Mała ściąga dla MG
i nie tylko
~Zabronione Starteryi nie tylko
~Wzory na expa
~ Spis balli, oraz pokemonów, jakie można do nich złapać
~
Pokedex
i ability dex ~Kanto
~Ability
Zapisy do Liolici
+16
Black Bolt
Thunderstrike
Gokai
Snorri
shinji
Okultysta
Lighter
Lioli
Adin
Ellen
Atamara
Carver
Ciopazeti
ShoGa
Trunk Johnson
Vebre
20 posters
PokeHelvetti :: :: Offtopic :: Archiwum :: Gry Trenerskie :: MG Lioli zapisy otwarte
Strona 1 z 2
Strona 1 z 2 • 1, 2
Re: Zapisy do Liolici
Imię/Nazwisko/Ksywa Postaci: Adin
Wiek postaci: 18
Charakter postaci: Adin jest raczej spokojny i opanowany, mówi niewiele chyba, że jest o coś bezpośrednio zapytany (wtedy potrafi prowadzić kilkugodzinny wykład ). Nie przepada za większymi grupami ludzi, jeśli tylko jest taka możliwość to stara się wszystko wykonywać samodzielnie. Często robi ludziom na złość kiedy ci uważają jego pomysły za głupie lub niewykonalne. Najbardziej na świecie nienawidzi niesprawiedliwości którą obserwuje ciągle wokół siebie. Nie może żyć bez muzyki.
Wygląd: Jest średniego wzrostu chłopakiem, zawsze chodzi ubrany w jeansy, czarną koszulkę i skurzaną kurtkę. Ma długie włosy i parę kolczyków w uszach jednak najbardziej rzuca się w oczy ten w wardze przez co często spotyka się z złośliwymi komentarzami.
Towarzysze: Brak, jednak mógłbym kogoś poznać w trakcie przygody i epizodycznie z nim współpracować
Profesja Postaci: Trener.
Starter:
Historia: Właśnie dziś nadszedł ten wielki dzień który Adin planował od bardzo dawna - dzień w którym ucieknie wreszcie z tego piekła. Dzień w którym wreszcie chwyci swoje przeznaczenie w swoje własne ręce... ale od początku
Od dziecka dziadkowie u których mieszkał zabraniali mu jakichkolwiek kontaktów z pokemonami. Przyczyną miała być śmierć jego rodziców którzy rzekomo zginęli podczas napadu furii któregoś z ich własnych pokemonów. Adin początkowo jako małe dziecko pokornie przestrzegał zakazów nałożonych przez dziadków, jednak z wiekiem zaczął zazdrościć swoim rówieśnikom którzy fantazjowali o swoich przygodach. Wtedy też miał swoje pierwsze kontakty z pokemonami (oczywiście za plecami dziadków) i od razu się w nich zakochał. W tej samej chwili odwidziała mu się też kariera lekarza czy prawnik, postanowił zostać trenerem.
Minęło parę lat a marzenia Adina pozostały niezmienione. Dalej chciał być trenerem, jednak nie mógł ot tak zakomunikować tego swoim dziadkom. Miał jednak już prowizoryczny plan. Przez cały ten czas odkładał wszelkie możliwe pieniądze, by pewnego dnia móc uciec. Dowiedział się od kolegów już większości potrzebnych rzeczy, brakowało jednak najważniejszego - pokemona i za żadne skarby nie mógł go zdobyć. Skłaniało to go do ciągłych odroczeń wprowadzenia swojego planu w życie a momentami wręcz do depresji.
W noc poprzedzającą jego 18 urodziny spotkała go jednak niespodzianka. Obudził go dźwięk kroków w jego pokoju. Otworzył oczy i powoli spojrzał w stronę biurka i w tym momencie zmroziło mu krew w żyłach. Na końcu pokoju stała jakaś postać posturą przypominająca lekko człowieka, jednak Adin był pewien że to był pokemon. W tym momencie tajemnicza postać odwróciła się, spojrzała na przestraszonego solenizanta i... zniknęła. Adin był już pewien że to musiał być jakiś pokemon. Gwałtownie się zerwał i zapalił światło. Na biurku leżała paczka z zawieszką na której było napisane "Adinowi w dniu urodzin". Bez zastanowienia rzucił się wiec do otwierania paczki jednak nie znalazł w niej żadnego wyjaśnienia. Nie było w niej żadnego listu ani czegokolwiek co pozwalałoby odgadnąć kto jest nadawcą. Było jednak w niej coś innego, coś co mogłoby sprawić Adinowi bardzo dużo nieprzyjemności gdyby jego opiekunowie to znaleźli - mianowicie - pokeballe. Więcej nie zdążył zobaczyć, przestraszył się że ktoś mógłby zobaczyć zapalone światło i wejść do pokoju. Zamknął więc pudełko i zaczął szukać miejsca gdzie mógłby je schować jednak takiego nigdzie nie było. No cóż, trzeba było schować tą paczkę gdzieś na zewnątrz. Ubrał się więc, wyszedł po cichu przez okno i ruszył w stronę pobliskiego lasu. Po 20 minutach poszukiwań znalazł dość wysoką dziurę w drzewie do której mógłby wepchnąć tę paczkę jednak gdy już wszedł z nią na górę nagle doznał oświecenia. "Może któryś z tych pokeballi jest pełny?! Może w którymś jest pokemon?! Wtedy na prawdę mógłbym odejść!" Jego myśli kłębiły się teraz z kosmiczną prędkością. Ześliznął się szybko na dół i zaczął podnosić wszystkie pokeballe. Jeden był wyraźnie cięższy. "Ok. Chwila prawdy. Wychodź!" Powiedział sam do siebie pod nosem rzucając cięższym poeballem
Cele: Chcę spełnić marzenia związane z zostaniem trenerem i odkryć prawdę o rodzicach.
Prośby: Proszę o ciekawą i przyjemną grę
Ulubiony typ pokemona: Dużo by ich było
Wiek postaci: 18
Charakter postaci: Adin jest raczej spokojny i opanowany, mówi niewiele chyba, że jest o coś bezpośrednio zapytany (wtedy potrafi prowadzić kilkugodzinny wykład ). Nie przepada za większymi grupami ludzi, jeśli tylko jest taka możliwość to stara się wszystko wykonywać samodzielnie. Często robi ludziom na złość kiedy ci uważają jego pomysły za głupie lub niewykonalne. Najbardziej na świecie nienawidzi niesprawiedliwości którą obserwuje ciągle wokół siebie. Nie może żyć bez muzyki.
Wygląd: Jest średniego wzrostu chłopakiem, zawsze chodzi ubrany w jeansy, czarną koszulkę i skurzaną kurtkę. Ma długie włosy i parę kolczyków w uszach jednak najbardziej rzuca się w oczy ten w wardze przez co często spotyka się z złośliwymi komentarzami.
Towarzysze: Brak, jednak mógłbym kogoś poznać w trakcie przygody i epizodycznie z nim współpracować
Profesja Postaci: Trener.
Starter:
Historia: Właśnie dziś nadszedł ten wielki dzień który Adin planował od bardzo dawna - dzień w którym ucieknie wreszcie z tego piekła. Dzień w którym wreszcie chwyci swoje przeznaczenie w swoje własne ręce... ale od początku
Od dziecka dziadkowie u których mieszkał zabraniali mu jakichkolwiek kontaktów z pokemonami. Przyczyną miała być śmierć jego rodziców którzy rzekomo zginęli podczas napadu furii któregoś z ich własnych pokemonów. Adin początkowo jako małe dziecko pokornie przestrzegał zakazów nałożonych przez dziadków, jednak z wiekiem zaczął zazdrościć swoim rówieśnikom którzy fantazjowali o swoich przygodach. Wtedy też miał swoje pierwsze kontakty z pokemonami (oczywiście za plecami dziadków) i od razu się w nich zakochał. W tej samej chwili odwidziała mu się też kariera lekarza czy prawnik, postanowił zostać trenerem.
Minęło parę lat a marzenia Adina pozostały niezmienione. Dalej chciał być trenerem, jednak nie mógł ot tak zakomunikować tego swoim dziadkom. Miał jednak już prowizoryczny plan. Przez cały ten czas odkładał wszelkie możliwe pieniądze, by pewnego dnia móc uciec. Dowiedział się od kolegów już większości potrzebnych rzeczy, brakowało jednak najważniejszego - pokemona i za żadne skarby nie mógł go zdobyć. Skłaniało to go do ciągłych odroczeń wprowadzenia swojego planu w życie a momentami wręcz do depresji.
W noc poprzedzającą jego 18 urodziny spotkała go jednak niespodzianka. Obudził go dźwięk kroków w jego pokoju. Otworzył oczy i powoli spojrzał w stronę biurka i w tym momencie zmroziło mu krew w żyłach. Na końcu pokoju stała jakaś postać posturą przypominająca lekko człowieka, jednak Adin był pewien że to był pokemon. W tym momencie tajemnicza postać odwróciła się, spojrzała na przestraszonego solenizanta i... zniknęła. Adin był już pewien że to musiał być jakiś pokemon. Gwałtownie się zerwał i zapalił światło. Na biurku leżała paczka z zawieszką na której było napisane "Adinowi w dniu urodzin". Bez zastanowienia rzucił się wiec do otwierania paczki jednak nie znalazł w niej żadnego wyjaśnienia. Nie było w niej żadnego listu ani czegokolwiek co pozwalałoby odgadnąć kto jest nadawcą. Było jednak w niej coś innego, coś co mogłoby sprawić Adinowi bardzo dużo nieprzyjemności gdyby jego opiekunowie to znaleźli - mianowicie - pokeballe. Więcej nie zdążył zobaczyć, przestraszył się że ktoś mógłby zobaczyć zapalone światło i wejść do pokoju. Zamknął więc pudełko i zaczął szukać miejsca gdzie mógłby je schować jednak takiego nigdzie nie było. No cóż, trzeba było schować tą paczkę gdzieś na zewnątrz. Ubrał się więc, wyszedł po cichu przez okno i ruszył w stronę pobliskiego lasu. Po 20 minutach poszukiwań znalazł dość wysoką dziurę w drzewie do której mógłby wepchnąć tę paczkę jednak gdy już wszedł z nią na górę nagle doznał oświecenia. "Może któryś z tych pokeballi jest pełny?! Może w którymś jest pokemon?! Wtedy na prawdę mógłbym odejść!" Jego myśli kłębiły się teraz z kosmiczną prędkością. Ześliznął się szybko na dół i zaczął podnosić wszystkie pokeballe. Jeden był wyraźnie cięższy. "Ok. Chwila prawdy. Wychodź!" Powiedział sam do siebie pod nosem rzucając cięższym poeballem
Cele: Chcę spełnić marzenia związane z zostaniem trenerem i odkryć prawdę o rodzicach.
Prośby: Proszę o ciekawą i przyjemną grę
Ulubiony typ pokemona: Dużo by ich było
Adin- Liczba postów : 37
Birthday : 05/03/1995
Join date : 28/12/2014
Age : 29
Skąd : Londyn
Re: Zapisy do Liolici
przyjmuję, ale gra pojawi się trochę później
Lioli- Liczba postów : 1695
Birthday : 27/05/1997
Join date : 25/01/2013
Age : 27
Re: Zapisy do Liolici
Imię/Nazwisko/Ksywa Postaci: Daniel Cameron
Wiek postaci: 11 lat
Charakter postaci: Cameron jest jak pogoda na pustyni - zmienny. Raz jest ciepły, przyjazny i radosny - pełen poczucia humoru, żartobliwy - a raz ukazuje się ta druga strona. Oschła, sarkastyczna i złośliwa, którą lubi dosyć małe grono osób. Ale co poradzić.
Wygląd: Dość wysoki, bardzo szczupły chłopak o czarnych, krótko ostrzyżonych włosach i brązowych oczach. Na głowie zawsze nosi czerwoną czapkę z daszkiem, zakładając ją "na odwrót". Oprócz tego ma na sobie ciemnozieloną bluzę, dżinsowe, niebieskie spodnie i białe, trochę starte adidasy.
Towarzysze: brak
Pokemony towarzysza: brak
Profesja Postaci: Trener
Starter: Growlithe o imieniu Flame (bez wyjaśnienia w historii; po prostu dostał go na ostatnie urodziny i od tego czasu się z nim trzyma)
Historia: Daniel urodził się w Petalburg City, gdzie wiódł godne życie w swojej rodzinie. Nigdy niczego mu nie brakowało; jego familia słynęła ze świetnych trenerów i hodowców pokemon. Niekiedy trenowali oni pokemony innych osób, gdy nie miały one na to czasu, lub hodowali pokemony niezbędne na zajęcia do pobliskiej szkoły, gdzie od 7 roku życia zaczął uczęszczać Daniel. Młody Cameron (albowiem tak miał na nazwisko) na początku nie był tym faktem zbyt ucieszony; dopiero gdy zaczął poznawać pokemony zmienił swoje zdanie. Na zajęcia chodził chętniej, uczył się pilniej, a wszystko po to, by móc wyruszyć w podróż swojego życia. Na początku była to po prostu "podróż". Bez większego celu. Po prostu; chciał podróżować po innych miastach, krainach, poznawać nowe pokemony. Nie myślał nawet o ich łapaniu, a co dopiero trenowaniu? Gdy jego koledzy trenowali walki na szkolnych pokach, on siedział z nosem w książce studiując faunę i mapę regionu Hoenn, co chwila przegryzając jabłko.
Z takim zamiarem trzymał się do 11 roku życia, kiedy to przypadkiem w jego ręce trafiły zdjęcia wykonane przez jego dziadka.
***
Daniel wszedł powoli na strych. Od ojca wiedział, że gdzieś pośród tej graciarni leży stary aparat dziadka; jeden z najlepszych, jaki kiedyś wyprodukowano. To nim właśnie staruszek fotografował dzikie pokemony. Chłopak pamiętał, jak był mały, dziadek sadzał go na kolanach i pokazywał swoje ostatnie zdobycze. Lubił przesiadywać wtedy z nim, rozmawiając o tym, co sfotografował. Pamiętał, gdy z jego maleńkich ust wylewała się rzeka pytań, zasypując seniora. Ten tylko się uśmiechał i odpowiadał krótko "Potem".
Teraz Daniel powoli obchodził pomieszczenie; zagracone, pełne rupieci, niepotrzebnych rzeczy, które kupiono, a potem o nich zapomniano. Pełno było tu pajęczyn, chociaż Daniel nigdy nie zauważył tutaj żadnego pająka. Przeszedł obok dużej, starej drewnianej skrzyni, nagryzionej zębem czasu. Drewno próchniało, a na zawiasach widać było rdzę. Doszedł do wysokiej szafy. Na jej najwyższej półce stał aparat, uniesiony na stosach kopert ze zdjęciami. Chłopak był za mały by tam dosięgnąć, dlatego podsunął sobie ową skrzynię. Wczłapał się na nią i po mimo jej wielkości musiał stanąć na palcach, by chociaż dosięgnąć obiektywu aparatu. Powoli, aczkolwiek zręcznie zaczął stawiać stopy na wyższej półce szafy. Gdy tylko dotknął piętą drewna, a dłonią złapał za aparat, półka pękła, a chłopak spadł; wraz z nim kilka kopert ze zdjęciami. Z jednej z nich wysypały się fotografie. Daniel czym szybciej chciał je posprzątać, gdy zauważył coś dziwnego. Jak dotąd myślał, że nie było w domu fotosa, którego by nie widział. Teraz jednak się zdziwił. Te fotki przedstawiały dziadka na pokładzie jakiegoś statku. Młody Cameron szybko odrzucił połowę z nich. Zostawił tylko te, na których było widać pokemony... albo inaczej: pokemona. Jednego. Dziwnego. Zapewne rzadkiego. Z kształtu przypominał ptaka, ale jego upierzenie było niebieskie. Daniel natychmiast zbiegł ze strychu, biorąc jedno zdjęcie. Pierwsze co zrobił to otworzył książkę, w której - jak myślał - znajdzie wszystkie pokemony, lecz tego w niej nie było...
***
Od tamtej pory jego zamiary gruntownie się zmieniły. Z obserwatora został trenerem. We wszystkich książkach i księgach zaczął szukać pokemona, który odpowiadał takowemu. Jedyne co się o nim dowiedział, to to, że nosi nazwę "Latios". Daniel ma zamiar podróżując sprawdzić się jako trener oraz odnaleźć tajemniczego pokemona...
Cele: Odnalezienie Latiosa, zostanie jednym z najlepszych trenerów.
Prośby: brak
Ulubiony typ pokemona: Ogień
Wiek postaci: 11 lat
Charakter postaci: Cameron jest jak pogoda na pustyni - zmienny. Raz jest ciepły, przyjazny i radosny - pełen poczucia humoru, żartobliwy - a raz ukazuje się ta druga strona. Oschła, sarkastyczna i złośliwa, którą lubi dosyć małe grono osób. Ale co poradzić.
Wygląd: Dość wysoki, bardzo szczupły chłopak o czarnych, krótko ostrzyżonych włosach i brązowych oczach. Na głowie zawsze nosi czerwoną czapkę z daszkiem, zakładając ją "na odwrót". Oprócz tego ma na sobie ciemnozieloną bluzę, dżinsowe, niebieskie spodnie i białe, trochę starte adidasy.
Towarzysze: brak
Pokemony towarzysza: brak
Profesja Postaci: Trener
Starter: Growlithe o imieniu Flame (bez wyjaśnienia w historii; po prostu dostał go na ostatnie urodziny i od tego czasu się z nim trzyma)
Historia: Daniel urodził się w Petalburg City, gdzie wiódł godne życie w swojej rodzinie. Nigdy niczego mu nie brakowało; jego familia słynęła ze świetnych trenerów i hodowców pokemon. Niekiedy trenowali oni pokemony innych osób, gdy nie miały one na to czasu, lub hodowali pokemony niezbędne na zajęcia do pobliskiej szkoły, gdzie od 7 roku życia zaczął uczęszczać Daniel. Młody Cameron (albowiem tak miał na nazwisko) na początku nie był tym faktem zbyt ucieszony; dopiero gdy zaczął poznawać pokemony zmienił swoje zdanie. Na zajęcia chodził chętniej, uczył się pilniej, a wszystko po to, by móc wyruszyć w podróż swojego życia. Na początku była to po prostu "podróż". Bez większego celu. Po prostu; chciał podróżować po innych miastach, krainach, poznawać nowe pokemony. Nie myślał nawet o ich łapaniu, a co dopiero trenowaniu? Gdy jego koledzy trenowali walki na szkolnych pokach, on siedział z nosem w książce studiując faunę i mapę regionu Hoenn, co chwila przegryzając jabłko.
Z takim zamiarem trzymał się do 11 roku życia, kiedy to przypadkiem w jego ręce trafiły zdjęcia wykonane przez jego dziadka.
***
Daniel wszedł powoli na strych. Od ojca wiedział, że gdzieś pośród tej graciarni leży stary aparat dziadka; jeden z najlepszych, jaki kiedyś wyprodukowano. To nim właśnie staruszek fotografował dzikie pokemony. Chłopak pamiętał, jak był mały, dziadek sadzał go na kolanach i pokazywał swoje ostatnie zdobycze. Lubił przesiadywać wtedy z nim, rozmawiając o tym, co sfotografował. Pamiętał, gdy z jego maleńkich ust wylewała się rzeka pytań, zasypując seniora. Ten tylko się uśmiechał i odpowiadał krótko "Potem".
Teraz Daniel powoli obchodził pomieszczenie; zagracone, pełne rupieci, niepotrzebnych rzeczy, które kupiono, a potem o nich zapomniano. Pełno było tu pajęczyn, chociaż Daniel nigdy nie zauważył tutaj żadnego pająka. Przeszedł obok dużej, starej drewnianej skrzyni, nagryzionej zębem czasu. Drewno próchniało, a na zawiasach widać było rdzę. Doszedł do wysokiej szafy. Na jej najwyższej półce stał aparat, uniesiony na stosach kopert ze zdjęciami. Chłopak był za mały by tam dosięgnąć, dlatego podsunął sobie ową skrzynię. Wczłapał się na nią i po mimo jej wielkości musiał stanąć na palcach, by chociaż dosięgnąć obiektywu aparatu. Powoli, aczkolwiek zręcznie zaczął stawiać stopy na wyższej półce szafy. Gdy tylko dotknął piętą drewna, a dłonią złapał za aparat, półka pękła, a chłopak spadł; wraz z nim kilka kopert ze zdjęciami. Z jednej z nich wysypały się fotografie. Daniel czym szybciej chciał je posprzątać, gdy zauważył coś dziwnego. Jak dotąd myślał, że nie było w domu fotosa, którego by nie widział. Teraz jednak się zdziwił. Te fotki przedstawiały dziadka na pokładzie jakiegoś statku. Młody Cameron szybko odrzucił połowę z nich. Zostawił tylko te, na których było widać pokemony... albo inaczej: pokemona. Jednego. Dziwnego. Zapewne rzadkiego. Z kształtu przypominał ptaka, ale jego upierzenie było niebieskie. Daniel natychmiast zbiegł ze strychu, biorąc jedno zdjęcie. Pierwsze co zrobił to otworzył książkę, w której - jak myślał - znajdzie wszystkie pokemony, lecz tego w niej nie było...
***
Od tamtej pory jego zamiary gruntownie się zmieniły. Z obserwatora został trenerem. We wszystkich książkach i księgach zaczął szukać pokemona, który odpowiadał takowemu. Jedyne co się o nim dowiedział, to to, że nosi nazwę "Latios". Daniel ma zamiar podróżując sprawdzić się jako trener oraz odnaleźć tajemniczego pokemona...
Cele: Odnalezienie Latiosa, zostanie jednym z najlepszych trenerów.
Prośby: brak
Ulubiony typ pokemona: Ogień
Ostatnio zmieniony przez Lighter dnia Sob Sty 24, 2015 3:06 pm, w całości zmieniany 2 razy
Lighter- Liczba postów : 7
Join date : 24/01/2015
Re: Zapisy do Liolici
Lighter, administracja może się przyczepić że w grze chcesz złapać legendę, można je zdobywać wyłącznie w eventach itp.
przyjmę Cię tylko zmień tą jedną rzecz
daj znać na priv jak zmienisz
-------------------------------
No i super
Przyjmuję zaraz zajmę się tworzeniem gry
przyjmę Cię tylko zmień tą jedną rzecz
daj znać na priv jak zmienisz
-------------------------------
No i super
Przyjmuję zaraz zajmę się tworzeniem gry
Lioli- Liczba postów : 1695
Birthday : 27/05/1997
Join date : 25/01/2013
Age : 27
Re: Zapisy do Liolici
Imię/Nazwisko/Ksywa Postaci: Dorian Tide.
Wiek postaci: 17 lat.
Charakter postaci: Bywa czasem bardzo nieśmiały i skryty, nie lubi rozmawiać o swoich uczuciach, więc często ich nie uzewnętrznia. Jest wyjątkowo pomocny, to też niesienie pomocy jest dla niego przyjemnością. Wyjątkowo miły i uprzejmy, zafascynowany we wszystkim, co magiczne. Szybko się angażuje i przywiązuję do innych. Dla swych przyjaciół jest gotów zrobić wszystko. Jest wierny i uczciwy wobec bliskich. Zazwyczaj szczery do bólu, choć nie lubi ranić innych prawdą, przez co zdarza mu się uwikłać w kłamstwa. Przeważnie radosny i uśmiechnięty, sprawia, że na twarzy pojawia się uśmiech. Umie dogadać się praktycznie z każdym. Bardzo emocjonalny, czasami za bardzo wszystko przeżywa i stara się ze wszystkich swych sił, nawet przy błahostkach. Każdą porażkę mocno przeżywa, ponieważ jest bardzo ambitny. Gdy coś ma być zrobione, musi mieć pewność, by było tak, jak on tego chce. Jest zbyt wrażliwy, niezdecydowany i naiwny, ma dziecinne usposobienie. Mimo wszystko jest bardzo odpowiedzialny i opiekuńczy. Cechuję go kreatywność i pomysłowość. Jest tolerancyjny, ale chamstwa i niesprawiedliwości nie znosi.
Wygląd:
Szczupły, wysoki chłopak. Ma ciemne, brązowe oczy oraz krótkiej długości włosy koloru bordowego, oczywiście farbowane. Ich naturalna barwa to ciemny brąz. Posiada niewielkie znamię w kształcie ośmiornicy z przodu lewego uda. Ma lekko krzywy zgryz po lewej stronie, dlatego zazwyczaj prezentuje swój drugi profil.
Towarzysze: Niech dołączy później.
Nathan Obel.
Wysoki i dobrze zbudowany, starszy od Doriana o parę lat. Ma brązowe, nieco dłuższe włosy i oczy koloru jasnego brązu. Posiada zarost na brodzie.
Miły i uprzejmy. Wyjątkowo opiekuńczy w stosunku do Droiana. Jest bardzo pomocny i towarzyski. Jest zdecydowanie odważniejszy od swego kolegi, zatem to on często robi pierwszy krok lub popycha swego towarzysza do podjęcia decyzji. Nie panikuje, gdy robi się gorąco, często uspokaja Doriana, gdy sam ledwo trzyma nerwy na wodzy. Podobnie jak rudowłosy uwielbia magię, dlatego jest zafascynowany chłopakiem, gdy odkrywa jego różne, niezwykłe talenty. Ukrywa to, jak wrażliwy jest, choć przed towarzyszem czuje się swobodnie. Chcę brać razem z Dorianem udział w pokazach, walki w salach go nie interesują. Czuję się odpowiedzialny za chłopaka, za jego bezpieczeństwo. Nie da skrzywdzić ludzi, na których mu zależy, potrafi pod tym względem być nawet brutalny. Zazwyczaj wesoły, jednak, w przeciwieństwie do kolegi, jest bardziej podejrzliwy wobec obcych. Nie chce, by niepowołani ludzie znali sekret jego przyjaciela, dlatego chce go chronić.
Pokemony towarzysza: Na początku samiec Torchica o imieniu Lux i samica Horsea o imieniu Misty. Z resztą się dogadamy.
Profesja Postaci: Okultysta i Koordynator.
Starter: Piplup o imieniu Dyziek, samiec.
Historia:
Cele: Rozwijać swoje moce, zdobywać odznaki i wstążki, niesienie pomocy, pokonać Zakon Duskulli.
Prośby: Żeby Piplup i Torchic nigdy nie ewoluowali. Dużo różnych wątków, by nie było nudy i typowych rzeczy, lubię to co inne, oryginalne.
Ulubiony typ pokemona: Robak i duch.
Wiek postaci: 17 lat.
Charakter postaci: Bywa czasem bardzo nieśmiały i skryty, nie lubi rozmawiać o swoich uczuciach, więc często ich nie uzewnętrznia. Jest wyjątkowo pomocny, to też niesienie pomocy jest dla niego przyjemnością. Wyjątkowo miły i uprzejmy, zafascynowany we wszystkim, co magiczne. Szybko się angażuje i przywiązuję do innych. Dla swych przyjaciół jest gotów zrobić wszystko. Jest wierny i uczciwy wobec bliskich. Zazwyczaj szczery do bólu, choć nie lubi ranić innych prawdą, przez co zdarza mu się uwikłać w kłamstwa. Przeważnie radosny i uśmiechnięty, sprawia, że na twarzy pojawia się uśmiech. Umie dogadać się praktycznie z każdym. Bardzo emocjonalny, czasami za bardzo wszystko przeżywa i stara się ze wszystkich swych sił, nawet przy błahostkach. Każdą porażkę mocno przeżywa, ponieważ jest bardzo ambitny. Gdy coś ma być zrobione, musi mieć pewność, by było tak, jak on tego chce. Jest zbyt wrażliwy, niezdecydowany i naiwny, ma dziecinne usposobienie. Mimo wszystko jest bardzo odpowiedzialny i opiekuńczy. Cechuję go kreatywność i pomysłowość. Jest tolerancyjny, ale chamstwa i niesprawiedliwości nie znosi.
Wygląd:
Szczupły, wysoki chłopak. Ma ciemne, brązowe oczy oraz krótkiej długości włosy koloru bordowego, oczywiście farbowane. Ich naturalna barwa to ciemny brąz. Posiada niewielkie znamię w kształcie ośmiornicy z przodu lewego uda. Ma lekko krzywy zgryz po lewej stronie, dlatego zazwyczaj prezentuje swój drugi profil.
Towarzysze: Niech dołączy później.
Nathan Obel.
Wysoki i dobrze zbudowany, starszy od Doriana o parę lat. Ma brązowe, nieco dłuższe włosy i oczy koloru jasnego brązu. Posiada zarost na brodzie.
Miły i uprzejmy. Wyjątkowo opiekuńczy w stosunku do Droiana. Jest bardzo pomocny i towarzyski. Jest zdecydowanie odważniejszy od swego kolegi, zatem to on często robi pierwszy krok lub popycha swego towarzysza do podjęcia decyzji. Nie panikuje, gdy robi się gorąco, często uspokaja Doriana, gdy sam ledwo trzyma nerwy na wodzy. Podobnie jak rudowłosy uwielbia magię, dlatego jest zafascynowany chłopakiem, gdy odkrywa jego różne, niezwykłe talenty. Ukrywa to, jak wrażliwy jest, choć przed towarzyszem czuje się swobodnie. Chcę brać razem z Dorianem udział w pokazach, walki w salach go nie interesują. Czuję się odpowiedzialny za chłopaka, za jego bezpieczeństwo. Nie da skrzywdzić ludzi, na których mu zależy, potrafi pod tym względem być nawet brutalny. Zazwyczaj wesoły, jednak, w przeciwieństwie do kolegi, jest bardziej podejrzliwy wobec obcych. Nie chce, by niepowołani ludzie znali sekret jego przyjaciela, dlatego chce go chronić.
Pokemony towarzysza: Na początku samiec Torchica o imieniu Lux i samica Horsea o imieniu Misty. Z resztą się dogadamy.
Profesja Postaci: Okultysta i Koordynator.
Starter: Piplup o imieniu Dyziek, samiec.
Historia:
Wszystko zaczęło się od ciekawego znaleziska... Ale od początku. Należę do biednej rodziny mieszkającej na wsi. Jestem jedynakiem, ale mimo tego trudno było moim rodzicom związać koniec z końcem. Ja, moja babcia, prababcia, wujek, mama i tata, wszyscy utrzymywaliśmy się z jednej pensji mojego ojca. Z góry było przesądzone, że nie będę w stanie wyruszyć wędrować, gdyż rodzice zwyczajnie nie mieli na to pieniędzy. Uczęszczałem więc do normalnej szkoły, bym po niej mógł otrzymać jakiś dobrze płatny zawód, ale od małego ciągnęło mnie do wielkiej podróży. Opowieści mojej prababci z czasów dzieciństwa były takie niewiarygodne i fantastyczne, że marzyłem, by samemu takie mieć, mimo sceptycznych słów rodziców, iż są to tylko bajki. Gdy stałem się nieco starszy zrozumiałem, że niektóre rzeczy, które słyszałem od babci mojej mamy, nie mogły mieć miejsca i z czasem odsunąłem się od niej, a nasza więź osłabła.
W normalnej szkole uczyłem się bardzo dobrze, to też wkrótce dostałem stypendium. W tajemnicy przed wszystkimi odkładałem każdy grosz, aż w końcu stać mnie było na opłacenie całej edukacji w szkole dla trenerów. Moi rodzice nie byli zadowoleni z tego faktu, iż tyle pieniędzy poszło na coś, co nie jest najlepszym źródłem utrzymania, ale nie robili mi problemów i pogodzili się z tą decyzją. Najbardziej zdziwiła mnie reakcja prababci. Od małego mówiła mi, że jej marzeniem jest bym kiedyś wyruszył w podróż i przeżywał takie przygody, jak ona. Jednak gdy dowiedziała się, że wkrótce to się stanie, spojrzała na mnie z poważną, zamyślona miną i powiedziała tylko „nadszedł ten czas”, po czym zniknęła wewnątrz swego pokoju. Na początku myślałem, że chodzi jej o mój czas, czas mojej przygody, jednak chyba nie to miała na myśli... Po tym wydarzeniu moja prababcia stała się zupełnie inna - nie uśmiechała się już non stop jak kiedyś, nie wychodziła w ogóle z pokoju, przestała być duszą towarzystwa, chciała być sama. Ale najgorsze były jej oczy, niegdyś błyszczące i pełne życia, a teraz puste... Niecały miesiąc później zmarła...
Jedne życia przemijają, inne muszą nadal trwać. Tak samo moja nauka w szkole trenerskiej. Miesiąc od śmierci mojej prababci dostałem pozwolenie na przeniesienie swoich rzeczy do jej pokoju. Cieszyłem się, że w końcu mam własny pokój, jednak będąc tam czułem nieustanną obecność jego poprzedniej właścicielki. W końcu to tutaj odeszła we śnie, ale także w nim opowiadała mi swoje zmyślone przygody w wielkim świecie. Na początku nie chciałem ruszać jej rzeczy, jednak z czasem byłem ciekaw co zostało po niej. Liczyłem i łudziłem się, że może znajdę gdzieś pokeball z jakimś jej pokemonem, lecz niestety, nic nadzwyczajnego nie znalazłem.
Nauka w nowej szkole była dla mnie czystą przyjemnością. Trochę głupio się czułem, będąc najstarszym uczniem w klasie, ale za to byłem najbardziej szanowany przez pozostałych. Niestety wiedziałem też, że nie utworzę tam jakiejś sensownej przyjaźni, gdyż różnice wieku były zbyt duże, a co za tym idzie – podróżować będę musiał sam. Ale zbliżał się już kres mojej edukacji, więc nie przejmowałem się tym zbytnio. Siedziałem na swoim łóżku i bawiłem się pokeballem, którego dostałem na jednych z zajęć. Wstałem z łóżku i rzuciłem kulą, udając, że właśnie wybieram swojego pokemona, gdy ta potoczyła się pod szafę. Położyłem się na podłodze i zerknąłem tam w jej poszukiwaniu, ale niczego nie znalazłem. Desperacko włożyłem pod nią rękę, zmuszając się do zignorowania znajdujących się tam pajęczyn, kurzu i pająków, ale nawet tak nie znalazłem zaginionego przedmiotu. Postanowiłem więc przesunąć szafę. Nie było to trudne, stary mebel był dość lekki, jednak jakie było moje zaskoczenie, gdy mimo tego nie znalazłem tam balla. Już miałem z powrotem umieścić szafę na miejscu, gdy moją uwagę przykuł prostokątny kawałek ściany, którego powierzchnia lekko wystawała od reszty. Spróbowałem wyciągnąć go palcami, niestety nie dałem rady, więc wziąłem nożyczki z szafki i włożyłem jedno z ich ostrzy do szpary, wyciągając kawałek blachy pomalowanej na biało. Zakrywała ona coś w rodzaju schowka. Byłem w szoku, gdy zauważyłem w nim drewniane pudełko, a na nim mój pokeball, który wpadł pod szafę. Wyciągnąłem wszystko z dziury w ścianie i położyłem na łóżko. Przetarłem rękawem kurz z pudełka. Nie miało żadnego zamka, więc podniosłem wieko. W środku znajdowały się jakieś słoiczki, fiolki, woreczki oraz dwie książki. Wziąłem jedną z nich i otworzyłem ją. Były to odręczne zapiski mojej prababci, a datą pierwszego z nich był dzień, w którym dowiedziała się, że idę do szkoły dla trenerów.
„Że co!?” wrzasnąłem, patrząc sceptycznie na ową wiadomość. Wiedźmą? Chyba sobie żartuje... Jednak postanowiłem czytać dalej.
Tutaj kończyły się jej zapiski, dalej były tylko puste strony – upewniłem się dwa razy, czy aby na pewno nic więcej nie ma. Pełen sprzecznych emocji chwyciłem drugą książkę, po czym zacząłem ją przeglądać. Nie powiem, robiła na mnie piorunujące wrażenie. Pełna była różnych rycin i zapisków, lecz niestety w niezrozumiałym języku. Jednak między stronami znalazłem osobną kartkę, na której był przetłumaczony proces rytuału. Pełnia księżyca była tej nocy.
Było już grubo po północy. Nie mogłem się skupić na czymkolwiek, czekając aż ostatni z domowników pójdzie spać. Księżycowa poświata, która wpadała do mojego pokoju przez okno, wydawała się mnie ponaglać. Gdy w końcu światła w kuchni zgasły, wyszedłem z domu z drewnianym pudełkiem pod pachą. Skierowałem się do lasu, który znajdował się w niewielkiej odległości od mojego domu, tak jak nakazywała karteczka od prababci. Las o tej porze, oświetlony księżycową aurą, wyglądał majestatycznie i przerażająco. Pohukiwanie Hoothootów, krakanie Murkrowów oraz ruchy wokół mnie nie napawały mnie odwagą, ale szedłem według zaleceń. Dotarłem na niewielką polane pośród drzew, gdzie przebiegał strumyk. Jego delikatny szum działał na mnie odprężająco. Położyłem pudełko na wilgotną trawę i otworzyłem je. Wyjąłem z niego słoiczek z białym proszkiem. Według instrukcji był to sproszkowany róg Rhyhorna. Swoją drogą ciekaw jestem skąd moja prababcia to miała? W końcu Rhyhorny są objęte ochroną. Nieważne. Wyciągnąłem też fiolkę z fioletową cieczą nazwaną ekstraktem z Koffinga. Nie chcę wiedzieć jak się go pozyskuje. Zmieszałem te dwie substancje ze sobą i wylałem powstałą miksturę wokół siebie, tworząc z niej okrąg. Usiadłem w nim po turecku, położyłem przed sobą niewielką, glinianą miseczkę i wsypałem do niej zawartość saszetki. Zapaliłem też zapałkę po czym podpaliłem proszek znajdujący się w naczyniu. Powstał spory płomień koloru jadowitej zieleni, w którego blasku okrąg zabłysnął fioletową poświatą. Został ostatni krok. Chwyciłem mocno rękojeść starego, zardzewiałego sztyletu, który również znalazłem w skrzynce. Przyłożyłem go jak najmocniej do nadgarstka drugiej ręki, nastawiając ją nad płomieniem. Według notatki musiałem nacisnąć ostrzem jak najmocniej skóry i pociągnąć z całych sił, gdyż ów oręż nie należało do najostrzejszych. Zrobiłem parę głębokich oddechów. Nigdy się nie ciąłem, nie należałem do tego rodzaju ludzi i bałem się to zrobić. Sekundy zaczęły się ciągnąć, lecz ja, jak sparaliżowany, nie mogłem wykonać najmniejszego ruchu. Z zamkniętymi oczami i zaciśniętymi zębami odliczałem od dziesięciu do zera kolejny raz, lecz bez skutku. Gdy byłem w połowie następnego takiego odliczania, poczułem to dziwne uczucie spadania w trakcie snu, jednak moje ciało nie zareagowało gwałtownym poderwaniem się, jak to zazwyczaj bywa. Moja ręka raptownie przecięła nadgarstek. Syknąłem z bólu, patrząc jak krew wylewa się z mojej rany i kieruje się w stronę ognia. Gdy pierwsza kropla wpadła do niego, płomień urósł na tyle, by dotknąć mojego nadgarstka, po czym zaczął obejmować mą rękę. Dalej, prócz przerażenia, pamiętam jedynie oślepiające światło.
Miałem dziwny sen... Byłem olbrzymim, błękitnym duchem, a w mych rękach znajdował się cały świat... Nic więcej nie pamiętam. Obudziłem się, jednak leżałem z zamkniętymi oczami, nie miałem sił by wstać. Dopiero gdy poczułem, że ktoś chodzi wokół mnie i usłyszałem głos, odzyskałem w pełni świadomość.
– Co to? Co tu? Śpi, śpi człowiek.
Wydawało mi się, jakby te słowa mówiły dzieci, które nie do końca umiały ułożyć poprawne zdanie. Nabrałem więc sił, otworzyłem oczy i podniosłem się. Jakie było moje zaskoczenie, gdy zamiast dzieci ujrzałem...dwie Buneary.
- Bun-bun, ucieczka!
Krzyknęła jedna, chyba jeszcze bardziej przestraszona niż ja i razem ze swoim towarzyszem zwiała. Byłem w szoku, a serce waliło mi jak młot. Dopiero teraz przypomniałem sobie gdzie jestem i co tu robiłem. Spojrzałem na swoją dłoń, nie było na niej ani śladu oparzeń, ani śladu po niedawnym cięciu. Miałem mętlik w głowie, musiałem przemyć twarz w strumyku. Czyżby wszystkie opowieści z młodości mojej prababci były prawdą? Chwile po tym pomyślałem, że jest już późno i ktoś mógł zauważyć, że mnie nie ma, więc schowałem wszystko do pudełka i wróciłem do domu.
Gdy wracałem do domu przez las nie mogłem wyjść ze zdumienia. Pośród wielu normalnych odgłosów pokemonów zdarzało mi się słyszeć normalne, ludzkie słowa, lecz bardzo rzadko. Jak tylko byłem na miejscu otworzyłem zapiski mojej prababci. Nie mogłem wyjść ze zdziwienia, gdy po poprzedniej informacji nie było śladu, a w jej miejscu była zupełnie inna.
W normalnej szkole uczyłem się bardzo dobrze, to też wkrótce dostałem stypendium. W tajemnicy przed wszystkimi odkładałem każdy grosz, aż w końcu stać mnie było na opłacenie całej edukacji w szkole dla trenerów. Moi rodzice nie byli zadowoleni z tego faktu, iż tyle pieniędzy poszło na coś, co nie jest najlepszym źródłem utrzymania, ale nie robili mi problemów i pogodzili się z tą decyzją. Najbardziej zdziwiła mnie reakcja prababci. Od małego mówiła mi, że jej marzeniem jest bym kiedyś wyruszył w podróż i przeżywał takie przygody, jak ona. Jednak gdy dowiedziała się, że wkrótce to się stanie, spojrzała na mnie z poważną, zamyślona miną i powiedziała tylko „nadszedł ten czas”, po czym zniknęła wewnątrz swego pokoju. Na początku myślałem, że chodzi jej o mój czas, czas mojej przygody, jednak chyba nie to miała na myśli... Po tym wydarzeniu moja prababcia stała się zupełnie inna - nie uśmiechała się już non stop jak kiedyś, nie wychodziła w ogóle z pokoju, przestała być duszą towarzystwa, chciała być sama. Ale najgorsze były jej oczy, niegdyś błyszczące i pełne życia, a teraz puste... Niecały miesiąc później zmarła...
Jedne życia przemijają, inne muszą nadal trwać. Tak samo moja nauka w szkole trenerskiej. Miesiąc od śmierci mojej prababci dostałem pozwolenie na przeniesienie swoich rzeczy do jej pokoju. Cieszyłem się, że w końcu mam własny pokój, jednak będąc tam czułem nieustanną obecność jego poprzedniej właścicielki. W końcu to tutaj odeszła we śnie, ale także w nim opowiadała mi swoje zmyślone przygody w wielkim świecie. Na początku nie chciałem ruszać jej rzeczy, jednak z czasem byłem ciekaw co zostało po niej. Liczyłem i łudziłem się, że może znajdę gdzieś pokeball z jakimś jej pokemonem, lecz niestety, nic nadzwyczajnego nie znalazłem.
Nauka w nowej szkole była dla mnie czystą przyjemnością. Trochę głupio się czułem, będąc najstarszym uczniem w klasie, ale za to byłem najbardziej szanowany przez pozostałych. Niestety wiedziałem też, że nie utworzę tam jakiejś sensownej przyjaźni, gdyż różnice wieku były zbyt duże, a co za tym idzie – podróżować będę musiał sam. Ale zbliżał się już kres mojej edukacji, więc nie przejmowałem się tym zbytnio. Siedziałem na swoim łóżku i bawiłem się pokeballem, którego dostałem na jednych z zajęć. Wstałem z łóżku i rzuciłem kulą, udając, że właśnie wybieram swojego pokemona, gdy ta potoczyła się pod szafę. Położyłem się na podłodze i zerknąłem tam w jej poszukiwaniu, ale niczego nie znalazłem. Desperacko włożyłem pod nią rękę, zmuszając się do zignorowania znajdujących się tam pajęczyn, kurzu i pająków, ale nawet tak nie znalazłem zaginionego przedmiotu. Postanowiłem więc przesunąć szafę. Nie było to trudne, stary mebel był dość lekki, jednak jakie było moje zaskoczenie, gdy mimo tego nie znalazłem tam balla. Już miałem z powrotem umieścić szafę na miejscu, gdy moją uwagę przykuł prostokątny kawałek ściany, którego powierzchnia lekko wystawała od reszty. Spróbowałem wyciągnąć go palcami, niestety nie dałem rady, więc wziąłem nożyczki z szafki i włożyłem jedno z ich ostrzy do szpary, wyciągając kawałek blachy pomalowanej na biało. Zakrywała ona coś w rodzaju schowka. Byłem w szoku, gdy zauważyłem w nim drewniane pudełko, a na nim mój pokeball, który wpadł pod szafę. Wyciągnąłem wszystko z dziury w ścianie i położyłem na łóżko. Przetarłem rękawem kurz z pudełka. Nie miało żadnego zamka, więc podniosłem wieko. W środku znajdowały się jakieś słoiczki, fiolki, woreczki oraz dwie książki. Wziąłem jedną z nich i otworzyłem ją. Były to odręczne zapiski mojej prababci, a datą pierwszego z nich był dzień, w którym dowiedziała się, że idę do szkoły dla trenerów.
Nadszedł ten czas bym przekazała w końcu komuś to, co wiem. Jestem pewna, Dorianie, że znajdziesz tą skrytkę prędzej czy później – dopilnuję tego osobiście. Muszę Ci powiedzieć coś, co nikt o mnie nie wiedział. Nie myśl tylko, że jest to bełkot umierającej staruszki i potraktuj to z taką powagą, jaką jesteś w stanie z siebie wykrzesać. Jestem wiedźmą.
„Że co!?” wrzasnąłem, patrząc sceptycznie na ową wiadomość. Wiedźmą? Chyba sobie żartuje... Jednak postanowiłem czytać dalej.
Jestem wiedźmą. A raczej byłam, bo na starość przestałam praktykować czary. I tak, taką prawdziwą, co używa magii i w ogóle. Moja babcia mnie w to wtajemniczyła tak, jak ja teraz wtajemniczam Ciebie. I nie, ani Twoja mama, ani babcia nic nie wiedzą i lepiej by tak pozostało. Są to dobre kobiety, lecz niestety pozbawione iskry. Za to Ty, gdy tylko Twoja mama zaszła w ciążę... Od razu poczułam tkwiący w Tobie potencjał. Nie wierzysz mi? W pudełku jest jeszcze jedna księga, w której jest mnóstwo tajemnych przepisów i instrukcji. Tak w ogóle znajdziesz w niej różne informacje, jednakże zaznaczyłam tam jedną rzecz. Jest to rytuał, po którym otrzymasz pełny dostęp do swoich mocy, takich jak telekineza, telepatia czy dar rozmowy z pokemonami... Brzmi niesamowicie, nieprawdaż? Zanim jednak przeczytasz jakiekolwiek dalsze moje zapiski wypełnij ów rytuał. Założę się, że zbliża się pełnia, skoro to czytasz...
Tutaj kończyły się jej zapiski, dalej były tylko puste strony – upewniłem się dwa razy, czy aby na pewno nic więcej nie ma. Pełen sprzecznych emocji chwyciłem drugą książkę, po czym zacząłem ją przeglądać. Nie powiem, robiła na mnie piorunujące wrażenie. Pełna była różnych rycin i zapisków, lecz niestety w niezrozumiałym języku. Jednak między stronami znalazłem osobną kartkę, na której był przetłumaczony proces rytuału. Pełnia księżyca była tej nocy.
Było już grubo po północy. Nie mogłem się skupić na czymkolwiek, czekając aż ostatni z domowników pójdzie spać. Księżycowa poświata, która wpadała do mojego pokoju przez okno, wydawała się mnie ponaglać. Gdy w końcu światła w kuchni zgasły, wyszedłem z domu z drewnianym pudełkiem pod pachą. Skierowałem się do lasu, który znajdował się w niewielkiej odległości od mojego domu, tak jak nakazywała karteczka od prababci. Las o tej porze, oświetlony księżycową aurą, wyglądał majestatycznie i przerażająco. Pohukiwanie Hoothootów, krakanie Murkrowów oraz ruchy wokół mnie nie napawały mnie odwagą, ale szedłem według zaleceń. Dotarłem na niewielką polane pośród drzew, gdzie przebiegał strumyk. Jego delikatny szum działał na mnie odprężająco. Położyłem pudełko na wilgotną trawę i otworzyłem je. Wyjąłem z niego słoiczek z białym proszkiem. Według instrukcji był to sproszkowany róg Rhyhorna. Swoją drogą ciekaw jestem skąd moja prababcia to miała? W końcu Rhyhorny są objęte ochroną. Nieważne. Wyciągnąłem też fiolkę z fioletową cieczą nazwaną ekstraktem z Koffinga. Nie chcę wiedzieć jak się go pozyskuje. Zmieszałem te dwie substancje ze sobą i wylałem powstałą miksturę wokół siebie, tworząc z niej okrąg. Usiadłem w nim po turecku, położyłem przed sobą niewielką, glinianą miseczkę i wsypałem do niej zawartość saszetki. Zapaliłem też zapałkę po czym podpaliłem proszek znajdujący się w naczyniu. Powstał spory płomień koloru jadowitej zieleni, w którego blasku okrąg zabłysnął fioletową poświatą. Został ostatni krok. Chwyciłem mocno rękojeść starego, zardzewiałego sztyletu, który również znalazłem w skrzynce. Przyłożyłem go jak najmocniej do nadgarstka drugiej ręki, nastawiając ją nad płomieniem. Według notatki musiałem nacisnąć ostrzem jak najmocniej skóry i pociągnąć z całych sił, gdyż ów oręż nie należało do najostrzejszych. Zrobiłem parę głębokich oddechów. Nigdy się nie ciąłem, nie należałem do tego rodzaju ludzi i bałem się to zrobić. Sekundy zaczęły się ciągnąć, lecz ja, jak sparaliżowany, nie mogłem wykonać najmniejszego ruchu. Z zamkniętymi oczami i zaciśniętymi zębami odliczałem od dziesięciu do zera kolejny raz, lecz bez skutku. Gdy byłem w połowie następnego takiego odliczania, poczułem to dziwne uczucie spadania w trakcie snu, jednak moje ciało nie zareagowało gwałtownym poderwaniem się, jak to zazwyczaj bywa. Moja ręka raptownie przecięła nadgarstek. Syknąłem z bólu, patrząc jak krew wylewa się z mojej rany i kieruje się w stronę ognia. Gdy pierwsza kropla wpadła do niego, płomień urósł na tyle, by dotknąć mojego nadgarstka, po czym zaczął obejmować mą rękę. Dalej, prócz przerażenia, pamiętam jedynie oślepiające światło.
Miałem dziwny sen... Byłem olbrzymim, błękitnym duchem, a w mych rękach znajdował się cały świat... Nic więcej nie pamiętam. Obudziłem się, jednak leżałem z zamkniętymi oczami, nie miałem sił by wstać. Dopiero gdy poczułem, że ktoś chodzi wokół mnie i usłyszałem głos, odzyskałem w pełni świadomość.
– Co to? Co tu? Śpi, śpi człowiek.
Wydawało mi się, jakby te słowa mówiły dzieci, które nie do końca umiały ułożyć poprawne zdanie. Nabrałem więc sił, otworzyłem oczy i podniosłem się. Jakie było moje zaskoczenie, gdy zamiast dzieci ujrzałem...dwie Buneary.
- Bun-bun, ucieczka!
Krzyknęła jedna, chyba jeszcze bardziej przestraszona niż ja i razem ze swoim towarzyszem zwiała. Byłem w szoku, a serce waliło mi jak młot. Dopiero teraz przypomniałem sobie gdzie jestem i co tu robiłem. Spojrzałem na swoją dłoń, nie było na niej ani śladu oparzeń, ani śladu po niedawnym cięciu. Miałem mętlik w głowie, musiałem przemyć twarz w strumyku. Czyżby wszystkie opowieści z młodości mojej prababci były prawdą? Chwile po tym pomyślałem, że jest już późno i ktoś mógł zauważyć, że mnie nie ma, więc schowałem wszystko do pudełka i wróciłem do domu.
Gdy wracałem do domu przez las nie mogłem wyjść ze zdumienia. Pośród wielu normalnych odgłosów pokemonów zdarzało mi się słyszeć normalne, ludzkie słowa, lecz bardzo rzadko. Jak tylko byłem na miejscu otworzyłem zapiski mojej prababci. Nie mogłem wyjść ze zdziwienia, gdy po poprzedniej informacji nie było śladu, a w jej miejscu była zupełnie inna.
Stało się! Skoro to czytasz, to jesteś teraz wiedźmem... czarodziejem... Nie! Okultystą. Te miano jednak nie jest tak przyjemne jak Ci się zdaję, gdyż nadaje Ci wiele różnych obowiązków. Ale zanim to, muszę się do czegoś przyznać. Trochę cię okłamałam z tymi mocami... Nie, to nie tak, że ich nie masz, bo je masz, ale musisz je rozwinąć. Co przez to rozumiem? Na przykład telekineza działa zazwyczaj pod wpływem emocji, musisz mocno się skupić, byś dał rade coś przesunąć, albo też nie jesteś w stanie rozmawiać z pokemonami jak z ludźmi. Czasami, gdy mają Ci coś do powiedzenia, słyszysz pojedyncze słowa lub skróty myślowe, lecz przez większość czasu nie będziesz ich rozumiał. Ale spokojnie, z czasem rozwiniesz i poznasz wszystkie Twoje nowe umiejętności. Teraz także, po spełnieniu rytuału, jesteś w stanie zrozumieć tajemniczy język księgi czarów. Ale wracając do obowiązków... Ludzie posiedli owe moce po to, by pomagać. Gdy ktoś potrzebuje pomocy, czy to pokemon, czy człowiek, nie możesz przejść obojętnie. A prawda jest taka, że świat potrzebuję teraz Twojej pomocy bardziej, niż czyjejkolwiek. Jest pewna sprawa, której nie załatwiłam za młodu. Byłam wtedy zbyt pewna siebie i arogancka, myślałam tylko o sobie i że ze wszystkim dam sobie radę. Jednak, gdy się zakochałam, zaprzestałam pomagać innym, ponieważ Twój pradziadek był dla mnie całym światem. Teraz będziesz musiał naprawić błędy mej młodości. Otóż dowiedziałam się od pokemonów, że na świecie magia nie jest wykorzystywana jedynie w dobrym celu... Nasz ród ma w sobie krew starożytnej cywilizacji, która kiedyś została obdarowana przez Mew, by mogła pilnować porządku na świecie. Niestety pozostali ludzie, zazdrośni o nowe umiejętności wybranych, znaleźli sposób by zdobyć moc i obalić magicznych. Niestety wiem o nich niewiele. Organizacja ta nazywa się Zakonem Duskulli i działa do teraz. Łatwo rozpoznasz ich członków: noszą długie, czarne szaty z kapturem oraz maskę przypominającą twarz Duskulla, z jednym okiem świecącym na czerwono, a także jednym z ich pokemonów jest właśnie Duskull. Ich misją jest zniszczenie świata, którego znamy i zaprowadzenie „nowego ładu” - tak szaleńcy mówią na rządzenie wszystkimi poprzez terror. Ponoć chcą zniewolić Arceusa, albo inne legendarne stworzenie, używając jakiegoś artefaktu wytworzonego z czarnej magii... Twoim priorytetowym celem jest ich powstrzymanie, odkrycie źródła ich mocy, odcięcie ich od niego, znalezienie ich przywódców oraz zniszczenie artefaktu bądź zapobiegnięcie jego powstaniu. I nie bój się, dasz radę. Jesteś odporny na ich moce, które są słabsze, a wraz z Twoim doświadczeniem będziesz odporny na coraz silniejszych przeciwników. Udaj się do miasta Lawandii, wiem, że tam jest jedna z ich najaktywniejszych siedzib rekrutacyjnych. I pamiętaj, jestem zawsze przy Tobie. Życzę Ci, byś przeżył jeszcze wspanialsze przygody, niż ja.
PS: W razie problemów zerknij w ten dziennik – na pierwszej stronie pojawi się wpis, jakaś notka albo opis któreś z moich przygód, która będzie w stanie pomóc Ci w trudniej sytuacji. Los całego świata leży w Twoich rękach
Cele: Rozwijać swoje moce, zdobywać odznaki i wstążki, niesienie pomocy, pokonać Zakon Duskulli.
Prośby: Żeby Piplup i Torchic nigdy nie ewoluowali. Dużo różnych wątków, by nie było nudy i typowych rzeczy, lubię to co inne, oryginalne.
Ulubiony typ pokemona: Robak i duch.
Ostatnio zmieniony przez Okultysta dnia Pon Mar 02, 2015 7:11 pm, w całości zmieniany 1 raz
Re: Zapisy do Liolici
Bieram Cię Oku gra już jutro
Lioli- Liczba postów : 1695
Birthday : 27/05/1997
Join date : 25/01/2013
Age : 27
Re: Zapisy do Liolici
Imię Postaci:Shinji
Wiek postaci: 18
Charakter postaci:Miły chłopak. Lubi czytać i....dziewczynki. Jest jednak nieśmiały i niema do nich podejścia. Jeśli jakaś była szczególnie urodziwa aktywował tryb kameleona...no wiecie. zmiana koloru twarzy. Starał się jednak nad tym panować. Dla reszty był otwarty. Nie lubił jednak jak mu dokuczają, ani jak dokuczają innym
Wygląd:
Profesja Postaci: trener
Starter: bulbasaur
Historia: moja historia? nie ma wiele do powiedzenia.
Rodzina nie wyróżniała się niczym. Tak samo jak i ja. Wyróżniało mnie wszak jedno. Uwielbiałem dziewczyny. Szalałem na ich punkcie, ale nie umiałem nawiązywać z nimi kontaktu. Robiłem się z miejsca cichy i czerwony na twarzy. Moja motywacja żeby to zmienić była wielka. Ale jak mi szło? Lepiej nie wspominać. Moje dzieciństwo było naznaczone próbami zmiany tego jak i gry w piłkę z resztą "chłopców". No ale co chłopiec może robić poza grą w piłkę i upokarzaniem się przy dziewczynach? Oczywiście że biegał po lesie ( wiecei, ośmieszenie boli, a i ludki się śmieją, trzeba było się chować, ale to tajeminca która zostanie między nami). Co w lesie się robił? wspinało po drzewach? czasami, jak jakiś dziki pokemon postanowił ukraśc mi jedzonko. głównie bieganie nad strumyk i wylegiwanie się na jego brzegu. Miałem upatrzoną małą kępę krzaków za którą mogłem się wylegiwać i nikt mnie nie widział.
Młody chłopak spędzam tam czas na czytaniu. A co czytał? jak to mówłem chciał być dobry w podrywaniu, więc nie bd wymieniał tytułów.
No ale jest w życiu każdego dziecka co przeszkadza mu w rozwoju...szkoła. Jak ja jej nie lubiłem. Wagary jednak nie wchodziły w gre. Czemu? Miejcie mamę pracującą w szkole to sie przekonacie ;/ Chłopak więc musiał siedzieć na lekcjach i zajmować się tymi całymi głupimi lekcjami. w przerwach zabawa albo...eee dziewczyny. Zwłaszcza jedna. Yami, ale jej nie podrywałem. Byłą moją kumeplą i jedyną osobą którą zaprosiłem do mojego tajemngo zaułka.
historia jej poznania nie jest na dziś dzień. Za to mogę powiedzieć co było potem. Yami była starsza o rok. Dziewczyna zawsze interesowała się pokemonami. A ja? mi ten temat był obojętny. Ona za to postanowiła trenować Póki, te małe stworki co to kradły mi jedzonko w lesie. A ja? Ja przekonałem się do nich dopiero po roku. Ale niby jak? a tak że wpadłem do tego mojego strumyczka podczas ulewy. I co? oczywiście jak to czasem bywa..... nie no co wy. Nie uratował mnie pokemon. Uratowła mnie Yami...no i jej poki. Opowiedziała mi swoją historię, jak to trenowała stworki przez ten czas i ... ile to dziewczyn przyciąga. Oczywiście postanowiłem spróbować swoich sił ( i poderwać kilka dziewczyn)
Cele; poznać jakś ładną trenerkę i nauczyć się gadać z dziewczynami. A co do innych....zostać dobrym trenerem i... w przyszłości aktorem, nie no może nie aktorem. Nie zależy mi na mistrzostwie, ale było by miło
Prośby: nie właduj mnie z miejsca w drużynę dziewczyn bo mi chłopak zawału dostanie
Ulubiony typ pokemona: ogień, woda, duch normalny.
awek dodam rano
Wiek postaci: 18
Charakter postaci:Miły chłopak. Lubi czytać i....dziewczynki. Jest jednak nieśmiały i niema do nich podejścia. Jeśli jakaś była szczególnie urodziwa aktywował tryb kameleona...no wiecie. zmiana koloru twarzy. Starał się jednak nad tym panować. Dla reszty był otwarty. Nie lubił jednak jak mu dokuczają, ani jak dokuczają innym
Wygląd:
Profesja Postaci: trener
Starter: bulbasaur
Historia: moja historia? nie ma wiele do powiedzenia.
Rodzina nie wyróżniała się niczym. Tak samo jak i ja. Wyróżniało mnie wszak jedno. Uwielbiałem dziewczyny. Szalałem na ich punkcie, ale nie umiałem nawiązywać z nimi kontaktu. Robiłem się z miejsca cichy i czerwony na twarzy. Moja motywacja żeby to zmienić była wielka. Ale jak mi szło? Lepiej nie wspominać. Moje dzieciństwo było naznaczone próbami zmiany tego jak i gry w piłkę z resztą "chłopców". No ale co chłopiec może robić poza grą w piłkę i upokarzaniem się przy dziewczynach? Oczywiście że biegał po lesie ( wiecei, ośmieszenie boli, a i ludki się śmieją, trzeba było się chować, ale to tajeminca która zostanie między nami). Co w lesie się robił? wspinało po drzewach? czasami, jak jakiś dziki pokemon postanowił ukraśc mi jedzonko. głównie bieganie nad strumyk i wylegiwanie się na jego brzegu. Miałem upatrzoną małą kępę krzaków za którą mogłem się wylegiwać i nikt mnie nie widział.
Młody chłopak spędzam tam czas na czytaniu. A co czytał? jak to mówłem chciał być dobry w podrywaniu, więc nie bd wymieniał tytułów.
No ale jest w życiu każdego dziecka co przeszkadza mu w rozwoju...szkoła. Jak ja jej nie lubiłem. Wagary jednak nie wchodziły w gre. Czemu? Miejcie mamę pracującą w szkole to sie przekonacie ;/ Chłopak więc musiał siedzieć na lekcjach i zajmować się tymi całymi głupimi lekcjami. w przerwach zabawa albo...eee dziewczyny. Zwłaszcza jedna. Yami, ale jej nie podrywałem. Byłą moją kumeplą i jedyną osobą którą zaprosiłem do mojego tajemngo zaułka.
historia jej poznania nie jest na dziś dzień. Za to mogę powiedzieć co było potem. Yami była starsza o rok. Dziewczyna zawsze interesowała się pokemonami. A ja? mi ten temat był obojętny. Ona za to postanowiła trenować Póki, te małe stworki co to kradły mi jedzonko w lesie. A ja? Ja przekonałem się do nich dopiero po roku. Ale niby jak? a tak że wpadłem do tego mojego strumyczka podczas ulewy. I co? oczywiście jak to czasem bywa..... nie no co wy. Nie uratował mnie pokemon. Uratowła mnie Yami...no i jej poki. Opowiedziała mi swoją historię, jak to trenowała stworki przez ten czas i ... ile to dziewczyn przyciąga. Oczywiście postanowiłem spróbować swoich sił ( i poderwać kilka dziewczyn)
Cele; poznać jakś ładną trenerkę i nauczyć się gadać z dziewczynami. A co do innych....zostać dobrym trenerem i... w przyszłości aktorem, nie no może nie aktorem. Nie zależy mi na mistrzostwie, ale było by miło
Prośby: nie właduj mnie z miejsca w drużynę dziewczyn bo mi chłopak zawału dostanie
Ulubiony typ pokemona: ogień, woda, duch normalny.
awek dodam rano
shinji- Liczba postów : 73
Birthday : 02/04/1990
Join date : 01/03/2015
Age : 34
Re: Zapisy do Liolici
Przyjmuję
gra pojawi się już niedługo
gra pojawi się już niedługo
Lioli- Liczba postów : 1695
Birthday : 27/05/1997
Join date : 25/01/2013
Age : 27
Re: Zapisy do Liolici
Imię i Nazwisko: Hans Otto Wagner
Wiek postaci: 35 lat
Charakter postaci: Hans wiedzie bardzo bogate życie wewnętrzne. Własne myśli mają dla niego większe znaczenie niż pogaduszki z ludźmi, ale nie jest nietowarzyski. Woli patrzeć na świat i obliczać go we wzorach, analizować rządzącego nim prawa, niż tracić czas na zbędne dywagacje o pogodzie, z laikami, którzy nigdy nie pojmą wszystkich procesów, które ją ukształtowały, ale ciekawej dyskusji nigdy nie odmówi. Ceni sobie czas i nie marnuje go. Jest odrobinę roztrzepany i mimo wszystko popełnia wiele błędów, ale uważa je za najpiękniejszą część badań. Jego instynkt samozachowawczy jest uśpiony, ale czasem wybucha i wtedy Hans najczęściej oddala się od problemu na najbezpieczniejszą odległość, z której może go obserwować, ale przeważnie włazi w jego epicentrum. Bezpośredni, szczery, ostry, choć oszczędny w słowach – tym także ściągnął na siebie wiele kłopotów. Nie pobłaża nikomu i wszystkich traktuje równo, od każdego oczekuje tego samego, bez żadnej taryfy ulgowej, ale przy tym potrafi realnie ocenić możliwości tak osoby jak i Pokemona. Zdarza mu się zachowywać infantylnie.
Wygląd: Przeciętnego wzrostu, dość szczupły mężczyzna, raczej wątłej postury. Jasne włosy powoli zaczynają stawać się coraz jaśniejsze, w skutek przedwczesnego siwienia, nie układają się tak, jak powinny, ale Hans raczej o to nie dba. Niebieskie oczy są czujne, choć patrzą dużo dalej niż się wydaje i czasem nawet nie na tę rzeczywistość, którą ma przed sobą. Dolne powieki opadają trochę niżej niż przewiduje grecki kanon, obciążone brakiem snu i przezeń też zsiniałe. Przez nienajlepszy wzrok często marszczy brwi i mruży oczy, ale unika okularów. Chodzi w najprostszych ubraniach, świadom braku talentu do dobierania kolorów stara się, by cały jego strój był jednobarwny, między beżem a ciemniejszym brązem, czasem zdarza mu się zaszaleć i założyć niebieskie albo czarne spodnie. Ma ze sobą torbę pełną skarbów, takich jak wszelkiego rodzaju narzędzia pomiarowe.
Profesja Postaci: Trener. Badacz, naukowiec.
Starter: Fennekin
Historia: Hans urodził się w prostej rodzinie, w małej miejscowości. Jego ojciec był szewcem – jedynym w okolicy, więc dość zapracowanym. Matka, poza zajmowaniem się gospodarstwem domowym i jego starszym i młodszym rodzeństwem, dorabiała jako krawcowa, cerując spodnie dzieciom z okolicy i poszerzając spódnice tyjącym sąsiadkom. Jako dzieciak mówił jeszcze mniej i jeszcze więcej obserwował. Świat intrygował go i fascynował w spokojny sposób. Gdy jeszcze nie był świadom istnienia matematyki czy geometrii, wszystkie swoje pomiary prowadził w głowie według swojego własnego systemu, którego po latach nauki tych oficjalnych zapomniał. Spędzał dużo czasu obserwując tak przyrodę, która rodziła się z podziału komórek, jak tą którą tworzyły zespawane blachy stali, śrubki, zębatki i kable. Choć z początku wydawał się rodzinie i postronnym dziwakiem, odludkiem, dzieckiem, z którym coś było nie tak, gdy tylko poszedł do szkoły tempo, w jakim osiągał kolejne sukcesy zamknęło usta wszystkim sceptykom. Wyjechał do większego miasta nim poszedł do szkoły średniej, by kontynuować naukę na wyższym poziomie. I choć ani ojciec ani matka nie rozumieli nic z tego, co robił, nie próbowali zmuszać go czy przekonywać, by został w ich małym świecie. Sam nie czuł się zbyt dobrze w zgiełku i hałasie, ze zdecydowanie zbyt dużą ilością ludzi, którzy mogliby coś od niego chcieć. Przeszedł przez szkołę i studia bez problemów, znalazł pracę w laboratorium, zdobył kilka nudnych nagród, napisał nawet nudną książkę, nie zdając sobie zupełnie sprawy z tego, jak znudzony jest tym, co robi. Olśnienie przyszło w dniu, w którym przechadzając się po lesie na przedmieściach, w celu odświeżenia płuc i umysłu zobaczył drepczącego drogą małego Pokemona. Nie był to pierwszy ani jedyny potworek, którego w życiu widział, ale nigdy nie dał się ponieść całemu temu podnieceniu, któremu ulegało społeczeństwo w związku z tymi kreaturami i które przyćmiewało wszelkie osiągnięcia w innych dziedzinach nauki. Fennekin stąpał z nogi na nogę z gracją, rozglądając się równie ciekawsko jak Hans za młodu. Poszedł za nim kawałek, ciekaw do czego takie stworzenie może zmierzać tak spokojnie. Nie umknęło to uwadze liska, szybko zorientował się, że jest śledzony i widocznie uwaga obcego człowieka, nie agresywna uwaga, a zwykłe zaciekawienie były czymś, co mu się spodobało. Nie zmienił tempa, nie kroczył bardziej złożonymi ścieżkami, nie starał się go zgubić, nie odbijał nagle w żadną stronę. Szedł spokojnie, ciekaw, jak długo człowiek będzie chciał za nim iść. Hans był wytrwały i cierpliwy, jeśli chodziło o badanie świata był w stanie poświęcić nieograniczoną ilość czasu nawet najdrobniejszym zjawiskom. Pokemony w pobliżu dużych skupisk ludzi nigdy nie zachowywały się tak swobodnie, przemykały szybko, chowały się po krzakach, szczególnie, jeśli należały do rzadszych gatunków, które przeważnie wzbudzały zainteresowanie ludzi. Las stawał się gęstszy, drzewa miały grubsze konary i sięgające wyżej gałęzie, ścieżki stawały się mniej wyraźne, a pajęczyny częstsze i większe. Wiatr brzmiał tu inaczej. W pewnym momencie, długo po tym, jak Hans zaczął go śledzić, Fennekin pierwszy raz odwrócił głowę, żeby zerknąć na niego i obadać wzrokiem. Przyśpieszył trochę chód, ale nic się nie stało. Widać już było jak resztki bladej ścieżki znikają kompletnie kilka kroków od ściany krzaków i Hans był niezmiernie ciekaw, co teraz zrobi Pokemon, czy zostawi go tutaj po prostu i zniknie między roślinami, przez które on nie będzie umiał się przedrzeć, czy może wreszcie poświęci mu więcej uwagi. W jakiś sposób chciał uwagi od tego stworzenia. Fennekin jednak zatrzymał się i w tym samym momencie z drzewa zeskoczył Braixen. Warknął na mniejszego pokemona groźnie, marszcząc cały pyszczek i sam wskoczył w krzaki. Dźwięk gałęzi, które poruszał swoim ciałem był wyraźny przez pewien czas... Fennekin wyglądał na trochę spłoszonego, cofnął się nawet do tyłu i położył uszy, ponownie odwrócił się do Hansa, najpierw raz, potem drugi i trzeci. Hans zaczął odczuwać coś między rosnącym strachem, a osiągającą zenit ciekawością. Powoli zaczęło robić się ciemniej. Ciemniej i dziwniej. Wiatr przybrał na sile, na to przynajmniej wskazywał dźwięk, ale żaden liść nie drżał szybciej, ani też Hans nie czół go na skórze. Światła było coraz mniej, aż wszystko powoli przybrało odcienie fioletu i grantu. Powietrze wypełnił dziwny zapach, przypominający spaleniznę ale też w jakiś sposób słodki. Głowa Hansa zaczęła pulsować, boleć, rosło wrażenie nacisku na nią, potem na całe ciało, tak silne że zmusiło go do opadnięcia na kolana. Serce pulsowało szybko ale wszystko działo się powoli, starał się mieć oczy otwarte i widzieć wszystko, ale dojrzał tylko ślepia w krzakach, jakąś wysoką sylwetkę. Usłyszał wibrujący syk i wszystko znikło. Obudził się w zupełnie innej części lasu, jak się później okazało w połowie drogi, którą przebył idąc za Fennekinem. Miał brudne ubranie, pogniecione, trochę poszarpane, ale nic go nie bolało, poza głową. Podniósł się z trudem, odkrywając przy tym, że jednak bolą go wszystkie części ciała, które stykały się z twardą ziemią oraz kark, musiał leżeć tu całkiem długo. Dopiero siedząc zauważył Fennekina. Leżał obok także odzyskując przytomność, trochę wolniej niż Hans. Gdyby pamiętał, co się stało nim stracił na pewno szybciej wywnioskowałby, że wtargnął na teren jakiegoś Delphoxa, który najpewniej obraził się też na Fennekina, dlatego też ten leżał tu koło niego. Ale nie pamiętał, więc przez chwilę musiał poskładać szczątkowe informacje, nim pozwolił sobie przypuścić, że to się musiało stać. Fennekin męczył się w tym czasie z zebraniem na nogi, po kilku nieudanych próbach Hans pomógł mu. Patrzył na liska skazanego na banicję ze zmarszczonymi brwiami. To musiał być jakiś młody, głupiutki przedstawiciel stada i musiał mieć już na koncie kilka wybryków, skoro tak się na niego zdenerwowali. Hans wstał i ruszył z powrotem w stronę miasta, chcąc wrócić do domu i zobaczyć, jak długo go nie było i czy może ktoś postanowił już zacząć go szukać, był też głodny. Tym razem to Fennekin dreptał za nim, z pochyloną głową, prostując się i udając niewzruszonego, kiedy Hans zerkał na niego. Szedł za nim aż pod drzwi jego lokum. Te zaś Hans zamknął mu przed nosem, ale po chwili otworzył i wpuścił go do środka. Postanowił przygarnąć zwierzaka, z myślą o zabraniu go na rodzinną wieś i oddaniu jakimś dzieciakom. W nocy jednak myślał więcej, dużo więcej. O całej sytuacji, o drodze bez pewnego celu, o ciekawości i o strachu, myślał o tym, jak dużo świat ma mu do zaoferowania, a z jak małej ilości korzystał do tej pory. To nie było nic nad wyraz specjalnego, nad wyraz wybuchowego, ale czy coś takiego mogło go spotkać tak blisko domu? Zapragnął dać światu szansę, by go zaskoczył, zapragnął przeżyć coś większego, zaryzykować dużo bardziej. Dlatego następnego dnia załatwił wszystko w swojej pracy, oznajmił że bierze urlop o nieokreślonej długości i że nic go od tego nie odwiedzie, że można go co najwyżej zwolnić ale nie zmieni zdania. Spakował swoje rzeczy i wyszedł. Razem z Fennekinem.
Cele: Doświadczyć w życiu jeszcze jakichś przygód, przeżyć coś ciekawego i wartego opowiedzenia, albo odkryć coś przełomowego, to dla niego właściwie jedno i to samo.
Prośby: Choć jako typowy naukowiec-ateista nie wierzy w MG kierującego jego losem i tworzącego jego świat, zapobiegawczo prosi go o złożony charakter dla Fennekina, chwałę i sławę za osiągnięcia naukowe i wyrozumiałych ludzi na swojej drodze, którzy nie obiją mu twarzy zbyt mocno za rzeczy, które nieopatrznie wypowie.
Ulubiony typ pokemona: Ogień, ale chciałby mieć różne potworki.
Wiek postaci: 35 lat
Charakter postaci: Hans wiedzie bardzo bogate życie wewnętrzne. Własne myśli mają dla niego większe znaczenie niż pogaduszki z ludźmi, ale nie jest nietowarzyski. Woli patrzeć na świat i obliczać go we wzorach, analizować rządzącego nim prawa, niż tracić czas na zbędne dywagacje o pogodzie, z laikami, którzy nigdy nie pojmą wszystkich procesów, które ją ukształtowały, ale ciekawej dyskusji nigdy nie odmówi. Ceni sobie czas i nie marnuje go. Jest odrobinę roztrzepany i mimo wszystko popełnia wiele błędów, ale uważa je za najpiękniejszą część badań. Jego instynkt samozachowawczy jest uśpiony, ale czasem wybucha i wtedy Hans najczęściej oddala się od problemu na najbezpieczniejszą odległość, z której może go obserwować, ale przeważnie włazi w jego epicentrum. Bezpośredni, szczery, ostry, choć oszczędny w słowach – tym także ściągnął na siebie wiele kłopotów. Nie pobłaża nikomu i wszystkich traktuje równo, od każdego oczekuje tego samego, bez żadnej taryfy ulgowej, ale przy tym potrafi realnie ocenić możliwości tak osoby jak i Pokemona. Zdarza mu się zachowywać infantylnie.
Wygląd: Przeciętnego wzrostu, dość szczupły mężczyzna, raczej wątłej postury. Jasne włosy powoli zaczynają stawać się coraz jaśniejsze, w skutek przedwczesnego siwienia, nie układają się tak, jak powinny, ale Hans raczej o to nie dba. Niebieskie oczy są czujne, choć patrzą dużo dalej niż się wydaje i czasem nawet nie na tę rzeczywistość, którą ma przed sobą. Dolne powieki opadają trochę niżej niż przewiduje grecki kanon, obciążone brakiem snu i przezeń też zsiniałe. Przez nienajlepszy wzrok często marszczy brwi i mruży oczy, ale unika okularów. Chodzi w najprostszych ubraniach, świadom braku talentu do dobierania kolorów stara się, by cały jego strój był jednobarwny, między beżem a ciemniejszym brązem, czasem zdarza mu się zaszaleć i założyć niebieskie albo czarne spodnie. Ma ze sobą torbę pełną skarbów, takich jak wszelkiego rodzaju narzędzia pomiarowe.
Profesja Postaci: Trener. Badacz, naukowiec.
Starter: Fennekin
Historia: Hans urodził się w prostej rodzinie, w małej miejscowości. Jego ojciec był szewcem – jedynym w okolicy, więc dość zapracowanym. Matka, poza zajmowaniem się gospodarstwem domowym i jego starszym i młodszym rodzeństwem, dorabiała jako krawcowa, cerując spodnie dzieciom z okolicy i poszerzając spódnice tyjącym sąsiadkom. Jako dzieciak mówił jeszcze mniej i jeszcze więcej obserwował. Świat intrygował go i fascynował w spokojny sposób. Gdy jeszcze nie był świadom istnienia matematyki czy geometrii, wszystkie swoje pomiary prowadził w głowie według swojego własnego systemu, którego po latach nauki tych oficjalnych zapomniał. Spędzał dużo czasu obserwując tak przyrodę, która rodziła się z podziału komórek, jak tą którą tworzyły zespawane blachy stali, śrubki, zębatki i kable. Choć z początku wydawał się rodzinie i postronnym dziwakiem, odludkiem, dzieckiem, z którym coś było nie tak, gdy tylko poszedł do szkoły tempo, w jakim osiągał kolejne sukcesy zamknęło usta wszystkim sceptykom. Wyjechał do większego miasta nim poszedł do szkoły średniej, by kontynuować naukę na wyższym poziomie. I choć ani ojciec ani matka nie rozumieli nic z tego, co robił, nie próbowali zmuszać go czy przekonywać, by został w ich małym świecie. Sam nie czuł się zbyt dobrze w zgiełku i hałasie, ze zdecydowanie zbyt dużą ilością ludzi, którzy mogliby coś od niego chcieć. Przeszedł przez szkołę i studia bez problemów, znalazł pracę w laboratorium, zdobył kilka nudnych nagród, napisał nawet nudną książkę, nie zdając sobie zupełnie sprawy z tego, jak znudzony jest tym, co robi. Olśnienie przyszło w dniu, w którym przechadzając się po lesie na przedmieściach, w celu odświeżenia płuc i umysłu zobaczył drepczącego drogą małego Pokemona. Nie był to pierwszy ani jedyny potworek, którego w życiu widział, ale nigdy nie dał się ponieść całemu temu podnieceniu, któremu ulegało społeczeństwo w związku z tymi kreaturami i które przyćmiewało wszelkie osiągnięcia w innych dziedzinach nauki. Fennekin stąpał z nogi na nogę z gracją, rozglądając się równie ciekawsko jak Hans za młodu. Poszedł za nim kawałek, ciekaw do czego takie stworzenie może zmierzać tak spokojnie. Nie umknęło to uwadze liska, szybko zorientował się, że jest śledzony i widocznie uwaga obcego człowieka, nie agresywna uwaga, a zwykłe zaciekawienie były czymś, co mu się spodobało. Nie zmienił tempa, nie kroczył bardziej złożonymi ścieżkami, nie starał się go zgubić, nie odbijał nagle w żadną stronę. Szedł spokojnie, ciekaw, jak długo człowiek będzie chciał za nim iść. Hans był wytrwały i cierpliwy, jeśli chodziło o badanie świata był w stanie poświęcić nieograniczoną ilość czasu nawet najdrobniejszym zjawiskom. Pokemony w pobliżu dużych skupisk ludzi nigdy nie zachowywały się tak swobodnie, przemykały szybko, chowały się po krzakach, szczególnie, jeśli należały do rzadszych gatunków, które przeważnie wzbudzały zainteresowanie ludzi. Las stawał się gęstszy, drzewa miały grubsze konary i sięgające wyżej gałęzie, ścieżki stawały się mniej wyraźne, a pajęczyny częstsze i większe. Wiatr brzmiał tu inaczej. W pewnym momencie, długo po tym, jak Hans zaczął go śledzić, Fennekin pierwszy raz odwrócił głowę, żeby zerknąć na niego i obadać wzrokiem. Przyśpieszył trochę chód, ale nic się nie stało. Widać już było jak resztki bladej ścieżki znikają kompletnie kilka kroków od ściany krzaków i Hans był niezmiernie ciekaw, co teraz zrobi Pokemon, czy zostawi go tutaj po prostu i zniknie między roślinami, przez które on nie będzie umiał się przedrzeć, czy może wreszcie poświęci mu więcej uwagi. W jakiś sposób chciał uwagi od tego stworzenia. Fennekin jednak zatrzymał się i w tym samym momencie z drzewa zeskoczył Braixen. Warknął na mniejszego pokemona groźnie, marszcząc cały pyszczek i sam wskoczył w krzaki. Dźwięk gałęzi, które poruszał swoim ciałem był wyraźny przez pewien czas... Fennekin wyglądał na trochę spłoszonego, cofnął się nawet do tyłu i położył uszy, ponownie odwrócił się do Hansa, najpierw raz, potem drugi i trzeci. Hans zaczął odczuwać coś między rosnącym strachem, a osiągającą zenit ciekawością. Powoli zaczęło robić się ciemniej. Ciemniej i dziwniej. Wiatr przybrał na sile, na to przynajmniej wskazywał dźwięk, ale żaden liść nie drżał szybciej, ani też Hans nie czół go na skórze. Światła było coraz mniej, aż wszystko powoli przybrało odcienie fioletu i grantu. Powietrze wypełnił dziwny zapach, przypominający spaleniznę ale też w jakiś sposób słodki. Głowa Hansa zaczęła pulsować, boleć, rosło wrażenie nacisku na nią, potem na całe ciało, tak silne że zmusiło go do opadnięcia na kolana. Serce pulsowało szybko ale wszystko działo się powoli, starał się mieć oczy otwarte i widzieć wszystko, ale dojrzał tylko ślepia w krzakach, jakąś wysoką sylwetkę. Usłyszał wibrujący syk i wszystko znikło. Obudził się w zupełnie innej części lasu, jak się później okazało w połowie drogi, którą przebył idąc za Fennekinem. Miał brudne ubranie, pogniecione, trochę poszarpane, ale nic go nie bolało, poza głową. Podniósł się z trudem, odkrywając przy tym, że jednak bolą go wszystkie części ciała, które stykały się z twardą ziemią oraz kark, musiał leżeć tu całkiem długo. Dopiero siedząc zauważył Fennekina. Leżał obok także odzyskując przytomność, trochę wolniej niż Hans. Gdyby pamiętał, co się stało nim stracił na pewno szybciej wywnioskowałby, że wtargnął na teren jakiegoś Delphoxa, który najpewniej obraził się też na Fennekina, dlatego też ten leżał tu koło niego. Ale nie pamiętał, więc przez chwilę musiał poskładać szczątkowe informacje, nim pozwolił sobie przypuścić, że to się musiało stać. Fennekin męczył się w tym czasie z zebraniem na nogi, po kilku nieudanych próbach Hans pomógł mu. Patrzył na liska skazanego na banicję ze zmarszczonymi brwiami. To musiał być jakiś młody, głupiutki przedstawiciel stada i musiał mieć już na koncie kilka wybryków, skoro tak się na niego zdenerwowali. Hans wstał i ruszył z powrotem w stronę miasta, chcąc wrócić do domu i zobaczyć, jak długo go nie było i czy może ktoś postanowił już zacząć go szukać, był też głodny. Tym razem to Fennekin dreptał za nim, z pochyloną głową, prostując się i udając niewzruszonego, kiedy Hans zerkał na niego. Szedł za nim aż pod drzwi jego lokum. Te zaś Hans zamknął mu przed nosem, ale po chwili otworzył i wpuścił go do środka. Postanowił przygarnąć zwierzaka, z myślą o zabraniu go na rodzinną wieś i oddaniu jakimś dzieciakom. W nocy jednak myślał więcej, dużo więcej. O całej sytuacji, o drodze bez pewnego celu, o ciekawości i o strachu, myślał o tym, jak dużo świat ma mu do zaoferowania, a z jak małej ilości korzystał do tej pory. To nie było nic nad wyraz specjalnego, nad wyraz wybuchowego, ale czy coś takiego mogło go spotkać tak blisko domu? Zapragnął dać światu szansę, by go zaskoczył, zapragnął przeżyć coś większego, zaryzykować dużo bardziej. Dlatego następnego dnia załatwił wszystko w swojej pracy, oznajmił że bierze urlop o nieokreślonej długości i że nic go od tego nie odwiedzie, że można go co najwyżej zwolnić ale nie zmieni zdania. Spakował swoje rzeczy i wyszedł. Razem z Fennekinem.
Cele: Doświadczyć w życiu jeszcze jakichś przygód, przeżyć coś ciekawego i wartego opowiedzenia, albo odkryć coś przełomowego, to dla niego właściwie jedno i to samo.
Prośby: Choć jako typowy naukowiec-ateista nie wierzy w MG kierującego jego losem i tworzącego jego świat, zapobiegawczo prosi go o złożony charakter dla Fennekina, chwałę i sławę za osiągnięcia naukowe i wyrozumiałych ludzi na swojej drodze, którzy nie obiją mu twarzy zbyt mocno za rzeczy, które nieopatrznie wypowie.
Ulubiony typ pokemona: Ogień, ale chciałby mieć różne potworki.
Re: Zapisy do Liolici
No w końcu
Przyjmuję
Zaraz zajmę się grą
Przyjmuję
Zaraz zajmę się grą
Lioli- Liczba postów : 1695
Birthday : 27/05/1997
Join date : 25/01/2013
Age : 27
Re: Zapisy do Liolici
Imię/Nazwisko/Ksywa Postaci: Nadia Dynamo (niegdyś Nova)
Wiek postaci: 18, w poprzednim życiu 481
Charakter postaci: Dziewczyna na ogół spokojna, bardzo ciekawska i zazwyczaj woli mieć spokój niż szaleć za byle głupotą. Lepiej jej nie denerwować, gdyż wtedy by się odegrać komuś jest w stanie zrobić wszystko. Bardzo ceni sobie przyjaźń i rodzinę, często rozpamiętuje rzeczy z przeszłości. Niebywałą agresją reaguje nawet na małe kłamstwo czy oszustwo z powodu wydarzeń z poprzedniego życia.
Wygląd:
Poprzednie życie:
Postać w barwach czarno-niebieskich, z przewagą czarnego. Ma niebieskie pręgi na futrze, skrzydłach *w stanie spoczynku przypominają pelerynę*, koniec na ogonie.
Pokemony towarzysza: Póki co nie wiadomo
Profesja Postaci: Trener, do tego mag, póki co panuje nad ogniem i telekinezą oraz leczeniem, w małym stopniu
Starter: Pokemony z poprzedniej przygody
Historia:Tak więc oto było... Miała na imię Nova. Była niezwykła nawet bardziej niż jej rodzice. Obydwoje byli tak zwanymi Wybierającymi Opiekunów. Tylko ich energia była zupełnym przeciwieństwem. Jak czerń i biel. Cud więc, że ich córka żyje i ma się całkiem świetnie. No może poza tendencją do wybuchowych działań.
Najpierw jednak krótkie wyjaśnienie. Była ich tylko dwójka... No potem trójka. Wybierający Opiekunów zajmowali się porządkowaniem sytuacji w światach, które były pogrążone w jakiejś wojnie czy też po prostu były na skraju totalnego zniszczenia. Wszystko widzieli w tak zwanej „Komnacie Widzenia”, gdzie znajdowała się mapa zawierająca w sobie praktycznie wszystkie światy. Kolory były od zielonego do czerwonego – jako wskaźnik jaka jest w nim sytuacja. Choć czasem zdawały się i kolory czarne... Z tamtych światów co najwyżej można było ratować resztki istot jakie tam mieszkały. Po uporządkowaniu sytuacji w jakimś świecie wybierający zwykle właśnie mianowali „Opiekuna” tego świata lub czasem był to cały zespół. Stąd ich nazwa.
Wróćmy jednak do naszej bohaterki. Nova niedługo podrosła, zaczęła się nauka i pakowanie jej do głowy wszystkiego co możliwe. Ta jednak była cierpliwa, chciała się przecież wykazać przed jej rodzicami. uczyła się i trenowała swoje zdolności... To fakt nie mieli dla niej wiele czasu przez swoje zajęcia, ale jej to nie przeszkadzało. Dalej pracowała, pracowała i pracowała... Coraz bardziej też poznawała otoczenie, inne światy... Zdawało się być dobrze, póki nie stało się coś strasznego.
- Idziesz? - to był jeden z pomocników mojego ojca, chciał mi pokazać podobno coś ciekawego.
- No dobra - ta lekko nastroszyła sierść na głowie w geście zamyślenia.
Ruszyła za nim jednym z korytarzy zamku. Schodzili do lochów? Coraz mniej jej się to wszystko podobało...
- Teraz! - wrzasnął nagle pomocnik jej ojca i ta podskoczyła.
W sekundę poczuła się jakby nagle stała się czymś w rodzaju poduszki na szpilki. I to była w pewnym sensie prawda. Nie mogła się ruszyć, a przed nią stanęła postać z ogromnym mieczem.
- Pierwszy etap zaprowadzenia chaosu... Dobre posunięcie, zabić nim dorośnie i stanie się za silna.... - i tylko tyle pamiętała.
I cisza...
Nic się nie działo...
I wtedy światełko...
Nie ma już szans, dziecko umarło w trakcie porodu – usłyszała.
Nie! Ratujcie je! Ratujcie, to nie mogło tak się skończyć! - rozpaczliwy głos kobiety.
To już koniec, przykro mi, mimo reanimacji nic się nie udało, uszkodzenia były już zbyt rozległe... - i płacz owej kobiety.
Novie zrobiło się jakoś żal... Postanowiła, że postara się coś zrobić. W jednej chwili jej dusza zajęła dziecko, rozpoczęła się naprawa wszystkiego co było uszkodzone, zajęło jej to ze cztery minuty, kiedy już zdążyli zawinąć ją w materiał... I wtedy..
- Poruszyło rączką! - zauważyła położna
Tak oto zaczęło się jej życie.. Nie jest to żaden zwykły świat. Tutaj nie ma tylko ludzi o nie. Są też wampiry, wilkołaki, demony, które to najczęściej są tutaj największą arystokracją... Zdarzają się też elfy i od święta inne magiczne istoty. Wszystko byłoby świetnie gdyby nie okazało się, że... Ich rodzice zawarli dawno temu pakt z demonem. Za majątek i ulgi mieli mu ofiarować swoje pierwsze dziecko, jeśli to będzie dziewczynka, na żonę. Kiedy dorośnie. Było to w jej wieku 17 lat. Odtąd wesoła zawsze i pomocna dziewczyna stała się ponura jak nigdy. Rodzina ją tak po prostu sprzedała... Fakt teraz tamci wiedzą co to oznacza ale teraz.... Minął rok, są już jej osiemnaste urodziny, których tak bardzo się obawiała... Już po nią przyjechali, a z gospodarzem mam spotkać się już na miejscu... To był Thresh, chyba najbardziej wpływowy demon w kraju, jak i mający czasami dość fatalną opinię. Szykuje się jej dość ciężka sprawa....
Cele: Odzyskać poprzednie ciało, zemścić się, wytrzymać małżeństwo
Prośby: W sumie by nie było światów równoległych
Ulubiony typ pokemona: Dark
Wiek postaci: 18, w poprzednim życiu 481
Charakter postaci: Dziewczyna na ogół spokojna, bardzo ciekawska i zazwyczaj woli mieć spokój niż szaleć za byle głupotą. Lepiej jej nie denerwować, gdyż wtedy by się odegrać komuś jest w stanie zrobić wszystko. Bardzo ceni sobie przyjaźń i rodzinę, często rozpamiętuje rzeczy z przeszłości. Niebywałą agresją reaguje nawet na małe kłamstwo czy oszustwo z powodu wydarzeń z poprzedniego życia.
Wygląd:
Poprzednie życie:
Postać w barwach czarno-niebieskich, z przewagą czarnego. Ma niebieskie pręgi na futrze, skrzydłach *w stanie spoczynku przypominają pelerynę*, koniec na ogonie.
Pokemony towarzysza: Póki co nie wiadomo
Profesja Postaci: Trener, do tego mag, póki co panuje nad ogniem i telekinezą oraz leczeniem, w małym stopniu
Starter: Pokemony z poprzedniej przygody
Historia:Tak więc oto było... Miała na imię Nova. Była niezwykła nawet bardziej niż jej rodzice. Obydwoje byli tak zwanymi Wybierającymi Opiekunów. Tylko ich energia była zupełnym przeciwieństwem. Jak czerń i biel. Cud więc, że ich córka żyje i ma się całkiem świetnie. No może poza tendencją do wybuchowych działań.
Najpierw jednak krótkie wyjaśnienie. Była ich tylko dwójka... No potem trójka. Wybierający Opiekunów zajmowali się porządkowaniem sytuacji w światach, które były pogrążone w jakiejś wojnie czy też po prostu były na skraju totalnego zniszczenia. Wszystko widzieli w tak zwanej „Komnacie Widzenia”, gdzie znajdowała się mapa zawierająca w sobie praktycznie wszystkie światy. Kolory były od zielonego do czerwonego – jako wskaźnik jaka jest w nim sytuacja. Choć czasem zdawały się i kolory czarne... Z tamtych światów co najwyżej można było ratować resztki istot jakie tam mieszkały. Po uporządkowaniu sytuacji w jakimś świecie wybierający zwykle właśnie mianowali „Opiekuna” tego świata lub czasem był to cały zespół. Stąd ich nazwa.
Wróćmy jednak do naszej bohaterki. Nova niedługo podrosła, zaczęła się nauka i pakowanie jej do głowy wszystkiego co możliwe. Ta jednak była cierpliwa, chciała się przecież wykazać przed jej rodzicami. uczyła się i trenowała swoje zdolności... To fakt nie mieli dla niej wiele czasu przez swoje zajęcia, ale jej to nie przeszkadzało. Dalej pracowała, pracowała i pracowała... Coraz bardziej też poznawała otoczenie, inne światy... Zdawało się być dobrze, póki nie stało się coś strasznego.
- Idziesz? - to był jeden z pomocników mojego ojca, chciał mi pokazać podobno coś ciekawego.
- No dobra - ta lekko nastroszyła sierść na głowie w geście zamyślenia.
Ruszyła za nim jednym z korytarzy zamku. Schodzili do lochów? Coraz mniej jej się to wszystko podobało...
- Teraz! - wrzasnął nagle pomocnik jej ojca i ta podskoczyła.
W sekundę poczuła się jakby nagle stała się czymś w rodzaju poduszki na szpilki. I to była w pewnym sensie prawda. Nie mogła się ruszyć, a przed nią stanęła postać z ogromnym mieczem.
- Pierwszy etap zaprowadzenia chaosu... Dobre posunięcie, zabić nim dorośnie i stanie się za silna.... - i tylko tyle pamiętała.
I cisza...
Nic się nie działo...
I wtedy światełko...
Nie ma już szans, dziecko umarło w trakcie porodu – usłyszała.
Nie! Ratujcie je! Ratujcie, to nie mogło tak się skończyć! - rozpaczliwy głos kobiety.
To już koniec, przykro mi, mimo reanimacji nic się nie udało, uszkodzenia były już zbyt rozległe... - i płacz owej kobiety.
Novie zrobiło się jakoś żal... Postanowiła, że postara się coś zrobić. W jednej chwili jej dusza zajęła dziecko, rozpoczęła się naprawa wszystkiego co było uszkodzone, zajęło jej to ze cztery minuty, kiedy już zdążyli zawinąć ją w materiał... I wtedy..
- Poruszyło rączką! - zauważyła położna
Tak oto zaczęło się jej życie.. Nie jest to żaden zwykły świat. Tutaj nie ma tylko ludzi o nie. Są też wampiry, wilkołaki, demony, które to najczęściej są tutaj największą arystokracją... Zdarzają się też elfy i od święta inne magiczne istoty. Wszystko byłoby świetnie gdyby nie okazało się, że... Ich rodzice zawarli dawno temu pakt z demonem. Za majątek i ulgi mieli mu ofiarować swoje pierwsze dziecko, jeśli to będzie dziewczynka, na żonę. Kiedy dorośnie. Było to w jej wieku 17 lat. Odtąd wesoła zawsze i pomocna dziewczyna stała się ponura jak nigdy. Rodzina ją tak po prostu sprzedała... Fakt teraz tamci wiedzą co to oznacza ale teraz.... Minął rok, są już jej osiemnaste urodziny, których tak bardzo się obawiała... Już po nią przyjechali, a z gospodarzem mam spotkać się już na miejscu... To był Thresh, chyba najbardziej wpływowy demon w kraju, jak i mający czasami dość fatalną opinię. Szykuje się jej dość ciężka sprawa....
Cele: Odzyskać poprzednie ciało, zemścić się, wytrzymać małżeństwo
Prośby: W sumie by nie było światów równoległych
Ulubiony typ pokemona: Dark
Gokai- Liczba postów : 3599
Birthday : 01/10/1997
Join date : 04/04/2013
Age : 27
Re: Zapisy do Liolici
biorę, gra już jest
Lioli- Liczba postów : 1695
Birthday : 27/05/1997
Join date : 25/01/2013
Age : 27
Re: Zapisy do Liolici
Imię/Nazwisko/Ksywa Postaci: Aron Colins
Wiek postaci: 42
Charakter postaci: Rozważny idealista. Stara się nie wypowiadać zbyt wielu niepotrzebnych słów, co wcale nie oznacza, że nie lubi rozmawiać. Pracując w grupie jest zdolny do poświęceń i zawsze wyżej ceni sobie życie współtowarzyszy, niż swoje własne bezpieczeństwo. Potrafi docenić dobrze wykonany plan, jednak jego domeną zdecydowanie jest działanie. Czuje się komfortowo, kiedy w trakcie wykonywanych zadań, otrzymuje wolną rękę i nieco więcej swobody. U współtowarzyszy uwielbia poczucie humoru i pogodę ducha, być może dlatego, że sam nigdy nie miał talentu do opowiadania żartów lub zabawnych ripost.
Wygląd:
Towarzysze: pełna wola mistrzyni gry.
Profesja Postaci: Trener, emerytowany żołnierz
Starter: Tutaj także zdaję się na ciebie.
Historia:
Aron jak każde małe dziecko chciał zostać policjantem, strażakiem, listonoszem czy żołnierzem. Większość przechodzi taka myśl i zajmują się czymś innym. Nie jemu. Cały wiek szkolny poświęcał się sportowi, wiedzy ogólnej z każdego przedmiotu. Dążył do jednego tylko celu – chciał zostać zawodowym żołnierzem. Po wielu latach wyrzeczeń i morderczych treningów trafił do wojska. To wydarzenie było dla niego bardzo ważne, że zaprosił na uroczystość całą rodzinę i znajomch. Chciał się pokazać, że ciężką pracą można osiągnąć to co naprawdę się ceni. Na swojego pokemonowego partnera wybrał Growlithe. Współpraca układała im się doskonale.
Niestety czasy, które nastały były straszne. Region Kanto opanowała wojna, która skłóciła ze sobą bogate, przemysłowe tereny północy z południowymi obszarami rolniczymi. Władzom z północy nie podobało się, że muszą część swoich funduszy przeznaczać na utrzymanie biednego południa. A przez wybuchem konfliktu nie pomagały żadne pokojowe rozwiązania. Takie były oficjalne przyczyny, chociaż pasjonaci teorii spiskowych doszukują się tutaj drugiego dna – świata przestępczego. W tym przypadku wyobraźnia była nieograniczona niczym. Pojawiały się tezy o tworzeniu nadludzi, produkowania broni likwidująca raz na zawsze pokemony czy też stare i dobre przejęcie władzy nad światem. To jednak pozostały tylko spekulacje.
Aron wraz ze swoim partnerem Arcanine przetrwał wojnę. Jednak nie uszedł z tego bez szwanku. Pod koniec czwartego roku wojny mężczyzna planował akcję uwolnienia jeńców z bazy w Cerulen, która była pod okupacją północy. Wszystko szło zgodnie z planem, dopóki nie okazało się, że uznawany za przyjaciela żołnierz okazał się być zdrajcą. Siły przeciwnika natychmiastowo otoczyły grupę osób, która próbowała uwolnić więźniów. Aron został postrzelony w lewe ramię, a jego ognisty towarzysz rzucił się na osobę, która trafiła go. Pies sam oberwał kulą. Jednak mimo całego zajścia bronił swojego przyjaciela i nie pozwolił nikomu się zbliżyć. Dowódca wstrzymał atak i nakazał rozstrzelanie na palcu przeciwników. Arcanine został przywiązany metalowym łańcuchem, który krępował każdy ruch. Pokemon wył przeraźliwie kiedy prowadzili Arona na pluton egzekucyjny. Ledwo trzymał się na nogach w wyniku otrzymanego strzału. To był cud, że chwilę potem na teren wroga wkroczyły zaprzyjaźnione oddziały. Nikogo nie zabijając rozbroili wrogie jednostki i uwolnili jeńców oraz skazanych na śmierć żołnierzy.
Aron przez długi czas dochodził do siebie po tej akcji. Mimo jak najszybszej interwencji mężczyzna pozostał z paraliżem lewej ręki. Do końca wojny nie brał czynnego udziału walkach, a jedynie został doradcą wojujących się polityków. Podczas wyniszczającej obie strony pięcioletniej wojny zginęło tysiące ludzi, cywili i żołnierzy i o wiele więcej pokemonów. Bohater opowieści został nagrodzony i odesłany na zasłużoną emeryturę już wieku 35 lat. Widocznie z paraliżem ręki nie był dobrym żołnierzem.
Cieszył się z tego. Nie sądził, że to co było jego marzeniem jest tak okrutne. Przez kolejne lata osiadł w małej wiosce pośród gór i uczył w tamtejszej szkole wychowania fizycznego. Życie przebiegało mu w spokoju. Doskwierała mu samotność mimo że miał swojego wiernego przyjaciela Arcanice, nie miał żony ani dzieci. Tego mu brakowało. Zaczął nawet umawiać się na randki.
Pewnego wieczoru jednak do jego domu zapukali tajemniczo wyglądający mężczyźni. Wręczyli mu jedynie list i odliczali czas na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy. List dotyczył informacji, że w regionie Hoenn pojawiają się pierwsze oznaki zbliżającego konfliktu zbrojnego. Aron został powołany bez jego zgody na głównodowodzącego misją pokojową w regionie. Jego celem ma być podróż po zagrożonych konfliktami miast i sprawianie, że nie dojdzie do eskalacji problemu. Sprzeciwiał się temu, w końcu obiecali mi spokój do końca życia. A teraz zabierają do daleko od domu. Błyskawicznie dotarli do małego lądowiska dla helikopterów. Stamtąd udali się do stolicy regionu. Zabroniono Aronowi zabranie ze sobą przyjaciela. W okolicy było słychać przeraźliwe wycie pozostawionego psa, które szybko zostało zagłuszone przez dźwięk wirnika helikoptera. Po godzinie lotu na horyzoncie pojawiła się stolica. Tam wszystko się wyjaśni i rozpocznie kolejna przygoda z wojskiem. Tym razem niechciana przygoda.
Cele: bliżej nie określony, dowiedzieć się po co ponowie wyciągają emerytowanego żołnierza w wojenkę, przeżycie i sprostanie zadaniom przyszłych szefów.
Prośby: Chciałbym aby w dalszej części gry odnaleźć swojego starego druha Arcanine.
Ulubiony typ pokemona: Ulubionego jako takiego nie mam, ale niech będzie ognisty.
Wiek postaci: 42
Charakter postaci: Rozważny idealista. Stara się nie wypowiadać zbyt wielu niepotrzebnych słów, co wcale nie oznacza, że nie lubi rozmawiać. Pracując w grupie jest zdolny do poświęceń i zawsze wyżej ceni sobie życie współtowarzyszy, niż swoje własne bezpieczeństwo. Potrafi docenić dobrze wykonany plan, jednak jego domeną zdecydowanie jest działanie. Czuje się komfortowo, kiedy w trakcie wykonywanych zadań, otrzymuje wolną rękę i nieco więcej swobody. U współtowarzyszy uwielbia poczucie humoru i pogodę ducha, być może dlatego, że sam nigdy nie miał talentu do opowiadania żartów lub zabawnych ripost.
Wygląd:
Towarzysze: pełna wola mistrzyni gry.
Profesja Postaci: Trener, emerytowany żołnierz
Starter: Tutaj także zdaję się na ciebie.
Historia:
Aron jak każde małe dziecko chciał zostać policjantem, strażakiem, listonoszem czy żołnierzem. Większość przechodzi taka myśl i zajmują się czymś innym. Nie jemu. Cały wiek szkolny poświęcał się sportowi, wiedzy ogólnej z każdego przedmiotu. Dążył do jednego tylko celu – chciał zostać zawodowym żołnierzem. Po wielu latach wyrzeczeń i morderczych treningów trafił do wojska. To wydarzenie było dla niego bardzo ważne, że zaprosił na uroczystość całą rodzinę i znajomch. Chciał się pokazać, że ciężką pracą można osiągnąć to co naprawdę się ceni. Na swojego pokemonowego partnera wybrał Growlithe. Współpraca układała im się doskonale.
Niestety czasy, które nastały były straszne. Region Kanto opanowała wojna, która skłóciła ze sobą bogate, przemysłowe tereny północy z południowymi obszarami rolniczymi. Władzom z północy nie podobało się, że muszą część swoich funduszy przeznaczać na utrzymanie biednego południa. A przez wybuchem konfliktu nie pomagały żadne pokojowe rozwiązania. Takie były oficjalne przyczyny, chociaż pasjonaci teorii spiskowych doszukują się tutaj drugiego dna – świata przestępczego. W tym przypadku wyobraźnia była nieograniczona niczym. Pojawiały się tezy o tworzeniu nadludzi, produkowania broni likwidująca raz na zawsze pokemony czy też stare i dobre przejęcie władzy nad światem. To jednak pozostały tylko spekulacje.
Aron wraz ze swoim partnerem Arcanine przetrwał wojnę. Jednak nie uszedł z tego bez szwanku. Pod koniec czwartego roku wojny mężczyzna planował akcję uwolnienia jeńców z bazy w Cerulen, która była pod okupacją północy. Wszystko szło zgodnie z planem, dopóki nie okazało się, że uznawany za przyjaciela żołnierz okazał się być zdrajcą. Siły przeciwnika natychmiastowo otoczyły grupę osób, która próbowała uwolnić więźniów. Aron został postrzelony w lewe ramię, a jego ognisty towarzysz rzucił się na osobę, która trafiła go. Pies sam oberwał kulą. Jednak mimo całego zajścia bronił swojego przyjaciela i nie pozwolił nikomu się zbliżyć. Dowódca wstrzymał atak i nakazał rozstrzelanie na palcu przeciwników. Arcanine został przywiązany metalowym łańcuchem, który krępował każdy ruch. Pokemon wył przeraźliwie kiedy prowadzili Arona na pluton egzekucyjny. Ledwo trzymał się na nogach w wyniku otrzymanego strzału. To był cud, że chwilę potem na teren wroga wkroczyły zaprzyjaźnione oddziały. Nikogo nie zabijając rozbroili wrogie jednostki i uwolnili jeńców oraz skazanych na śmierć żołnierzy.
Aron przez długi czas dochodził do siebie po tej akcji. Mimo jak najszybszej interwencji mężczyzna pozostał z paraliżem lewej ręki. Do końca wojny nie brał czynnego udziału walkach, a jedynie został doradcą wojujących się polityków. Podczas wyniszczającej obie strony pięcioletniej wojny zginęło tysiące ludzi, cywili i żołnierzy i o wiele więcej pokemonów. Bohater opowieści został nagrodzony i odesłany na zasłużoną emeryturę już wieku 35 lat. Widocznie z paraliżem ręki nie był dobrym żołnierzem.
Cieszył się z tego. Nie sądził, że to co było jego marzeniem jest tak okrutne. Przez kolejne lata osiadł w małej wiosce pośród gór i uczył w tamtejszej szkole wychowania fizycznego. Życie przebiegało mu w spokoju. Doskwierała mu samotność mimo że miał swojego wiernego przyjaciela Arcanice, nie miał żony ani dzieci. Tego mu brakowało. Zaczął nawet umawiać się na randki.
Pewnego wieczoru jednak do jego domu zapukali tajemniczo wyglądający mężczyźni. Wręczyli mu jedynie list i odliczali czas na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy. List dotyczył informacji, że w regionie Hoenn pojawiają się pierwsze oznaki zbliżającego konfliktu zbrojnego. Aron został powołany bez jego zgody na głównodowodzącego misją pokojową w regionie. Jego celem ma być podróż po zagrożonych konfliktami miast i sprawianie, że nie dojdzie do eskalacji problemu. Sprzeciwiał się temu, w końcu obiecali mi spokój do końca życia. A teraz zabierają do daleko od domu. Błyskawicznie dotarli do małego lądowiska dla helikopterów. Stamtąd udali się do stolicy regionu. Zabroniono Aronowi zabranie ze sobą przyjaciela. W okolicy było słychać przeraźliwe wycie pozostawionego psa, które szybko zostało zagłuszone przez dźwięk wirnika helikoptera. Po godzinie lotu na horyzoncie pojawiła się stolica. Tam wszystko się wyjaśni i rozpocznie kolejna przygoda z wojskiem. Tym razem niechciana przygoda.
Cele: bliżej nie określony, dowiedzieć się po co ponowie wyciągają emerytowanego żołnierza w wojenkę, przeżycie i sprostanie zadaniom przyszłych szefów.
Prośby: Chciałbym aby w dalszej części gry odnaleźć swojego starego druha Arcanine.
Ulubiony typ pokemona: Ulubionego jako takiego nie mam, ale niech będzie ognisty.
Thunderstrike- Liczba postów : 1
Join date : 22/03/2015
Re: Zapisy do Liolici
Zapisy znów otwarte, zapraszaaam!
Lioli- Liczba postów : 1695
Birthday : 27/05/1997
Join date : 25/01/2013
Age : 27
Re: Zapisy do Liolici
Imię/Nazwisko/Ksywa Postaci: Richard Crowell
Wiek postaci: 13 lat
Charakter postaci: Richard to typowy introwertyk. Ludzi niezbyt lubi, bo przez takie, a nie inne dzieciństwo nigdy nie nauczył się z nimi rozmawiać - jest więc nieśmiały i w rozmowie z innymi łatwo się gubi. Jaki jest zaś dla swoich kieszonkowych stworków? To już całkiem inna bajka, komunikacja z pokemonami nie sprawia mu najmniejszych problemów. No... wiadomo, nie rozumie ich dosłownie, ale często znacznie łatwiej jest mu zrozumieć o co chodzi stworkowi niż innym ludziom, taki powiedzmy "dar", czy też intuicja... różnie to ludzie nazywają.
W dodatku chłopak uwielbia obserwować i poznawać nowe pokemony, ale też miejsce. Skupia się właściwie głównie na obserwacji, co często przydaje się w trakcie walk które Richard bardzo lubi toczyć z trenerami. Dają mu one w jakiś sposób zastrzyk pewności siebie, są tym czymś, czego brakowało mu w dzieciństwie. Gdy wygra wie, że to on jest w końcu tym lepszym. To nie jest pusty stopień na kartce w dzienniku, wtedy jest udowodnione, pokonałem go, więc jestem od niego lepszy!
Wygląd:
Towarzysze: narazie brak
Pokemony towarzysza: jw.
Profesja Postaci: Trener
Starter: Gastly
Historia: Richard zawsze był klasowym kujonem wyśmiewanym przez swych rówieśników. On jednak nie przejmował się tym, że nie miał przyjaciół, od najmłodszych lat zarówno przyjaciół, jak i rodzinę (ale o tym za moment) zastępowały mu dzikie pokemony. Jak już było wspomniane wśród innych dzieci nie cieszył się sympatią. Ojciec był zaś niezwykle zapracowanym człowiekiem, ze wszystkich sił starał się zapewnić swojej rodzinie godne życie pracując od rana do nocy gdzie popadnie, przez to Richard niemalże go nie widywał. Jego mama zaś bardzo chciała być blisko swojego syna, tak samo jednak chciała być blisko każdego członka jego rodzeństwa, a przecież nikt nie ma aż takiej podzielności uwagi, by rozmawiać na raz aż z 6 osobami, prawda? Tak więc Richard mimo licznej rodziny dorastał niemal samotnie. Na początku bardzo mu to przeszkadzało, aż któregoś razu mają pięć lat uciekł z domu. Jak przystało na małego i jeszcze niewiele myślącego chłopczyka nie zabrał ze sobą nic, po prostu wybiegł z domu w las.
Oczywiście wszystko szło świetnie! Fletchlingi, Pidgeye, Pidovy i inne podobne pokemony śpiewały wesoło, słońce świeciło, ale z drugiej strony las sprawiał, że czuło się przyjemny i orzeźwiający chłodek. Nic tylko ruszać w świat! Richard znalazł jakieś poziomki... a może to były jagody... kto by pamiętał takie szczegóły. Ważne, że znalazł smaczne owoce, zjadł ile rosło i biegał po lesie do wieczora. Wtedy cała sielanka się skończyła. Nocą, las nie wygląda już tak przyjaźnie jak za dnia, zwłaszcza gdy drzewa ruszają się. W tym przypadku nie było to niestety jedynie wybryki dziecięcej fantazji. Najzwyczajniej w lesie mieszkała grupa Trevenantów. Pół duchy wtedy doskonale się bawiły strasząc malca, ale on nie bawił się wcale. Chciał wtedy tylko wrócić do domu, dosłownie płakał. Okazuje się jednak, że nawet pokemony duchy mają uczucia... przynajmniej niektóre. Jakiś Gastly widząc stan Richarda postanowił wstawić się za nim i w jakiś sposób przekonał słowami Trevenaty by zostawiły go w spokoju. Na dodatek pomógł chłopcu odnaleźć drogę do domu, gdzie oczywiście wszyscy gorączkowo już poszukiwali niedoszłego uciekiniera. Matka widząc stan chłopczyka już na wejściu zapytała, co takiego się stało.
- Mamo... drzewa w lesie chciały mnie złapać, ale ten duszek mnie uratował, on jest moim przyjacielem! - Richard chciał pokazać rodzicielce i całemu rodzeństwu Gastly'ego, ale tego nie było, rozpłynął się w mroku i wszyscy uznali, że cała przygoda chłopcu się po prostu przyśniła...
Richard jednak wiedział, że to nie był sen i wielokrotnie wracał potem do lasu... niemal codziennie. W rok po swojej ucieczce coś zaczęło go ciągnąć do poznawania świata pokemonów. Zaczął szukać wszelkich książek o tych stworzeniach i obserwował je w przyrodzie. Nie wyruszył jednak w świat w wieku dziesięciu lat, jak jego dwaj starsi bracia. Richard dopiero w dniu swoich trzynastych oświadczył całej rodzinie, że wyrusza w świat. Zabrał więc cały niezbędny ekwipunek i sześć pustych pokeballi... ale żadnego pokemona.
- Gastly, dziś wyruszamy, jesteś gotów? - powiedział Richard gdy tylko dotarł do lasu, a po chwili z gęstwiny wyleciał niewielki pokemon trująco - duchowy. Radośnie przytaknął i chwilę później już siedział w pokeballu. Chłopak spojrzał szczęśliwy na ten prosty ball i poczuł, że jego podróż właśnie się rozpoczęła.
Cele:
~ Zająć jak najwyższe miejsce w Lidze Pokemon
~ Złapać jak najwięcej pokemonów, by w konsekwencji jak najwięcej się o nich dowiedzieć
~ Wytrenować swoje pokemony na silne stworzenia
~ Zostać profesorem pokemon (to raczej później)
Prośby:
Ulubiony typ pokemona: Wodny
Wiek postaci: 13 lat
Charakter postaci: Richard to typowy introwertyk. Ludzi niezbyt lubi, bo przez takie, a nie inne dzieciństwo nigdy nie nauczył się z nimi rozmawiać - jest więc nieśmiały i w rozmowie z innymi łatwo się gubi. Jaki jest zaś dla swoich kieszonkowych stworków? To już całkiem inna bajka, komunikacja z pokemonami nie sprawia mu najmniejszych problemów. No... wiadomo, nie rozumie ich dosłownie, ale często znacznie łatwiej jest mu zrozumieć o co chodzi stworkowi niż innym ludziom, taki powiedzmy "dar", czy też intuicja... różnie to ludzie nazywają.
W dodatku chłopak uwielbia obserwować i poznawać nowe pokemony, ale też miejsce. Skupia się właściwie głównie na obserwacji, co często przydaje się w trakcie walk które Richard bardzo lubi toczyć z trenerami. Dają mu one w jakiś sposób zastrzyk pewności siebie, są tym czymś, czego brakowało mu w dzieciństwie. Gdy wygra wie, że to on jest w końcu tym lepszym. To nie jest pusty stopień na kartce w dzienniku, wtedy jest udowodnione, pokonałem go, więc jestem od niego lepszy!
Wygląd:
Towarzysze: narazie brak
Pokemony towarzysza: jw.
Profesja Postaci: Trener
Starter: Gastly
Historia: Richard zawsze był klasowym kujonem wyśmiewanym przez swych rówieśników. On jednak nie przejmował się tym, że nie miał przyjaciół, od najmłodszych lat zarówno przyjaciół, jak i rodzinę (ale o tym za moment) zastępowały mu dzikie pokemony. Jak już było wspomniane wśród innych dzieci nie cieszył się sympatią. Ojciec był zaś niezwykle zapracowanym człowiekiem, ze wszystkich sił starał się zapewnić swojej rodzinie godne życie pracując od rana do nocy gdzie popadnie, przez to Richard niemalże go nie widywał. Jego mama zaś bardzo chciała być blisko swojego syna, tak samo jednak chciała być blisko każdego członka jego rodzeństwa, a przecież nikt nie ma aż takiej podzielności uwagi, by rozmawiać na raz aż z 6 osobami, prawda? Tak więc Richard mimo licznej rodziny dorastał niemal samotnie. Na początku bardzo mu to przeszkadzało, aż któregoś razu mają pięć lat uciekł z domu. Jak przystało na małego i jeszcze niewiele myślącego chłopczyka nie zabrał ze sobą nic, po prostu wybiegł z domu w las.
Oczywiście wszystko szło świetnie! Fletchlingi, Pidgeye, Pidovy i inne podobne pokemony śpiewały wesoło, słońce świeciło, ale z drugiej strony las sprawiał, że czuło się przyjemny i orzeźwiający chłodek. Nic tylko ruszać w świat! Richard znalazł jakieś poziomki... a może to były jagody... kto by pamiętał takie szczegóły. Ważne, że znalazł smaczne owoce, zjadł ile rosło i biegał po lesie do wieczora. Wtedy cała sielanka się skończyła. Nocą, las nie wygląda już tak przyjaźnie jak za dnia, zwłaszcza gdy drzewa ruszają się. W tym przypadku nie było to niestety jedynie wybryki dziecięcej fantazji. Najzwyczajniej w lesie mieszkała grupa Trevenantów. Pół duchy wtedy doskonale się bawiły strasząc malca, ale on nie bawił się wcale. Chciał wtedy tylko wrócić do domu, dosłownie płakał. Okazuje się jednak, że nawet pokemony duchy mają uczucia... przynajmniej niektóre. Jakiś Gastly widząc stan Richarda postanowił wstawić się za nim i w jakiś sposób przekonał słowami Trevenaty by zostawiły go w spokoju. Na dodatek pomógł chłopcu odnaleźć drogę do domu, gdzie oczywiście wszyscy gorączkowo już poszukiwali niedoszłego uciekiniera. Matka widząc stan chłopczyka już na wejściu zapytała, co takiego się stało.
- Mamo... drzewa w lesie chciały mnie złapać, ale ten duszek mnie uratował, on jest moim przyjacielem! - Richard chciał pokazać rodzicielce i całemu rodzeństwu Gastly'ego, ale tego nie było, rozpłynął się w mroku i wszyscy uznali, że cała przygoda chłopcu się po prostu przyśniła...
Richard jednak wiedział, że to nie był sen i wielokrotnie wracał potem do lasu... niemal codziennie. W rok po swojej ucieczce coś zaczęło go ciągnąć do poznawania świata pokemonów. Zaczął szukać wszelkich książek o tych stworzeniach i obserwował je w przyrodzie. Nie wyruszył jednak w świat w wieku dziesięciu lat, jak jego dwaj starsi bracia. Richard dopiero w dniu swoich trzynastych oświadczył całej rodzinie, że wyrusza w świat. Zabrał więc cały niezbędny ekwipunek i sześć pustych pokeballi... ale żadnego pokemona.
- Gastly, dziś wyruszamy, jesteś gotów? - powiedział Richard gdy tylko dotarł do lasu, a po chwili z gęstwiny wyleciał niewielki pokemon trująco - duchowy. Radośnie przytaknął i chwilę później już siedział w pokeballu. Chłopak spojrzał szczęśliwy na ten prosty ball i poczuł, że jego podróż właśnie się rozpoczęła.
Cele:
~ Zająć jak najwyższe miejsce w Lidze Pokemon
~ Złapać jak najwięcej pokemonów, by w konsekwencji jak najwięcej się o nich dowiedzieć
~ Wytrenować swoje pokemony na silne stworzenia
~ Zostać profesorem pokemon (to raczej później)
Prośby:
Ulubiony typ pokemona: Wodny
Black Bolt- Liczba postów : 1
Join date : 27/05/2015
Re: Zapisy do Liolici
Imię/Nazwisko/Ksywa Postaci: Saya (nazwisko etc nie będą jej potrzebne)
Wiek postaci: 13 lat
Charakter postaci: Chociaż jej wygląd w cale tego nie uwydatnia, Saya jest dosyć dziewczęca. Od zawsze wolała się bawić lalkami z koleżankami, niż biegać za piłką z chłopakami. Łażenie po drzewach było jednak jej ulubionym zajęciem, głównie ze względu na poczucie bezpieczeństwa jakie dawała jej wysokość. Dzięki temu, mogła również widzieć rzeczy o których inni nie mieli pojęcia. Saya jest - i to trzeba przyznać otwarcie - osobą niesamowicie ciekawską. Wszystko lubi wiedzieć, wszystko stara się odkryć i zbadać. Dosyć irytującą przy tym cechą(która jednak ratowała jej relacje z rówieśnikami wiele razy), jest niechęć w dzieleniu się poznanymi informacjami, która w cale nie wyklucza chwalenia się ową wiedzą. Lubi żartować z innych, nie zdając sobie sprawy że może kogoś zranić, a przy tym sama bywa przewrażliwiona na punkcie swojego oka. Nawet niewinne wspomnienie może ją dotknąć do żywego, z czego dziewczyna zdaje sobie doskonale sprawę i nad czym stara się pracować. Mimo wszystko, można uznać ją za osobę pozytywną, lubiącą się bawić i korzystać z życia nawet w czasie kryzysów(których po prostu nie traktuje zbyt poważnie). Kiedy czuje się samotna lub przygnębiona, przestaje mówić i ucieka od innych, bardzo rzadko uzewnętrzniając się w tego typu sprawach. Bez konkretnego powodu, boi się pokemonów typu Ogień, i zazwyczaj trzyma się od nich z daleka.
Wygląd: Saya jest niewysoką dziewczynką, o normalnej budowie ciała. W żadnym wypadku nie jest chudzielcem, nie jest też słaba fizycznie, mała, niedożywiona etc. Pomimo dość młodego wieku, jej ciało nosi na sobie oznaki pracy. Zarówno w postaci mięśni rysujących się delikatnie pod gładką cerą, jak również opalenizny która w jej stronach, w cale nie jest pożądaną cechą u kobiety. Czarne włosy z pewnością należą do tych lepszych cech wyglądu Sayii, mimo że nie sięgają nawet ramion a ułożone są w wiecznym nieładzie. Jej twarz jest ciągle dosyć okrągła i dziecinna, opatrzona kilkunastoma brązowymi piegami. Prawe oko jest dosyć duże i skośne, z bardzo ciemną tęczówką przez co nie widać źrenicy. Z pewnością tym co najbardziej najbardziej wyróżnia nastolatkę od jej rówieśnic, jest opatrunek na lewym oku, które straciła w wieku 8 lat. Nadawałby on Sayii dosyć pesymistycznej aury, gdyby nie fakt że na jej twarzy zazwyczaj gości przyjazny uśmiech. Ubrania dziewczyny dzielą się na dwie grupy - te które lubi, i te które musi nosić. Przed wyruszeniem w podróż, Saya chodziła do weekendowej akademii pokemon, posiada więc jej mundurek - ciemno szary, z czerwoną kokardą wiązaną pod szyją. Do tego ma również dwie, bardzo eleganckie sukienki z których jedną została zmuszona zabrać ze sobą. Na co dzień jednak ubiera się jak chłopczyca - dominują krótkie spodenki(choć posiada spódnice), proste, kolorowe koszulki oraz nieśmiertelne ogrodniczki z jasnego jeansu. Dziewczyna zdaje sobie sprawę że jej garderoba jeszcze bardziej ją odmładza, i chciałaby to zmienić. Jednak w jej otoczeniu, nie ma to większego znaczenia co się ma na sobie, a wygoda jest głównym wyznacznikiem mody.
Towarzysze: brak, raczej mi nie zależy, chyba że ty chcesz
Pokemony towarzysza: -
Profesja Postaci: Trenerka z aspiracjami do zostania Hodowczynią
Starter: Meowth (z karty postaci)
Historia: Saya żyje wraz ze swoją liczną rodziną na obrzeżach Azalea Town, w regionie Johto. Jest w 1/4 Chinką, i w 3/4 Japonką. Jej rodzice posiadają dość spory sad, na którym ona oraz jej dziewięcioletni brat Koji pomagają od wczesnego dzieciństwa. Nie jest to praca ciężka, jednak z pewnością dosyć męcząca. Wynagradzają ją najsłodsze owoce, oraz ciągły kontakt z pokemonami, które oboje rodzeństwa bardzo lubi. Saya posiada również siedemnastoletnią siostrę Sanae, aspirującą skrzypaczkę, jednak ponieważ dziewczyny nigdy nie podzielały zainteresować, nie są ze sobą zbyt zżyte. Do rodziny zaliczyć trzeba również trzy Meowthy, oraz Jolteon których zadaniem jest pilnowanie dobytku i odstraszanie intruzów. Gospodarstwo nie posiada własnych owadów, gdyż znajduje się nieopodal lasu, a w razie potrzeby może liczyć również na pomoc Lidera Sali w Azalea, który już raz pomógł w potrzebie.
I właśnie ta pomoc sprzed laty, jest powodem dla którego Saya ma po raz pierwszy(i ostatni, jak zapewniła rodzicielka) wyruszyć w podróż pokemon. Oczywistym jest, że dziewczyna zawsze podziwiała chłopca, który zaledwie dwa lata od niej starszy, był już Liderem Sali w ich mieście. Był również kilka razy w akademii pokemon do której uczęszczała w weekendy. Trzeba też przyznać że dzięki niemu polubiła pokemony Robacze, pomimo że Trawiaste zawsze były u niej na pierwszym miejscu. Chociaż miała wiele okazji aby z nim porozmawiać, nigdy się na to nie zdobyła. Niezbyt pasowało to do jej charakteru, jednak Bugsy onieśmielał ją do tego stopnia że mogła jedynie obserwować go z daleka. Jednak pomimo tego wszystkiego, Saya nie miała wątpliwości że chłopak wiedział o jej marzeniu o własnej przygodzie, i dlatego właśnie zdecydował się jej pomóc wiedząc że jej rodzice nie mogli mu odmówić. Kilka tygodni wcześniej, wysłał on swojego Scythera z paczką do kogoś w Ecruteak City, kto jednak nigdy nie zobaczył ani przesyłki ani pokemona. Ponieważ Lider nie mógł na dłużej opuścić swojej Sali, w poszukiwaniu zaginionego pokemona, misja została przekazana właśnie Sayii. Ze wszystkich ludzi których mógł poprosić o pomoc, wliczając bardziej doświadczonych trenerów, wybrał właśnie ją. Dziewczynka wiedziała że dostąpiła ogromnego zaszczytu, kiedy Bugsy powierzył jej zdrowie swojego ukochanego pokemona. Zaufał jej talentowi, pomimo że nigdy nie miała innego pokemona od swojej szkolnej partnerki - Spinarak. Życie nastolatki które do tej pory kręciło się w okół rodzinnego sadu, wywróciło się do góry nogami kiedy zaledwie następnego dnia dostała od rodziców swojego własnego pokemona - młodziutką Meowth urodzoną w środku lata. Bugdy dał jej za to parę medykamentów aby była w stanie pomóc Scytherowi, gdyby ten był zbyt ranny aby dostać się o własnych siłach do Centrum, oraz... swój numer telefonu. Saya obiecała chłopakowi że da z siebie wszystko aby znaleźć jego pokemona, a sobie że przeciwnym razie nigdy nie wróci już do domu. Nie była w stanie zawieść jego zaufania.
Cele: Odnaleźć Scythera Bugsy, zbliżyć się do Bugsy, złapać jakiegoś trawiastego pokemona, pewnego dnia zdobyć choć jedną odznakę Johto, wyjść za Bugsy, wyruszyć kiedyś w prawdziwą podróż, zostać kiedyś hodowcą pokemon.
Prośby: Zostają pokemony i przedmioty z poprzedniej gry, ale chciałabym je od nowa "zbierać" fabularnie. Fabularnie starterem jest jednak Meowth. Chciałabym również w miarę możliwości trzymać się mapy regionu podróżując po nim. Chciałabym też normalny upływ czasu, tzn dzień się zaczyna, mija i kończy i kiedyś trzeba iść spać.
Region: Johto
Miasto Startowe: Azalea Town
Ulubiony typ pokemona: Trawa / Robak / Walka
Nielubiany typ pokemona: Smok / Mrok / Ogień
Wiek postaci: 13 lat
Charakter postaci: Chociaż jej wygląd w cale tego nie uwydatnia, Saya jest dosyć dziewczęca. Od zawsze wolała się bawić lalkami z koleżankami, niż biegać za piłką z chłopakami. Łażenie po drzewach było jednak jej ulubionym zajęciem, głównie ze względu na poczucie bezpieczeństwa jakie dawała jej wysokość. Dzięki temu, mogła również widzieć rzeczy o których inni nie mieli pojęcia. Saya jest - i to trzeba przyznać otwarcie - osobą niesamowicie ciekawską. Wszystko lubi wiedzieć, wszystko stara się odkryć i zbadać. Dosyć irytującą przy tym cechą(która jednak ratowała jej relacje z rówieśnikami wiele razy), jest niechęć w dzieleniu się poznanymi informacjami, która w cale nie wyklucza chwalenia się ową wiedzą. Lubi żartować z innych, nie zdając sobie sprawy że może kogoś zranić, a przy tym sama bywa przewrażliwiona na punkcie swojego oka. Nawet niewinne wspomnienie może ją dotknąć do żywego, z czego dziewczyna zdaje sobie doskonale sprawę i nad czym stara się pracować. Mimo wszystko, można uznać ją za osobę pozytywną, lubiącą się bawić i korzystać z życia nawet w czasie kryzysów(których po prostu nie traktuje zbyt poważnie). Kiedy czuje się samotna lub przygnębiona, przestaje mówić i ucieka od innych, bardzo rzadko uzewnętrzniając się w tego typu sprawach. Bez konkretnego powodu, boi się pokemonów typu Ogień, i zazwyczaj trzyma się od nich z daleka.
Wygląd: Saya jest niewysoką dziewczynką, o normalnej budowie ciała. W żadnym wypadku nie jest chudzielcem, nie jest też słaba fizycznie, mała, niedożywiona etc. Pomimo dość młodego wieku, jej ciało nosi na sobie oznaki pracy. Zarówno w postaci mięśni rysujących się delikatnie pod gładką cerą, jak również opalenizny która w jej stronach, w cale nie jest pożądaną cechą u kobiety. Czarne włosy z pewnością należą do tych lepszych cech wyglądu Sayii, mimo że nie sięgają nawet ramion a ułożone są w wiecznym nieładzie. Jej twarz jest ciągle dosyć okrągła i dziecinna, opatrzona kilkunastoma brązowymi piegami. Prawe oko jest dosyć duże i skośne, z bardzo ciemną tęczówką przez co nie widać źrenicy. Z pewnością tym co najbardziej najbardziej wyróżnia nastolatkę od jej rówieśnic, jest opatrunek na lewym oku, które straciła w wieku 8 lat. Nadawałby on Sayii dosyć pesymistycznej aury, gdyby nie fakt że na jej twarzy zazwyczaj gości przyjazny uśmiech. Ubrania dziewczyny dzielą się na dwie grupy - te które lubi, i te które musi nosić. Przed wyruszeniem w podróż, Saya chodziła do weekendowej akademii pokemon, posiada więc jej mundurek - ciemno szary, z czerwoną kokardą wiązaną pod szyją. Do tego ma również dwie, bardzo eleganckie sukienki z których jedną została zmuszona zabrać ze sobą. Na co dzień jednak ubiera się jak chłopczyca - dominują krótkie spodenki(choć posiada spódnice), proste, kolorowe koszulki oraz nieśmiertelne ogrodniczki z jasnego jeansu. Dziewczyna zdaje sobie sprawę że jej garderoba jeszcze bardziej ją odmładza, i chciałaby to zmienić. Jednak w jej otoczeniu, nie ma to większego znaczenia co się ma na sobie, a wygoda jest głównym wyznacznikiem mody.
Towarzysze: brak, raczej mi nie zależy, chyba że ty chcesz
Pokemony towarzysza: -
Profesja Postaci: Trenerka z aspiracjami do zostania Hodowczynią
Starter: Meowth (z karty postaci)
Historia: Saya żyje wraz ze swoją liczną rodziną na obrzeżach Azalea Town, w regionie Johto. Jest w 1/4 Chinką, i w 3/4 Japonką. Jej rodzice posiadają dość spory sad, na którym ona oraz jej dziewięcioletni brat Koji pomagają od wczesnego dzieciństwa. Nie jest to praca ciężka, jednak z pewnością dosyć męcząca. Wynagradzają ją najsłodsze owoce, oraz ciągły kontakt z pokemonami, które oboje rodzeństwa bardzo lubi. Saya posiada również siedemnastoletnią siostrę Sanae, aspirującą skrzypaczkę, jednak ponieważ dziewczyny nigdy nie podzielały zainteresować, nie są ze sobą zbyt zżyte. Do rodziny zaliczyć trzeba również trzy Meowthy, oraz Jolteon których zadaniem jest pilnowanie dobytku i odstraszanie intruzów. Gospodarstwo nie posiada własnych owadów, gdyż znajduje się nieopodal lasu, a w razie potrzeby może liczyć również na pomoc Lidera Sali w Azalea, który już raz pomógł w potrzebie.
I właśnie ta pomoc sprzed laty, jest powodem dla którego Saya ma po raz pierwszy(i ostatni, jak zapewniła rodzicielka) wyruszyć w podróż pokemon. Oczywistym jest, że dziewczyna zawsze podziwiała chłopca, który zaledwie dwa lata od niej starszy, był już Liderem Sali w ich mieście. Był również kilka razy w akademii pokemon do której uczęszczała w weekendy. Trzeba też przyznać że dzięki niemu polubiła pokemony Robacze, pomimo że Trawiaste zawsze były u niej na pierwszym miejscu. Chociaż miała wiele okazji aby z nim porozmawiać, nigdy się na to nie zdobyła. Niezbyt pasowało to do jej charakteru, jednak Bugsy onieśmielał ją do tego stopnia że mogła jedynie obserwować go z daleka. Jednak pomimo tego wszystkiego, Saya nie miała wątpliwości że chłopak wiedział o jej marzeniu o własnej przygodzie, i dlatego właśnie zdecydował się jej pomóc wiedząc że jej rodzice nie mogli mu odmówić. Kilka tygodni wcześniej, wysłał on swojego Scythera z paczką do kogoś w Ecruteak City, kto jednak nigdy nie zobaczył ani przesyłki ani pokemona. Ponieważ Lider nie mógł na dłużej opuścić swojej Sali, w poszukiwaniu zaginionego pokemona, misja została przekazana właśnie Sayii. Ze wszystkich ludzi których mógł poprosić o pomoc, wliczając bardziej doświadczonych trenerów, wybrał właśnie ją. Dziewczynka wiedziała że dostąpiła ogromnego zaszczytu, kiedy Bugsy powierzył jej zdrowie swojego ukochanego pokemona. Zaufał jej talentowi, pomimo że nigdy nie miała innego pokemona od swojej szkolnej partnerki - Spinarak. Życie nastolatki które do tej pory kręciło się w okół rodzinnego sadu, wywróciło się do góry nogami kiedy zaledwie następnego dnia dostała od rodziców swojego własnego pokemona - młodziutką Meowth urodzoną w środku lata. Bugdy dał jej za to parę medykamentów aby była w stanie pomóc Scytherowi, gdyby ten był zbyt ranny aby dostać się o własnych siłach do Centrum, oraz... swój numer telefonu. Saya obiecała chłopakowi że da z siebie wszystko aby znaleźć jego pokemona, a sobie że przeciwnym razie nigdy nie wróci już do domu. Nie była w stanie zawieść jego zaufania.
Cele: Odnaleźć Scythera Bugsy, zbliżyć się do Bugsy, złapać jakiegoś trawiastego pokemona, pewnego dnia zdobyć choć jedną odznakę Johto, wyjść za Bugsy, wyruszyć kiedyś w prawdziwą podróż, zostać kiedyś hodowcą pokemon.
Prośby: Zostają pokemony i przedmioty z poprzedniej gry, ale chciałabym je od nowa "zbierać" fabularnie. Fabularnie starterem jest jednak Meowth. Chciałabym również w miarę możliwości trzymać się mapy regionu podróżując po nim. Chciałabym też normalny upływ czasu, tzn dzień się zaczyna, mija i kończy i kiedyś trzeba iść spać.
Region: Johto
Miasto Startowe: Azalea Town
Ulubiony typ pokemona: Trawa / Robak / Walka
Nielubiany typ pokemona: Smok / Mrok / Ogień
Saya- Liczba postów : 531
Join date : 18/01/2014
Re: Zapisy do Liolici
Obu przyjmuje, już tworzę gry, sorki że tak długo.
Lioli- Liczba postów : 1695
Birthday : 27/05/1997
Join date : 25/01/2013
Age : 27
Re: Zapisy do Liolici
Imię/Nazwisko/Ksywa Postaci: Ao/Dragneel/Bezimienny
Wiek postaci: 24
Charakter postaci: Dość przerażający mężczyzna, sprawiający wrażenie psychicznie chorego. Z pewnością nie jedna osoba, która miała z nim kontakt w pewnym momencie poczuła chłód bijący z jego wnętrza, tak jakby nie był człowiekiem, a czymś zupełnie mistycznym, nierealnym, nie z tego świata. Cóż... w pewnym stopniu na pewno tak jest. Jego chore postrzeganie świata, to w jaki sposób się o nim wyraża, na pewno nie przyczynia się do łatwego pozyskiwania znajomych, a wręcz przeciwnie. Większość swych myśli przyrównuje do śmierci, bądź nadaje im „mroczny akcent”, dając do zrozumienia że jest cholernie negatywnie nastawiony do świata. Jednak jego to bawi. Szydzi z każdej rzeczy jaką przyniesie mu los. Nie przejmuje się tym zupełnie, cały czas idąc na przód. Jest to cecha niezwykle ważna. Jedna z nielicznych pozytywów jakie posiada. Uwielbia instrumenty smyczkowe. Przez ich melodię sam wyraża swoje głębokie odczucia tylko w ten jeden sposób. Nie umie rozmawiać o problemach … po prostu o nich gra. Można powiedzieć że posiada w pewien sposób dwie osobowości. Jedną cichą i spokojną, a drugą szaleńczą i głośną. Jest jednak moment w którym łączy te oba oblicza. Podczas walki zawsze gra na swoich skrzypcach – szaleńczo , a jednocześnie spokojnie z zimną krwią oddając się pojedynkom. Łączy się w ten sposób psychicznie ze swoimi kompanami. Sam uważa że wtedy walka nabiera zupełnie innego wymiaru …epickości!
Wygląd: Dość przerażający. Siwe włosy, białko w lewym oku wytatuowane z nałożoną czerwoną soczewką. Prawe zaś normalne z brązową źrenicą. Pół twarzy zasłonięte ma maską, upodabniając się nieco do swojego kompana Banette – pokazuje w ten sposób relację jaka ich łączy. Czarna bluza z czerwonymi elementami, ciemne wąskie spodnie z nieco niższym krokiem, oraz czarne glanowane buty. Jego sylwetka jest smukła, trochę umięśniony z lekkimi zarysami klatki piersiowej. Lewe żebra wytatuowane będące początkiem tatuażu jaki leci przez całą lewą rękę młodego chłopaka. Tatuaż zawiera jakąś długą litanię o życiu i innych smętach. Prawdopodobnie słowa jakiejś piosenki.
Towarzysze: Brak, jednak jeśli będzie Ci łatwiej, to możesz mi kogoś z czasem wprowadzić.
Pokemony towarzysza: Brak
Profesja Postaci: Trener, Muzyk, Szaleniec, Kolekcjoner
Starter: Shuppet -> Banette z KP.
Historia: Zacznijmy może od miejsca w którym sam chłopak się urodził. Było to Lavender Town w regionie Kanto. Wychowywał się sam w domu dziecka będąc znalezionym pod opuszczoną stacją radiową. Wielokrotnie jako mały chłopczyk przychodził pod tą wieżę licząc że dowie się kto go tutaj porzucił i jaki był tego powód. Sam uważał że odpowiedź na to pytanie znajdzie na szczycie wierzy, jednak wejście na nią było surowo zbaraniane przez władze miasta. Krążyły plotki o tym iż dzieją się tam niewytłumaczalne rzeczy, którymi sprawcami nie były nawet pokemony. Jednak pewnego dnia, mały Ao doszedł do wniosku że nie ma nic do stracenia, ponieważ nic nie posiadał, dlatego udał się na wierzę łudząc się że tam będzie odpowiedź na temat jego egzystencji. Nie spodziewał się natomiast takich rzeczy z jakimi miał tam do czynienia. Po pierwszych kilku piętrach zagubił się w nawiedzonej wierzy, błądząc po niej przez 4 dni. Jego nieobecności prawdopodobnie nikt nie zauważył, a czwartego dnia będąc już na skraju wyczerpania po prostu się poddał. Ocknął się na szczycie wierzy, nie wiedząc kompletnie jak na niej się znalazł. Obok niego lewitował mały biały pokemon. Był to wtedy Shuppet. Wpatrywał się w niebo, jakby widział na nim coś niezwykłego. Tak też było. Piękna poświata złotego pierścienia który otaczał ogromnego pokemona – Arceusa. Chłopiec zbladł jeszcze bardziej. Po chwili jednak pokemon zniknął, a stopy chłopaka zaczęły się zapadać pod ciemną mgłą. Przerażony próbował się wydostać przy pomocy małego stworka, jednak obaj po chwili zostali przez nią całkowicie pochłonięci. Znaleźli się w miejscu w którym niebo przybierało krwisty kolor. Świat ten na pewno nie był realny, i mógł być mylony na początku z koszmarem, jednak tak nie było. Znalazł się w świecie o którym nie miał pojęcia. Błądził po nim przez kilka godzin, aż spotkał chłopca w mniej więcej tym samym wieku jakim był on sam. Nazywał się Truth. Ten tak samo jak Ao został wciągnięty do równoległego świata, i razem zagubieni wędrowali po jego ziemiach. Wbrew pozorom, mimo że się nie znali byli do siebie bardzo podobni. Mieli takie same poglądy, takie same myśli. Chwilami myśleli że są sobą tylko z różnych światów. Z czasem spotykali nowo poznane osoby, wizerunkowo podobne do siebie. Dzieci w ich wieku, z tym samym kolorem włosów, z tą samą cerą, podobnym wzrostem i sposobem rozumowania. Mijały lata aż w końcu pojawiła się osoba znacznie starsza od nich. Był to prawdziwy przełom, ponieważ dał dzieciakom nadzieję na upragniony powrót do domu. Był to mężczyzna w podeszłym wieku. Biło od niego śmiercią, przerażeniem i rządzą władzy, by nawet nie powiedzieć że krwi. Podał się za ich zbawiciela. Obiecał im powrót do swojego świata, jednak by mogli do niego wrócić musieli przejść próby, które na zawsze zostawiły swą pieczęć w ich umysłach. Byli hartowani, uczeni posłuszeństwa, a za niedostosowanie się do jego poleceń, bici i katowani. Wielu wracało bez powrotu z jego szkoleń. Do końca wytrwali tzw. „wybrańcy”. Było ich łącznie siedemnastu. Jednak liderem a jednocześnie tym najlepszym mogła zostać tylko jedna osoba. Wszyscy zostali naznaczeni symbolem księżycowego sierpa. By móc być wolnym sierp musiał ewoluować w pełnię. A to mogło się stać tylko w momencie zabicia pozostałych dzierżawców tego znamienia. Poprzez przelanie krwi naznaczonego, sierp mordercy nabierał objętości dzięki czemu znamię przybierało kształt pełnego księżyca. Jednak pełnię można było uzyskać poprzez śmierć wszystkich innych oznaczonych. To dawało bowiem bilet na wolność. Mistrz – tak zwany był ich rzekomy zbawiciel, traktował to jako grę. Otworzył kilkanaście przejść do innych równoległych światów, i wtedy nastąpiła pogoń. Były to polowania na samych siebie. Napędzała ich rządza wolności, wiedzieli że jeżeli nie spełnią reguł, sami nigdy nie będą wolni. Ich jedyną linią obrony były stworki zwane pokemonami i ich własna inteligencja. Niegdyś przyjaciele, teraz stali się dla siebie łowcami i ofiarami.
…
Mijały lata, nieustannej ucieczki i pogoni za pobratymcami. Z 17 osób zostało już około połowy. Największym zagrożeniem dla wszystkich okazał się być Truth. Ao, nikogo do tej pory nie pozbawiając życia, wiedział że będzie musiał się zmierzyć z najniebezpieczniejszymi którzy przeżyli. Dlatego też przeskakując ze świata na świat, poprzez portale, które losowo pojawiały się w każdym wymiarze, poszukiwał broni/mocy, która pomogłaby mu w przetrwaniu. Z czasem dowiedział się o istnieniu dziewięciu kamieni, które po wszczepieniu w ludzki organizm dawał możliwość kontroli energii w postaci powstawania ogonów, od jednego do dziewiątego. Jednak to niosło ze sobą również konsekwencje w postaci szaleństwa i zatracenia umysłu. On jednak wiedział że aby móc dopaść szaleńca, trzeba się samemu nim stać. Tak też górę nad jego umysłem przejęła wola walki, i dzika zasada pt. „prawa dżungli” – przeżyje najsilniejszy. Jednak to nie był jego jedyny cel … jego głównym celem była głowa osoby, która doprowadziła do takiego stanu rzeczy … głowa samego Mistrza.
Cele:
- przeżyć,
- zabić pozostałych naznaczonych,
- zebrać wszystkie kamienie, tak by nie być narażonym na użycie ich mocy przez naznaczonych,
- zabić Mistrza Gry – „M.” – tak nazywać go będzie moja postać,
- odzyskać wolność.
Prośby: By głównym rywalem był Truth; by był takim nieco lustrzanym odbiciem mojej postać; by jego pokemony były również podobne do moich. Opiszę Ci to najwyżej na pw. Ostatnie, to w miarę możliwości rozwinięte charaktery pokemonów.
Ulubiony typ pokemona: Fighting, Flying.
Bezimienny- Liczba postów : 2057
Birthday : 20/04/1994
Join date : 24/01/2013
Age : 30
Skąd : Łódzkie
Re: Zapisy do Liolici
Przyjęty
Nie przejmujcie się dużą ilością graczy i zapisujcie śmiało
Nie przejmujcie się dużą ilością graczy i zapisujcie śmiało
Lioli- Liczba postów : 1695
Birthday : 27/05/1997
Join date : 25/01/2013
Age : 27
Re: Zapisy do Liolici
Imię i nazwisko: Remik Killings
Wiek: 18
Wygląd:
Nosi wysokie, czarne glany, prawie pod kolano. Na jego koszulkach często pojawia się taki znak. Ma ciemne, brązowe oczy. Pod skórzaną kurtką kryją się dobrze rozwinięte mięśnie, wyraźne, lecz nie ogromne.
Charakter: Kocha Pokemony, są jego przyjaciółmi i chce im pomagać za wszelką cenę. Najwyższą wartością jest dla niego miłość i przyjaźń. Zawsze dba o przyjaciół, jest dla nich bardzo miły, troszczy się o nich. Brzydzi się kłamstwem. Dla obcych jest chłodny, twardy i spokojny, lecz gdy ktoś zajdzie mu za skórę, zwłaszcza krzywdą Pokemonów czy przyjaciół, potrafi mścić się bezlitośnie, długo, wtedy jest nawet skłonny do agresji. W obronie najważniejszych wartości jest gotów zapłacić każdą, nawet tę najwyższą cenę. Uwielbia ciężkie brzmienia, rock i metal są dla niego czystą przyjemnością, której uwielbia się oddawać. Fascynuje się wrestlingiem. Waleczny, nigdy nie odpuszcza i robi wszystko, żeby osiągnąć cel.
Starter: Totodile
Region, miasto: Kanto, Alabastia
Historia: Wszystko zaczęło się lodowatej, styczniowej nocy, gdy księżyc był w pełni, a nad piękną Alabsatią szalała przerażająca burza. Byłą to naprawdę niezwykła noc. To co się wydarzało nie miało jeszcze wcześniej miejsca. Bowiem na świat przyszły bliźnięta – Remik i Max. Remik urodził się o całe 10 minut wcześniej. Chłopcy leżeli na kocyku, odróżnić ich można było tylko po szramie, którą Max miał na lewym Poliku. Co dziwne, w sali obok chwilę później urodziła się dwójka innych dzieci, zupełnie obcych – Kuba i Alex. Wszystkie leżały pod oknami obserwuj ąc niesamowite zjawisko. Otóż tylko osoby o czystym sercu mogły spostrzec jak na tle księżyca toczy się bitwa. Wielka bitwa pomiędzy Mew i Mewtwo, w której prym wiódł ten drugi. Nie wiadomo o co poszło. W końcu Mewtwo cisnął przeciwnika w skute lodem jezioro i już miał zadać ostateczny cios, gdy nagle Mew stworzył 3 perły, które rozleciały się po świecie i zniknął. Wściekły agresor nie mógł tego zdzierżyć. W geście zemsty stworzył czarną perłę, którą zniknęła, a sam Pokemon odleciał. Tak niesamowity był dzień, a raczej noc, narodzin czwórki dzieci. W domu bliźniąt szacunek do Pokemonów zawsze był ogromny. Ojciec chłopców był podróżnikiem, tak jak dziadkowie i wujek. Teraz tata spędzał czas w domu, z rodziną, lecz często opowiadał o przeżytych przygodach. Najczęściej wspominał, jak eksplorując jaskinię spotkał Moltresa. Ognisty ptak potrzebował pomocy, po czym po prostu odleciał. Dziadek opowiadał podobną historię, gdy był młody wędrował po górach, gdzie spostrzegł Zapdosa. Pokemon wypoczywał, a kiedy zobaczył przybysza nie uciekł. Pozwolił się zbliżyć, a nawet dotknąć i dopiero wtedy odleciał w nadchodzącą burzę. Jakby tego było mało, wujek spotkał Articuno. Gdy wypoczywał w lesie, pod drzewem, ten po prostu do niego przyleciał. Ptak miał w skrzydle wielki kolec, który wujek usunął przy pomocy swoich pokemonów. Wtedy ptak odleciał w swoją stronę. Każdy z nich miał pamiątkę po tym spotkaniu, pióro ptaka. Wytworzyła się pomiędzy nimi jakaś duchowa więź. W gorące dni, ojciec często wychodził, nie wiadomo dokąd. Dziadek znikał zawsze gdy nadchodziła burza, a z kolei wujek uaktywniał swoje wycieczki zawsze zimą, w lodowate dni, zwłaszcza w śnieżyce. Niestety, dziadek od strony mamy kiedyś przepadł podczas podróży. Tropił trzy mistyczne psy – Raikou, Entei, Suicune. Nigdy nie wrócił z tej wyprawy. Nie wiadomo co się z nim stało, nie znaleziono ani ciała, ani dziadka. Babcia znienawidziła za to wszystkie Pokemony, pozbyła się ich i nie wpuszcza do domu w Johto nikogo, kto je ma przy sobie. Wracając do dzieci, chodziły one do Akademii Pokemon, w której sporo się nauczyły. Pomagały Profesorowi Oak’owi oraz własnym rodzicom z pokemonami, kochały je bardzo mocno. Alex, Kuba i Remik zaprzyjaźnili się już pierwszego dnia w Akademii. Od tego momentu wszystko robili razem. Co do Max’a… nigdy nie lubili się z Remikiem. Starszy brat zawsze był od niego silniejszy i mądrzejszy, przez co złość i brak szacunku do Pokemonów (które uwielbiały Remika) ogarnęła jego serce. Traktował Pokemony jak maszyny. Pewnego dnia trójka przyjaciół wspólnie wracała ze szkoły. Po drodze spotkała ich niespodzianka. Przed nimi pojawił się Mew i wręczył im po pele. Czerwoną dla Alex, błękitną dla Remika i zieloną dla Kuby. Potem po prostu zniknął. Perły nie dawały o sobie znaku, po prostu były zawsze przy trójce przyjaciół, nie rozstawali się z nimi. Remik nosił swoją na szyi, jak naszyjnik na rzemyku. Jednak kiedyś, Remik natknął się na, widzianą jako noworodek, czarną perłę pośród rzeczy brata. gdy tylko się do niej zbliżył zaczęła emitować jakieś dziwne światło, które zniknęło po oddaleniu się. Chłopak mógłby przysiąc, że jeszcze tego samego dnia widział na niebie cień Mewtwo, lecz historia ucichła. Starszy z bliźniąt bardzo fascynował się wrestlingiem oraz ciężką muzyką i rozwijał obie pasje. Uczył się grać na gitarze, której stał się prawdziwym wirtuozem, potrafiąc grać nie tylko ulubiony metal czy rock, ale również każdą inną melodię. Uczęszczał na zajęcia z MMA oraz wrestlingu, znał sztuki walki i potrafił ich używać do obrony. Alex i Kuba również lubili ten rodzaj muzyki, często grali razem - Kuba na basie, a Alex śpiewała. W końcu nadeszły wakacje. Wszyscy ukończyli Akademię Pokemon z wyróżnieniem. Do bliźniąt przyjechał wujek. Pogadał z chłopakami i wręczył im po pokeballu. Remikowi przypadł Totodile. Wujek twierdził, że jest w nim to coś, że jest waleczny, twardy i tak jak Remik – nigdy nie odpuszcza, ale dla bliskich jest bardzo miły i niezwykle wesoły. Max dostał Pichu. Wujek twierdził, że jest słodki, ale jednocześnie zamknięty w sobie, czasem bywa agresywny, jednak nie boi się niczego. Pokemony były przygotowane specjalnie dla nas, były tak bardzo do nas podobne. Okazało się, że Alex i Kuba również dostali swoje startery. Postanowiliśmy całą trójką wyruszyć w wędrówkę po osiągnięcie marzeń. Max zrobił tak jak my, lecz on wyruszył sam, w nocy. I tak oto nastał ciepły, przyjemny, wakacyjny poranek. Obudziłem się w swoim domu spakowany do drogi.
Profesja: Trener
Cel: Zostać największym Mistrzem Pokemon oraz rozpracować działanie tajemniczych pereł, obronić Mew przed Mewtwo i udowodnić wyższość nad bratem
Towarzysze:
Alex Callaway (koordynatorka)
Charakter: Wesoła, szalona, ma bardzo dobre serduszko
Starter: Chimchar
Kuba Crazy (koordynator)
Charakter: mądry, spokojny, kocha Pokemony
Starter: Turtwig
Dodatkowy ekwipunek*:Błękitna perła od Mew, odtwarzacz muzyki + słuchawki
Prośby: Chciałbym mieć wroga, brata bliźniaka
Ulubiony typ pokemona: Nie posiadam takowego :p
Miałem już założoną grę u Gokai i chciałbym ją kontynuować
Wiek: 18
Wygląd:
Nosi wysokie, czarne glany, prawie pod kolano. Na jego koszulkach często pojawia się taki znak. Ma ciemne, brązowe oczy. Pod skórzaną kurtką kryją się dobrze rozwinięte mięśnie, wyraźne, lecz nie ogromne.
Charakter: Kocha Pokemony, są jego przyjaciółmi i chce im pomagać za wszelką cenę. Najwyższą wartością jest dla niego miłość i przyjaźń. Zawsze dba o przyjaciół, jest dla nich bardzo miły, troszczy się o nich. Brzydzi się kłamstwem. Dla obcych jest chłodny, twardy i spokojny, lecz gdy ktoś zajdzie mu za skórę, zwłaszcza krzywdą Pokemonów czy przyjaciół, potrafi mścić się bezlitośnie, długo, wtedy jest nawet skłonny do agresji. W obronie najważniejszych wartości jest gotów zapłacić każdą, nawet tę najwyższą cenę. Uwielbia ciężkie brzmienia, rock i metal są dla niego czystą przyjemnością, której uwielbia się oddawać. Fascynuje się wrestlingiem. Waleczny, nigdy nie odpuszcza i robi wszystko, żeby osiągnąć cel.
Starter: Totodile
Region, miasto: Kanto, Alabastia
Historia: Wszystko zaczęło się lodowatej, styczniowej nocy, gdy księżyc był w pełni, a nad piękną Alabsatią szalała przerażająca burza. Byłą to naprawdę niezwykła noc. To co się wydarzało nie miało jeszcze wcześniej miejsca. Bowiem na świat przyszły bliźnięta – Remik i Max. Remik urodził się o całe 10 minut wcześniej. Chłopcy leżeli na kocyku, odróżnić ich można było tylko po szramie, którą Max miał na lewym Poliku. Co dziwne, w sali obok chwilę później urodziła się dwójka innych dzieci, zupełnie obcych – Kuba i Alex. Wszystkie leżały pod oknami obserwuj ąc niesamowite zjawisko. Otóż tylko osoby o czystym sercu mogły spostrzec jak na tle księżyca toczy się bitwa. Wielka bitwa pomiędzy Mew i Mewtwo, w której prym wiódł ten drugi. Nie wiadomo o co poszło. W końcu Mewtwo cisnął przeciwnika w skute lodem jezioro i już miał zadać ostateczny cios, gdy nagle Mew stworzył 3 perły, które rozleciały się po świecie i zniknął. Wściekły agresor nie mógł tego zdzierżyć. W geście zemsty stworzył czarną perłę, którą zniknęła, a sam Pokemon odleciał. Tak niesamowity był dzień, a raczej noc, narodzin czwórki dzieci. W domu bliźniąt szacunek do Pokemonów zawsze był ogromny. Ojciec chłopców był podróżnikiem, tak jak dziadkowie i wujek. Teraz tata spędzał czas w domu, z rodziną, lecz często opowiadał o przeżytych przygodach. Najczęściej wspominał, jak eksplorując jaskinię spotkał Moltresa. Ognisty ptak potrzebował pomocy, po czym po prostu odleciał. Dziadek opowiadał podobną historię, gdy był młody wędrował po górach, gdzie spostrzegł Zapdosa. Pokemon wypoczywał, a kiedy zobaczył przybysza nie uciekł. Pozwolił się zbliżyć, a nawet dotknąć i dopiero wtedy odleciał w nadchodzącą burzę. Jakby tego było mało, wujek spotkał Articuno. Gdy wypoczywał w lesie, pod drzewem, ten po prostu do niego przyleciał. Ptak miał w skrzydle wielki kolec, który wujek usunął przy pomocy swoich pokemonów. Wtedy ptak odleciał w swoją stronę. Każdy z nich miał pamiątkę po tym spotkaniu, pióro ptaka. Wytworzyła się pomiędzy nimi jakaś duchowa więź. W gorące dni, ojciec często wychodził, nie wiadomo dokąd. Dziadek znikał zawsze gdy nadchodziła burza, a z kolei wujek uaktywniał swoje wycieczki zawsze zimą, w lodowate dni, zwłaszcza w śnieżyce. Niestety, dziadek od strony mamy kiedyś przepadł podczas podróży. Tropił trzy mistyczne psy – Raikou, Entei, Suicune. Nigdy nie wrócił z tej wyprawy. Nie wiadomo co się z nim stało, nie znaleziono ani ciała, ani dziadka. Babcia znienawidziła za to wszystkie Pokemony, pozbyła się ich i nie wpuszcza do domu w Johto nikogo, kto je ma przy sobie. Wracając do dzieci, chodziły one do Akademii Pokemon, w której sporo się nauczyły. Pomagały Profesorowi Oak’owi oraz własnym rodzicom z pokemonami, kochały je bardzo mocno. Alex, Kuba i Remik zaprzyjaźnili się już pierwszego dnia w Akademii. Od tego momentu wszystko robili razem. Co do Max’a… nigdy nie lubili się z Remikiem. Starszy brat zawsze był od niego silniejszy i mądrzejszy, przez co złość i brak szacunku do Pokemonów (które uwielbiały Remika) ogarnęła jego serce. Traktował Pokemony jak maszyny. Pewnego dnia trójka przyjaciół wspólnie wracała ze szkoły. Po drodze spotkała ich niespodzianka. Przed nimi pojawił się Mew i wręczył im po pele. Czerwoną dla Alex, błękitną dla Remika i zieloną dla Kuby. Potem po prostu zniknął. Perły nie dawały o sobie znaku, po prostu były zawsze przy trójce przyjaciół, nie rozstawali się z nimi. Remik nosił swoją na szyi, jak naszyjnik na rzemyku. Jednak kiedyś, Remik natknął się na, widzianą jako noworodek, czarną perłę pośród rzeczy brata. gdy tylko się do niej zbliżył zaczęła emitować jakieś dziwne światło, które zniknęło po oddaleniu się. Chłopak mógłby przysiąc, że jeszcze tego samego dnia widział na niebie cień Mewtwo, lecz historia ucichła. Starszy z bliźniąt bardzo fascynował się wrestlingiem oraz ciężką muzyką i rozwijał obie pasje. Uczył się grać na gitarze, której stał się prawdziwym wirtuozem, potrafiąc grać nie tylko ulubiony metal czy rock, ale również każdą inną melodię. Uczęszczał na zajęcia z MMA oraz wrestlingu, znał sztuki walki i potrafił ich używać do obrony. Alex i Kuba również lubili ten rodzaj muzyki, często grali razem - Kuba na basie, a Alex śpiewała. W końcu nadeszły wakacje. Wszyscy ukończyli Akademię Pokemon z wyróżnieniem. Do bliźniąt przyjechał wujek. Pogadał z chłopakami i wręczył im po pokeballu. Remikowi przypadł Totodile. Wujek twierdził, że jest w nim to coś, że jest waleczny, twardy i tak jak Remik – nigdy nie odpuszcza, ale dla bliskich jest bardzo miły i niezwykle wesoły. Max dostał Pichu. Wujek twierdził, że jest słodki, ale jednocześnie zamknięty w sobie, czasem bywa agresywny, jednak nie boi się niczego. Pokemony były przygotowane specjalnie dla nas, były tak bardzo do nas podobne. Okazało się, że Alex i Kuba również dostali swoje startery. Postanowiliśmy całą trójką wyruszyć w wędrówkę po osiągnięcie marzeń. Max zrobił tak jak my, lecz on wyruszył sam, w nocy. I tak oto nastał ciepły, przyjemny, wakacyjny poranek. Obudziłem się w swoim domu spakowany do drogi.
Profesja: Trener
Cel: Zostać największym Mistrzem Pokemon oraz rozpracować działanie tajemniczych pereł, obronić Mew przed Mewtwo i udowodnić wyższość nad bratem
Towarzysze:
Alex Callaway (koordynatorka)
Charakter: Wesoła, szalona, ma bardzo dobre serduszko
Starter: Chimchar
Kuba Crazy (koordynator)
Charakter: mądry, spokojny, kocha Pokemony
Starter: Turtwig
Dodatkowy ekwipunek*:Błękitna perła od Mew, odtwarzacz muzyki + słuchawki
Prośby: Chciałbym mieć wroga, brata bliźniaka
Ulubiony typ pokemona: Nie posiadam takowego :p
Miałem już założoną grę u Gokai i chciałbym ją kontynuować
RemikR- Liczba postów : 36
Join date : 22/03/2015
Re: Zapisy do Liolici
Imię/Nazwisko/Ksywa Postaci: Rardas
Wiek postaci: 17
Charakter postaci: Pozwolę sobie to streścić w kilku słowach, gdyż z doświadczenia wiem, że obszerne opisywanie charakteru nie pomaga, a wręcz przeszkadza i psuje część zabawy. Tak więc:
- Lekki pesymista
- Spokojny
- Ciekawy świata
- Lubiący czarny humor
Myślę, że tyle wystarczy. Coś zapewne zostanie dodane, albo zmodyfikowane pod wpływem fabuły.
Wygląd: Z tym, że zamiast kaptura nosi czarny kapelusz, a przy chodzeniu podpiera się laską.
Towarzysze: Brak, aczkolwiek liczę na jakąś ciekawą postać, może i nie jedną.
Pokemony towarzysza: Z racji na to co napisałem wyżej pomijam.
Profesja Postaci: Nie umiem tego jeszcze do końca sprecyzować, aczkolwiek chyba najbliżej do trenera.
Starter: Mawile o imieniu Morrigan (czyli rzecz jasna samica)
Wszystko zaczęło się od tego, że pewnego dnia na progu szpitala zaleziono ciężarną kobietę. Zabrano ją do środka, a wtedy ta ocknęła się i zaczęła błagać o pomoc. Nim ktokolwiek mógł się za coś konkretnego zabrać stało się. Zaczęła rodzić. Rozpoczęła się wielka krzątanina, którą zakończyła radość i łzy. Pierwszy krzyk życia oraz ostatnie tchnienie przed śmiercią. Przyszedłem na świat, a moja matka umarła. Tak przynajmniej powiedzieli mi lekarze. O moim ojcu nic nie wiadomo. Może to i dobrze.
Można by pomyśleć, że moje życie nie rozpoczęło się zbyt różowo i jest to wniosek nadzwyczaj trafny, gdyż to był dopiero początek mojej udręki. Okazało się bowiem, że nie jest wszystko ze mną w porządku. Miałem bowiem jakieś zaburzenia układu immunologicznego. W skrócie byłem podatny na choroby, a do tego stwierdzono jeszcze jakąś nieznaną przypadłość genetyczną. Od pierwszych chwil życia byłem przykuty do łóżka. Zamknięty w sterylnym pokoju. Odcięty od świata i pokemonów.
Los jak widać chciał się ze mną dalej bawić, bowiem żyłem. Jakoś żyłem. Pierwsze lata były spokojne, lecz z czasem zaczęły pojawiać się problemy, bowiem kilkuletnie dziecko nie lubi siedzieć w jednym miejscu i się nudzić. W tym czasie sprawiałem moim opiekunom wiele kłopotów, lecz wreszcie znaleźli na mnie sposób. Dali mi książki. Od tamtej pory był to mój jedyny łącznik ze światem, który pozwalał mi go w jakiś sposób poznać. Na płótnie wyobraźni ujrzałem lasy, łąki, rzeki, niebo. Ludzi i pokemony. Pokemony... Tak... Przez większość mojego życia dane mi było zobaczyć na żywo tylko kilka pokemonów, lecz żadnego nie mogłem nawet dotknąć. Izolacja. Nienawidzę tego słowa.
I tak moje życie upływało na czytaniu, czasem obejrzałem jakiś film, lub transmisję w telewizji, lecz rzadko. Wolałem książko. Tak mnie one pochłaniały, iż nie spostrzegłem, że od pewnego czasu obserwuje mnie para czerwonych oczu. Nie wiedziałem o tym do tego dnia, czy może raczej nocy. Wydarzyło się to, kiedy miałem 15 lat. Pewnej nocy ktoś włamał się do szpitala. Była to dwójka ludzi ubranych w ciemnoniebieskie stroje. Jedyne co z tego pamiętam, to fakt, że miały dziwny krój. Do tego jeszcze mieli kapelusze na głowach. Towarzyszył im dwa pokemony. Dwa Lucario. Tej nocy miałem lekki sen i zbudziłem się w samą porę, gdyż właśnie weszli do mojego pokoju. Gdy tylko ich zobaczyłem chciałem kogoś zawołać, lecz jeden z nich zatkał mi usta. Próbowałem się wyrwać, lecz nic to nie dawało. Nagle usłyszałem jak coś rozbija szkło, a potem straciłem przytomność. Ktoś uderzył mnie w głowę.
Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem, że oba Lucario leżą na ziemi nieprzytomne, tak samo jak jeden z włamywaczy. Drugi tymczasem stał jeszcze na nogach i patrzył na coś obok mojego łóżka. Podniosłem się trochę i zobaczyłem wielkie czarne szczęki, które były przyczepione do małego żółtawego ciała. Do głowy z czerwonymi oczami wpatrzonymi w mężczyznę. Istotka dyszała ciężko. Nim cokolwiek zdążyłem zrobić drugi z napastników podniósł się. Oboje wezwali swoje pokemony do balli i uciekli. Mawile stała jeszcze chwilę obok mojego łóżka, po czym upadła na ziemię wykończona, ranna i obolała. Dopadłem do niej i trzymałem na rękach. Mówili mi potem, że znaleźli mnie potem ściskającego przy piersi pokemona.
Od tamtego czasu zacząłem czuć się coraz lepiej. Lekarze nie byli pewni co to spowodowało, lecz podejrzewali, że to dzięki obecności Morrigan, Mawile, która mnie wtedy ocaliła. Zaprzyjaźniliśmy się. Stała się kimś kimś więcej niż kolejnym cieniem, który był wokół mnie. Była kimś więcej. Kimś kto zaczął podnosić mnie na duchu i dawał mi siły do walki o normalne życie.
Po pewnym czasie zaczęto mnie woli wypuszczać na świeże powietrze, lecz moja marna kondycja nie pozwalała na wiele, lecz było coraz lepiej. Pewnego dnia wreszcie zabrali mnie do miasta. Zobaczyłem wiele wspaniałych rzeczy na własne oczy. Wreszcie odwiedziłem też profesora pokemon oraz patrzyłem jak początkujący trenerzy dostają swojego pierwszego pokemona. Moje życie zaczęło żyć, zmieniać się na lepsze, lecz ciągle gdzieś tam w głębi mnie był niepokój i strach. Czego chcieli tamci mężczyźni z Lucario? Jedyną rzeczą która chyba się nie zmieniła była moja skłonność do czarnego humoru.
Jak to bywa w życiu szczęście się kończy i tak było i tym razem. Zaatakowano nas. Nie chodziło tylko o miasto, lecz o cały region w którym żyję. Z zachodu przyszedł zakon strażników aury, który pod pretekstem walki ze złem wtargnął na te ziemie. Zaczęła się okupacja. Gdy tylko zobaczyłem któregoś z nich w telewizji wiedziałem, że tamtych dwóch było strażnikami. Następnego dnia znalazłem w swoim pokoju przesyłkę w której były rzeczy dla początkującego trenera pokemon oraz nowe ubranie wraz z laską, gdyż nie byłem ciągle na tyle sprawny, by bez niej móc chodzić, oraz krótka wiadomość: "Uciekaj!"
Ta wiadomość oraz prezent była najpewniej od anonimowego człowieka, który od samego początku finansował mój pobyt w szpitalu. Przez jakiś czas biłem się z myślami, po czym wreszcie zdecydowałem się uciekać. W samą porę. Następnego dni w mieście zjawili się strażnicy.
Wiele razy zastanawiałem się, co też się ze mną dzieje. Ta nieznana przypadłość o której wspomniałem nie wyrządzała mi żadnej krzywdy, aczkolwiek możliwym jest, że to ona była odpowiedzialna za pozostałe problemy zdrowotne, lecz mimo wszystko czasami czułem jakieś dziwne uczucie. Sam nie wiem jak to określić. Najbliżej będzie powiedzieć, że coś tak jakby było we mnie. Czasami pulsowało, lecz lekarze nigdy nic nie odkryli. Co jest ze mną?
Cele:
- Odkryć co się kryje za tą dziwną przypadłością
- uciec przed strażnikami aury i znaleźć schronienie, by zastanowić się co dalej
Tyle na chwilę obecną. Inne cele dojdą z czasem. Myślę, że na pewno dojdzie walka z okupantem itp.
Prośby:
- Możemy posługiwać się w przypadku ruchów i ability spolszczonymi nazwami? Używanie angielskich jakoś zawsze mi psuło zabawę
- Chciałbym, by każdy pokemon jakiego będę chciał złapać będzie jakoś wpleciony w fabułę. Nie chcę łapać poków w stylu: Idziesz do lasu, spotykam takie i takie, tego łapię. Chcę, by spotkanie ich miało jakieś podłoże emocjonalne. Np. Uratowanie przez dzikiego poka, albo ja pomagam takiemu przed łowcą poków itp.
- Przede wszystkim dużo poków mrocznych i duchów, lecz innymi nie pogardzę (niedługo opublikuję mój dream team)
Ulubiony typ pokemona: Mroczny/Dark
Wiek postaci: 17
Charakter postaci: Pozwolę sobie to streścić w kilku słowach, gdyż z doświadczenia wiem, że obszerne opisywanie charakteru nie pomaga, a wręcz przeszkadza i psuje część zabawy. Tak więc:
- Lekki pesymista
- Spokojny
- Ciekawy świata
- Lubiący czarny humor
Myślę, że tyle wystarczy. Coś zapewne zostanie dodane, albo zmodyfikowane pod wpływem fabuły.
Wygląd: Z tym, że zamiast kaptura nosi czarny kapelusz, a przy chodzeniu podpiera się laską.
Towarzysze: Brak, aczkolwiek liczę na jakąś ciekawą postać, może i nie jedną.
Pokemony towarzysza: Z racji na to co napisałem wyżej pomijam.
Profesja Postaci: Nie umiem tego jeszcze do końca sprecyzować, aczkolwiek chyba najbliżej do trenera.
Starter: Mawile o imieniu Morrigan (czyli rzecz jasna samica)
- Spoiler:
~Powiadają, by przyjaciół mieć blisko, a wrogów jeszcze bliżej, lecz co zrobić, gdy przyjaciele stają się wrogami?~
Wszystko zaczęło się od tego, że pewnego dnia na progu szpitala zaleziono ciężarną kobietę. Zabrano ją do środka, a wtedy ta ocknęła się i zaczęła błagać o pomoc. Nim ktokolwiek mógł się za coś konkretnego zabrać stało się. Zaczęła rodzić. Rozpoczęła się wielka krzątanina, którą zakończyła radość i łzy. Pierwszy krzyk życia oraz ostatnie tchnienie przed śmiercią. Przyszedłem na świat, a moja matka umarła. Tak przynajmniej powiedzieli mi lekarze. O moim ojcu nic nie wiadomo. Może to i dobrze.
Można by pomyśleć, że moje życie nie rozpoczęło się zbyt różowo i jest to wniosek nadzwyczaj trafny, gdyż to był dopiero początek mojej udręki. Okazało się bowiem, że nie jest wszystko ze mną w porządku. Miałem bowiem jakieś zaburzenia układu immunologicznego. W skrócie byłem podatny na choroby, a do tego stwierdzono jeszcze jakąś nieznaną przypadłość genetyczną. Od pierwszych chwil życia byłem przykuty do łóżka. Zamknięty w sterylnym pokoju. Odcięty od świata i pokemonów.
Los jak widać chciał się ze mną dalej bawić, bowiem żyłem. Jakoś żyłem. Pierwsze lata były spokojne, lecz z czasem zaczęły pojawiać się problemy, bowiem kilkuletnie dziecko nie lubi siedzieć w jednym miejscu i się nudzić. W tym czasie sprawiałem moim opiekunom wiele kłopotów, lecz wreszcie znaleźli na mnie sposób. Dali mi książki. Od tamtej pory był to mój jedyny łącznik ze światem, który pozwalał mi go w jakiś sposób poznać. Na płótnie wyobraźni ujrzałem lasy, łąki, rzeki, niebo. Ludzi i pokemony. Pokemony... Tak... Przez większość mojego życia dane mi było zobaczyć na żywo tylko kilka pokemonów, lecz żadnego nie mogłem nawet dotknąć. Izolacja. Nienawidzę tego słowa.
I tak moje życie upływało na czytaniu, czasem obejrzałem jakiś film, lub transmisję w telewizji, lecz rzadko. Wolałem książko. Tak mnie one pochłaniały, iż nie spostrzegłem, że od pewnego czasu obserwuje mnie para czerwonych oczu. Nie wiedziałem o tym do tego dnia, czy może raczej nocy. Wydarzyło się to, kiedy miałem 15 lat. Pewnej nocy ktoś włamał się do szpitala. Była to dwójka ludzi ubranych w ciemnoniebieskie stroje. Jedyne co z tego pamiętam, to fakt, że miały dziwny krój. Do tego jeszcze mieli kapelusze na głowach. Towarzyszył im dwa pokemony. Dwa Lucario. Tej nocy miałem lekki sen i zbudziłem się w samą porę, gdyż właśnie weszli do mojego pokoju. Gdy tylko ich zobaczyłem chciałem kogoś zawołać, lecz jeden z nich zatkał mi usta. Próbowałem się wyrwać, lecz nic to nie dawało. Nagle usłyszałem jak coś rozbija szkło, a potem straciłem przytomność. Ktoś uderzył mnie w głowę.
Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem, że oba Lucario leżą na ziemi nieprzytomne, tak samo jak jeden z włamywaczy. Drugi tymczasem stał jeszcze na nogach i patrzył na coś obok mojego łóżka. Podniosłem się trochę i zobaczyłem wielkie czarne szczęki, które były przyczepione do małego żółtawego ciała. Do głowy z czerwonymi oczami wpatrzonymi w mężczyznę. Istotka dyszała ciężko. Nim cokolwiek zdążyłem zrobić drugi z napastników podniósł się. Oboje wezwali swoje pokemony do balli i uciekli. Mawile stała jeszcze chwilę obok mojego łóżka, po czym upadła na ziemię wykończona, ranna i obolała. Dopadłem do niej i trzymałem na rękach. Mówili mi potem, że znaleźli mnie potem ściskającego przy piersi pokemona.
Od tamtego czasu zacząłem czuć się coraz lepiej. Lekarze nie byli pewni co to spowodowało, lecz podejrzewali, że to dzięki obecności Morrigan, Mawile, która mnie wtedy ocaliła. Zaprzyjaźniliśmy się. Stała się kimś kimś więcej niż kolejnym cieniem, który był wokół mnie. Była kimś więcej. Kimś kto zaczął podnosić mnie na duchu i dawał mi siły do walki o normalne życie.
Po pewnym czasie zaczęto mnie woli wypuszczać na świeże powietrze, lecz moja marna kondycja nie pozwalała na wiele, lecz było coraz lepiej. Pewnego dnia wreszcie zabrali mnie do miasta. Zobaczyłem wiele wspaniałych rzeczy na własne oczy. Wreszcie odwiedziłem też profesora pokemon oraz patrzyłem jak początkujący trenerzy dostają swojego pierwszego pokemona. Moje życie zaczęło żyć, zmieniać się na lepsze, lecz ciągle gdzieś tam w głębi mnie był niepokój i strach. Czego chcieli tamci mężczyźni z Lucario? Jedyną rzeczą która chyba się nie zmieniła była moja skłonność do czarnego humoru.
Jak to bywa w życiu szczęście się kończy i tak było i tym razem. Zaatakowano nas. Nie chodziło tylko o miasto, lecz o cały region w którym żyję. Z zachodu przyszedł zakon strażników aury, który pod pretekstem walki ze złem wtargnął na te ziemie. Zaczęła się okupacja. Gdy tylko zobaczyłem któregoś z nich w telewizji wiedziałem, że tamtych dwóch było strażnikami. Następnego dnia znalazłem w swoim pokoju przesyłkę w której były rzeczy dla początkującego trenera pokemon oraz nowe ubranie wraz z laską, gdyż nie byłem ciągle na tyle sprawny, by bez niej móc chodzić, oraz krótka wiadomość: "Uciekaj!"
Ta wiadomość oraz prezent była najpewniej od anonimowego człowieka, który od samego początku finansował mój pobyt w szpitalu. Przez jakiś czas biłem się z myślami, po czym wreszcie zdecydowałem się uciekać. W samą porę. Następnego dni w mieście zjawili się strażnicy.
Wiele razy zastanawiałem się, co też się ze mną dzieje. Ta nieznana przypadłość o której wspomniałem nie wyrządzała mi żadnej krzywdy, aczkolwiek możliwym jest, że to ona była odpowiedzialna za pozostałe problemy zdrowotne, lecz mimo wszystko czasami czułem jakieś dziwne uczucie. Sam nie wiem jak to określić. Najbliżej będzie powiedzieć, że coś tak jakby było we mnie. Czasami pulsowało, lecz lekarze nigdy nic nie odkryli. Co jest ze mną?
Cele:
- Odkryć co się kryje za tą dziwną przypadłością
- uciec przed strażnikami aury i znaleźć schronienie, by zastanowić się co dalej
Tyle na chwilę obecną. Inne cele dojdą z czasem. Myślę, że na pewno dojdzie walka z okupantem itp.
Prośby:
- Możemy posługiwać się w przypadku ruchów i ability spolszczonymi nazwami? Używanie angielskich jakoś zawsze mi psuło zabawę
- Chciałbym, by każdy pokemon jakiego będę chciał złapać będzie jakoś wpleciony w fabułę. Nie chcę łapać poków w stylu: Idziesz do lasu, spotykam takie i takie, tego łapię. Chcę, by spotkanie ich miało jakieś podłoże emocjonalne. Np. Uratowanie przez dzikiego poka, albo ja pomagam takiemu przed łowcą poków itp.
- Przede wszystkim dużo poków mrocznych i duchów, lecz innymi nie pogardzę (niedługo opublikuję mój dream team)
Ulubiony typ pokemona: Mroczny/Dark
Rardas- Liczba postów : 33
Birthday : 07/02/1997
Join date : 28/06/2015
Age : 27
Re: Zapisy do Liolici
Gra w MG
Przyjmuję Cię Radias, gra zaraz bd
Przyjmuję Cię Radias, gra zaraz bd
Lioli- Liczba postów : 1695
Birthday : 27/05/1997
Join date : 25/01/2013
Age : 27
Strona 1 z 2 • 1, 2
PokeHelvetti :: :: Offtopic :: Archiwum :: Gry Trenerskie :: MG Lioli zapisy otwarte
Strona 1 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach