Zapisy [2/2]

4 posters

Go down

Zapisy [2/2] Empty Zapisy [2/2]

Pisanie by Saya Sob Mar 08, 2014 7:17 pm

Kilka moich zasad (obowiązuje również regulamin forum):


1. Przez większość czasu mogę obiecać odpisy przynajmniej trzy razy w tygodniu. Jak mam nastrój to mogę pisać cały wieczór i to codziennie, jak go nie ma to wiadomo... w przypadku nieobecności dłuższej niż jeden tydzień poinformuję graczy i oczekuję w zamian tego samego.
2. Normą są dla mnie odpisy dziesięciolinijkowe, a mogą się zdażyć dłuższe jeśli gracz będzie na poziomie. Nie dotyczy to walk, w których to zmieniam się w sędzię i zwykle staram się skupić na samej akcji, by się z nią szybko uwinąć. Fabułę zostawiam na potem, chyba że jest ona kluczowa dla danej walki.
3. Pięć linijek tekstu to absolutne minimum dopuszczalne na forum, więc poza walkami bardzo mile widziane będą treściwsze posty.
4. Wszelkiego rodzaju przedmioty i pokemony, które zdobywacie poza przygodą pozostają poza nią, póki ja, mg wam ich nie podsunę pod nos. Oczywiście kupionego pokemona można wykorzystywać w gymach i nic mi do tego... jednak jego Poke Ball nie znajdzie się magicznie w kieszeni, gdzie postać sama nie będzie pamiętać skąd. Z mojej strony mogę obiecać, że postaram się te sprawy w miarę szybko regulować.
5. W normalnym świecie, każdy z regionów ma kanoniczne sale z kanonicznymi liderami. Można oczywiście z nimi walczyć dla fabuły i treningu, a w przypadku chęci zmiany jednego lub kilku z nich, trzeba zaznaczyć to w zgłoszeniu.
6. Grając u mnie możesz dać mi możliwość wybrania startera dla ciebie lub dania wyboru jednego z trzech. Jeśli ktoś się na to zdecyduje to obiecuję, że nie będę wredna i będę sugerować się lubianymi przez danego gracza pokemonami/typami. Chyba, że właśnie chcecie inaczej... Mogę również podawać pokemonom bardzo okrojony charakter lub w cale i pozwolić graczowi samemu go opisywać wg spostrzeżeń postaci (będę tego pilnowała).



Podanie:


Kod:
[b]Imię i nazwisko, ew pseudonim:[/b]
[b]Wiek:[/b]
[b]Wygląd:[/b]
[b]Charakter*:[/b]
[b]Miasto i region startowy*:[/b]
[b]Historia:[/b]
[b]Profesja:[/b]
[b]Starter:[/b]
[b]Towarzysze/wrogowie*:[/b]
[b]Cel:[/b]

[b]Ulubione typy*:[/b]
[b]Nielubiane typy*:[/b]

[b]Narracja:[/b]
[b]Śmierć pokemonów:[/b]

[b]Dodatkowe*:[/b]


Imię i nazwisko, ew pseudonim: -
Wiek: -
Wygląd: Przynajmniej kilka zdań. Nie tylko kolor włosów i oczu, ale także postawa, głos, sposób poruszania się jeśli charakterystyczny i wszelkie cechy, które postać wyróżniają.
Charakter*: tylko jeśli będziecie się go konsekwentnie trzymać
Miasto i region startowy*: a nawet inny świat, jeśli uznam że dam radę wam taką przygodę poprowadzić
Historia: jakość > długość, nie lubię lania wody i marnowania czasu. Jeśli gracie dzieckiem to wiadomo że nie będzie miało ono za sobą wielkiego bagażu doświadczeń, a każda postać jest inna. Nie ma więc sensu na siłę przeciągać i rozwijać... jeśli jednak historia będzie krótsza niż te 15 linijek, prosiłabym o link z jakąś waszą poprzednią grą, bym mogła ocenić wasz poziom.
Profesja: nie chodzi tylko o te związane z pokemonami
Starter: jak w zasadach, jest to też jedyny pokemon któremu możecie wymyślić charakter (jednak bez fajerwerków).
Towarzysze/wrogowie*: fajnie, by postać miała jakieś tam swoje życie, ale nie jest to konieczne
Cel: bardzo ważne, tym bardziej jeśli nie wynika z historii

Ulubione typy*: jesli jakieś macie, to tylko wskazówka.
Nielubiane typy*:

Narracja: pierwszo/trzecioosobowa - dotyczy waszych postów
Śmierć pokemonów: tak/nie. Dotyczy tylko przygody i oznacza, że jeśli pokemon uzyska obrażenia -10% na pewno umrze, a jeśli zejdzie do 0% ma szanse na przeżycie jeśli uzyska się pomoc pielęgniarki. Oczywiście taki pokemon dalej może brac udział w walkach na forum, eventach etc, jednak jest on martwy dla postaci. Nie będę złośliwa, po prostu trzeba bardziej myśleć co się robi, a nie narażać życia towarzyszy bez powodu. Gra jest jednak bardziej realistyczna i jeśli ktoś kiedykolwiek grał w nuzlocke to pewnie doceni jej zalety.

Dodatkowe*: Co tam jeszcze chcecie


Ostatnio zmieniony przez Myun dnia Pon Mar 17, 2014 3:06 pm, w całości zmieniany 3 razy
Saya
Saya

Female Liczba postów : 531
Join date : 18/01/2014

Powrót do góry Go down

Zapisy [2/2] Empty Re: Zapisy [2/2]

Pisanie by Reiko Pią Mar 14, 2014 9:30 pm

Można się zapisać? ^^"

  Imię i nazwisko, ew pseudonim: Reiko 'Rei', z rodu Ikeda.
   Wiek: Rocznikowo 17 lat. [Urodzona 7 lipca '97r.]
   Wygląd:
Reiko to wysoka dziewczyna, o perłowej skórze. Pomimo bladej karnacji, często gości na jej twarzy rumieniec. Wijące się po ramionach nastolatki długie, kręcone kosmyki włosów są koloru jasnego bordo. Jej oczy zdają się zmieniać kolory w zależności od nastroju Rei- od świetlistego amarantu, gdy jest szczęśliwa lub roześmiana, aż po ciemny róż, gdy dręczy ją smutek.
W dzieciństwie uwielbiała przebierać się za różne zwierzątka, dlatego jej szafa przepełniona jest po brzegi bluzami z kocimi i psimi uszami, a nawet baranimi rogami.
Kiedy jednak została pełnoprawną strażniczką zmienił się jej styl ubierania. Wszystkie części garderoby dziewczyny musiały być wykonane z bawełny lub lnu, aby nie blokowały przepływu jej 'mocy'. Dziwaczne bluzy zastąpiła lniana koszulka i narzucony na nią bezrękawnik z kapturem. Natomiast krótkie spodenki zostały zamienione na luźne spodnie.
   Charakter*:
Ciężko opisać charakter Rei w kilku słowach. Dziewczyna, rzecz jasna, ma własny pomyślunek. Przeważnie nie pchała się do ryzykownych wypraw, jednak po otrzymaniu tytułu zaklinaczki była zmuszona przeciwstawić się swojej naturze i wyruszyć w podróż, by naprawić wyrządzone szkody. Nie mogę też powiedzieć, że jest łatwa w kontaktach z innymi. Wręcz przeciwnie. Przy pierwszym spotkaniu bywa nieco płochliwa (i dlatego między innymi często uderza nieznajomych), ale po głębszym poznaniu okazuje się być miłą osóbką. Jeżeli istnieje taka potrzeba, to ludziom zaufanym nigdy nie odmówi pomocy. Żywi głęboką urazę do regionu Sinnoh, jak też jego mieszkańców, których uważa za zdrajców. Ma także spore poczucie humoru i ogromną wolę walki.
   Miasto i region startowy*: Wyspy Ikeda, miasteczko Hayato. (Wszystko dokładniej wytłumaczone zostało w historii, po odnalezieniu ukrytego elementu, to do Ciebie należeć będzie decyzja, do jakiego regionu wybędzie moja postać.)
   Historia:

« Ostrzeżenie »

Zacznę może od tego, że wcale nie prosiłam się o bycie jakąś tam zaklinaczką czy też strażniczką run- jak zwał, tak zwał.
Jeśli to czytasz, to znaczy, że musiałeś/aś znaleźć mój list. Zanim jednak zagłębisz się w jego treść, muszę Cię ostrzec: jeżeli liczba siedem ma dla Ciebie jakieś szczególne znaczenie- jest Twoim szczęśliwym numerkiem albo urodziłeś się siódmego dnia miesiąca- i/lub gdybyś podczas lektury doszukał(a) się podobieństw pomiędzy Twoim życiem a moim, opisywanym poniżej- natychmiast zamknij tę kartkę i najlepiej do niej nie wracaj!
Możliwe, że jesteś jednym/jedną z Nas, a wtedy to tylko kwestia czasu kiedy i Oni to odkryją.
Możesz nie wierzyć w żadne ze słów zawartych w opowieści, ale nie ignoruj moich uwag, w przeciwnym razie nie odpowiadam za to, co się stanie! Oni są wszędzie, nawet w Twoim świecie.
Pamiętaj, że zaklinaczem może być każdy- chociażby Twoi rodzice czy najlepszy przyjaciel/przyjaciółka.

« Słówko wstępu »
Kilkaset mil morskich na północ od regionu Sinnoh, mieści się pewien archipelag. W jego skład wchodzą dziesiątki tak niewielkich wysp, że nie są one oznaczone na żadnej mapie. A jednak rozwinęło się tam życie. Każdy człowiek zamieszkujący tamtejsze rejony zalicza się do rodu Ikeda. I, co chyba najważniejsze, to właśnie tam zaczyna się moja historia.
Na wstępie zaznaczę, że nie jestem kolejną dziewczyną, której rodzice zostali zabici, a teraz ona próbuje odnaleźć zabójców i się zemścić. Nie. Chociaż też nie mogę przyznać, że ich kiedykolwiek w życiu świadomie poznałam. Uprzedzając Twoje kolejne pytanie- nie, nie chodzi mi o wiek, bardziej o stuprocentową pewność, iż to oni. W zasadzie to, to wszystko jest dość pokręcone, ale postaram się to jak najlepiej wytłumaczyć.
Bo widzisz, jako ród, który od zarania dziejów zamieszkiwał te wyspy, mamy wspólne korzenie i, choć wiem, że to dziwnie zabrzmi, uważamy się za jedną, wielką rodzinę. Nie używamy nazwisk, bo w sumie po co? Zwracamy się do siebie, po prostu, po imieniu. Co ciekawe, jeżelibyś przez choćby przypadek tutaj wylądował(a), mogę się nawet założyć, że nie znalazł(a)byś dwóch osób o tym samym imieniu. Ale istniała pewna wada takiego systemu- otóż Twój największy wróg, mógł okazać się równie dobrze Twoim rodzicem, bratem czy też dziadkiem.
Dobra, a teraz wracamy do wątku głównego, bo jak zawsze nieco odbiegłam od tematu przez swoje gadulstwo.
Tak więc zdecydowanie naszą mocną stroną był handel i rybołówstwo. Towary pochodzące z wysp Ikeda były rozprowadzane po całym świecie za pośrednictwem Sinnoh. Byliśmy z tym regionem niezwykle związani, żeby nie powiedzieć, że od niego uzależnieni. Część ludności wyemigrowała z Sinnoh na moje, rodzinne wyspy, więc nasza rodzinka powoli się powiększała. I w pewnym momencie... Bam, urodziłam się ja. Mimo że nazwano mnie Reiko, szybko załapałam przezwisko "Rei" *przekształcony skrót wyrazu Raikage, w tł. cień błyskawicy*- a to już nie brzmiało dobrze. Kobieta-błyskawica.
Nie mogę zaprzeczyć, że rzeczywiście, wszędzie było mnie pełno. Nie znalazłby się pewnie żaden człowiek na wyspie, który by mnie nie znał- co prawda, może niekoniecznie od tej dobrej strony. O, i tutaj się na chwilę zatrzymajmy...
Bowiem miałam jedną, okropną wadę- może podchodziła ona już pod nawyk? W każdym bądź razie, jeżeli na powitanie nie dostałeś ode mnie z kopa, to spotkało Cię ogromne szczęście. A kto zrobił ze mnie Karate Kida? Nie kto inny, tylko sam Shun. Odkąd pamiętam, to właśnie on się mną zajmował. Dzieliła nas różnica siedmiu lat, ale śmiało mogę powiedzieć, że od dziecka zastępował mi rodziców. Był dla mnie jak brat.
Jednak do niedawna nawet przez myśl mi nie przeszło, że może nim naprawdę być.

« Zbijam dość cenny wazon »
Szczerze powiedziawszy, niezbyt dokładnie pamiętam tamten dzień. Chociaż, bez zwątpienia, powinnam...
Siedem lat temu, w przeddzień moich dziesiątych urodzin, wybraliśmy się w trójkę do miasteczka Hayata. Właśnie, w trójkę. Była ze mną i Shunem Ise-chan, nasza gospodyni. Fakt faktem, mój 'brat' dobrze radził sobie w pracach fizycznych, ale jeżeli chodzi o robótki domowe i gotowanie... Nie oszukujmy się, w tym był beznadziejny. Ise-chan nauczyła mnie wielu damskich zajęć. Szycia, szydełkowania, często nawet chodziłyśmy razem na grzyby- podsumowując: robiłyśmy wszystko to, co, w normalnej rodzinie, babcia z wnuczką. Nasza pani domu świetnie znała się także na ziołach, gdyż pracowała niegdyś w miasteczku Hayata jako aptekarka. I po części dlatego wybyliśmy do wcześniej wspomnianego miejsca- żeby kupić parę przydatnych składników na wywary. A przynajmniej taki był cel poboczny...
Pierwsze co nasuwa mi się na myśl, gdy wspominam ten pechowy szósty lipca, to zdenerwowanie Shuna. O, tak, byłam pewna, że tylko wyczekiwał drogi powrotnej. Nie chciał być tam nawet kilku minut. Ise-chan starała się go  uspokoić, ale zbytnio nie zwracałam na nich uwagi. Aż w końcu, rzecz jasna, zgubiłam się. Wiem, że to zabrzmi głupio, lecz chyba zaczęłam wtedy gonić jakiegoś kolorowego motylka, czy też co innego. Podążałam za nim ciemnymi uliczkami, co i raz potykając się. I tak dotarłam do ogromnego budynku. Z wyglądu przypomniał on nieco katedrę. Mocarna budowla wsparta na sześciu, olbrzymich filarach. W stronę nieba wznosiły się dwie, strzeliste wieże. Coś mnie podkusiło, żeby otworzyć drzwi i wejść do środka. Miałam wrażenie, że woła mnie jakiś tajemniczy głos. Mosiężne wrota zdawały się być nie do ruszenia. A jednak wystarczył jeden dotyk do klamki, by skrzydła otworzyły się z hukiem. Spojrzałam za siebie. Deptak świecił pustkami, roślinność przybrała szare kolory, nawet kamienice budziły wrażenie upiornych i opuszczonych. Zrobiłam krok naprzód, w głąb gmachu. I to był największy błąd w moim życiu...
We wnętrzu, budowla budziła nie mniejsze wrażenie niż z zewnątrz. Gdy tylko postawiłam stopę na kamiennej posadce, pochodnie umieszczone na ścianach pomieszczenia momentalnie zapłonęły. Nawa główna miała dobre piętnaście metrów, więc dla mnie, wtedy niespełna dziesięcioletniej dziewczynki, ciągnęła się w nieskończoność. W nawach bocznych poustawiane były rzędy regałów z książkami- na kształt kostek domina. Natomiast tam, gdzie w kościołach romańskich, mieściło się prezbiterium, stał podest, a na nim dziwaczny wazon. Koślawy, nadłamany, podpalony- po co takie coś w ogóle trzymać? A co było najciekawsze, to właśnie w jego stronę prowadził mnie ten nieznajomy głos. Nogi już od dawna przestały mi być posłuszne. Mimo mojego sprzeciwu, dziarskim krokiem maszerowały naprzód. Po chwili dołączyły do nich także ręce. I kiedy myślałam, że zaraz chwycę te naczynie, ktoś położył mi dłoń na ramieniu.
Po części z przerażenia, a po części z zaskoczenia, złapałam napastnika za łapsko i rzuciłam nim z całej siły  przed siebie. Atakujący z głośnym ‘bam’ wylądował na lazurowej kostce. Nie wyglądał on jednak groźnie. Był to chłopak w mniej więcej moim wieku, o jasnej cerze i brązowych włosach. Niestety, nie miałam zbytnio czasu by się mu dokładniej przyjrzeć, gdyż pech chciał, że przy upadku potrącił on platformę, na której znajdowała się nietypowa waza. Flakon zachwiał się, a parę sekund później mogłabym oglądać już tylko jego kawałeczki, rozproszone na ziemi. Tym razem zamiast nawoływań, myśli przysłonił mi czyjś złowrogi śmiech.
„Dzięki, że nas wypuściłaś, Skarbeńku”-  usłyszałam szept dochodzący ze strony rówieśnika. Lecz ten nawet nie poruszał ustami, cały czas trzymał się za obolałą głowę. Zdekoncentrowana zawróciłam i zaczęłam biec w stronę wyjścia. Silny, porywisty wiatr zdecydowanie mi tą czynność utrudnił. Skąd się tam wziął przeciąg? Tego nie potrafiłam wyjaśnić. Masywne drzwi zaczęły się momentalnie zamykać pod wpływem nagłego podmuchu. W ostatniej chwili udało mi się przecisnąć przez niewielką szparkę. Potknęłam się, tracąc równowagę. Myślałam, że czeka mnie nieprzyjemna podróż przez schody, ale nie… Nie spadałam zbyt długo, wręcz przeciwnie- nim zdołał(a)byś powiedzieć „tak” lub „nie”, ja leżałabym już na chodniku. Otworzyłam oczy. Stał nade mną Shun, a Ise-chan czekała gdzieś z boku. Oczywiście dostałam kazanie o tym, że nie powinnam się od nich odłączać i że zachowałam się nieodpowiedzialnie. Byłam jeszcze tak oszołomiona, iż większość jego słów tylko obijała się o moje uszy. Ciągle myślałam o tej ‘bibliotece’, lecz nie wspomniałam o niej ani słowem przy moich opiekunach. Pewnie by mi nawet nie uwierzyli, gdyż budowla rozpłynęła się w powietrzu! Wszystko wróciło do normy, a przynajmniej tak mi się zdawało. Miasteczko znów tętniło życiem, a bujna roślinność wiła się po ścianach sukiennic. Jedynie słońce zostało przesłonione przez ciemne, kłębiaste chmury, zwiastujące deszcz. Nie sądziłam jednak, że mogą one symbolizować również nadchodzące lata. Lata pełne wojen i konfliktów.

« Duch i dwa kije- dziwaczna, latająca karta (nazwa robocza) »
Nie, to jeszcze nie koniec. Chciałoby się, co? W zasadzie to czeka nas jeszcze jedna, zdaje się, że najdłuższa, część. Przynajmniej jeżeli kiedyś będzie taka kategoria nagrody Nobla jak „najdłuższy list świata”, to wiecie kogo nominować. A teraz do rzeczy. Pod koniec poprzedniej wspomniałam coś o rozpoczynających się konfliktach. W zasadzie ciężko jest mi wymienić dokładną przyczynę wybuchu sporów. Zapewne, gdybyście zapytali kogoś z regionu Sinnoh o to, kto wypowiedział wojnę, bez zastanowienia wskazaliby palcem na nas, ród Ikeda. Wiadomo, każda ze stron mogłaby zaprzeczać w nieskończoność. Nienawidzę mieszkańców Sinnoh. Ale nie dlatego, że zerwali z nami kontakty i zaatakowali nasze wyspy- to jestem w stanie im wybaczyć. Jednak nie mieści mi się w głowie, jak można było wykorzystać biedne stworzenia, zwane Pokémonami, z którymi nasi przodkowie żyli od zarania dziejów w zgodzie, do celów wojennych. Staraliśmy się z początku bronić sami, lecz wszelkie próby powstrzymania (nie mówiąc już o pokonaniu) przeciwnika kończyły się niepowodzeniem. O dyplomacji nawet nie wspominając… Aż w końcu dołączyły do naszej armii setki ‘futrzanych’ wojowników. I tak harmonia oraz równowaga pomiędzy żywotem ludzi a Pokémonów została zachwiana, a na naszym archipelagu zrodziła się profesja trenera.
Wojownicy Ikeda zostali podzieleni na niewielkie kilkuosobowe grupki, tzn. zastępy (chociaż nie miało to nic wspólnego z harcerstwem). Z urodziwego i spokojnego miasteczka Hayato zostały praktycznie same gruzy. Proch i popiół wznosiły się nad całą wyspą. Staraliśmy się gasić pożary i przeszukiwać ‘wysypisko’ w poszukiwaniu rannych osób, którym pomocy udzielała Ise-chan. Shun zaginął parę miesięcy temu, podczas jednego z ataków. Wiele osób nie dawało mu choćby najmniejszych szans na przeżycie, ale ja cały czas w niego wierzyłam. Potrafił świetnie walczyć i był wstanie przetrwać nawet w krytycznych warunkach.
W górze krążyły smoki wroga, spuszczające co i raz wybuchowe ładunki. Od tego czadu zaczęło kręcić mi się w głowie. Piach dostał się do moich płuc, toteż od dłuższego czasu męczył mnie okropny kaszel. W takiej sytuacji ciężko było oddychać. Moje zwinne ruchy zostały ograniczone, wręcz zastąpione przez mozolny krok. Schowałam się w jednym z zaułków. Nagle, gdzieś niedaleko wybuchł pocisk, a jego siła rażenia była tak wielka, że odepchnęła mnie w przód. Kiedy zdołałam podnieść głowę, skamieniałam. Wszystko stanęło w bezruchu, zupełnie jakby zatrzymał się czas, a parę metrów przede mną wznosiła się ta budowla, do której trafiłam siedem lat temu. Drzwi budynku samoistnie się otworzyły, jednak tym razem nie wzywał mnie żaden głos. Resztkami sił podniosłam się z ziemi i dokuśtykałam do nich. Ten gmach był koniec końców moją jedyną deską ratunku. Mosiężne skrzydła zatrzasnęły się za mną z hukiem. Wnętrze biblioteki nie wzbudziło we mnie takiego podziwu jak niegdyś. Teraz widziałam świat jedynie w czarno-białych barwach. Kawałki potłuczonego wazonu zostały już przez kogoś zebrane, a na końcu nawy głównej stała pusta platforma. Ruszyłam w jej kierunku, lecz wtem usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Odwróciłam się z dłonią złożoną w pięść, jednakże mój atak został odparty. Widziałam, że zamaskowany przeciwnik skupiony był na moich ramionach, więc bez zastanowienia podcięłam go stopą. Wyciągnęłam nożyk z kieszeni i skierowałam ostrze w stronę napastnika.
- Gadaj kim jesteś jeżeli Ci życie miłe!- Krzyknęłam, na co ten zaczął się śmiać. Kompletnie zbaraniałam. Rozumiem płacz, błaganie o litość, ale śmiech? Przecież wypowiedziałam to z niezwykłą powagą malującą się na twarzy.
- O rany, nic się nie zmieniłaś, kobieto z ciosem z KSW!- Wycedził przez zęby i ściągnął kaptur. Te kasztanowe włosy, te iskierki tańczące w morskich oczach i ten chytry uśmieszek- bez zwątpienia to był owy dziesięciolatek, który dostał ode mnie bęcki. Teraz prawie byłam pewna, że cofnęłam się w czasie.- A więc jednak potrafisz gadać, a nie tylko lać nieznajomych!
- Co-Ty-tu-robisz?- wymamrotałam, szczypiąc się z niedowierzaniem w rękę.- Błagam, powiedźcie mi, że ja się rąbnęłam o coś głową i teraz mam omamy!
- A może by tak "cześć, fajnie Cię znowu widzieć"? A, wiesz, zleciałem z nieba, zemdlałem i w taki oto sposób znalazłem się tutaj!- W jego głosie wyłapałam nutkę ironii, ale w tym momencie byłam gotowa uwierzyć w każde kłamstwo. Nastolatek spojrzał na mnie i westchnął, uderzając się dłonią w twarz.- Przecież żartuję, tak naprawdę czas się zatrzymał i kiedy Ciebie ujrzałem, postanowiłem za Tobą pójść- i tyle. Czyli muszę Cię zmartwić, nie masz halucynacji, a ja nie jestem duchem.
- On, może nie, ale ja owszem- usłyszałam mrożący krew w żyłach szept. Leżący na posadzce chłopak, który wcześniej grał nieustraszonego, momentalnie zbladł, a ja poczęłam się powoli odkręcać przygotowana na najgorsze. Przymknęłam nieco oczy, woląc uniknąć spotkania twarzą w twarz z osobnikiem, który tak przestraszył 'pana chuligana'. Gdy uchyliłam powieki, mało nie narobiłam do gatek. Przede mną stał, a raczej unosił się najprawdziwszy...
- Duch!- Wrzasnęliśmy z rówieśnikiem niemal jednocześnie. Chwyciliśmy się siebie nawzajem i odskoczyliśmy w tył.
Co to, kurde, Hogwart jest, czy jak?- Pomyślałam przerażona, obserwując zbliżające się w naszą stronę widmo.
- Tak, a ja to może Helena Ravenclaw jestem, co?- Bąknęła urażona zjawa, wykonując w tył zwrot.
Chwila, albo mi się zdawało, albo to coś właśnie usłyszało moje myśli...
- Właśnie pomyślałaś: "Chwila, albo mi się zdawało, albo to coś właśnie usłyszało moje myśli..."- rzekł upiór, przelatując przez pobliski filar.- A więc odpowiedź brzmi tak, słyszę je.
- Skoro tak, to powtórz to- wtrącił się 17-latek, pobudzając swoje szare komórki do pracy.
- O, nie, tego nie powtórzę. Na Radę Najwyższą, skąd w ogóle znacie takie słownictwo!- Wymamrotała zmora, spoglądając na nas kątem oka.- Ale przynajmniej widzę, że nie macie problemów z dogadywaniem się!
Miałam zaprzeczyć, lecz dopiero teraz zorientowałam się, że cały czas obściskuję się z szatynem. On najwyraźniej też zdał sobie z tego sprawę, gdyż odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni i zaczęliśmy ocierać się o kolumny, chcąc zetrzeć ślady po drugim osobie. Wyglądało to zapewne kapitalnie, bo duch miał ubaw po pachy. Po chwili jednak uspokoiłam się i skierowałam w stronę wyjścia.
Co ja w zasadzie wyprawiam? Przecież moi bracia giną w wojennych starciach, a ja gadam sobie z duchem...
- A Ty dokąd?- Spytała mara, chociaż doskonale znała odpowiedź.
- Walczyć! Nie obraź się, fajnie było, ale na mnie już czas.
Jednakże drzwi ani drgnęły. Nie ważne z jaką mocą bym na nie naciskała, one nie zamierzały ustąpić.
- Dobra, czego Ty jeszcze chcesz?- Zmierzyłam wzrokiem duszę. Byłam pewna, że to właśnie ona zaczarowała te przeklęte zawiasy.
- Ja? Czegoś chcę? Nie, niczego. To raczej leży w twoim interesie czy mnie posłuchasz, czy też nie. Wiem jaka jest przyczyna wybuchu tej wojny, wiem też jak ją zakończyć. Ja Ci krzywdy nie zrobię, nie martw się. Złość mi już przez te siedem lat przeszła...
Spojrzałam pytającym wzrokiem na widmo, które podleciało do podestu, gdzie dawniej stał ten dziwaczny wazon.
- Świat wyglądał już niegdyś podobnie jak dzisiaj. Kiedy jeszcze na wolności były Uhloi, zdradliwe istoty, których marionetkami stała się rasa ludzka. Ich iluzje nie działały jednak na stworzenia zwane Pokémonami. Każdy z ich typów wybrał swojego przedstawiciela, który zasiadł w Radzie Najwyższej. To właśnie Oni z pokolenia na pokolenie wybierali strażnika run. Jego zadaniem było chronienie starożytnych zapisków z potężnymi zaklęciami. Bowiem wyobrażacie sobie co by to było, gdyby trafiły one w niepowołane ręce Uhloi? Dzięki nim udało się pokonać i zapieczętować te potwory w specjalnym naczyniu. Oczywiście był to ten dziwaczny wazonik, który zbiliście!
- Ej, ej, przepraszam bardzo, ale to ona mnie na nie popchnęła!- Sprzeciwił się chłopak.
- Było uważać, gdzie się tyłkiem leci. Poza tym te duchy chciały, żebym roztrzaskała go na kawałeczki!- Odburknęłam i wiedząc, że to nie najlepiej zabrzmiało, dorzuciłam:- że w sensie ten flakon.
- Bo to były duchy, które siedziały tam jakieś parę wieków. To chyba jasne, że chciały stamtąd wyleźć i czekały tylko na dobrą okazję, kiedy przyjdzie taka głupia dziewczynka jak Ty i je wypuści!- Zaczęliśmy się sprzeczać. W końcu lekko poddenerwowana zjawa, przerwała naszą kłótnię:
- Dobra, dosyć tego. Nie będę teraz wnikał, kto go zniszczył. Oboje byliście tam wtedy, więc każde z was poniesie odpowiedzialność. Zostało nam niewiele czasu, nim Uhloi w pełni opanują świat. Musicie wykorzystać moment kiedy są jeszcze słabe i je wszystkie pochwycić. Nie możecie jednak zbudzać niczyich podejrzeń, więc podróżować będziecie jako trenerzy, którzy zbierają odznaki. Waszym zadaniem jest odnalezienie siedmiu części, schowanych przez poprzednich wybrańców. By jednak je zdobyć musicie wpierw odnaleźć sześciu moich braci- wysłanników Rady Najwyższej. Oni przekażą wam treści przepowiedni, których rozwiązaniem są miejsca ukrytych elementów. Przed niektórymi będziecie musieli udowodnić swoją wartość nim powierzą wam wersy zagadki. Normalnie przeszlibyście specjalne szkolenie, ale w obecnej sytuacji odbędą się tylko rytuały wstępne...
Coś mi zdaje się, że mój nowy partner podobnie jak ja, zgubił się w połowie objaśnień ducha. Nasze szczęki powędrowały w dół i wgapiliśmy się w siebie jak idioci. Widmo podfrunęło do nas i oglądając nasze ciuchy z każdej strony, pokręciło przecząco głową.
- Nie, w tym stroju będzie Ci ciężko czarować. Co powiesz na to?- Zwrócił się do mnie i pstryknął palcami. Po chwili poczułam, że moja garderoba się zmienia, znika skórzany ubiór bitewny. Gdy ujrzałam mój nowy strój, zatkało mnie.
- Jeżeli mam być szczera- zaczęłam niepewnie- to zdaje się, że mówiłeś coś o 'nie wzbudzaniu podejrzeń', prawda? A tym czasem wyglądam jakbym miała na sobie... worek na kartofle.
Tak, myślę, że to było najlepsze określenie. Mój ubiór był bury, lniany. Koszulka, bezrękawnik i kalesony, które duch zgodził się łaskawie zamienić na luźne spodnie.
- Dobra, rozumiem, ona czaruje, musi łazić w tym dziwacznym stroju, ale po kiego grzyba ja też muszę w nim paradować!- Rzekł szatyn, a ja dopiero zauważyłam, że on też wygląda jak ziemniak.
- Szczerze? Ty nie czarujesz, ale zaraz by była gadka 'dlaczego ja muszę to nosić, a on nie'- odparła zmora. Przynajmniej tym razem Kacperkowi trzeba było przyznać rację. Nastolatek posłał mi tyko zabójcze spojrzenie, a następnie zjawa kazała nam za sobą iść.
- Przepraszam, że pytam panie duchu, ale czy jest pan pewien, że ja na pewno nadaję się do tej całej magii? Jakoś nigdy mnie do mistyki nie ciągnęło, a różdżką prędzej bym komuś oko wydłubała niż coś wyczarowała- spytałam, a worek number dwa w pełni mnie poparł.
- Oh, tak, tak, o to się nie martw, byłaś druga w kolejce do tej posady. Pierwotnym strażnikiem miał być twój brat- odparła mara, przeszukując bibliotekę, w celu odnalezienia odpowiedniej księgi.
- Brat? A, mówisz o Shunie, on nie jest moim bra...
- Ależ oczywiście, że jest- przerwała mi zjawa, wyciągając jedną z kronik.- Jednak został on posądzony o wypuszczenie Uhloi i wtrącony do więzienia Rady Najwyższej. Miał już z Nimi wcześniej na pieńku, a teraz Najwyżsi znaleźli dobry pretekst by go uwięzić.
Oniemiałam. Shun trafił do więzienia z powodu mojej głupoty? Wszystko jasne. Po to były te całe treningi, wiedziałam już też dlaczego był taki zdenerwowany podczas naszego pobytu w miasteczku Hayato. Rada obserwowała go przez cały czas, czekała tylko na jego potknięcie. Wiedziałam, że muszę naprawić wyrządzone szkody.
Duch wytłumaczył mi na czym polega test, który mieliśmy przejść. Otóż miał on pomóc nam w odkryciu naszej prawdziwej natury i żywiołu. Kolejno dotknęliśmy okładki starej kroniki. Po chwili z księgi wyleciała dziwaczna karta, która płonęła żywym ogniem. Następnie pojawił nad nią ognisty napis, który przez problemu potrafiłam przeczytać.

Zapisy [2/2] 1688355
Zapisy [2/2] 1658550
- Dwa ogniste kije...- wymamrotałam, marszcząc brwi. Przymrużyłam oczy i wtem ojczyste znaki zmieniły się w starożytne runy. Najwyraźniej mój rówieśnik od początku je widział, gdyż nie mógł pojąć jak ja przeczytałam te słowa. Sama byłam w szoku. Zjawa uśmiechnęła się tylko pod nosem i potaknęła głową.
- Tak jak myślałem, twoim żywiołem jest ogień. Twoi rodzice również czerpali z niego swą moc.
- Naprawdę? Znałeś moich rodziców?- Spytałam z niedowierzaniem.
- Owszem, ale sądzę, że podczas tej wędrówki dowiesz się o nich więcej, niż mógłbym Ci opowiedzieć.- Odparł duch i wyciągnął z szafki dwie biało-czerwone kulki.- Myślę, że będą do Was idealnie pasować. Karta dwóch ognistych kijów wróży sukces, dzięki współpracy z drugą osobą. Musicie się ze sobą zżyć, zaufać sobie nawzajem, a wtedy będziecie mogli dokonać niemożliwego.
Brzmiało to jak tekst z jakiejś reklamy, ale fakt faktem, dodał nam nieco otuchy. Duch rzucił w naszą stronę okrągłe przedmioty, które postaraliśmy się złapać, nie niszcząc przy okazji kolejnej, ważnej rzeczy. Po zetknięciu z naszymi dłońmi z, czegoś, co wyglądało jak bila, wystrzeliły dwa żółtawe liski.
- Od dziś w wasze ręce trafiają te dwa Pokémony. Po osiągnięciu najwyższego stadium ewolucji każde z nich będzie trzymało po jednym zapalonym patyku. Gdy połączycie je ze sobą uzyskacie moc zdolną do spojenia ze sobą wszystkich części naczynia, w którym zamkniecie Uhloi. Pozostaje nam więc ostatnia kwestia- treść zagadki. Zdaje się, że nie muszę Was już poddawać próbie odwagi, gdyż wystarczy mi już zbicie waszego 'koślawego wazonu'.- Dokończył i machnął ręką. W tym samym momencie skóra na ręce zaczęła mnie palić żywym ogniem. Zacisnęłam zęby, spoglądając na pojawiającą się przepowiednię:
Kamienny krąg,
ludzi ratuje,
nim się obejrzysz,
skarby zrujnuje.
Po jej przeczytaniu moja głowa świeciła pustkami. To nie miało w ogóle sensu! Choć najwyraźniej mój partner miał inne zdanie. Zaczął się zastanawiać, coś tam zamruczał pod nosem, a następnie oświadczył:
- To banał. Należy czytać ją od ostatniego zdania do pierwszego. Co 'rujnuje skarby'? Głównie skarby to metale, a więc niszczy je rdza spowodowana zetknięciem się ciała z wodą. Właśnie, wodą. Bez wody ludzie nie mogą żyć, toteż jako tako ich ratuje. A kamienny krąg, w którym jest woda to...
- Studnia, z której słynie miasteczko Hayato!- Dokończyłam, olśniona.
- Bingo!- Wyszczerzyło się widmo.- Świetna robota, Tasuku. Wiedziałem, że będziesz świetnym partnerem dla Reiko.
W zasadzie, to właśnie wtedy po raz pierwszy usłyszeliśmy swoje imiona. Jakby się tak teraz zastanowić, to nie mam bladego pojęcia skąd ten duch je znał. Może już od dawna nasza przyszłość była zaplanowana? W każdym bądź razie, nasz przezroczysty mistrz odprowadził mnie i Tasuku do wyjścia, rzucając na odchodne:
- Dobrze, że już nie żyję, bo by mnie Rada na stosie spaliła. Nie wiem na jak długo zdołam zatrzymać czas, działajcie szybko, lecz nie pochopnie. Nie zatrzymujcie się, załatwcie to, co macie do zrobienia i ruszajcie do następnego regionu. Nie wiem też ile czasu minie nim Oni odkryją waszą tożsamość, ale gdy już Im się to uda, rozpocznie się prawdziwy wyścig z czasem. Uważajcie na siebie, a Ty, Rei, pozdrów ode mnie swoich rodziców, gdybyś ich po drodze spotkała. Powiedz im, że ich wierny podopieczny, dotrzymał danej obietnicy...
Tutaj urwał, a oślepiająca smuga światła pochłonęła mnie, Tasuku i parkę fenków.
I tak oto rozpoczęła się nasza podróż, pełna niebezpieczeństw i zapierających dech w piersiach przygód.

   Profesja: Strażniczka i zaklinaczka run, podróżująca pod przykrywką trenerki.
   Starter: Fennekin
   Towarzysze/wrogowie*:
Towarzysz:
Tasuku (jego nazwisko jest nieznane)
Zapisy [2/2] 1688373
Niezwykle tajemniczy chłopak, o którym za wiele nie wiadomo. Znajdował się dwa razy w miasteczku Hayato (za pierwszym razem- przy zbiciu wazonu, za drugim- w czasie wojny). Jego przeszłość również jest nieznana. Pomaga Rei przy rozwiązywaniu zagadek i po części podróżuje z nią jako jej ochroniarz. Na chwilę obecną Reiko uważa go za zrzędliwego, wrednego i zboczonego nastolatka, a jej nastawienie wobec niego, można wyrazić słowami: "spadaj na drzewo". [Aczkolwiek z biegiem czasu może coś między nimi zaiskrzyć :3]
Wróg:
Za ogólnego wroga świata zaklinaczy run uważa się Uhloi, zdradliwe istoty, które po wypuszczeniu przez dziewczynę zaczęły rujnować świat.
Myślę, że wszystko (aczkolwiek może niezbyt obszernie) wytłumaczone zostało w historii. Nadmienię tylko, iż swój plan odegrania się na ludzkości (głównie na strażnikach i Radzie), Uhloi rozpoczęły od regionu Sinnoh. Wstępując w tamtejszych mieszkańców rozpętały wojnę. Gdy odnowią swoje siły rozpełzną się na inne regiony, dlatego Rei i Tasuku muszą się spieszyć by odnaleźć wszystkie części naczynia i wyłapać je na czas.
   Cel: A właściwie cele mojej postaci, to:
Główne:
• Odnalezienie wszystkich elementów naczynia i schwytanie Uhloi.
• Opanowanie mocy, nauka nowych zaklęć (najlepiej jakiś stary mistrzunio albo cuś, który by mnie tego nauczył ^^").
• Udowodnienie niewinności Shun'a i wystąpienie przed Radą Najwyższą.
Poboczne:
° Dowiedzenie się czegoś więcej o duchu z biblioteki.
° Poznanie prawdy dotyczącej rodziców.
° Poznanie przeszłości Tasuku.

   Ulubione typy*: Ogień, trawa, smok.
   Nielubiane typy*: Robak, duch, psychiczny.

   Narracja: Pierwszoosobowa.
   Śmierć pokemonów: Mi tam obojętnie, jak wolisz.

   Dodatkowe*: Cóż, jeżeli chodzi o przygodę, to się zdaję na twoją pomysłowość. Nie wiem czy już o tym wspominałam, czy też nie, ale: miejscem startowym jest miasteczko Hayato, gdzie znajduje się pierwsza z części nowego 'wazonu' (wybacz, nie mogłam znaleźć na to odpowiedniej nazwy- jestem otwarta na wszelkie sugestie ~.~). Kolejne sześć są rozsypane po jednej na każdy region. Czyli, żeby znaleźć wszystkie elementy moja postać będzie musiała zwiedzić każdy rejon świata. Po drodze zbierać będzie odznaki, żeby nie wzbudzać niczyich podejrzeń. A i jeszcze jedna sprawa, jakby region Sinnoh można było zostawić na sam koniec- w końcu tam jest lęgowisko tych całych Uhloi, a iść tam bez naczynia, w dodatku nie znając ani jednego zaklęcia, to jak rzucenie się pod koła samochodu. :3

Reiko

Liczba postów : 1
Join date : 14/03/2014

Powrót do góry Go down

Zapisy [2/2] Empty Re: Zapisy [2/2]

Pisanie by Saya Sob Mar 15, 2014 1:04 pm

Cóż, przyznam że zapis mnie trochę przeraża gdyż nigdy nie prowadziłam tak zawiłej przygody. Postaram się, jednak jeśli nie będziesz zadowolona nie pogniewam się jak zdecydujesz się na zastępstwo Smile Przyjmuję oczywiście i grę zrobię... jeszcze dziś powinna być, zależy od weny. Muszę sobie to wszystko w głowie poukładać.

Co do wazonu, to mi pasuje słowo "urna". Ale wazon może zostać jeśli wolisz...
Saya
Saya

Female Liczba postów : 531
Join date : 18/01/2014

Powrót do góry Go down

Zapisy [2/2] Empty Re: Zapisy [2/2]

Pisanie by Lizzy Nie Mar 16, 2014 7:51 pm

Imię i nazwisko, ew pseudonim:Elisabeth "Lizzy" Deon
Wiek:19
Wygląd:Cóż. W wieku pięciu lat włosy miała idealnie proste, jasnobrązowe, opadające na czoło. Ciemne oczy spoglądały spod grzywki, łobuzerski uśmieszek nie schodził jej z twarzy. Dalej ma ten wyraz, kiedy chce coś spsocić. Kiedyś niziutka, malutka, teraz ma ponad 160cm wzrostu, może ze 168, lekko kręcone, niebieskie włosy z grzywką, zawsze w kucyku, delikatne dłonie z długimi palcami. Sylwetkę ma gibką, stoi pewnie, jej ruchy są płynne, mocne. Nie jest jednak babochłopem - Jest pewną siebie dziewczyną, po której to widać.  Zacięty wyraz twarzy, lekki uśmiech, delikatne rysy. Nad małymi ustami widnieje lekko piegowaty, czubaty nos, na którym spoczywają okulary w pół oprawkach. Oczy, które zza nich spoglądają są niemal zawsze rozbawione, nie straciły ani jednej iskierki z dziecięcych lat. Gdy się odzywa, mówi raczej cicho, wyraźnie, dziewczęcym i nieco dziecinnym głosem.
Charakter*:
Dziwna czasami, energiczna dziewczyna o wesołym usposobieniu. Niesamowicie gadatliwa, momentami aż irytuje swoim zapędem do gadania. Nie ma uprzedzeń do nikogo,stara się nie oceniać po wyglądzie czy pierwszym spotkaniu. Lubi przesiadywać nad wodą i pływać, śmieje się nieco jak wariat. Nigdy nie miała chłopaka, nie przeszkadzało jej to jednak w kontaktach z płcią brzydszą. Zawsze miała kolegów, jednak dla niej miłość to miłość - albo na zawsze, albo spadaj. Do pokemonów nastawiona przyjaźnie, lubi ich towarzystwo, często z nimi rozmawia. Znaczy się, mówi do nich, ciężko bowiem o odpowiedź... W każdym razie niesamowicie ciężko się z nią o coś pokłócić - sama wyciąga rękę do zgody, nawet gdy wina jest nie po jej stronie i obraca wszystko w żart. Bywa jednak wścibska i impulsywna, często najpierw coś powie, a dopiero potem pomyśli, czego potem bardzo żałuje.
Miasto i region startowy*:
Fuschia, Kanto
Historia:
Urodziła się w Fuschia City. Jako jedynaczka, córka Amelii i Jamesa Deonów, obserwowała rodziców, którzy dzień w dzień wychodzili wcześnie rano, wracali późnym wieczorem, na początku zostawiająć ją z nianią, następnie - samą w domu. Początkowo bardzo niewiele wiedziała na temat Pokemonów, w miarę jednak, jak rosła, przemierzając przedmieścia i polany, natykała się na nowe gatunki. Uwielbiała przebywać z Pokemonami, czy to dzikimi, czy swoich przyjaciół.Sama jednak nie miała żadnego. Jeszcze żaden Pokemon nie przyciągnął jej na tyle, by go złapać. Wszystko szło doskonale. Skończyła piętnaście lat, miała przyjaciół, szkołę, świetne oceny. Brakowało jej jednego - rodziców. Właśnie tak, nigdy tak naprawdę nie widziała ich dłużej niż kilka godzin dziennie. Nie jezdzili na wakacje. Nie zazdrościła jednak innym rówieśnikom - Dzięki braku zainteresowania zyskała wolność, jedyną w swoim rodzaju swobodę. Znała każdy zakątek miasta, slumsów, przedmieści. Każdy uliczny Pokemon podbiegał do niej ufnie w oczekiwaniu aż ta ta klęknie i da mu jakiś smakołyk, czy też pogłaszcze go za uchem. To była sobota, gdy stwierdziła, że ma dosyć. Spakowała plecak i wyszła z domu oknem w pokoju. Pobiegła przed siebie. Schronienie znalazła u przyjaciela- Connora, który przywitał ją jak rodzinę. Mieszkała u niego przez pewien czas. Tego dnia, gdy weszła do jego mieszkania, otrzymała spóźniony prezent urodzinowy - Pokemona Chimchara. Spędziłą tam dwa miesiące, po czym wyruszyła łąpać nowe pokemony, ewoluować je i przeżywać przygodę życia z ukochanym Spiritem u boku.

Profesja:Trener Hodowca
Starter:Chimchar Spirit
Towarzysze/wrogowie*:W Dodatkowych
Cel:Zwiedzić Wszystkie regiony i wytrenować Pokemony, bazując na zaufaniu do trenera

Ulubione typy*:Dragon, Fire, Flying
Nielubiane typy*:Chyba nie mam

Narracja:Trzecioosobowa
Śmierć pokemonów:TAK. Ty już wiesz czemu Very Happy

Dodatkowe*:Prosiłabym, abyś mi dała jakiegoś towarzysza jakoś na początku przygody i bardziej stawiała na fabułę Smile
Lizzy
Lizzy

Liczba postów : 394
Join date : 21/11/2013
Skąd : Fuschia City

Powrót do góry Go down

Zapisy [2/2] Empty Re: Zapisy [2/2]

Pisanie by Saya Nie Mar 16, 2014 8:04 pm

Wiesz, głupio by mi było tobie odmówić xD

Przyjmuję i zamykam zapisy.
Saya
Saya

Female Liczba postów : 531
Join date : 18/01/2014

Powrót do góry Go down

Zapisy [2/2] Empty Re: Zapisy [2/2]

Pisanie by GallAnonim Pią Kwi 04, 2014 8:48 pm

Imię i nazwisko: Timothy Clover
Wiek: 18
Wygląd: Timothy ma na głowie, ukryte pod białą czapką z czerwonym daszkiem, włosy nieszczególnie krótkie, ale też nie zrobi sobie z nich peleryny. Nie ma w zwyczaju ich czesać, przez co sterczą sobie radośnie każdy w swoją stronę. Oczy ma fioletowawe, a spojrzenie nieco zawadiackie. Nie jest brzydki, ale do bożyszcza nastolatków to mu daleko. Zwykle gości na jego twarzy lekki uśmiech. W połączeniu ze spojrzeniem, może to sprawiać, że jest jakimś cwaniakiem. Jest szczupły, niezbyt umięśniony, wzrostu koło metra osiemdziesiąt, więc posturą nie imponuje. Nosi na ciele parę blizn. Co do garderoby, na grzebiecie nosi swoją ulubioną, czarną, lekko już wytartą, skórzaną kurtkę. Pod spodem szarą koszulkę bez żadnych napisów, czy znaków. Spodnie zakłada brązowe w typie nieco workowatych bojówek z mnóstwem kieszeni. Buty czarne, typowo sportowe.
Charakter: Tima najlepiej opisać jako poważnego, ciut zadziornego młodzieńca. Jest uparty, zdarza mu się brawura i lubi współzawodnictwo. Nigdy nie owija w bawełnę i jest szczery do bólu, czasem nie licząc się nawet z konsekwencjami. Nie jest leniem, ale nie lubi być zmuszany do robienia czegoś, czego robić nie chce. Jeśli już ma się czymś zająć, to musi to być interesujące go zajęcie. Gdy jednak coś już postanowi trwa przy tym stanowczo. Ceni sobie niezależność, a posłuszny jest tylko osobom, które szanuje i ufa. Nie jest samotnikiem, ale nie będzie szukał towarzystwa przypadkowych ludzi. Ostrożnie dobiera sobie znajomych. Czasami, kiedy potrzebuje się odstresować, czy pomyśleć, wałęsa się samotnie z dala od wszystkich. Z pokemonów upodobał sobie najbardziej psowate, które uważa za wiernych i wdzięcznych towarzyszy.
Miasto i region startowy: Aspertia City, Unova
Historia: Mówią, że ciężko być bratem geniusza. Tim dobrze to wie. Jego starszy o cztery lata brat Desmond był niezwykłym dzieckiem i to na tyle, by szybciej od innych przechodzić z klasy do klasy i już w wieku 21 lat zostać genetykiem, pracującym dla bogatej firmy w Castelii, marzącym o rozwiązaniu problemów głodu i chorób na świecie. Bracia lubili się. Mimo swojej inteligencji, Desmond nie był arogancki, ale ambitny i jego naukowa ciekawość posuwała się czasem poza akceptowalną granicę. Timothy nie cierpiał za to legendy jaką brat po sobie zostawił w ich rodzinnym mieście Virbank. Kojarzono przez to chłopaka przede wszystkim jako „tego mniej mądrego z braci Cloverów”, a to było wkurzające.    
Timothy nie był bowiem taki zdolny, jak Desmond. Nie czytał tak wielu książek, nie interesował się naukami ścisłymi i zasadami funkcjonowania świata. Zamiast wkuwać, wolał przechadzać się po mieście z kumplami, przy okazji dokonując drobnych wybryków, tak żeby zaznaczyć, że nie jest swoim bratem. Jednakże nad ambitny ojciec chłopaka, Harry, zwykły, zwyczajny dentysta prowadzący gabinet w mieście, pragnął aby jego drugi syn dorównał Desmondowi i zmuszał go do nauki, może nie w sposób tyraniczny, ale irytująco natrętny. Jak można się domyśleć, młody Clover nie przepada przez to za swym ojcem, podobnie z resztą jak jego brat. Matka, Margaret, jest z kolei opoką spokoju i stanowczości. Nieważne jak bardzo pieklił się Harry, co wysadził Desmond podczas swych eksperymentów, ani jaki chuligański numer zmalował Tim, ona zawsze trwała w opanowaniu i potrafiła wszystkich jednym tupnięciem nogi przywołać do porządku.
Trzy lata temu w ich domu pojawił się niejaki Gilbert Blue i życie Timothiego zmieniło się na zawsze. Jak się okazało gość jest ukochanym kuzynem matki, z którym się wychowywała, ale on nigdy nie chciał odwiedzić Margaret w jej domu. O rodzinnych więzach mógł świadczyć ten sam kamienny spokój, który posiadał ten elegancki mężczyzna o czarnych, przyprószonych siwizną włosach. Timowi nie spodobało się z razu przez jego chłodne, surowe spojrzenie. Nie zamienił z wujem zbyt wielu słów. Wieczór nie minął jednak przyjemnie. W trakcie kolacji, kiedy rozmowa zeszła na potomków, ojciec urządził kolejną kłótnię o to jak Tim się źle uczy, rozrabia i nie ma ambicji, a jego brat jest taki doskonały. Nie zważając na ojca, matkę i gościa młodzieniec w gniewie wyszedł z domu.
Nim się uspokoił, dotarł aż nad morze i przechadzając po nadbrzeżu zastanawiał się co zrobić ze swoim życiem, bo miał już serdecznie dość swojego ojca, a już na pewno nie wiązał swojej przyszłości z jajogłowymi. Tim sądził, że ten dzień nie może być gorszy. Wtem los zakpił sobie z niego i rzucił mu pod nogi pięć zwalistych kłód znanych jako Bill Gillian i jego banda. Bill, pierwszy pośród szkolnych osiłków, został niegdyś ośmieszony przez Timothiego i od tego czasu nosił się z chęcią przefasonowania buźki Clovera. Timothy mimo swojej upartości mógłby uznać ucieczkę przed pięcioma przeciwnikami za niehańbiący odwrót taktyczny i odegrać się kiedy indziej, ale gnojki powiedzieli o kilka słów za dużo o jego rodzinie. Zapewne skończyłoby się to mnóstwem siniaków, krwią i kąpielą, gdyby nagle Bill nie zawył, podskakując z osmalonym tyłkiem. Pomiędzy zaskoczonych nastolatków wskoczył z gracją mały Growlithe, który prezentacją swoich ognistych umiejętności odstraszył osiłków. Tim wcześniej nie przywiązywał uwagi pokemonom, z uwagi na fakt, że ojciec kategorycznie nie chciał mieć w domu stworzenia, nad którym opieka zabierałaby cenny czas jego synów. Teraz Tim z niezwykłą fascynacją podziwiał pokepsa i spróbował go pogłaskać. Pokemon na to pozwolił i polizał chłopaka po twarzy.
-Polubił cię. –Odezwał się surowy głos. W pobliżu stał kuzyn matki, Gilbert. Zaskoczony Tim omal sam nie wpadł do wody. –Cóż to za szalony pomysł, walczyć z pięcioma silniejszymi przeciwnikami naraz! –Dodał tonem nagany, ale po chwili uśmiechnął się. –Szczerze mówiąc, przypominasz mnie z czasów młodości. –I usiadł obok chłopaka na obmurowaniu.
Chwilę później Tim i Gilbert rozmawiali ze sobą niczym starzy przyjaciele. Okazało się, że Gilbert wie sporo o pokemonach. Wiele lat poświęcił na podróże po całym regionie, podczas których trenował stworki i walczył zarówno o odznaki, jak i o wstążki. Kiedy wracali już do domu, wuj nieoczekiwanie zaprosił Tima do swego domu w Aspertii na lato. Chłopak całą noc nie mógł zasnąć, myśląc co zrobić. Stwierdziwszy, że nic nie straci, nazajutrz zgodził się na to, kompletnie zaskakująca ojca. Margaret bez trudu ucięła wszelkie sprzeciwy męża.
W Aspertii okazało się, że dom Gilberta jest całkiem sporą, choć zapuszczoną rezydencją. Wuj miał tam sporo staroci oraz kilka psowatych pokemonów. Mówił, że psowate są bardzo wierne i przyjazne, dlatego je sobie upodobał. Dla Tima wakacje te okazały się najlepsze w życiu. Chłopak pomagał wujowi w opiece nad pokemonami, słuchał uważnie opowieści o jego wyprawach i czasem sami wyprawiali się na małe wycieczki. Pokepsy naprawdę go zafascynowały i zamarzyło mu się stworzenie własnej drużyny psowatych, tak jak Gilbert. Clover starał się potem jak najczęściej odwiedzać wuja, ku wyraźnemu niezadowoleniu ojca i radości matki. Były to wspaniałe dni, ale chłopak widział, że Gilbert zdaje się co wizytę słabszy, jakby jakaś choroba powoli toczyła wcale nie takiego starego mężczyznę. Na siedemnaste urodziny otrzymał od wuja Fennekina, a to była dla Tima jak gwiazdka z nieba. Gilbert wtajemniczył wtedy chłopaka czym się tak naprawdę znajduje.
-Słuchaj Timothy. Jeśli dobrze się rozejrzysz znajdziesz wiele rzeczy, które umykają tym wszystkim naukowcom. Świat kryje wiele skarbów, a ja ich szukam. Są nimi na przykład te srebrne odłamki. –Mówiąc to pokazał chłopakowi cztery srebrne okruchy. –Podobno były one kiedyś mieczem o wielkiej mocy. To tylko legenda, a jednak odłamki istnieją. Kiedy znalazłem jeden z nich na strychu mego domu, wiedziałem, że chcę się dowiedzieć o nich jak więcej. Skończyło się tym, że pod pretekstem trenowania pokemonów wyruszyłem w podróż. Przez trzydzieści lat znalazłem jednak zaledwie trzy kolejne i tylko liche wzmianki o tym czym był ten miecz i co się z nim właściwie stało. Częściej znajdowałem inne skarby i w ostateczności zostałem poszukiwaczem skarbów. Trzy lata temu wróciłem do rodzinnego domu, bo choroba uniemożliwiła mi dalsze wyprawy. Nie wiem, czy zechcesz iść w moje ślady, ale daję ci te odłamki, bo mnie już do niczego się nie przydadzą, a kto wie? Może tobie uda się znaleźć resztę?
Tim nie zgodził się od razu. Musiał to przemyśleć. Jednakże kilka dni później decyzja nie była wcale łatwiejsza. Brat Desmond przysłał mu niepokojący list, prosząc w nim o jak najszybsze spotkanie w Castelli pod wskazanym adresem. Jednocześnie doszły go słuchy, że stan wuja mocno się pogorszył. Bojąc się o Gilberta, pojechał wpierw do Aspertii i okazało się, że nie on jeden. Chorego zdecydowała się odwiedzić jego rodzina. Była żona Clarice i ich troje dzieci. Poza tym, że żona wydawała się obrażona na byłego męża, ona, Jonathan i Cecilia wydali mu się miłymi ludźmi. Wtedy jednak pojawiła się najmłodsza z rodzeństwa, będąca w wieku Tima, Lucia, a przy jej boku kroczył Shinx. Jak się okazało, była geniuszką jak jego brat Desmond. Lucia jednak była strasznie napuszona i arogancka. Dziewczyna, dowiedziawszy się o Timie, zwymyślała go, że to niby przez niego pogorszyło się Gilbertowi. Potem przechwalała się jaka to z niej nie jest koordynatorka i że zamierza teraz to pokazać Unovie. Nie omieszkała też obrazić pokepsów mówiąc o nich jako o brudnych sierściuchach, a koty wychwalać i nazywać najlepszymi towarzyszami człowieka. W Timie się zagotowało, jak nigdy przedtem. Jak się wahał, czy zdobywać odznaki, czy wstążki, tak teraz wiedział, że zostanie koordynatorem, ażeby utrzeć nosa tej dziewczynie. Kiedy tylko został sam z Gilbertem oświadczył, że zamierza szukać skarbów i przy okazji może poszukać też odłamków. Gilbert rozumiał co powodowało chłopakiem i ostrzegł go, by nie dawał się kontrolować emocjom, po czym życzył mu powodzenia. Tim zabrał się za ponownie pakowanie, chociaż ledwo tu dotarł. Jego pokemon wydawał się tym wszystkim podekscytowany.  
Profesja: Koordynator/ Poszukiwacz skarbów
Starter: Fennekin o imieniu Igni
Towarzysze/wrogowie: Na starcie towarzyszy brak, ale nie jestem przeciwny, by ktoś się pojawił w trakcie przygody.
A wrogowie to tak jak w historii:
Lucia Blue - Rówieśniczka i rywalka Tima. Koordynatorka trenująca pokekoty. Jest inteligentną, arogancką, łasą na sławę i pochwały dziewczyną, jak przystało na córkę Gilberta opanowaną. Co do wyglądu jest wysoką, bladą osobą o długich czarnych włosach i niebieskich oczach o surowym spojrzeniu. Ubiera się elegancko i na biało.
Bill Gillian - Osiłek z Virbank, o rok starszy od Tima. To mniej istotny wróg. Taki wyrośnięty niezbyt rozgarnięty gość lubiący się wyżywać na innych, który chuligaństwo i przemoc uważa za dobrą zabawę. Obecnie trenuje pokemonów z zamiarem zdobywania odznak, ale nadal chce się zemścić na Timie za zniewagę.
Cel: -Stworzyć wymarzony team psowatych pokemonów
-Pokonać Lucię w pokazach
-Odnaleźć odłamki
-Dowiedzieć się co zaniepokoiło brata

Ulubione typy: Ognisty, normalny, latający, mroczny
Nielubiane typy: Kamienny, robak, trujący

Narracja: Pierwszoosobowa
Śmierć pokemonów: Nie

Dodatkowe: Chyba nic
GallAnonim
GallAnonim

Male Liczba postów : 21
Birthday : 10/05/1994
Join date : 21/02/2014
Age : 29
Skąd : Kotlina Kłodzka

Powrót do góry Go down

Zapisy [2/2] Empty Re: Zapisy [2/2]

Pisanie by Saya Sob Kwi 05, 2014 12:55 pm

Przyjmuję, gra pewnie jeszcze dziś.

Zapisy zamknięte.
Saya
Saya

Female Liczba postów : 531
Join date : 18/01/2014

Powrót do góry Go down

Zapisy [2/2] Empty Re: Zapisy [2/2]

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach