Gra Zerna (Część II)

- Wali mnie Xana... - po czym wyrwałem się... - Mam dość, jestem tylko MUTANTEM nie pół bogiem czy innym cholerstwem.. Nie pasuje do tych czasów ani do walk bogów... Jestem Asasynem... Mutantem... Moje miejsce jest na polu walki... ALbo oceanie.. - Po czym wkurzony wyszedłem... Miałem dość... Idę ochłonąc... Dosłownie... - Ehh - odrzekłem biorąc rozbiek i skaczą z Klifu robiąc skok wiary(czyli skacze z miejsc synchornizacyjnych w taki sposób ze zawsze ląduje w magiczny sposób w sianie/liściach/wodzie

Zostawiłeś dziewczynę w cóż... Dość fatalnym nastroju delikatnie mówiąc.... Po tym skoczyłeś z klifu. Woda była lodowata i od razu czułeś, że z każdą chwilą temperatura Twojego ciała spada. Po niedługim czasie natrafiłeś na niewielką wysepkę na wodzie. Cóż masz trochę do pomyślenia... Sprawa była fatalna, dodając do tego Twoje nastroje....

Wyszedłem na lont i rozejrzałem się... - Ehh mam dość kurwa.... Nie dość ze ten chuj sie kręci to nikt nie zrozumie ze mam dość... Zależy mi na niej ale mam dość jej pokręconego życia... Dość tych nadnaturalnych istot... Najlepiej by było jakby mnie nie było chyba - odparłem siedząc na jakiejś skale... - Dość... mam po prostu tego dość.... chce odpocząć albo przeżyć coś co nie wiąże się kurwa z dziwnymi nadnaturalnościami CAMILLE!

Tak więc krzyczałeś i krzyczałeś... w końcu Ci się znudziło i się wyszalałeś, teraz mogłeś ochłonąc. Byłeś cały mokry a do tego co jakiś czas oblewała Cię lodowata woda. Nie ma to jak darmowy prysznic na morzu. Tylko słona woda było niezbyt przyjemna w stosunku do normalnej. Widziałeś, że w domostwie nadal świeciło się światło, na niskim piętrze pracowni...

Wstałem - Jak zwykle... Mam dość... POKAŻ SIE TĘPY CHUJU - Wrzasnąłem wiedząc że to coś nadal gdzieś tu musi być... Miałem zamiar to zajebiać... Wyciągnąłem oba miecze i czekałem na jego pojawienie się... Miałem zamiar zmienić go w kupkę flaków

- Waa? - po chwili z morza wyłonił się jakiś pokemon.

Puścił w Ciebie kilka baniek, które pękły Ci przed twarzą i zapluskał wodą... Zupełnie nieszkodliwy wielorybek... Był widocznie pokojowo nastawiony, po chwili wyspa, na której byłeś zaczęła się ruszać... Oj chyba jesteś na jego mamie.

- Przeklęte wieloryby - odparłem wbijając w nią szpony i zmuszając by zbliżyła się do brzegu... Tam zeskoczyłem i udałem się przed siebie... Nie miałem zamiaru wracać... Mam dość... - Kurwa... Miło by było dla odmiany zając się czymś innym... Morze... Sztormy... Ehhh - Odparłem idąc dalej w głąb lądu...

Niedługo dostałeś wiadomość na pokenav...
"Czeka nas przeprowadzka w pirackie klimaty, więc jak co wróć w miarę szybko, sprawa tyczy się w dużym stopniu ciebie... Chcą regenerację i wiedzą, gdzie jesteśm , więc póki co musimy się przenieść "-wiadomość od Camille, tak więc spokoju nie masz znowu... Ale piraci, statki... To coś cudnego. Przynajmniej takie było pierwsze twierdzenie.

Odpisuje - Nie... Mam dość Nigdzie nie ide z tobą... Mam Dość ciągania za soba twoich problemów... twoich potrzeb etc... Ja chciałem miec normalną rodzine a nie Problematyczną..." - Po czym wyjebałem Pokenav do oceanu... - Mam dość... Kurwa to niech straci jebane zdolności wiem że kurwa moę - Odaprłem idąc dalej mając Camille w dupie

Po chwili ujrzałes przed sobą postać bardzo podobną do Camille w jej dawnej postaci tylko zupełnie białą z czerwonymi pasemkami.
- Niby człowiek a jakże problematyczny, stanowisz zagrożenie... - powiedział. - Cóż, najwygodniej jak się ciebie pozbędę na jakiś czas - stwierdził i pstryknął palcami, a jego oczy się zaświeciły.
Zacząłeś się rozpadać, dosłownie, czułeś, że coś Cię wciąga do innego miejsca...

- Sam... NIE IDĘ! - Odparłem z trudem łapiąc go szponami za cokolwiek lepszego od materiału i wciagajać się z nim - Znam was na tyle skurwiele że nie uciekniecie z czasu! - Odparłem śmiejąc się z niego - Utkniesz ze mną Druhu! - Po czym leciałem.... i Leciałem....

Zaskoczyłeś go swoimi działaniami i jakoś udało mu się od Ciebie wyrwać, ale przez to poczułeś, że nagle wpadasz w jakieś przejście i lecisz jak torpeda... Po chwili z całej siły wyryłeś w piasek i miałeś piasek w ustach, gardle, skórze... wszędzie, gdzie się dało. Byłeś na plaży, wokół żadnej cywilizacji. Gdzieś Cię musiało wywalić, tylko nie masz pojęcia gdzie....

- Co do... - Odparłem otrzepując się i wstajac... - Kurwa... Gdzie ja jestem... Chwila... - odparłem rozglądajac się... Zacząłem niuchać... - Coś mi nie pasuje... To nie ten klimat... - Po czym rozjrzałem się i wspiąłem na jakiś wyższy punkt w celu sprawdzenia okolicy... - Wing! Rozejrzyj się! - Odparłem puszczając pokemona

W tym powietrzu totalnie nie czułeś spalin, benzyny, etc... Było czyste! A to rzadko spotykane... Wkrótce pokemon poleciał by się rozejrzeć, a Ty znalazłeś jakiś wyższy punkt.... W oddali ujrzałeś.... statek?! Drewniany, widziałeś żagle, liny, piracka bandera... Pytanie gdzie jesteś po chwili zmieniło się w pytanie... Kiedy jesteś?! Znalazłeś się w dość ciężkiej sytuacji...

- Wing wracaj.. - Odparłem zeskakując... Zdjąłem kaptur... - No proszę... Jestem w czasach... Złotej Ery heh - Odparłem udajac się do tego statku... - Hmm moja obecność może w chuj zaburzyć czas jak ludzie ogarną się kim jestem... Wiec musze przybrać inne imie... Już wiem... Edward... Edward Kenwey... - Mówiłem sam do siebie i pobiegłem dalej.... Statku nadchodzę!

Pokemon niedługo siedział w swoim pokeballu. Dobrze, że przynajmniej to działa... I tak miałeś raczej szczęście, kto wie gdzie i kiedy mógłbyś się znaleźć? A co jakbyś utknął na wieki w jednym punkcie? Do statku musisz kawałek popłynąć i z tego co już tutaj słyszałeś to na pokładzie mają niezłą, pijacką imprezę... Twój strój na pewno się sporo różni i będziesz musiał zdobyć jakieś współczesne ubranie, ale z tym trudno nie będzie, wystarczy dorwać jakiegoś kupca czy coś... Pokemonowej waluty raczej nie przyjmują tutaj.

Wbiłem na statek - Dobra Tępe Skurwiele... Koniec balangi.. - Odparłem kopiąc jednego z nich w plecy - Nazywam się Edward Kenwey A od teraz... To mój statek a wy jesteście jego jebaną załogą - Odparłem patrząc na nich... Coś czuje że ubiór jednak nie będzie problemem... - jeśli macie jakieś wąty proszę bardzo... Atakujcie ale wątpie by wam się udało mnie... zaskoczyć - Odparłem stajac na środku - No dalej... Udowodnijcie że jesteście... PIRATAMI!

Ci po chwili zaczęli na ciebie wyklinać.
- Kto się tutaj znalazł... Jakiś facet mający zbyt wysokie mniemanie o sobie, dalej chłopaki... pokażemy mu co to znacz przerywać nam zabawę... - powiedział jeden wyjątkowo spity.
Wszyscy pozostali dobyli swoich kordelasów i zaczęli do Ciebie podchodzić ze wszystkich stron, jedynie kilku młodzików się wycofało. I zobaczyłeś prawdopodobnego kapitana, który się tutaj zbliżał... Paskudny, pokryty bliznami facet z wykrzywioną przy tym wszystkim twarzą...

- Cóż... - Odparłem wyciągając miecze... - Nawet nie wiedzie jakiego diabła wywołaliście... - Po czym jak atakowali kontrowałem każdy atak... Nie miałem zamiaru ich zabijać co najwyżej zranić albo wywalić za burtę... Po Skończonym przedstawieniu schowałem ostrza... - Wiesz... Jest takie pirackie Motto... Zdobyta łajba zmienia właściciela... - Po czym Pobiegłem prosto na niego... Wskoczyłem na poręcz chodów i z rozbiegu skoczyłem na niego Wbijajać HB prosto w jego szyję... - Idź do czortów... Słaby kapitanie - Po czym odwróciłem się... - Chcecie Większe przedstawienie?

Rzuciła sie na Ciebie większość załogi, więc się na wymachiwałeś tymi mieczami... 1/6 wylądowała za burtą, pozostali z większymi lub mniejszymi ranami... Kapitan walczył jak wściekły pies i nawet jak już miał ostrzę w gardle to zdążył w Ciebie wbić swój kordelas... cóż reszta załogi była zszokowana tym bardziej jak zobaczyli to jak dobrze zniosłeś ramię... Cofali się mówiąc między sobą "demon", "szatan" i tak dalej... 4 osoby wyskoczyły z własnej woli za burtę twierdząc, że ta łajba jest nawiedzona i wkrótce wszystkich wybijesz....

- A więc Zasrane szczury... Od dziś macie nowego kapitana - Odparlem wywalając trupa za burtę... Kordelas wyjąłem z siebie i wywalił w morze... - Dodatkowo ten Bryg... Od dziś ma miano... JackDaw! - Dodałem stajac przy sterze... - Rozwinąć żagle panowie... Płyniemy się... Zabawić! - Odparłem patrząc za kimś najbardziej ogarniętym na statku... - Ty... Jak cie zwą - Odparłem wskazując na niego - Od dziś będziesz Kwatermistrzem JackDaw... - odparłem... Kwatermistrz... Zajmuje sie rejesterm statku... Opisem zrabowanego towaru etc... - A wiec... gdzie... I którędy do Nassau

Wszyscy zaczęli się uwijać jakby im węże wsadzono do gaci, aż miło patrzeć jak w jednej chwili się zaczęli Ciebie słuchać. Chłopak, na którego wskazałeś pokiwał gorączkowo głową.
- Taktak, jestem jednym z niewielu tutaj co potrafią czytać czy pisać - powiedział tylko.
Po chwili wytłumaczono Ci, gdzie jest Nassau, macie jeden dzień rejsu... Nieźle, a zbliżał się już wieczór.... Słyszałeś raz po raz szepty, z tego co wyłapałeś niektórzy będą mieli zamiar zwiać.

- Ostrzegam... - Odparłem karząc mu łapać ster a sam zszedłem na pokład - Próba... Ucieczki pokaże wam że jesteś niczym więcej niż szczurami lądowymi... Każdy z was pragnie Bogactwa... A kto inny niż kapitan, znający się na tym wam tego nie da? Poza tym... Wytropię was... Znajdę i nauczę... - Po czym złapałem jednego który o tym gadał - I nauczę szacunku... Jestem Edward Kenwey... Wasz Kapitan i w razie dezercji... - Obok jego Szyi wysunęlo się ostrze - Kat...

Ten przerażony przełknął ślinę i oczy omal nie wyskoczyły mu z orbit.
- Tak jest... kapitanie - te ostatnie słowo było trochę z wymuszeniem ale jednak coś było.... Mogłeś przynajmniej z satysfakcją stwierdzić, ze Cię zaczynają uznawać jako kapitana... I to było dobre... Morze było póki co spokojne, wiatr na ogół w sam raz na spokojny rejs... Było dobrze, już się uspokajałeś po tym wywaleniu z twoich czasów...

- Dobra Załoga... Ty trzymaj kurs... Ja idę do kajuty kapitana zobaczyć co zostawił mi po sobie poprzednik - Po czym udałem się do niej... Była pod sterem... Po wejściu rozejrzałem się po niej i usiadłem za biurkiem.. - Hmm w sumie... Po cholerę mam wracać... Tu jest zajebiście... - Odparłem rozgladajać się - Hmmm Pewnie pokemony to coś czego nie znają albu uważają za demony najgorszych piratów... - Odparłem szykajac flagi i lekko ją udoskonalajac... Po wyjściu wręczyłem ją jednemu - Zawiesić... Od dziś to Bandera JackDaw - Odparłem stajać za sterem