Gra Zerna (Część II)

Strzeliłeś. Byłeś jednak już dość daleko i nie mogłeś się upewnić czy aby na pewno już nie żyje. Padł jednak na ziemię a po chwili przygniotły go drewniane belki. Z oddali usłyszałeś przerażone krzyki. Szybko jednak oddalałeś się od miasta, już po chwili miasteczko zniknęło za górą. Yv ryknął i wzniósł się jeszcze wyżej. Widać było, że pokemon est szczęśliwy gdy tak sobie leci, W pewnym momencie rycząc zrobił beczkę w powietrzu. Zrobił to jednak tak szybko, że nawet nie oderwałeś się od jego grzbietu.

- Dobra Yv, spokojnie... Teraz coś czuje ze będziemy na celowniku - Odrzekłem lecąc dalej - Użyj Całej siły i leć szybciej... Mam dość... Tych okolic.... Muszę gdzieś przycupnąć na dłuższą metę... Chwila... Może... Blaze? - Odrzekłem sam do siebie. Johnny Blaze, aka Ghost Rider... Stary znajomy z czasów chwiały Wolverina... Może w tym świecie jest riderem albo chociaż mnie znał.... Tam zdołam moze na jakiś czas przycupnąć. Hmmm Niby ma dziewczynę ale czego się nie robi dla kumpla...

Pokemon zaryczał w głębi gardła. Mogłeś na spokojnie wyczuć wibracje w jego potężnej klacie. Dalej leciał spokojnie. Nie zmieniał kierunku ani nic. Szybował pod chmurami więc widziałeś wszystko co się dookoła działo a było niezwykle spokojnie. Żadnych pokemonów na niebie. Wiatru też nie było. Gdyby nie to, że w każdej chwili ktoś może rozpocząć pościg za Tobą było by bardzo przyjemnie.

- Hmm Wątpię by chcieli robić pościg za mną. Podejrzewam że nie są aż tak głupi by gonić legendarnego Pokemona... Ale kto ich tam wie... - Odrzekłem spoglądając na ręce a następnie wysuwając ukryte ostrza z bractwa - Ciekaw jestem czy w tym świecie Bractwo istnieje w ogóle... Na Karaibach ich niestety nie zastałem a to bardzo źle rokuje - Odrzekłem przypominając sobie iż w przeszłości nie było żadnego z Assasynów w tamtejszej bazie... Tylko kult jakiegoś dziwaka od Zygarde - Yv, pośpiesz się...

Legenda przyśpieszyła, wciąż jednak przed wami była długa droga. Po pewnym czasie zauważyłeś, że mimo iż pokemon bardzo się starał utrzymywać tempo leciał coraz wolniej. Musiał być już zmęczony. Ty też już czułeś, że potrzebujesz chociaż kilku godzin snu i jakiegoś posiłku. Po jakiś trzydziestu minutach legenda już ledwo leciała i zaczęła obniżać lot.

- Yv Powrót - Rzekłem chowając go będąc nadal w powietrzu. Podczas spadku kierowałem się na drzewa/skały i wysunąłem swoje szpony. Wówczas wbiłem je w ów materiał i zwalniałem przy ich użyciu. Gdy byłem jakieś 20-30m nad ziemią zeskoczyłem z niego i wylądowałem na ziemi - No, to by było na tyle - Odrzekłem chowając szpony w jednej dłoni a drugą ścinając drzewo na opał - Pora coś zrobić... - Odrzekłem układając ognisko i rozpalając je od iskry ze szponów - Dobra, Wing pokaż się - Rzekłem uwalniając pokemona a następnie puszczając go na zwiady

Ułożyłeś ognisko i próbowałeś je rozpalić jednak drewno było zbyt mokre i jedyne co osiągnąłeś to zadymienie okolicy. Wypuściłeś jednak swojego pokemona, który od razu ruszył na zwiad. Po kilku minutach dym się przerzedził i powietrze znów było czyste. Ognia jednak dalej nie było i tym sposobem raczej nie miałeś szans go rozpalić. Musisz pokombinować dalej, jednak bez wysuszenia drewna będzie ciężko.

- Hmm - Odrzekłem siadając na skale i zza ubioru wyjmując cały mój arsenał. - Jestem Assasynem, Mutantem oraz pewnie jedyną nadzieją tego świata... Nie umiem rozpalić ognia... Świetnie - Odparłem sam do siebie - Dobra, ale jeśli użyje fosforu oraz resztek starych szmat zrobię ogień mający w dupie czy jest mokro... Ale będzie to ryzykowne. Dym będzie widoczny z daleka - Kij z tym. Jak powiedziałem tak uczyniłem. Sam wyjąłem stary notes i zacząłem coś notować....

Przygotowałeś wszystko i już miałeś rozpalać ogień gdy zauważyłeś, że Twój pokemon wrócił. Skinął łebkiem na znak, że w okolicy nikogo nie ma i zajął się czyszczeniem piór. Po chwili ogień już płonął. Od razu zrobiło się cieplej. Wyjąłeś notatnik i zacząłeś coś tam notować. W okolicy było spokojnie, nie było słychać żadnych dzikich pokemonów ani nic. Cisza była niezwykle przyjemna. Słychać było jedynie szum liści.

- Hmm Niby czas mi ucieka ale... Jakoś nie czuje presji. - Odrzekłem notując dalej coś w notesie a następnie spojrzałem w ogien i wrzuciłem tam patyk by utrzymać ogień. - W sumie nie wiem gdzie szukać... Sam jestem dosyć poszukiwany... - Odparłem w padając na zacny pomysł - A może dam się złapać kontrolowanie? Oni nie będą wiedzieć o co biega? - Odrzekłem sam sobie chowając notes

Twój pokemon spojrzał na Ciebie jak na idiotę. Przez chwile tak patrzył po czym znów zajął się swoimi piórkami. Po chwili usłyszałeś jakiś szelest w krzakach. Chwilę później wyszedł z niego taki pokemon

Stworzenie spojrzało na Ciebie i jak gdyby nigdy nic skręciło w lewo. Nie zniknęło jednak w krzakach, szło koło nich i rozglądało się jakby czegoś szukało.

- Bliżej mi chyba do pokemona niż człowieka... W sumie jestem jak zwierze... To po co mają sie mnie bać nie? - Odrzekłem po czym patrzyłem na niego przez chwilę po czym wstałem i podrzuciłem nogą jakiś kawałek patyka co się nieco palił - Dobra, czego szukasz - Rzekłem podchodząc do pokemona i spoglądam w krzaki - Zycia? Szczęścia? Teściowej? - Odparłem po czym spoglądam na niego

Stworzenie spojrzało na Ciebie jednak jakoś szczególnie się nie przejęło tym, że podszedłeś. Dalej się rozglądało po okolicy. Chyba jednak nie znalazło tutaj tego czego szukało bo skręciło w jakieś krzaki i pomału zaczęło się oddalać. Po prostu Cię olało. No cóż... nie wszyscy jak widać drżą ze strachu na Twój widok.
Zaczęło się robić coraz ciemniej, mrok zdawał się pochłaniać światło z ogniska. Twój pokemon zleciał z gałęzi i zbliżył się do ognia.

Nawet jakoś nie wpłynęło to na mnie.. Zwierz zwierza nie tknie puki ten nie przeszkodzi mu w jego celu bądź nie naruszy bezpieczeństwa jego Terytorium. Sam wróciłem do ogniska i stwierdziłem że się zdrzemnę. Dorzuciłem drewna do ogniska a sam oparłem się o konar drzewa i zasnąłem. Wing jak chciał mógł spać mi na ramieniu, albo na gałęzi. Jego wolna Wola... Przed snem jednak założyłem w okolicy kilka klasycznych pułapek. Przy pomocy liści i gałęzi prostą klatkę która się zamknie. Z zwiazanych liści a dokładniej żyłek liści przeplatanych przez siebie klasyczny potykacz, oraz ostatnią aczkolwiek najbardziej banalną, czyli sznurek na który jak się postawi stopę załączy mechanizm z kamyków w jakiejś starej puszcze który narobi hałasu. Wówczas udałem się kimnąć...

Rozłożyłeś pułapki i wróciłeś do ogniska. Zauważyłeś jak Twój pokemon znika w swoim pokeballu, po czym położyłeś się spać. Gdy się obudziłeś było jeszcze ciemno, miałeś jakieś złe przeczucie. W krzakach coś się czaiło. Po chwili usłyszałeś krótki świst i coś ukuło Cię z lewą łopatkę. Wszystkie Twoje mięśnie zaczęły się nagle i boleśnie kurczyć gdy z niewielkiego urządzonka na Twoich plecach zaczął płynąć prąd. Po chwili straciłeś przytomność. Gdy się ocknąłeś leżałeś w jakimś ciemnym pomieszczeniu, nie mogłeś się ruszyć, coś blokowało Twoje ruchy. No i miałeś gołą klatę odczułeś to gdy jakiś mroźny podmuch powietrza przepłynął koło Ciebie.

- Shiieeeet - Odrzekłem po czym wysunąłem szpony - Nie wiesz z kim zaczynasz... - odparłem po czym uspokoiłem wewnętrznie samego siebie i zacząłem uspokajać samego siebie od wewnątrz. Coś ala przyśpieszona medytacja która wyłącza na chwile całe ciało. Niczym reset Pc. Wówczas otwieram oczy i zrywam się z tego czegoś i od razu rzucam się na 1 osobę albo coś co mnie tu zabrało i rozrywam na strzęp - To był wasz błąd... - odparłem ponuro

Byłeś unieruchomiony, nie mogłeś się poruszyć więc wysunięcie szponów nic Ci nie dało... a wręcz przeciwnie... coś je zablokowało i nie mogłeś ich schować. Nic nie widziałeś ani nie słyszałeś, gdy jednak próbowałeś się uwolnić poraziła Cię potężna dawka prądu. Na chwilę sparaliżowała wszystkie Twoje mięśnie. Potem poczułeś ukłucie w okolicy nadgarstka i zacząłeś robić się senny, myślałeś w spowolnionym tempie i miałeś zamglony umysł.

Ponownie zrobiłem to co wcześniej aczkolwiek tym razem zadziałałem nieco inaczej. Skupiłem się na Instynkcie zwierza... Tej bardziej nie miłej części swojej osobowości i zarazem skupiałem się na sile... Wówczas ponownie szarpnąłem ręką w taki sposób by wyłamać blokadę/węzeł nawet raniąc samego siebie. CHwila i wrócę do normy. Jednocześnie myślałem o złosći oraz chęci zemsty na tym kto mnie złapał. Zamierzam dać mu prezent jego zasrane sercę w jego mordzie.

Niestety nie byłeś w stanie się skupić, to co ci wstrzyknęli skutecznie temu zapobiegało. Szarpanie nic Ci nie dawało, poobcierałeś sobie jedynie skórę w kilku miejscach. O dziwo nie goiła się tak jak powinna. Dopiero po jakiś pięciu minutach ranki zniknęły całkowicie a były to tylko drobne otarcia. Po pewnym czasie usłyszałeś jakieś skrzypnięcie, coś podobnego do śmiechu a potem zapadłą cisza.

- Wyłączanie genu X... Ty suko - Odrzekłem zamykając oczy i wyczulając słuch, wiedźminem to ja nie jestem z jego słuchem ale wystarczy. Miałem zamiar rozpoznać głos. Jesli to ona to zginie w sekundę... Nawet z dzieckiem a jeśli ktoś od niej... To samo w sumie - Gadaj kim jesteś albo zajebie cię twoją własną ręką! - Odrzekłem starając się wyrzucić z kieszeni Ball... Bal Yv'tiala

Nie miałeś przy sobie nic. Kule z pokemonami gdzieś zniknęły. Nie słyszałeś nic, zupełnie jakby osoba lub coś co się śmiało po prostu wyparowało. Nie mogło normalnie odejść bo byś usłyszał kroki. Znów zostałeś sam. Po jakiejś godzinie usłyszałeś jakieś krzyki, nawoływania i szczęk metalu. Odgłosy się do ciebie zbliżały, nie byłeś jednak w stanie stwierdzić do kogo należą.

- Dosyć - Odrzekłem po czym zamknąłem oczy... Z całej siły pociągnąłem prawą ręką w celu uwolnienia jej. Dodatkowo starałem się ją wykrzywić by jednocześnie jakoś przestawić sobie kość i ułatwić wyjęcie jej. Dodatkowo jeśli to by nie zdziałało starałem się tak ją ustawić by wysunąć szpony które impetem uszkodzą to co blokowało ją i trzymało przy łóżku. - Mam dość... Za dużo czasu... Jestem Zern... Jestem Wolverine... Jestem... - Po czym przypomniałem sobie zabicie gangku motocyklistów dawno temu, magneto, templariusze... Oraz inni - Mścicielem... - i wówczas z całej siły starałem się uwolnić... Mam Cel... I daże do niego

Nim zdążyłeś cokolwiek zrobić drzwi otworzyły się. Usłyszałeś znajome warknięcie. Coś wielkiego podeszło do Ciebie, zobaczyłeś niebieskie światło i poczułeś, że jedna z twoich rąk jest już wolna. Powtórzyło się to jeszcze trzy razy i wszystkie więzy zostały zerwane. Gdy wstałeś zobaczyłeś, że twoim wybawcą był Shiny Charizard. Czerwone oczy płonęły gniewem. Stwór czekał na coś, może na polecenie albo na jakiś twój ruch?

- Blaze! Flamethower! Na Mnie! - Wrzasnąłem ta by pokemon w pełni mnie uwolnił. Lekkie rany nic mi nie zrobią - Blaze! Blast Burn Na sufit! - Rzekłem po czym rozejrzałem się po pomieszczeniu w celu znalezienia swoich Balli - Gdzie są Balle - Odrzekłem do smoka zakładając kaptur orwaz wysuwając szpony - Musimy ich znaleść ale już - Odparłem po czym rozglądałem się za znajomymi kulami z pokami.

Ostatnie więzy puściły i byłeś wolny, potem smok z całą zgromadzoną furią zaatakował sufit, który ustąpił już po kilku sekundach. Kul jednak nigdzie nie było. Blaze pochylił się lekko byś na niego wszedł, gdy to zrobiłeś smok wskoczył na wyższe piętro, rozejrzał się i ruszył w stronę wielkiego sejfu. W jego oczach zobaczyłeś coś dziwnego. Pok użył jakiegoś Fire Blasta na sejfie jednak ten nawet się nie osmolił.