to karmili i dbali o dzikie stworzenia żyjące w tym lesie. Przecież to one pomagały osadzie w funkcjonowaniu. Dziewczyna spędzała tam większość swego wolnego czasu, zaprzyjaźniała się z owymi żyjątkami. Odkrywała coraz to nowsze tereny i tajemnicze puszczy. Tam też znalazła natchnienie, chciała zacząć malować. Tak, ale jak przekonać rodzinę do zakupu przyborów? Z początku rysowała na skrawkach serwetek...

Ojciec kazał jej studiować mapy. Z początku nie rozumiała-co to ma na celu? Nie odpowiedział jej na to pytanie, powtarzał wciąż tylko-po prostu się tego naucz. Dziewczyna nie domyślała się, że to jej szansa na wyrwanie się z osady. Całkowicie zapomniała, że ojciec pomaga Kurierom. Nie wzięła tego pod uwagę, ponieważ rekrutami są zawsze chłopcy...

Trzydziesty piąty dzień wiosny piętnastego roku życia.
Rano jak zwykle popędziła do świątyni, robiła to dzień w dzień.
Dziś rodzina jechała do miasta, sprzedać swe plony, których mieli ponad stan. Dożynki. Zawsze jeździli sami starsi, w tym roku jednak postanowili zabrać niektóre z dzieci. Ona mogła jechać z nimi.
Podróż nie była długa. Za to miasto robiło wrażenie, ludzi tu zachowywali się i wyglądali całkiem inaczej niż ci z osady.
Dorośli zajęli się rozładowywaniem towaru i jego sprzedażą, młodzież puszczono wolno.
Los chciał, że dzień to był nie tylko Dożynek, ale też i Pokazów. Na wielkiej hali mnóstwo ludzi a na środku pokemony ze swoimi właścicielami. I piękne stroje. Tak właśnie, w całym tym widowisku jej uwagę przykuły stroje...

Wieczór tego samego dnia.
-Domino, nie żartuj sobie ze mnie...
-Nie żartuję, Ralf proszę, sprawdź ją chociaż.
-Domi, wiesz, że jestem twoim przyjacielem i zawsze dostarczasz nam świetnych rekrutów, ale to twoja córka, dziewczyna.
-Nic nie rozumiesz, prawda? Ona cały czas chce nam udowodnić, że nie jest skazana na siedzenie w osadzie.
-Gdyby była chłopcem...
-Posłuchaj mnie! Ona jest lepsza niż niejeden chłopaczek!
-Mówisz tak, bo jesteś jej ojcem.
-Nie, mówię tak, bo to wiem. Masz, tu jest list polecający. Uwierz mi, to nie był mój pomysł. Myślisz, że chciałbym ją wypuścić z domu?
-Ehh, Domino. Dobra, przeczytam to. Przyślij ją do mnie gdy skończy szesnaście lat. Jeśli faktycznie jest dobra i sprawdzi się, przyjmę ją.
-Dzięki Ralf!
-Niczego nie obiecuję...
-Tak, tak.

Dziewczyna oczywiście nic o tym nie wiedziała. Pracowała pieczołowicie dalej. Nawet udało jej się namówić rodziców na zakup bloku i ołówków. Sama nie wiedziała jak to zrobiła. Od tamtej pory rysowała nie tylko pokemony, ale też ubrania. Otóż stroje, które wtedy widziała na Pokazach zachwyciły ją całkowicie. Codziennie też jeździła do pobliskich osad, bo ojciec jej kazał. Zdziwiło ją to, ale się nie przeciwstawiała. Jeden fakt ją denerwował, co i rusz ktoś ją mylił z „młodzieńcem”.

Dzień po skończeniu lat szesnastu.
Wysłana została ponownie do miasta. Sama. Oczywiście nie powiedziano jej o co chodzi.
-Ale mogę wziąć ze sobą Minccino?
Owy pokemon od dłuższego czasu nie odstępował jej na krok, a i ona nie odganiała go od siebie. Ojciec pozwolił. Razem więc z pokemonem pojechała do miasta.
Dotarła we wskazane miejsce bez problemu, przecież przez tyle lat uczyła się na tych mapach, że teraz miała wszystko jakby przed oczami.
-Dzień dobry. Szukam Pana Ralfa, Domino mnie przysyła.
-Domi? Jednak chłopca przysłał, zdaje się, że miał swoją córkę tu przyprowadzić.
-Eh...To właśnie ja. Rue.
-Oh, wybacz. A więc tak, tak. Hymm, wiesz po co cię tu wysłali?
-Nie mam pojęcia...
-Ah, Domi jak zwykle tajemniczy. Chodź, wytłumaczę ci wszystko.
I faktycznie wszystko jej wyjaśnił. Okazało się, że ojciec zaproponował ją na Kuriera. Więc to po to kazał uczyć się map? Prawdopodobnie tak. Praca nie łatwa, bo czasami niebezpieczne okolice trzeba odwiedzać.
Zgodziła się. Jakżeby mogła zaprzepaścić taką szansę?

Przez kilka lat dostarczała tylko paczki i tylko do okolicznych miejscowości. Nie chciano jej puścić dalej, raz ze strachu, dwa, bo była kobietą. Choć i tak wszyscy mylili ją z chłopcem. Jednak wszyscy byli zadowoleni z jej pracy, była jak zwykle obowiązkowa i dokładna w swych zleceniach. Poznawała „realny świat”. Rysowała coraz więcej, bacznie obserwowała ludzi i modę. Wiedziała co chce osiągnąć. W podróżach zawsze towarzyszył jej mały, szary futrzak. Stworzonko przywiązało się do niej a i ona do niego.

W końcu jednak postanowiła poprosić o „poważniejsze” zlecenie. I otóż trafiła się okazja, bowiem misja nie była banalna. Nie chodziło o dowiezienie jednej paczki do jednej osoby. Zamówienie było „łańcuchowe” i wchodziły w grę również pokemony. Chodziło o to, aby odebrać od pierwszej osoby paczkę i przekazać drugiej, od tej też odebrać coś i dostarczyć do kolejnej i tak dalej. Zatem w grę wchodziły całe regiony, a czas był bardzo długi. Najbardziej interesował ostatni adresat. Pasjonująca sama wizja, a i okazja do zwiedzenia wielu miejsc.
Oczywiście nie puszczono jej samej. Po nagabywaniach rodzice zgodzili się (choć była już dorosła i sama o tym decydowała...), ale postanowiono z nią wysłać Alfiego, który również poniekąd był Kurierem, a do tego Trenerem. Nie do końca była z tego zadowolona, ale się zgodziła.
To była jej szansa.


Starter:
Minccino

Profesja:
Kurier/projektant mody

Partner:
Alfie.
Chłopaczek młodszy od niej o pięć lat prawie.
Robi wrażenie miłego, ale nie znają się zbyt długo.
Alf jest przekonany, że Rue jest również chłopakiem i martwi go to, ponieważ Ru mu imponuje.
Dobry kucharz, to on zajmuje się gotowaniem w tym duecie. I walkami...
Prawdopodobnie będzie „ofiarą” ciuchowych wymysłów Ru.
Trochę pedant. I gaduła.
Również wysokie i szczupłe stworzenie, z długimi jak na chłopaczka włosami.

Cel:
Dostarczyć ostatni przekaz w „łańcuchowym” zamówieniu.
Zaprojektować strój dla pokemona i Koordynatora, który zachwyci wszystkich.

Prośby...

Obudziłaś się dość wcześnie to była twoja szans, więc wstałaś 2 i pół godziny przed planowanym wyjazdem, miałaś się spotakć ze swoim towarzyszem, na głównej drodze waszego miasteczka, stamtąd mieliście ruszyć w świat, twój pupil leżał na łóżku chrapiąc jeszcze.l W domu panowała cisza, pewnie twoi rodzice jeszcze spali. Pogoda za oknem, słońce zaczeło wstawać powoli, to samo tyczy się pokemonów ptaków, które cicho poćwierkiwały siedząc na gałęziach, dzień zapowiadał się wspaniale nie widziałaś ani jednej chmury na niebie, więc tp idealna pogoda na rozpoczęcie swojej podróży, przypomniałaś sobie, że nie spakowałaś się jeszcze, wypadało by jeszcze zorbić dla siebie jakieś jedzenie, no nie tylko dla siebie, ale również dla swojego pokemona.
Rue
Rozejrzałam się po pokoju, przecież to już ostatnie chwilę, gdy widzę go w takim stanie. Czysty i schludny. Z wygodnym łóżkiem, którego pewnie nie uraczę podczas podróży, a nawet jeśli to już nie będzie moje. Rodzice pewnie kogoś przygarną pod swój dach albo jakieś dziecko się tu przypałęta. A niech będzie, co będę żałować?
Wyciągnęłam plecak z szafy, taki, który pomieści wszystko co mi potrzebne, ale i nie będzie mi wadził podczas jazdy. Uroki pracy. Chwilę zastanawiałam się co właściwie jest mi potrzebne. W końcu zdecydowałam się i pochowałam poskładane w kostkę ubrania, do tego oczywiście swój blok i ołówki. Bez nich bym się nie obeszła. Postawiłam plecak na biurku, jeśli o czymś zapomniałam to pech, a może przypomnę sobie podczas robienia prowiantu.
Zeszłam na dół do kuchni. Otworzyłam okno, by posłuchać śpiewu ptaków. Zawsze to przyjemniej. Zabrałam się za robienie jedzenia. Dla siebie w sumie nie dużo, nigdy nie byłam żarłokiem, za to mój pupilek z pewnością będzie się domagał jedzenia, wyciągnęłam więc kilka puszek z szafki. Rodzice się raczej nie obrażą, a im mniej wydatków tym lepiej. Zawinęłam chlebek i kanapki w papier. Wyciągnęłam jeszcze jakiś sok. I ze wszystkim udałam się cicho na górę.
Słońce wschodziło coraz wyżej, dopiero teraz poczułam presję tego wszystkiego. Nigdy nie opuszczałam domu na dłużej, ale na litość Boską, nie jestem już dzieckiem! Pokręciłam głową i odpędziłam od siebie ponure myśli. Schowałam jedzenie do plecaka i jakieś drobiazgi z biurka.
Podeszłam do mojego słodkiego przyjaciela śpiącego na łóżku.
-Mi-szepnęłam, zdrabniając jego imię.-Wstawaj mały śpiochu-pogłaskałam go po uchu, w nadziei, że dziś nie każe na siebie zbyt długo czekać.


Amitiel
Jest wręcz idealnie Kiss
____________

Spakowałaś sie spokojnie, zabrałaś ze sobą swoje ulubione rzeczy, lecz nie tylko, potrzebny były również te bardziej praktyczne, jak gruby sweter jakaś bluza z kapturem, praca, pracą i nie mogłaś sobie pozwolić na choroby, mogłoby się to źle skończyć, dzień opóźnienia, przecież nawet 3o minut spóźnienia to była katastrofa.
Z jedzeniem również nie było problemu, twoja matka zawsze robiła większe zapasy, na gorsze czasy, została tak wychowana i postanowiła stosować ów zasady w swoim dalszym życiu, zapakowałaś wszystko pieknie i ładnie, po czym wepchnęłaś to do plecaka, kiedy tylko wróciłaś do swojego pokoju. Co do tego co bedzie się działo dalej z twoim pokojem, przypomniała Ci się rozmowa twoich rodziców z wczorajszego wieczora, miała przyjechać twoja kuzynka, która będzie pomagała twoim rodzicom w obowiązkach.
Niewielki myszowaty pokemon przykrył się kołdrą po same uszka, nie dając się obudzić, dla niego była to jeszcze za wczesna pora, dobrze o tym widziałaś, jednak zawsze można spróbować, może uda się go obudzić, bez większych problemów, kiedy próbowałaś znowu, pokemon zawinął się jeszcze bardziej w pierzynę. Chyba będziesz musiała go wrócić do pokeballa, nie możesz pozowlić na to, żeby ten uparty osiołek wpłynął na twoją punktualność.


Rue
Tak, ten dom nigdy nie jest pusty, nigdy nie próżnują. Nic dziwnego, że ściągnęli kuzynkę. Rodzice przyzwyczaili się do mojej pomocy, więc teraz potrzebowali kogoś w zastępstwie. I padło na kuzynkę. W sumie, ona pewnie nie miała nic przeciwko. Nasz dom jest duży i wizja własnego pokoju, tak pewnie mocno kusiła. Kuzynka raczej nie ma większych ambicji. Pogodziła się z "przeznaczeniem".
Popatrzyłam na pierzynę. Kto by pomyślał, że to takie rozleniwione stworzonko, od kogo ono się tego nauczyło? Bo przecież nie ode mnie! Pewnie Matula maczała w tym swoje palce.
-Minci-szturchnęłam go raz jeszcze. Chciałam dać mu szansę. Starznie nie lubi siedzieć w ball'u, co w sumie rozumiem, więc niech wykorzysta moją dobrą wolę.-Jeśli sam nie wstaniesz to ci pomogę-zagroziłam łagodnie. Jeszcze chwila. Nie spóźnię się, jeszcze jest trochę czasu. Tak, minuty na to by pożegnać się z własną przestrzenią i prywatnością. Sama tego chciałam przecież! Wiadomo, pożegnania. Dobrze, że rodzice śpią, nie będę musiała się rozklejać.
Wyciągnęłam z szafy niebieską bluzę i narzuciłam ją na ramiona. Podniosłam plecak i również zarzuciłam na plecy. Wyciągnęłam pokeball z niechęcią.
-To jak Mi? Idziesz?-spytałam po raz ostatni.



Ostatnie Posty


Rue
Usłyszałam grzmot, ciężko by było tego nie uczynić. Co prawda deszcz walił takimi strugami, że praktycznie tylko go było słychać, ale nie oszukujmy się-burza to burza. Muszę się przyznać, iż ją lubię. Wiadomo, nie w sytuacji, gdy jestem gdzieś na odludziu narażona na jej atak, w dodatku śpiesząca się po paczkę, ale tak poza tym to lubię. Te pioruny przedzierające się przez chmury i rozjaśniające na moment niebo. Jednak w tej chwili było okropnie. Niebo szare, deszcz prawie jak grad...W dodatku ta grząska ziemia, która sprawiała, że koła się w nią wtapiały i ślizgały. Strasznie uciążliwe. Poza tym nie miałam pojęcia co powiedział Alfi, ponieważ deszcz całkowicie go zagłuszał. Mimo to domyśliłam się, że jednak po drodze nigdzie się nie zatrzymamy i będziemy musieli dojechać do miasta. Całkiem niezłe wyzwanie jak na początek. Nie jestem mięczakiem! Jeździć umiałam doskonale. Co prawda, pokonanie masy błota nie była łatwa, musiałam nieźle po napinać mięśnie, by przeciwstawić się tej sile. Po kilku manewrach z przerzutkami udało mi się wyrównać do Alfiego i czułam, że nogi już przyzwyczaiły się do tego rodzaju wysiłku. Była uratowana, że tak powiem. Choć miasto jeszcze było, że tak powiem, poza moim zasięgiem, dostrzegałam jego rozmazane zarysy. To też dodało mi sił.
Ulżyło mi, gdy poczułam, że koła wślizgują się na drogę, taką prawdziwą. Rozejrzałam się dookoła. Wszystko wyglądało tak inaczej niż w wiosce, zarazem wszystko było tak bardzo schematyczne. Przypomniało to wymiarowy projekt zbudowany z pudełek po herbacie lub jogurcie. U nas przecież każdy dom wyglądał inaczej, każdy miał swój charakter, a tutaj? Szkoda aż mówić. Wszystko identycznie, idealnie pedantyczne. Nawet ogrody wyglądały prawie tak samo. Nie do pomyślenia. Ciężko mi było uwierzyć, że kiedyś już tu byłam. Nigdy nie zapisałam tak tego w swej pamięci. Dopiero gdy ujrzałam targ, uwierzyłam, że to tej to miasto. Tak, w tym momencie byłam wdzięczna Ojcu, że zawsze jeździliśmy od razu tam, aczkolwiek wtedy robiłam mu wyrzuty. Może tylko te ławki i fontanny mnie rozczuliły. Reszta była po prostu zwyczajna, aż zawodząca... Miałam nadzieję, że następne miasta mnie tak nie rozczarują. Ale dobrze, dobrze, skupmy się na znalezieniu schronienia a nie gdybaniu o infrastrukturze miasta.
Słowa mojego towarzysza faktycznie mnie rozbawiły. Widać on zawsze musi wszystko po swojemu robić. Bo czy naprawdę nie można powiedzieć tego bardziej gramatycznie? Ale nie ważne, mówi jak mu pasuje. Byłam niemal gotowa do wyścigu, gdy w mojej głowie zrodziło się pytanie, ale gdzie być pierwszym? Całkowicie była pochłonięta niesmakiem jakie wywołało na mnie miasto, żeby skupiać się na tym dokąd się udajemy. Jeszcze ten znak! Któż to w ogóle wymyślił..? Prawie że niewyobrażalne. Stanowczo zbyt byłam przyzwyczajona do wiejskich realiów.
Zanim zlazłam z roweru, ponieważ stwierdziłam, że kłopoty mi stanowczo nie są potrzebne, a że i tak już jestem cała mokra to czy zmieni coś te kilka chwil dłużej na deszczu? Nie sądzę. Więc zsiadłam z roweru i zaczęłam go prowadzić. Nie powiem, że się ślimaczyłam, bo szłam bardzo szybko. Zgubiłam z pola widzenia Alfiego i pewnie, gdyby nie pokemony, które zdziwiły mnie są zażyłością do konkurencji w tym wyścigu, pewnie bym się zgubiła. Podążyłam za nimi. Gdy usłyszałam krzyki przedzierające się przez strugi wody zrozumiałam, że przegrałam. Przyznam się, obeszło mnie to prawie całkowicie. Nie do końca poważnie potraktowałam słowa towarzysza, teraz już wiem, że następnym razem trzeba będzie to zmienić. Zaśmiałam się cicho. Pokemonom i tak będę musiała stale zapewniać wyżywienie, ale dziś będzie to takie oficjalne. Niech i tak będzie. Westchnęłam również po tym, ponieważ z pewnością mój portfel ucierpi, co było dla mnie dość smutne. Przecież pieniądze droga nie chodzą. Ale okej! Nie przejmujmy się tymi przy ziemskimi problemami. Arceus na pewno ma mnie w swej opiece.
Skręciłam i niemal natychmiast się zatrzymałam z wrażenia. Nie sądziłam, iż mogę coś takiego ujrzeć, że w mieście. Sądzę, że nawet na wsiach bym tego nie uświadczyła, a tu? To było zatrważające i jednocześnie rozczulające. Ten chłopiec, był taki przerażony, taki chudy, taki brudny. To nie był rodzaj upaćkanego dziecka, on po prostu był....sama nie wiem jak miałam to określić. Stałam tak i wpatrywałam się w niego, a on widocznie jeszcze bardziej się tym peszył. Nie mogę tak po prostu go tutaj tak zostawić... Nagle zniknął mi z oczu. Dopiero po kilku sekundach zrozumiała, że to ptak kręci mi się prze oczami. Lekko machnęłam ręką, czy on nie widzi, że ten chłopiec potrzebuje pomocy? Po chwili jednak się zreflektowałam, wysunęłam dłoń, by pokemon mógł na niej usiąść. Właśnie, chłopiec był jak ten ptaszek rano. Zagubiony i przerażony światem. Postanowiłam! Przygarnę go. Znaczy się. Wezmę go z nami na kolację, później dowiem się wszystkiego co trzeba. Może się po prostu zgubił? Bóg jeden wie.
Podeszłam do niego spokojnie, tak by się nie przestraszył. Przecież nie miałam złych zamiarów. Wyciągnęłam do niego wolną dłoń, rower oparłam na biodrze.
-Chodź ze mną-powiedziałam spokojnie. Pomogę mu wstać, a później wezmę go do tego pokecentrum, gdzie własnie zmierzałam. Przecież Minci i Alfi czekają tam na mnie.
-Idź powiedz Mi, że zaraz przyjdę-poprosiłam ptaka i puściłam go przodem. Wróciłam wzrokiem do chłopca. Uśmiechnęłam się zachęcająco. I ruszyłam przodem, co chwilę się odwracając, by sprawdzić czy idzie za mną. Nie wiedzieć czemu, zależało mi na tym.


Amitiel
Pokemon był zadowolony, że zwróciłaś na niego uwagę, usiadł spokojnie na twoim ramieniu i przytulił się lekko morkymi piórami do twojego policzka, przeszkadzało Ci to trochę byłaś wystarczająco morka, że dotyk jego piór wydał się aż nieprzyjemny, poza tym pokemon śmierdział i to strasznie, jego upierzenie przesiąknięte było zapachem lasu, liśćmi owocami i innymi dziwnymi rzeczami, będziesz miała kolejne zadanie wieczorem, a mianowicie wykąpanie tego nieszczęścia. Wróćmy do chłopca, kiedy się do niego odezwałaś zauważyłaś, że ten zaczerwienił się mocno, po czym odwrócił się do ściany przystanku i rysował coś na szybie, zaciekawiła Cię pewna sprawa, chłopiec miał coś przewiązanego pod koszulką na plecach, dokładniej to na biodrach, jednak koszulka częściowo to zasłaniała, ów przedmiot wyglądał jak... sztylet? to było bardzo dziwne, jednak ten nie ruszył się ani o krok
-Tal Rash- usłyszałaś z jego słów, twój pokemon odskrzeknął coś do niego i chłopiec dopiero wtedy odwrócił się, aby spojrzeć na Ciebie, jego czarne oczy przeszyły Cię na wylot, tak jakby ten chlopiec nie był już tym samym, na którego spojrzałaś chwilę temu, nie ten, który poruszył twoje serce, było w nim coś przerażająco dziwnego.
-Musze go odnaleźć- powiedział chłopiec, spokój i opanowanie wróciły na jego twarz, chłopiec znowu wygldał na zmęczonego życiem. Mały podszedł do Ciebie i wyciągnął dłoń w twoją stronę
-Chodźmy- powiedział i uśmiechnął się, miał wspaniały, słodki uśmiech, twój pokemon wzbił się i ruszył w stronę centrum pokemon, tak jak mu kazałaś, poleciał poinformować resztę o twoim przybyciu w najbliższym czasie, kiedy stworek zniknął wam z oczu, chłopiec odezwał się pewnym głosem
-Kim jesteś? Skąd pochodzisz? Jak masz na imię i ile masz lat? - powiedział spokojnie i ruszyliście przed siebie, po jakiejś chwili minęliście zakręt, przed wami ukazało się wielkie centrum pokemon, budynek był praktycznie cały biały, jednynie dach wyróżniał się znacząco czerwony kolor przyjmował na siebie wielkie krople, które ze stukotem wybijały rytm, pasujący do przemarszu wojska. Alfie czekał na Ciebie pod niewielkim daszkiem, osłaniającym wejście do centrum, chłopiec czekał spokojnie aż mu odpowiesz, po chwili ty również dotarłaś pod zadaszenie
-Witamy z powrotem- powiedział twój towarzysz, podrapał się po głowie zdzwiony widokiem malucha, widocznie nie spodziewał się, że dorobisz się dziecka w ciągu niecałych 5? 10? minut.
-Hej jestem Alfie- powiedział wyciągając do małego dłoń, chłopiec odpowiedział tym samym i uśmiechnął się tak samo jak do Ciebie
-Nazywam się Nimijasz- po tym jak malec ścisnął dłoń twojego "przyjaciela", pochylił się lekko, kłaniając się w ten sposób, nagle przed jego klatką zawisł niewielki naszyjnik, medalik rozbłysnął jasno, czerwienią, bielą i czernią, widziałaś już kiedyś ów znak, ale za cholerę nie mogłaś sobie przypomnieć skąd, zauważyłaś, że Alfie zbladł
-Cholera- mruknął pod nosem
-Będziemu musieli pogadać- powiedział do Ciebie trochę ciszej
-Coś nie tak?- zapytał chłopiec
-Chodźmy już do centrum pokemon- powiedział udając uśmiech i ruszył jako pierwszy, po chwilki cała wasza banda znalazła się w centrum pokemon, ów miejsce zawsze wyglądało tak samo, nie ważne w jakim miejście się znajdowałaś, zawsze mogłaś być pewna jednego, wystrój centrum pokemon Cię nie może zaskoczyć, na wprost wejścia znajdowała się lada , zza której wyglądała siostra Joy z niezmiennym uśmiechem na twarz, po prawej bliżej wejścia stały ławeczki i stoliki, kawałek od nich zauważyłaś schody, pomiędzy nim, a ladą znajdował się długi korytarz, nie dowiesz się dokąd prowadzi, dopóki nie zajdziesz na sam jego koniec jednak teraz nie czas na to, praktycznie każda ławeczka była zajęta, siedziały na nich ludzi, pewnie trenerzy, albo koordynatorzy, w jednamy z rogów pomieszczenia zauwazyłaś spore zamieszanie, ludzie rozmawiali dość głośno, wyłapałaś jedynie słowa: pokemony, eevee, ewolucja i eevolucja, tego ostatniego nie byłaś pewna, pomiędzy nogami ów osobników migały jaskrawe kolory, zółty, zielony, czerwony, fioletow. Kiedy rty patrzyłaś na ów kolorki Alfie odstawił rowery opierając je o ścianę pomieszczenia. Nagle podbiegła do was dziewczyna, brunetka niższa od Ciebie
-Witam wy wrónież przybyliście na pokazy Eevolucji? -zapytała, a za nią podbiegł do was taki pokemon:
Gra Rue Spr_5b_470_s
-Na co przepraszam?- zapytał Alfie, w tym czasie mały chłopiec odszedł od was i usiadł na jednym z krzeseł, które akurat było wolne
-Co roku w tym mieście odbywają się wystawy eevolucji, czyli pokemonów, które są wyższymi formami eevee, oceniane są pod względem postawy, jakości seirści, barwy głosu oraz sposobem prowadzenia się, najlepszy dostaje wysoką nagrodę i wszyscy płacą spore pieniądze aby mieć młode ów pokemona, nie wiecie co to?- dziewczyna wyraźnie się zdziwiła, lekko speszona zaczęła marszczyć dłońmi koronkowe zakończenie swojej białej sukienki
-Przepraszam, że tak na was napadłam w takim razie, szukam partnera dla mojego shiny poka, jest chempionem z tamtego roku, - powiedziała i zerknęła z podziwem na swojego pokemona, który własnie teraz podszedł do twojej Minci, te lekko zestresowana wzięła głęboki wdech po czym wyprostowała się znosząc krytyczny wzrok leafeona, ten mruczał coś pod nosem
-Nazywam się Amelia, a wy?- dziewczyna zainteresowała się wyraźnie twoim pokemonem
-Moge wam dać 5 ooo$ za tego pokemona, słyszałam, że w Unovie powstały wystawy dlatego gatunku, co wy na to?- trochę bezczelna była, ale widocznie taki typ człowieka, oczekiwała spokojnie waszej dopowiedzi, jednak Alfie odszedł kiwając głową zniesmacozny jej zachowaniem
-Czyli to twój pokemon? Wiesz popracowała bym nad nim nie ma złej postawy, jednak sporo mu brakuje, jego sierść jest trochę blada- dodała jeszcze bardzo Cię denerwując, nawet w jej głosie było coś nie przyjemnego i aroganckiego, zauważyłaś jak obaj chłopcy usiedli razem, Alfie nie zwracał na małego uwagi, widocznie coś mu się nie podoba w tym chlopcu, musisz spławić tą pannę i zając się sprawami swojego towarzysza, coś wyraźnie go dręczy.


Rue
To było do przewidzenia, ruch wykonany przez małego ptaszka. Nie powiem, że sprawiło mi to nieziemską przyjemność. Piórka jego były postrzępione i mokre, co po dotknięciu mojej skóry wywołało u mnie dreszcz. I jeszcze ten zapach! Jak on może tak cu...W sumie, racja, zwierzątko do tej pory było "wolne", więc pewnie tarzało się po różnych błotach i innych takich. Przesiąknięty był mokrymi liśćmi i korą. Gdzie on żył? Tak, znów głupota z mojej strony, to chyba oczywiste gdzie... Westchnęłam cicho, będę musiała go wykąpać i coś mi się zdawało, że nie będzie to takie łatwe ani przyjemne. W końcu to zwierzak, one nie przepadają za kąpielami.
Spoglądałam spokojnie na chłopca. Jego zachowanie było nader dziwne. Pierw się nie odzywa, później się czerwieni, gdy ja coś powiem, a w końcu odwraca się do mnie plecami. Brak wychowania, ale cóż można było się spodziewać po takim chłopaczku. Nie, nie, nie wolno mi tak myśleć. Może był nieśmiały, kurde, nie mogę tak szybko skreślać ludzi. Zaraz, zaraz, co on ma przy pasie. Wytężyłam wzrok by się temu przyjrzeć. Czy to sztylet? Coraz bardziej traciłam wiarę, że faktycznie znajdę tutaj jego opiekunów. Zdawało mi się, że jego obecność tutaj i ubiór nie jest przypadkowy. Na pewno nie jest stąd, to po prostu niemożliwe! I co on rysuje na tej szybie?
Już miało mi się wyrwać z ust "co proszę?', gdy słowa ugrzęzły mi w gardle. Nie wiedziałam co oznaczają te dwa słowa, ale najwidoczniej mój pokemon tak. Tylko że od niego się tego nie dowiem... W dodatku oczy tego dzieciaka były już całkowicie inne. Muszę się przyznać, że trochę mnie to przeraziło, jednak nie na tyle, żeby zmienić swoje postanowienie. Cóż, może tak ma być. Najwidoczniej spotkanie z tym chłopcem nie było przypadkowe. Coraz bardziej intrygował mnie ten człowieczek.
-Opowiesz mi o tym, jak dojdziemy do centrum, okej?
Najwidoczniej było to dla niego ważne, kto jak to, ale ja wiedziałam co znaczy chęć osiągnięcia celu. Bądź co bądź, poświęciłam temu większą część mojego świadomego życia. Zatem wydawało mi się, że muszę mu pomóc. Oby tylko nie wyszło z tego nic gorszego...
Nie wiedziałam czy mam dalej trzymać jego rękę czy co. W końcu jednak postanowiłam pójść przodem, jak będzie chciał to sam złapie mnie za rękę, to było po nim widać. I słychać w jego głosie. Zaskakujące były te jego zmiany, tak diametralnie się przeistaczał. Tak, uśmiech miał cudowny. Taki niewinny, dziecięcy. To trochę mnie uspokoiło. Może nie będzie tak źle. Maluch mnie intrygował. Z każdą chwilą coraz bardziej, zwłaszcza, gdy tak śmiało zadawał te pytania.
Ptaszek jednak był usłużny, poleciał tak jak go po prosiłam, więc istnieje szansa, że z tą kąpielą nie będzie tak źle. Najwyżej poproszę którąś z sióstr w centrum, w końcu po coś one tam są.
-Nie uważasz, że sam pierw powinieneś mi odpowiedzieć na te pytania? Względnie chociaż się przedstawić?-powiedziałam do chłopaczka. Nie chciałam być nieuprzejma, ale nic o nim nie wiedziałam. Dlaczego sama miałam się zdradzać z tych szczegółów dotyczących mojego życia.-Możesz mi mówić Rue-dodałam równie spokojnie jak on. W końcu jakoś mówić do mnie musi. Założyłam, że i tak już przeszedł na "ty" ze mną, poza tym i tak bym nie zdzierżyła, gdy miał mówić do mnie per Pani, bry...
W końcu, dotarłam do tego budynku. Był taki... zwyczajny. Wciąż czułam się rozczarowana tym całym miejscem. Deszcz ciągle sobie bębnił, nawet już tego nie czułam. Byłam cała przemoczona, będę musiała się przebrać i umyć. Tyle zadań na jeden wieczór, tak mało czasu, to dopiero pierwszy dzień. Właśnie, właśnie! Muszę zmienić nastawienie, przecież tego chciałam.
Weszłam wreszcie pod daszek. Teraz dopiero czułam jak ubrania przylegają do mojej skóry, beznadziejnie. Na dworze było trochę chłodno, tak mi się zdawało. Chciałam wejść do środka, tam na pewno jest cieplej niż tutaj. Widziałam wzrok Alfiego, w sumie nie było mu się co dziwić. Sama przecież jakoś nie bardzo wierzyłam w to co widzę, wtedy na przystanku. No tak, ale mógłby być trochę bardziej dyskretny, nie musi się tak na mnie gapić, co to moje dziecko? To fizycznie ani biologicznie nie możliwe... No, bo psychicznie to już inna sprawa. Ten chłopiec na pewno nie był moim dzieckiem, no!
Teraz przynajmniej wiedziałam jak się chłopiec nazywa. Było ono tak samo intrygujące jak jego posiadacz. Z takim się jeszcze nie spotkałam, może to dlatego. Tak czy inaczej, spostrzegłam gest, który wykonał. Każdy, podanie dłoni, uśmiech, ukłon. Miał taką słodką buźkę, aż trudno było uwierzyć, że się tutaj po prostu nie zgubił. Będę musiała z nim później porozmawiać. Naszyjnik również spostrzegam i bladą twarz towarzysza także. To było dość dziwne. Widziałam już taki symbol, ale nie mogłam sobie teraz przypomnieć gdzie i co on oznaczał. Nie było to takie ważne widocznie. Tylko dlaczego Alf zrobił się biały jak ściana? To już jakby bardziej zajmowało moją głowę. Ten kawałek metalu nie mógł być chyba zwiastowaniem naszej śmierci, więc czemu wywołał u niego taką reakcję?
Kiwnęłam towarzyszowi głową, na znak, że zrozumiałam. Chłopcu zaś pokazałam wzruszeniem ramion, że nie mam pojęcia o co tamtemu chodzi. Bo i tak przecież było. Widziałam tylko, że chce mi powiedzieć, a co, to już inna sprawa.
Weszłam za nimi. Poczułam ogarniające mnie ciepło. To było to, czego w tej chwili potrzebowałam. Jeszcze jakbym mogła się przebrać. Nie mogę sobie pozwolić nawet na katar, nie mówiąc już o jakimś przeziębieniu czy gorszym choróbsku, myśleć tak nie powinnam w ogóle! Tak czy inaczej, było tu o wiele przyjemniej niż na zewnątrz, choć światło dawało po oczach, najwidoczniej przyzwyczaiłam się już do tej ciemni na zewnątrz. Przymrużyłam lekko powieki. Muszę chwilę im dać na przystosowanie się. Pomieszczenie było przestronne i jeśli dobrze mi wiadomo takie samo jak tysiące czy miliony innych. To było trochę nudne, ale może i przydatne, bo nie trzeba będzie w każdym robić rozeznania. Przyglądałam się rozmieszczeniom schodów, korytarzy i tych innych szczegółów. Jeśli zapamiętam to teraz, będę miała z głowy później. Lepiej się przygotować zawczasu. Nie dane mi jednak było powędrować gdzieś w głąb. Uwagę przykuła licznie zgromadzona grupa ludzi. Wydaje mi się, że zazwyczaj w centrum nie ma ich aż tyle. Owszem, dopuszczałam myśli, że dużo, ale tak, żeby nie było gdzie przysiąść, to przecież bez sensu! Może jakiś meet się odbywa albo inna dziwna atrakcja ludzi z miasta?
Podeszłam do dużego zbiorowiska, próbując z ich rozmów wywnioskować co się dzieje. Bez celowo. Mówili szybko i dość nieskładnie. Wyłapałam tylko kilka słów, które wcale mnie nie naprowadziły, a ostatni wprowadziło lekkie zamieszanie w mojej głowie. Dobrze usłyszałam? Czy może przekręciłam to poprzednie słów. W końcu postanowiłam się poddać, to i tak nic mi nie da. Poza tym czy to jest mi potrzebne..? W chwili obecnej ponętniejsza byłaby możliwość napicia się herbaty czy czegokolwiek byle ciepłego. Owszem uwagę przykuwały te mieniące się kolory miedzy ich nogami, ale i tak nic nie widziałam, więc dość szybko straciłam tym zainteresowanie. Rozejrzałam się za Alfim, może on coś wymyśli, w końcu jest taki rozgadany i w ogóle.
Gdyby się nie odezwała pewnie nawet nie zwróciłabym na nią uwagi, na tą dziewczynę. Za to jej pokemona niemal od razu spostrzegłam. Był śliczny, lśnił jakoś tak sam z siebie. Widziałam już go wcześniej, na którymś z wypadów rodzinnych. Nie miałam wiele okazji się na nie załapać, ale gdy już mi się to udawało, to korzystałam ile mogłam. Tak, ten pokemon coś przywodził mi na myśl.
Miałam zapytać o co chodzi z tymi całymi pokazami eevolucji, kiedy znów Al mnie wyprzedził. To robiło się nieco drażniące, jakby czytał mi w myślach! To przecież niemożliwe, wręcza absurdalne.
Przysłuchiwałam się co też brunetka ma ciekawego do powiedzenia, skoro już zadało się pytanie to należało wysłuchać odpowiedzi. Powędrowałam wzrokiem za chłopcem, nie mogłam go teraz zgubić, źle bym się z tym czuła.
Słowem, owe eevolucje nie były niczym innym jak pokazami pokemon, tylko że nie dotyczyły wszystkich. Najwidoczniej fascynacji owej eevee byli pochłonięci całą jej "rodziną", tylko i wyłącznie. To było trochę śmieszne. Sama idea oceny pokemonów może nie, ale żeby płacić takie pieniądze za dziecko jednego z nich? Trochę jakby inne były gorsze, a to przecież nieprawda... Każde stworzenie było wartościowe, a ich potencjał zależał od opieki a nie od pochodzenia... Przypominało mi to zasady panujące w dawnych czasach i na wsiach, "przeznaczenie". Najwidoczniej nawet tutaj ono obowiązywało, ciągle zastanawiała mnie wiara w tą niezmienność losu. To takie naiwne. Trochę mnie wkurzało myślenie tych ludzi.
-Teraz już wiemy-odpowiedziałam bez większych emocji. Od pokazy i już. Nie rozumiałam jej spięcia całą tą sprawą.
Powiodłam również wzrokiem za jej pokemonem, który już znajdował się koło mojej Mincci. Śmieszyła mnie troszkę reakcja mojego szarego stworzonka, widocznie ten zielony jej imponował. W sumie nic dziwnego, naprawdę był piękny. Z pewnością zasługiwał na miano czempiona, choć nie widziałam pozostałych. Kto wie, może są równie zachwycające.
-Erde-odparłam cicho, może wcale nie usłyszała. Czy naprawdę ją interesuje moje imię? Po co, w końcu i tak pewnie zaraz się rozejdziemy i nigdy nie spotkamy, ale nie, nie wolno mi tak myśleć, to niegrzeczne.
Jej pytanie totalnie zbiło mnie z partykuły. Bezczelne! Co to w ogóle miało znaczyć, czy ja wyglądam jak ktoś kto odda swojego pupila byle komu? Jakiejś niewychowanej małolacie, która myśli, że może mieć wszystko za marne pieniądze... I jeszcze Alfi sobie poszedł ,świetnie zostawił mnie z tą smarkulą samą. W sumie już mnie nie interesowało co miała mi do powiedzenia. Nawet za 50 tys nie oddałabym mojej kochanej Mi. Głupota, prosić kogoś obcego o coś takiego... I jeszcze mówi mi takie rzeczy! Arogancki mieszczuch! Teraz to już w ogóle nie było mowy o jakiejkolwiek rozmowie.
Poszukałam wzorkiem mojej dwójki, siedzieli obok siebie, ale jednej do drugiego plecami. Najwidoczniej Alfiemu wcale nie pasowała obecność chłopca, tylko czemu ten mu tak przeszkadza. Muszę się tego jak najszybciej dowiedzieć, przecież to jakby podstawowa kwestia. Z jednym jestem poniekąd związana, co do drugiego miałam pewne postanowienie, kurczę, to wszystko było takie kłopotliwe. A to dopiero pierwszy dzień!
-Mincci choć tutaj-wysunęłam do niej rękę, by mogła wejść mi na ramię.-Dzięki Amelia, ale nie jestem zainteresowana-kiwnęłam jej głową i sobie poszłam. Nie miałam zamiaru więcej z nią rozmawiać.
Podeszłam szybko do moich chłopaczków i usiadłam na przeciwko nich. Położyłam plecak obok, ściągnęłam wreszcie z siebie mokrą bluzę. Spojrzałam na jednego, później na drugiego.
-Co za niewychowana dziewczyna, chciała kupić ode mnie Mii, wyobrażasz to sobie Alfie?-spytałam trochę się uspokajając.-Napiłabym się herbaty-oznajmiłam.-Jakie są plany na resztę wieczoru? Raczej się stąd nie wydostaniemy dzisiaj. Wygląda na to, że będzie padać cały wieczór-westchnęłam. Ta ulewa niszczyła cały nas plan, w końcu, gdyby nie ono, możliwe, że dotarlibyśmy do pierwszego punktu, a tak to nic z tego...
Pozwoliłam Minccino usiąść obok siebie, poszukałam wzorkiem brązowego ptaszka. Gdzież on się podział?
-Właśnie-wróciłam wzrokiem na chłopca-Nimijasz, powiesz mi jak znalazłeś się na tym przystanku sam? Masz tutaj kogoś? Zjesz z nami kolację?-taki lekki ciąg pytań. Właśnie, kolacja, przypomniało mi się, że to ja mam za ową płacić. Kurde...
Cieniu
Cieniu
Admin

Male Liczba postów : 3460
Birthday : 07/04/1991
Join date : 16/01/2013
Age : 32
Skąd : Śródziemie

Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach