Gra Zerna (Część II)

W kajucie kapitana zastałeś dwie nagie, nawet piękne kobiety. Te na twój widok pisnęły coś i powiedziały, że w razie "potrzeby" są na dolnym pokładzie. Znalazłeś po chwili czapkę kapitana, możesz teraz poczuć się iście piracko... Ale najpierw nie... Trzeba ją wyprać bo śmierdzi, zresztą jak dużo rzeczy tutaj. Higiena w tych czasach widać jest zjawiskiem bardzo rzadkim. Niedługo nowa bandera dumnie widniała na maszcie, a ty stanąłeś przed sterem. Podróże, przygody, skarby... Coś w sam raz dla ciebie. Odpoczniesz od tego wszystkiegojjakieś 300 lat...

Po staniu za sterem płynąłem do Nassau... Cóż, musze mieć.. Chwila w tych czasach to chyba Reale... Taa Reale... Może po drodze zaatakuje jakiś statek... - Jak z siłą ognia statku? - Odparłem do chłopaka stojącego obok... Kwatermistrz, zawsze obok kapitana - Da radę coś tym upolować czy raczej szanse sa niewielkie i będę musał użyć pewnej sztuczki.. - Odparłem... Nie chce używac poków ale jeśli na chwile obecną ta łajba ledwo co wytrzyma atak to trza będzie zrobić to niekonwencjolanlnie

- 1/4 dział niezdatna do użytku... Łącznie jest ich 62 - powiedziałlkrótko.
Tak więc raczej nie jest różowo. Póki co żadnych statków... Ale coś widzisz jednak w oddali po kilku minutach. Kilka żagli nad niską wyspa. Może udałoby się wam ich zaskoczyć. Twój kwatermistrz rozglądał się po statku. Chyba był wyjątkowo spokojny w stosunku do reszty załogi, która widocznie miała pietra przy tym wszystkim. Ubyło ci chyba dwóch członków załogi.
- Ekhm, cóż znaleźli się tacy co trochę nie wytrzymali - powiedział chłopak jak zobaczył, że szukasz brakujących sztuk.

- Potrzymaj ster... - Odparłem po czym z rozbiegu odbiłem się od oparcia burty łapiąc linę do abordażu i lądując w wodzie niedaleko wyspy.. - Nie uciekniecie mi... - Po czym po wyjściu z wody zacząłem biec za nimi, nie chciałem ich zabić co to to nie... Ale nastraszyć na pewno, co do ataku na statek... Zamierzam ich zatopić przy użyciu trzech znajomych... Ale na razie biegłem tam gdzie ich poczułem, jak dałem rade to drzewami by na nich zeskoczyć i przybić do ziemi

Zacząłeś poszukiwania... Znalazłeś ich niedaleko jaskini na tej wyspie. Zobaczyłeś też coś interesującego na drzewie, połamane galezie i jakieś jajko na najniższej. Piraci krzykneli przerażeni faktem, że tak szybko ich dopadles na tej wyspie.
- Nie zabijaj, ja tylko....! - biadolili obydwoje.
Oczy ze strachu omal nie powyskakiwały im z orbit i się strasznie miotali.

- Nie zabije was... Horn - odparłem rzucając kulką i wypuszczając pokemona... Nie miałem zamiaru im tłumaczyć... - Pilnuj ich - odparłem po czym podszedłem do jaja - Jajko? Serio? Przecież to nierealne... Są kontynenty Pokemonów ale Karaiby do 1930 roku nie miał poków... To nierealne... - Odparłem chowając jajko do torby a samemu wracajać do niech - Cóż... Co mam z wami zrobić... Horn z chęcią by się wami pobawił nie mały? - odparłem do niego

Twój pokemon zaryczał donośnie i zarył przednią noga w ziemię pokazując jaki to on jest groźny. Piraci się wystraszyli i to nie na żarty. Schowałeś jajko do plecaka. Cóż bardzo zastanawiające jakim ono sposobem się tutaj znalazło, ale zapewne wiele rzeczy z tych czasów nie było jeszcze spisanych...
- Dobrze już nie będziemy próbować ucieczki tylko nam daruj! - przełamał się w końcu jeden z nich, patrząc z niewyobrażalnym przerażeniem na Twojego pokemona.
Pewnie mają porządny szok... Magiczny stwór i to do tego z małej biało czerwonej kulki....

- Horn Powrót - Odparłem biorąc ich za fraki i ciągnąć po ziemi..- Zdawało wam się ze widzieliście coś magicznego... Wiecie... Jakiejś trucizny sie nawdychaliście i wszędzie widzicie krakeny... Co ja z wami mam - Odparłem wmawiajać im ze to sie im śniło... Po dojściu na statek wrzuciłem ich tam i ruszyliśmy dalej... - Cel, Nassau.... I mam nadzieje że nic już nam nie stanie na drodze... - Co teraz pomyślałem że chyba wiem czym dla nich był Kraken...

W końcu bez żadnych przeszkód zaczęliście swój rejs... Tamci faktycznie uwierzyli w to, że tamto im się śniło i teraz każdy z nich pracował za dwóch... Nie ma to jak porządna motywacja. Tamten statek zza wyspy gdzieś zniknął, co było dość dziwne, ale przynajmniej w końcu ujrzeliście... miasto piratów! Nassau! Dotąd tylko czytałeś o nim w swoich ulubionych książkach a teraz masz okazję zobaczyć je naprawdę takie jak było kiedyś.

Po zacumowaniu zeskoczyłem na deski portu - Porozglądam się po okolicy a ty spróbuj znaleść jakiś dość duży konwój... Pomimo braku dział zdobędziemy go Trust Me - odparłem zarzucając kaptur i idąc na wyspę... Małe domki, drzewa... I nigdzie czegoś takiego jak "prawo" bosko... Udałem się do najlepszego miejsca... Tawerny... Rozejrzałem się za potencjalnie Pizdowatymi pesudo kapitanami... Takich najłatwiej bedzie oszukać...

Zostawiłeś statek pod opieką tego młodzieńca i mogłeś iść na wyspę... Niezbyt dobrze tu pachniało, czasem ktoś wylał pomyje na ulicę. Zero higieny,a potem się dziwić, że są jakieś zarazy czy coś w tym stylu... W końcu znalazłeś dość często odwiedzaną tawernę. Było tam dużo piratów, kobiet z biustem na wierzchu przynoszących raz po raz kufle piwa swoim klientom... "Milutko" innymi słowy, chociaż bardzo obleśnie. Znalazłeś tutaj kilku kapitanów, ale na ogół mówiono tutaj o jednym, największym demonem wśród piratów... Czarnobrodym.

Siadłem gdzieś i spojrzalem na was - A wiec to są ci słynni... Piraci z Nassau... Poza Thachem nie widzie nikogo godnego uwagi - odparłem czekając na ich reakcje... Po wzięciu rumu czekałem aż któryś się wnerwi - Cóż, żaden z was wypierdki nie dorówna jemu... - Po czym poprawiłe się siedząc - Oraz mi... - Po czym spojrzałem każdemu na mordę - Połowa nawet nie będzie na tyle sławna by próbować znać wasze imiona... A połowa zdechnie jaki pizdy które porzuciły Piractwo w celu "mamusiu boje się" - A teraz czekałem,...

Wszyscy wstali od swoich stołów porządnie wku... Rzeni. Niektórzy byli nawet czerwoni, chociaż to może od tego alkoholu, który wszyscy wychlali.
- Żółtodzób, ledwo pierwszy raz a już się stawia, nauczmy go pokory - powiedział jeden z nich.
Były gniewne pomruki i słyszałeś jak niektórzy dobywają swoich ostrzy. Chcą cie chyba dosłownie poszatkować. Liczba potencjalnych przeciwników - około 35.

- O boże... - Po czym wstałem... - Cóż.. Moja załoga nazwała mnie diabłem... Czortem w ludzkiej postaci i cóż... - Po czym upuściłem jedną bombę dymną i szybko powaliłem na ziemie nie zabijajac ich kilka osób... Zraniłem ich Hidden Blade'em... Po czym jak dym opadł patrzyłem na niech.. - Jestem Edward Kenwey... - Po czym machnąłem ręką z HB tak by uszkodzić komuś pas z szablą... - I nie jestem skory do zabawy z wami

Udało ci się powalić kilka osób. Kilka zbłąkanych ostrzy cie trafiło, lecz i przy okazji ranili swoich. Narwańcy... Jak dym opadł to się wszyscy cofneli przerażeni wręcz.
- Kim on u licha jest?
- Faktycznie szatan...
- Albo przynajmniej pakt ma z diabłem...
- Za dużo wypiłem... - słyszałeś dość paniczne szepty.

- Hmm Nie nie podpisałem, nie nie jestem diabłem... jestem Waszym najgorszym... - zacząłem po czym wysunąłem Potajemnie szpony tak by zabić jednego by nawet nie zorientowali się jak... - Koszmarem... A teraz... Gadać gdzie są najlepsze konwoje... Mój Bryg, JackDaw(jbc to po polsku kawka, taki ptak) jest osłabiony - Zacząłem po czym tych co śmieli się z nazwy zmierzyłem wzrokiem - Wiec? gdzie znajdę konwój handlowy?

Jak jeden z nich padł jak porazony to usłyszałeś odgłosy przerażenia.
- Blisko portu na zachód... Mila, ukryty w zatoce.... - powiedział w końcu jeden z nich.
Niektórzy chcieli go teraz zarżnąć za zdradę, jednak póki co ty jesteś ich większym zmartwieniem. Nie codziennie wpada do nich jakiś szaleniec - morderca. Po takim czasie spokoju i monotonii w końcu przygoda....

- Hmm jeszcze tu wrócę... - Po czym wyjąłem mieszek tego którego zabiłem i zapłaciłem z jego kasy... Sam ruszyłem na statek.. Po wskoczeniu na pokład... - Dobra, mamy cel Płyniemy na zachód do pobliskiej zatoki. Jest tam Konwój, a to oznacza kasę - Odparłem stajac za sterem i odbijając od brzegu... - Tak w ogóle jak cie zwą - Odparłem do chłopaka płynąc w obranym kierunku... - Bo cóż, ciekaw jestem jak zwie sie mój kwatermistrz

Wszyscy na słowa o zarobku nabrali nowej motywacji. Teraz raczejbbyli zadowoleni... Ehh ci piraci. Im tylko pieniądze w głowach. Twój kwatermistrz widać wszystkiego dobrze dopilnowywał.
- Jestem Irvine - powiedział po chwili chłopak.
Chyba go zdziwiło, że tak nagle pytasz się o jego imię, ale nic oprócz tego co chciałeś by ci powiedział nie dodał. Bardzo posłuszny. Chyba najrzetelniejszy z załogi.

- Dobra.. W trakcie abordażu trzymaj załogę na statku... Sam zajmę się ich okrętem... - Odparłem płynąc w miejsce w którym powinien znajdować się konwój morski. Po dostrzeżeniu go zaczęliśmy ostrzał. Wiedziałem że dużo nie zdziałamy to skierowałem statek dziobem by ich staranować samemu oddajac ster chłopakowi i biegnąc na dziób by móc wskoczyć do środka... Tam wyjąłem miecz i zaczałem ich atakować - Cholera sporo ich... Dobra, Blaze.... Dragon Rage! - Odparłem wypuszczając poka... Jackdaw raczej juz nieco odpłynęła wiec nie dojrzą tego...

Po niezbyt mocnym ostrzale udało wam się zbliżyć do konwoju. Na statku mrowie ludzi, głównie niewolnicy ale co tam... Wszyscy się rzucili na Ciebie z atakiem. Na widok Charmeleona większość murzynów i kilkoro piratów po prostu wyskoczyła za burtę... Co za przesądne matoły... Pozostali jednak jakoś próbowali Cię zaatakować, jednak Twoje regeneracja plus broń plus pokemon równa się mega pogrom... Jeden z gości zdołał drasnąć Twego stwora w róg i trochę to go nadszczerbiło, ale pokemon się tym nie przejął i atakował zaciekle dalej.

- Dobra! Blaze Shadow Claw! - odparłem wskazując mu maszt statku.. Sam zacząłem ostrzeliwać rywali czekajac aż się poddadzą... Gdy skapitulują Chowam Blaze'a do Balla i patrze na nich - Cóż... A teraz macie wybór... Albo oddacie swoje dobra po dobroci... Albo po złości, co wybieracie? - Odrzekłem dając znać strzałem w góre by Jackdaw podpłynął nieco bliżej

Twój pokemon siał zniszczenie, śmierć i postrach. W końcu byłopo wszystkim.
- Wystarczy tego - powiedział w końcu kapitan.
Wszyscy się poddali, a twój statek podpłynął bliżej. Teraz możecie brać co wam potrzebne. Twoja załoga już była na pokładzie napadanego okrętu i zaczęła się grabież z najcenniejszych rzeczy. Zobaczyłeś dość potężnej budowy niewolnika. Może by się przydał.

Podszedłem do niego i ukrytym ostrzem uwolniłem go z okopów niewolnictwa - Wstawiaj, robota czeka chłopie - Po czym pomogłem mu wstać - Działa Burtowe, Moździerze zabierać to na JackDaw! Ja zwiedze cały pokład - Odparłem wbijając do kajuty kapitana oraz pod pokład. Coś mówiło mi żebym się porozglądał po tej okolicy, coś jakby jakiś inny zmysł... ALbo coś w tym stylu

Czarny niewolnik posłusznie jako za swoim wybawcą ruszył za tobą.
- Wiem, gdzie kapitan trzyma niezwykły kamień - powiedział.
Rozglądał się panicznie jakby się bal, że zaraz zostanie zabity za zdradzenie tajemnicy, ale ogólnie chybasszacunku do poprzedniego kapitana nie miał. Mieli tutaj jakieś tkaniny, zapasy... Niezbyt wiele ciekawych rzeczy.