Gra DeusExMachina

Go down

Gra DeusExMachina Empty Gra DeusExMachina

Pisanie by Cieniu Pon Sty 21, 2013 8:57 pm

Początek Gry
Amitiel
Imię: Elleanohre, zdrobniane zwana Ellą. Przez przyjaciół - Iskierką.
Nazwisko: nó Nair
Płeć: Kobietka.
Wiek: Dziewiętnaście wiosen na karku swym nosi.
Wygląd: Twarz Elli jest blada z łagodnymi rysami. Krótkie, gęste, krwistoczerwone włosy upstrzone czarnymi pasemkami okalają ją wijąc się w drobnych sprężynkach. Wielkie, zielone oczy zza kurtyny długich, gęstych rzęs oglądają świat. Drobny nosek, pełne usta o kolorze koralowca, wszystko przepięknie się dopełnia. Dziewczyna jest dość szczupła, z tej właśnie przyczyny wszelakie ubrania wiszą na niej, jak na wieszaku. Najczęściej naciąga na głowę kaptur swej ulubionej bluzy przyozdobionej kocimi uszami. Rzeczony często przesłania jej oczy, wyrobiła sobie nawyk stałego poprawiania go.*
Region: Hoenn.
Historia postaci:
Życie Elleanohry od kiedy tylko dziewczyna pamięta, nie było usłane różami. Ba! W jej własnym mniemaniu było one istnym koszmarem przeżywanym na jawie. W tymże miejscu nadmienić trzeba, iż bohaterka nasza nie była dzieckiem, jakiego rodzice oczekiwali. Ona była jedynie przypadkiem, co przez kilka pierwszych lat jej życia, ojciec dawał jej odczuć bardzo boleśnie. Kolejne kłótnie rodziców, kolejne bijatyki, kolejny raz złamana ręka, kolejny wybity ząb. W oczach pięcioletniego dziecka było to prawdziwe piekło. Za każdym razem, nawet gdy jest już dorosła, gdy Ella zamyka swe oczy, widzi przerażający obraz.

Siedziała w kącie, małe przerażone dziecko... ze łzami w oczach obserwowała dalszy rozwój wydarzeń. On... wielki, umięśniony zamachnął się i uderzył. Kobieta, którą zwała matką upadła.
- Co powiesz teraz, suko?! - Wycharczał. Wyglądał, jakby wypowiedzenie każdej litery sprawiało mu niebywałą trudność.
- Rób ze mną co chcesz... zostaw tylko Elleanohrę w spokoju - wyłkała, ukrywając w dłoniach twarz.
Chwycił ją za nadgarstek i uniósł w górę. Wyglądała jak jedna ze szmacianych lalek, którymi zwykła bawić się jej córka. Ścisnął jej podbródek w grubych paluchach.
- Najpierw zabiję ciebie, a potem roztrzaskam czerep tej małej wiedźmy!
Zaciskał dłoń na jej nadgarstku, coraz mocniej i mocniej. Dziewczynce stale ukrywającej się w kącie wydawało się, że słyszy chrzęst łamanych kości. Widziała jak jej, jeszcze do niedawna, ojciec cisnął drobną kobietą o ścianę. Jej czaszka roztrzaskała się na kawałki. Kopnął ciało kobiety, którą jeszcze do niedawna zwał kochaną i zaczął zbliżać się do siedzącej w kącie dziewczynki.
- Ty mała wiedźmo, widzisz do czego mnie doprowadziłaś?!
Chwycił ją za głowę i przysuną jej głowę do krwi zalewającej podłogę. Zaczęła się wyrywać, chwycił ją mocniej. Krzyknęła, zakrył jej dłonią usta. Wiedziała, że z nim nie wygra, czuła już zimny oddech śmierci. Przypływ adrenaliny sprawił, że zdołała ugryźć go w dłoń. Puścił ją wrzeszcząc, odczołgała się do kąta, kuląc się.
- Zabiję cię... - powiedział spokojnie, w jego oczach zagościł obłęd.
Po raz wtóry chwycił córkę w dłonie, by wynieść ją przed dom w kierunku małego stawu pośrodku podwórza. Niewiele myśląc cisnął ciałko dziewczynki w ciemną wodę, by po tym upaść na kolana i przytrzymać jej główkę. Kilkukrotna próba zaczerpnięcia oddechu spełzła na niczym, tylko wypełniając usta i płuca cieczą. Umrze...
- Flarrrr~! - za plecami mężczyzny rozległ się tubalny głos, ten jednak nie zdążył się nawet odwrócić.
Nagle został łupnięty z wielką siłą w plecy. Padł twarzą w wodę próbując złapać oddech, jak wcześniej jego córka. On jednak szczęścia tyle nie miał i nie zdołał się wyczołgać z wody, jak dziecko. Rosły Flareon dziecko ciałem swym otulił... dnia następnego Ellę wraz z psem odnalazł pracownik opieki społecznej, któremu podlegała rodzina. Zwierza odpędził, dziecko natomiast zabrał do szpitala...

W ten właśnie oto sposób dziewczynka trafiła na oddział intensywnej terapii szpitala w Mauville City z zachłystowym zapaleniem płuc. Z deszczu pod rynnę? Ależ skąd! Nigdy wcześniej nie cieszyła się tak na widok tylu obcych osób. Była bezpieczna.
Z tym samym podejściem dziewczyna odnosiła się do domu dziecka, jego mieszkańców i pracowników. Cóż... to właśnie tam odebrała podstawowe wykształcenie jak i lekcje manier. Jej życie stało się o niebo łatwiejszym... kiedy musiała opuścić "bidul", była nieco załamana. Wtedy jednak stało się coś... zaskakującego!

Westchnięcie Elleanohry zdawało się poruszyć budynek w posadach. Chwila zastanowienia i... pac! Mokry płaszcz spoczął na komodzie. Zdawało się jednak, iż nie chce tam pozostać. Po chwili z plaśnięciem dość nieprzyjemnym zaległ na podłodze. Dziewczyna miała już jednak swe plany, do których nie zaliczyła jakże przyziemnego podnoszenia płaszcza z podłogi. Kiedy milcząc zmierzała ku swemu pokojowi, żadne z dzieci obecnych w sierocińcu, zachowawczo nie wchodziło w jej drogę. Cóż... zdołały się nauczyć, iż Iskierka jest miła, jednak kiedy zakłada ciężkie buty nie ma najlepszego humoru. Kiedy drzwi pokoju ustąpiły pod spektakularnym kopniakiem dziewczyna zamarła na chwilę. Szczerze powiedziawszy oczekiwała czegoś równie niezwykłego, jak jej wejście do tego miejsca. Ku wielkiemu zniesmaczeniu powitał ją jedynie kurz... zajęcie się wpatrywaniem w drobinki było jedynym, co w tej chwili zdawało się być godnym uwagi. W międzyczasie wsłuchiwała się w odgłosy pochodzące zza okna... ze świata prawdziwego! Jak zwykle po deszczu, który ustał, na terenach zielonych sierocińca, zjawiły się pokrzykujące stworzenia. Pokemony...
- Hoppip~! - dosłyszała piskliwe... ach... wyłaziły te dziwne, liściaste stworzonka.
Wywnioskować w łatwy sposób można było, iż za moment wyjdzie słońce. Tak też się stało. Po chwili jednak w idylliczność "wykrzykującą" za oknem wdarł się ton fałszywy. Co tu dużo mówić, zaciekawił on naszą małą Ellę. Poderwała się z łóżka, by po tym podejść ku ramie okiennej. Wyjrzała poza... tuż pod jej niewysokim balkonem wyrośnięty Furret z wyszczerzonymi kłami, gonił małego Eevee. Stworzonko co jakiś czas popiskiwało. Cóż... mogła być pewną, iż celny rzut kamieniem, tudzież celny kopniak wyzwoliłby biedne szczenie z łap furretowatego wyrostka.

Nie wiedzieć czemu, dziewczyna ruszyła na ratunek Eevee. Coś jej mówiło, iż już gdzieś podobne stworzonko widziała, i że zawdzięcza mu wiele. W ten właśnie sposób Furret otrzymał przepięknego kopniaka, a mała sunia, która po spoufaleniu się z Ellą otrzymała imię Fabienne, została najlepszą przyjaciółką dziewczątka.

Wydostawszy się z sierocińca, Elleanohra zabrała ze sobą jedynie kilka rzeczy (portfel, kilka zdobytych cudem Pokeballi), jak i swą przyjaciółkę. Przemierzając Mauville City ni stąd, ni zowąd dziewczynka, jak i jej psiak zostały zaatakowane. Niewiele myśląc zielonooka stanęła do walki wydając zwięzłe i trafne polecenia Fabienne. Z oddali przyglądał się jej starszy mężczyzna. Kilkukrotnie dostrzegła go kątem oka, niemniej nie zwracała na niego uwagi. Dopiero po jakimś czasie dowiedziała się, iż był to Profesor Oak. Na prośbę mężczyzny dziewczyna zobowiązała się zbierać dane na temat napotkanych Pokemonów w małym urządzeniu zwanym Pokedexem.

W taki właśnie sposób wyruszyła w swą wielką przygodę... jaki będzie jej przebieg...? Zobaczymy!
Starter: Eevee Fabienne.
Profesja: Trener.
Cel: Skompletować dane Pokedexu, dowiedzieć się jak najwięcej o Pokemonach wszystkich regionów.

*wybacz brak zdjęcia, wolę posługiwać się słowem, niż podsuwać na tacy wyobrażenie mojej postaci.


________________________________________________________

Lisiczka wtuliła się mocno w twoje piersi, widać brakowało jej trochę twojej bliskości, Lucyfer od razu podszedł do Ciebie i piszczał cicho u twoich stóp
-Evvv- mruknął cicho marszcząc przy tym brewki, słodki był, mimo groźnego imienia, było to dość przyjemne stworzenie, prawie tak samo przyjemne jak jego właściciel, jednak jemu trzeba dodać trochę więcej do opisu: przystojny, troskliwy, lekko nerwowy, ale jednocześnie opanowany, trochę to się wyklucza, jednak przekonałaś się o tym, kiedy chodziło o twoje zdrowie, a może nawet życie był i taki i taki w tym samym czasie, ale wracając do tego co się dzieje. Chłopak zamrugał oczami i rozejrzał się wokół siebie, szczerze mówiąc to nie wiadomo czy da się stąd coś zabrać, raczej nie ma sensu zbierać rozerwanego namiotu i twgo typu rzeczy, jednak Raphael zaczął zbierać jakieś ubrania
-Możesz mi zrobić miejsce u siebie w plecaku? Mój nie nadaje się do niczego i obiecuje, że będę go nosił, jeśli tam będą moje rzeczy to nie wypada tak- zerknął na Ciebie, a tobie zrobiło się gorąco, było w nim coś mrar, jednak nadal sama nie wiedziałaś co to jest... może kiedyś uda Ci się dowiedzieć co to dokłądnie jest. Pogoda zaczęła się powoli zmieniać, poczułaś powiew zimnego wiatru, nawet bardzo zimnego, przeszły Cię ciarki, a Fabienne zapiszczała cicho, jak widać nie spodobała jej się ta szybka zmiana pogody, jednak nie tylko ona tak zareagowała Lucyfer zerkną w stronę z które zawiał wiatr i zawarczał głośno. Raphael też zareagował dość "ciekawie", zauważyłaś jak mięśnie napinają mu się momentalnie, a skóra zrobiła się blada
-Ella wiej! -krzyknął, nie miał w planach krzyknąć na Ciebia, jednak coś uderzyło go dośc mocno w brzuch, a chłopak uderfzył plecami o pobliskie drzewo, jak widać nie dzieje się za ciekawie, pewnie ty też jesteś w niebezpieczeństwie, niestety nie ma czasu na miłą rozmowę na temat jego pokemonów... Nie widziałaś rywala jednak widziałaś, jak pan przystojny obrywa, za każdym razem coraz mocniej, ciosy były wycelowane w słabe punkty, klatka piersiowa, plecy, brzuch, czasami nawet nogi, by chłopak stracił równowagę, na środku polanki zauważyłaś to pudełeczko, to przez które jeszcze chwilę Raphael miał przerażoną minę, kiedy zobaczył je w twoich dłoniach. Może to o nie chodziło? Twoja Eevee była przerażona, piszczała cicho, jednak próbowała się wyrwać z twojego uścisku, Lucyfer jednak nie czekał tak długo, warczał głośno i podbiegł do skrzyneczki, zaczął skrobać w jej wieczko swoimi małymi łapkami, po czym ta otworzyła się, pierwsze co usłyszałać to krzyk, krzyk bólu, który wydobywał się z wnętrza szkatułki, po czym jakiś czarny dym zaczął otaczać niewielkie stworzonko, Lisica zapiszczała na widok tego co działo się z ...jej ukochanym? Dym całkowicie zasłonił niewielkiego Lucyfera, głośne warczenie, dość przerażające, po czym z dymu wyskoczyło takie stworzenie, pies rozglądał się groźnie, mierząc wzrokiem każdy centymetr polanki, po chwili zawył donośnie jak wilk i rzucił się do ataku, wywrócił coś na ziemię i wbił w to swoje ogniste kły, widziałaś jedynie krew pojawiającą się na jego pysku i na trawie wokół, zamurowało Cię, nie byłaś w stanie się ruszyć, serce biło Ci szybko, do głowy przychodziły Ci pytania, na które nie znałaś odpowiedzi.. co jeśli on Cię zaatakuje? Co to za stworzenie? Co tu się dzieje?! Miałaś łzy w oczach, Raphael leży nieprzytomny i poobijany, a to oś... a to coś morduje kogoś kogo nie widać...dopiero po chwili pod psem zaczęła pojawiać sie jakaś postać...

Gra pochodzi z innego forum, pokemony zostały "zresetowane", jedyne stworzenie jakie przy sobie masz to Eevee o imieniu Fabienne, na pw podam Ci jej skan


Deus
- Chiolera jasna...- wyrywa się z mojej krtani, kiedy staram się ogarnąć zawężonym strachem umysłem zdażenia ostatnich chwil.
Najpierw dziwaczne sny uparcie ubiegające się o rangę koszmaru, a teraz... teraz to! Czując kłujące pod powiekami łzy przygryzam swoją ciemną wargę, silnie, oby tylko nie do krwi. Swąd posoki wabi sprgnione jej kreatury, a w tymże momencie widziałam rzeczonych co najmniej dwie! Cóż stało się z Lucyferem? Gdzież podziało się małe złotko? Losie dlaczego aż do tego stopnia chcesz mnie doświadczyć?! Drżącymi rękoma, delikatnie stawiam Fabienne na podłożu wcześniej racząc jej uszka szeptem:
- Gdyby stało mi się coś złego, moja mała, uciekaj... rozumiesz? - nie oczekując na potwierdzenie z lisiego pyszczka zaczynam z wolna przemieszczać sie w kierunku Raphaela. Po chwili zastanowienia przywołuję ruchem ręki moje lisiątko. Wolę nie tracić jej z oczu ani na chwilę. Cóż znów strzeliło mi do tego ognistego łba? Ja także nie mam pojęcia. Niemniej, starając się poruszać jak najciszej przeierzam dystans dzielący mnie z bezwładnym ciałem młodzieńca. Nie tracąc absolutnie ani chwili, w międzyczasie zdejmuję z ramion mój bagaż. W jego wnętrzu poszukuję jednego... gdzież jest ten przeklęty skaner?! Kiedy tylko uda mi się odnaleźć kawałek przemądrzałego plastiku kieruję go w kierunku kłębowiska walczących bestii. Być może dowiem się czegoś więcej na temat niewidocznego agresora i... i tego czegoś ogarniętego mgłą. W oczekiwaniu na wyniki skanu, kiedy już, przy odrobinie szczęścia znajde się przy Raphaelu, padam przy nim na kolana delikatnie sprawdzając jego obrażenia.
- Co Ty sobie myślisz...? Niedawno Cię opatrzyłam. - burczę pod nosem raczej do siebie, niż do ciemnowłosego.
Po chwili nie patrze już na Raphaela, a z przerażeniem zerkam na walke toczącą się na polance. Nieuchronna materializacja atakującej kreatury da mi odpowiedź na chociaż jedno z moich pytań. W tym momencie nic nie mogę poradzic... jestem taka mała i słaba.


Wybacz marnej jakości post, wdrażam się na nowo w postać;p


Amitiel
Lisica od samego początku nie miała zamiaru słuchać twoich poleceń wyrwała się lekko lecz zahamowała praktycznie od razu kiedy usłyszała chrupnięcie pękających kości i zapiszczała cicho, usłyszałaś to tylko dlatego, że stałaś obok niej. Lucyfer nadal walczył ze swoim rywalem, nie maiał zamiaru odpuścić mu ani na chwilę, krew tryskała na wszystkie strony, jednak krzyki stworzenia ucichły, chyba duch opuścił już ciało. Zeskanowanie rywala lucyfera, ani jego samego nic nie dało, na ekranie pokedexa pojawiło się jedynie krótka informacja
Brak danych
W takim wypadku wiesz, że nic nie wiesz,nie jesteś w stanie określić jak stworzenie zachowa się w stosunku do swojego trenera, a co jeśli on o tym wszystkim wie? Co jeśli Raphael wie co dzieje się z jego pupilem... możliwe, że to przez tą skrzyneczkę, teraz w twojej głowie pojawiło się kilka kolejnych pytać: a co by było z tobą gdybyś ją otworzyła? Co gdyby przystojniak Ci jej nie zabrał w odpowiednim momencie? Co wtedy? Jednak szybko przestałaś się tym przejmować, ważniejszy był teraz chłopak i jego stan zdrowia, jednak trzeba przyznać, że nie wyglądał najlepiej, na twarzy miał sporą ilości krwi, chyba był nieprzytomny, jednak kiedy się do niego odezwałaś na jego obliczu pojawił się lekki uśmieszek, jednak nie było z nim tak źle
-Dam....dam... dam sobie radę- mruknął cicho, chyba nie wiedziałam co właśnie dzieje się z jego złotkiem, co do reszty ran, sama nie możesz dokładnie określić co jest, ma kilka ran na klatce piersiowej, rękach i nogach, ale nie wiesz jak głębokie one są. Twoja Eevee zapiszczała cicho, po czym ruszyła w stronę Złotka, nie zważała na to jak zareagujesz, do tej pory stała posłusznie przy tobie, jednak martwiła się o swojego... ukochanego, o ile tak można nazwać tą bestię.
-Evvv- maleńka zapiszczała cicho stojąc obok stworzenia kilka razy większego od siebie, widziałaś jak drżała z przeprażenia, jednak podeszła jeszcze bliżej i szturchnęła Lucyfera swoim maleńkim noskiem w wielką łapę, ten ryknął wściekle i skierował zakrwawiony pysk na twoją Maleńką, krew kapała na podłoże, wyglądało to obleśnie,a po twoich plecach przeszły ciarki, bałaś sie o los swojego ukochanego pupila. Jednak o dziwo nic się nie działo, bestia patrzyła na fabienne, po chwili oba pokemony otoczył czarny dym, a z jego wnętrza dochodziło ciche: shhhhhhh, po chwili silny wiatr rozwiał dym, a przed twoimi oczami pojawiło się Złotko w swojej "prawdziwej" postaci, oraz Maleńka Eevee, pokemony tuliły się do siebie jednak jedyne co było dziwne, albo inaczej, nie przyjemne było to, że teraz oba były we krwi.


Deus
Pochylając się nad Raphaelem z wolna wyciągam bladą dłoń w kierunku jego głowy. Po chwili już moje palce uspokajająco gładzą ciemną czuprynę młodzieńca. Po chwili zaczynam szeptać w kierunku rannego.
- Piekny, nie zasypiaj proszę... - staram się, aby mój głos brzmiał, jak najbardziej naturalnie i spokojnie pomimo dławiących go łez. - Wiem, opowiesz mi coś. Więc, więc...skąd pochodzisz Raphaelu? - w tym momencie nie liczy się głupota bijąca od mojego pytania, a zachowanie przytomności przez ciemnowłosego.
Dlaczego? Sama nie poradzę sobie z transportem dorosłego, pełnowymiarowego mężczyzny z tej przeklętej polanki. Jednego jestem pewna, musimy stąd jak najszybciej odejść, w koncu już drugi raz widzę ciemnowłosego w okropnym stanie w tym właśnie miejscu. Zanim jednak udamy się gdziekolwiek czeka mnie kolejny sprawdzian umiejętności medycznych. Starając się uspokoić gonitwę myśli trwającą we wnętrzu mojej czaszki sięgam raz jeszcze w kierunku mojego bagażu. Pakunek już nie raz ratował mi skórę w ostatnich godzinach. Najprawdopodobniej wykorzystałam już wszystkie posiadane medykamenty, zarówno ludzkie, jak i te przeznaczone dla Pokemonów. Z tego względu poszukuję jakiejkolwiek części ubioru, jaką mogłabym po wcześniejszym podarciu użyć jako bandażu. Kiedy tylko taką odnajdę rozpoczynam dzieło zniszczenia szarpiąc i rozdzierając materiał na pasy. Cóż... przynajmniej staram się to zrobić. W międzyczasie rzucam okiem na tulące się, pokryte posoką lisy. Czyżbym odczuwała wzbierające w moim przełyku wymiociny? Ugh...
- Waszą dwójką... - odzywam się w końcu słabo w kierunku zakrwawionych mordek. - Waszą dwójką zajmę się później. Trzeba będzie Was wykąpać! Lucyfer, Tobie nic się nie stało? - w oczekiwaniu na odpowiedź Złotka raz jeszcze poszukuję czegoś w moim plecaku.
Woda, woda... na pewno gdzieś powinnam takową posiadać. Kiedy tylko znajdę butelkę z cieczą odkręcam ją i nasączam jeden z pasów podartej tkaniny. Tak, to musi wystarczyć.
- Wybacz, jeżeli zaboli... - mruczę do ciemnowłosego w tym samym czasie przykładając lekko mokry materiał do zakrwawionej twarzy.
Staram się ją oczyścić, by lepiej poznać położenie ran na męskiej czaszce. Kiedy tylko uporam sie z krwawą pokrywą raphaelowej facjaty zaczynam zajmować się ranami reszty ciała. Każdą z nich delikatnie obmywam, by po tym przykryć ją względnie czystym opatrunkiem. To wszystko będzie musiało wystarczyć do czasu, kiedy znajdziemy się w najbliższej mieścinie. Po zakończonej pracy 'podziwiam' jej wyniki przysiadając na piętach. Tylko... co teraz?





Ostatnie Posty


Amitiel
Miałaś rację pokemona chłopaka nie widziałaś, nie było go nigdzie w pokoju
-Sam wrócił do pokeballa- odpowiedział i zaczął krzątać się po pokoju, sama nie wiesz po co, ale się kręcił
-A miałem iść, spokojnie wezmę klucze, zamknę Cię tutaj i nic Ci nie będzie groziło co ty na to?- zapytał z uśmiechem i zabrzęczał kluczami trzymanymi w dłoni, po czym podszedł do drzwi
-Wrócę za jakieś 30 minut- powiedział i zniknął z pokoju, Cebulka, którą tuliłaś do siebie nie za bardzo wiedziałą o co chodzi, jednak przytuliłaś jej buźkę do swoich piersi no i biedna nie miała jak oddychać, więc zaczeła lekko okładać Cię listakami po twarzy, wszystkie czyste ubrania miałaś w plecaku, łącznie z niewielką ilością ubrań swojego towarzysza, zabrałaś kilka z nich i zniknęłaś w łazience, zostawiając za sobą małego Oddisha. Łazienka nie była wielka, był tam prysznic, umywalka i kilka ręczników. Wymyłaś się dokładnie, to było coś za czym tęskniłaś, stałaś tak dośc długo czekając aż woda zmyje z Ciebie całe te nerwy i niepokój
-Wróciłem! -usłyszałaś głos swojego Anioła


Deus
Słysząc głos Raphaela parskam wodą, która właśnie spływa z moich mokrych włosów, po twarzy i dalej po moim ciele, aż niknie w odpływie prysznica. Potrząsam ognistą czupryną wzniecając z niej cały deszcz kropel wody. Czas wychodzić! Naga opuszczam kabinę prysznicową, by po tym otulić się ręcznikiem. Na próbę uśmiecham się lekko. Tak, jest mi stanowczo lepiej! Mam ochotę nawet śmiać się z mojej własnej głupoty. Niebezpieczny potwór z drzewa! Brawo Ella, pięknie! Wybierając się do sucha jestem już prawie pewna, że całe to widziadło i ta szopka były tylko owocem zmęczenia i mojej wybujałej wyobraźni. Sucha ubieram na siebie czystą bieliznę, przez głowę wciągam biały, długi top na ramiączkach i czarne legginsy. Mokre włosy zaczesuję palcami na tył głowy.
- Wychodzę! - rzucam w kierunku drzwi po czym otwieram je z rozmachem.
Uśmiecham się do Raphaela gdziekolwiek by był, po czym rzucam na jedno z łóżek moje wcześniejsze ubrania. Rozglądam się po pokoju.
- Co jemy? rzucam radośnie, by po tym klapnąć na łóżku, na którym zostawiłam Oddish i Eevee.
Siadam po turecku śledząc wzrokiem Raphaela, kiedy tylko dostanę od chłopaka papu pochłaniam moją porcję. Po tym zerkam za okno sprawdzając, czy dalej pada śnieg. Mimo woli, jeżeli za oknem widzę drzewo - omijam je wzrokiem. Tak, mam lepszy humor, jednak nie zmienia to faktu, że to przeklęte drzewo nie jest moim ulubionym przedstawicielem rodzimej flory. Niezależnie od aury za oknem zerkam zadziornie na Raphaela.
- Co powiesz na drobne starcie naszych pociech? - tu znacząco wskazuję ruchem głowy na moje podopieczne, Fabienne i Oddish.


Amitiel
Ubrałaś się szybciutko, kiedy weszłaś zobaczyłaś, że chłopak siedzi na jednym z łożek, na stoliku leżały jakieś białe pudełeczka
-Jemy dzisiaj frytki z gyrosem i surówką- odpowiedział spokojnie i zaczął podrzucać w dłoni dwa bale
-Spotkałem po drodze dwójkę dziwnych ludzi, jeden jakiś powalony typ z gitarą, taki trochę lekko niedomyty, druga to była dziewczyna, powiedzieli, że mam Ci to przekazac- powiedział twój ukochany i rzucił do Ciebie obie kulki
-Sam nie wiem co to nie sprawdzałem, ale możesz się pochwalić, czemu ludzie dają Ci za darmo pokemony i dlaczego ja nie mam takich znajomości- dodał po chwili z uśmiechem i zabrał ze stolika jedno z pudełek, po czym zaczał jeśc
-Co do walki, jestem za, chętnie potrenujemy


Deus
- Pysznie! - mruczę pod nposem zerkając w kierunku białej paczuszki z jedzeniem.
Po chwili chwytam zręcznie oba Pokeballe przytaszczone niewiadomo skąd przez mojego Anioła. Gdybym tylko wiedziała kto zechciał mi zgotować taki prezent! Ten ktoś musiał co najmniej raz widzieć mnie i to w towarzystwie Raphaela, by wiedzieć, że dostarczy mi on kapsuły z zawartością. Z drugiej strony zapewne ciężko było mnie nie zauważyć podczas zajścia z drzewem. Wzruszam ramionami zdając sobie sprawę, że najprawdopodobniej nie dowiem się dlaczego los się do mnie uśmiechnął.
Szczerząc się powiększam obie Ballki puszczając oczko do Raphaela.
- Osłaniaj mnie, nie wiadomo, co tam siedzi! - po tych słowam zwalniam mechanizmy otwierające kapsuły i gapię w miejsce, gdzie powinny pojawić się moje nowe nabytki.
Po ich pojawieniu skanuję stworki Dexem i niewiele myśląc zabieram się do jedzenia - jeszcze ostygnie i co?!

Po pożarciu większości porcji klepię się po brzusiu, po czym zerkam na Raphaela spod grzywki.
- Ubieraj się! Czas potrenować! Kto piererwszy na dole, ten zaczyna!- zarzucam na siebie bluzę, na łeb kaptur z kocimi uszkami.
Go! Przywołuję ku sobie moje pokemoniaste stadko, po czym pędzę przed Centrum Pokemon. Kiedy tylko się przed nim znajdę odliczam moich podopiecznych. Jeżeli wszyscy są na miejscu czekam na ciemnowłosego.


Amitiel
Anioł zaczał jeść praktycznie od razu, więc nawet jakby chciał nie byłby w stanie Cię osłonić, kiedy na niego zerknęłaś zobaczyłaś, że ma całe usta w przyprawach z mięsa, wylądał dość zabawnie, po chwili przed tobą pokazały się takie pokemony:
Gra DeusExMachina Spr_5b_506 Gra DeusExMachina Spr_5b_283_s
Zeskanowałaś oba poki dośc zręcznie, a pokedex pokazał takie info:
Lilipup
lvl: 5
samiec
z.a: berserk
charakter: Mały ale odważny oraz waleczny stworek, nie lubi kłótni, pomiędzy swoimi towarzyszami, nie ważne o ile więksi od niego są on po prostu podejdzie, dziabnie i w ten sposób stara się załagodzić wojnę, jednak kto wie czy to w ogoóle pomoże, a nie wkurzy większego osobnika?
ataki: jak na lvl
Surskit
lvl: 11.1o
samiec
z.a: wilkołak
charakter: Surskit jest opanowanym Pokemonem, którego ciężko jest wyprowadzić z równowagi. Maluch boi się bólu, zagrożony nim staje się cięzkim przeciwnikiem, walczy jak szalony.
ataki: jak na lvl
-Dość ładne okazy- powiedział twój towarzysz dalej jedząc, po chwili usiadłaś obok niego i też zaczęłaś jeść, mięsko z frytkami było pyszne, a surówka była po prostu boska, chyba nigdy nie jadłaś tak dobrego jedzenia, po chwili byłaś już pełna jednak w pudełeczku zostało jeszcze sporo jedzonka. Raphaela, nie za bardzo wiedział o co Ci chodzi, zrozumiał dopiero kiedy zaczełaś się ubierać i wybiegłaś z pokoju, jednak usłyszałaś tylko trzaśnięcie drzwi i żadnych kroków za sobą, po chwili byłaś na parterze centrum pokemon, a twój towarzysz stał opierając się o jedną ze ścian z rękami zaplecionymi na klatce piersiowej.
-Wygrałem, jaka nagroda?
Cieniu
Cieniu
Admin

Male Liczba postów : 3460
Birthday : 07/04/1991
Join date : 16/01/2013
Age : 33
Skąd : Śródziemie

Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach