Mała ściąga dla MG
i nie tylko
~Zabronione Starteryi nie tylko
~Wzory na expa
~ Spis balli, oraz pokemonów, jakie można do nich złapać
~
Pokedex
i ability dex ~Kanto
~Ability
Zapisy
+12
Solitaire
Zern
Moric
Daichi
SirAllan123
Paulinka
Nekolies
bartek1w2
Uspeh
Skits
Laureline
Gokai
16 posters
PokeHelvetti :: :: Offtopic :: Archiwum :: Gry Trenerskie
Strona 1 z 2
Strona 1 z 2 • 1, 2
Zapisy
Witam, przyjmę ogólnie każdego, kto jest chętny na grę nawet z najdziwniejszymi pomysłami. Tak więc wzór:
Imię:
Nazwisko*:
Wiek:
Wygląd(obrazek lub opis):
Charakter:
Historia(minimum 20 linijek):
Starter:
Cele:
Przyjaciele*:
Wrogowie*:
Prośby(innymi słowy czego oczekujecie, na czym wam zależy):
Typ gry(normalna, z dodatkowymi elementami, łączenie dwóch realiów/własne):
Dodatkowe rzeczy* (typu szkicownik, książka, medalion itd.):
Imię:
Nazwisko*:
Wiek:
Wygląd(obrazek lub opis):
Charakter:
Historia(minimum 20 linijek):
Starter:
Cele:
Przyjaciele*:
Wrogowie*:
Prośby(innymi słowy czego oczekujecie, na czym wam zależy):
Typ gry(normalna, z dodatkowymi elementami, łączenie dwóch realiów/własne):
Dodatkowe rzeczy* (typu szkicownik, książka, medalion itd.):
Gokai- Liczba postów : 3599
Birthday : 01/10/1997
Join date : 04/04/2013
Age : 27
Re: Zapisy
Imię, Nazwisko: Laureline Stone
Ksywa: "Lau"
Wiek: 18 lat
Wygląd: Foto: w późniejszym czasie avatar.
Opis: Dziewczyna przeciętmego wzrostu ok 165 cm wzrostu. Dlugie włosy
przeważnie upięte w kucyk. Niby drobna ale umięśniona.
Charakter: Albo raczej charakterek. Zwariowana idiotka, ale to
jednak maska dobrze dopasowana do jej twarzy. Tak naprawdę jest spokojna
dziewczyna, która nie wie co to strach. Stawia czoło każdemu wyzwaniu. Nie
daj boże ktoś jej stanie na odcisk, wtedy budzi sie w niej istny diabeł.
Lubi samotność jednak towarzystwem nie pogardzi.
Historia: Przez kaptur mocno naciągnięty na twarz nie wiedziałam go
dobrze, ale kiedy się zbliżył i stanął nade mną, odruchowo odrzuciłam
głowę. Nasze spojrzenia się spotkały na moment i to już tam było. Jego
numer 20082011. To był powód dla którego czułam się nieswojo. Biedak -
jakie ma on szanse z tym numerem jak to już dzisiaj? Wszyscy mają swoje
numery, ale wydaje mi się, że tylko ja je widzę? No, może nie tak dosłownie
widzę, ale tak jest. Wiszą w powietrzu. Tak jakoś pojawiają się w mojej
głowie. Czuję je gdzieś za oczami. Ale są prawdziwe. Mam w nosie czy mi
wierzycie - jak sobie chcecie. Ja wiem, że są prawdziwe. I wiem co znaczą.
Stało się to jasne tego dnia co mama odeszła. Zawsze widziałam
numery, odkąd pamiętam. Najpierw myślałam, że wszyscy je widzą. Jeżeli
tylko spojrzałam komuś w oczy, od razu pojawiał się numer. Pewnego dnia
mama wiozła mnie w wózku, a ja mówiłam jej, jaki ludzie mają numery.
Myślałam, że jej się to spodoba, że pomyśli jaka jestem mądra. Tak, jasne.
Szłyśmy szybko główną ulicą, żeby odebrać alimenty. Czwartki były zazwyczaj
dobre. Niedługo, bardzo niedługo, mama będzie mogła robić swoje zakupy w
zapitym dechami domu na naszej ulicy i przez parę godzin będzie szczęśliwa.
Każdy napięty mięsień w jej ciele się rozluźni., będzie rozmawiała z mną, a
może nawet mi poczyta. Kiedy tak szliśmy wesoło wykrzykiwałam numery ludzi.
-Dwa, jeden, cztery, dwa, nic, jeden, zero! Siedem, swa, dwa, nic,
cztery, sześć! -Nagle mam gwałtownie zatrzymała wózek i obróciła go do
siebie. Pochyliła się, chwyciła za ramię po obu stronach, robiąc ze swojego
ciała klatkę i zacisnęła dłonie tak mocno,. Że widziałam wyraźnie jak
nigdy, zgrubienia na jej ramionach, siniaki i nakłucia. Spojrzała mi prosto
w oczy z dziką furia na twarzy -Kerry, słuchaj - niemal wypluła te słowa -
Nie wie m o co ci chodzi, ale masz przestać! Zaraz dostanę od tego szału.
Dzisiaj nie trzeba mi żadnych głupot, okay? Nie trzeba mi tego, więc... się...
do cholery... Zamknij! Sylaby gryzące niczym wściekłe osy, jad tryskający
prosto na mnie... Przez cały ten czas, gdy tak trwałyśmy oko w oko, jej numer
tam był, wciśnięty wewnątrz mojej czaszki: 10102010. Cztery lata później
patrzyłam jak facet w wymiętym garniturze zapisuje na kawałku papieru:
zwykle włożyłam szkolne ubranie i wzięłam sobie płatki. Bez mleka, bo
śmierdziało, kiedy je wyjęłam z lodówki. Odstawiłam pudełko, nastawiłam
czajnik i zjadłam płatki, podczas gdy woda się gotowała. Potem zrobiłam
mamie czarna kawę i ostrożnie zaniosłam do jej pokoju. Wciąż była w łóżku,
tak jakoś skręcona w jedna stronę. Miała otwarte oczy, przód czymś
poplamiony, chyba wymiocinami, kołdrę też. Postawiłam kawę na podłodze,
obok igły.
-Mamo? - odezwałam się, chociaż wiedziałam, że nie odpowie. Nikogo już nie
było. Odeszła. I jej numer
też. Pamiętam go, ale nie widziałam, gdy patrzyłam w jej mętne oczy. Stałam
tak przez kilka minut, kilka godzin - nie wiem - później zeszłam piętro
niżej i powięziłam pani z mieszkania pod nami, co się stało. Poszła
zobaczyć. Kazała mi czekać przed drzwiami, jakbym już tego nie widziała,
głupia krowa. Nie było jej pół minuty. Wybiegła, minęła mnie i zwymiotowała
na korytarzu. Kiedy skończyła, wytarła usta chusteczką , zabrała mnie z
powrotem do siebie i zadzwoniła po karetkę. Potem przyszła masa ludzi:
mundurowi - policja, załoga karetki, garniturowi - jak ten z notatnikiem.
Potem jeszcze kobieta, która mówiła do mnie jak do kretynki i która zabrała
mnie stamtąd, tak po prostu, z jedynego dom, który znałam. W jej
samochodzie, po drodze Bóg wie dokąd, wciąż powtarzałam sobie w myślach dwa
słowa, raz za razem Data śmierci Gdybym wcześniej wiedziała, że
numery które widzę to data śmierci, mogłabym mamie pomóc, powstrzymać ją,
nie wiem, cokolwiek. Czy cokolwiek by to zmieniło? Gdyby wiedziała, że
czeka nas tylko 7 lat razem? Akurat - byłaby z niej taka sam punka. Nic na
świecie mogło jej powstrzymać. Była uzależniona. Z chłopakiem spędziłam
miły dzień. Czułam, że coś nas zaczęło łączyć, ale czy To cosś zmienia?
Nie. Jego data jest wyznaczona na dziś. Jeszcze dziś przed północą zginie.
Poszliśmy do
wesołego miasteczka. Było fajnie ale wszystko się zmieniło w momencie, gdy
kolejka górska którą jechał, stanęła. Do tego do góry nogami. To trwało
ułamek sekundy. Mignięcie. Jedna klatka w aparacie. Widać było czarny
lecący punkcik. Z mojego punktu widzenia wyglądał oto jak ptak. Ale jaki
ptak leci z taka prędkością w dół? Owszem są takie ptaki ale nie w tym
mieście. Gdy tylko zobaczyłam ta plamkę już wiedziałam c się stało.
Pobiegłam w miejsce upadku. Był cały ale strasznie wykręcony, oczy otwarte,
ale gdy spojrzałam w nie widziałam już w nich numeru. Odszedł. Ktoś wezwał
karetkę, ja w tym czasie zamknęłam mu oczy. Sanitariusze pytali co się
stało i czy chce jechać z nimi. Ja odmówiłam. Szłam w kierunku przytułku w
którym mieszkałam po śmierci matki. Usłyszałam, że ktoś za mną idzie.
Zaczęłam biec, ten ktoś również. Kluczyłam między uliczkami, myślałam że
zgubiła tego kogoś, jednakże już w samy, wejściu do domu ktoś mnie
ogłuszył. Obudziłam się w pokoju dobrze wyposażonym, w sensie laptop,
konsola Xbox, lodówka itd. Takie mieszkanko z tą różnicą, że bez kuchni. Na
szafce nocnej obok łóżka spostrzegłam kartkę. Oto jej treść:
się po pokoju. Włączyłam TV, wykąpałam się po czym założyłam wcześniej
przygotowane ubranie, krótkie jeansowe spodenki, żółty top na ramiączka i
adidasy. Pod czas kąpieli zauważyłam, że coś dziwnego znajduje się na moim
ręku. Ni to zegarek ni to coś (PokeGear), to cos było koloru czerwonego. W
drodze do centrum dowodzenia zauważyła, że mijane osoby mają też takie coś
jednakże w innych kolorach (niebieskie, szare, czarne białe itd. - w PW
napisze o co chodzi jak zaakceptujesz hist...). Najdziwniejsze jednak to,
że mieli takie dziwne kulki przypięte do pasków przy spodniach. Z początku
nie wiedziałam do czego te kulki, dopóki nie zauważyłam stworków
podążających za niektórymi osobami. Gdy już doszłam do centrum dowodzenia,
zostałam poproszona od razu na rozmowę. Zostało mi wszystko wytłumaczone. W
miarę jasno Emeralda to organizacja tajnych agentów, która zajmuje się
różnymi akcjami na przykład rozbijanie gangów narkotykowych. Do tego celu
są werbowane osoby w wieku od 9 do 18 lat. Czemu tacy młodzi? A dlatego, że
mało osób podejrzewa dzieci
i młodzież że są agentami. Ja zostałam zwerbowana do tej organizacji,
ponieważ stwierdzili, że się nadaję a dowiedzieli się wszystkiego od mojej
wychowanki Sabiny, która akurat należy do tej organizacji i jej zadaniem
jest wstępna rekrutacja. Muszę jednakże przejść testy, egzaminy
sprawnościowe. Clara, szefowa, podała mi do wypełnienia różne formularze,
ponieważ wraz z przystąpieniem do Enmienda musze odciąć się od przeszłości
m.in. zmienic nazwisko, jeśli chce to również imię. Tu zaczynam nowe życie.
Po skończeniu ok. 20 lat mam prawo zostać w organizacji ale mam również
prawo odejść i
organizacja zapewni mi przyszłość. Więc z Kerry Hyte przeszłam na Laureline
Stone. Wszystkie formalności zostały wypełnione. Miałam teraz pójść do Sali
w której miał nastąpić pierwszy egzamin. Dopiero po egzaminach miałam
zostac pełnoprawnym członkiem Emerald'y. Wpierw jednak poszłam do pokoju i
zauważyłam pewne zmiany. Na szafce nocnej leżał 1 PokeBall. Do tego z
pokemonem. Obok leżał PokeDex i list. Oto treść:
zrobiłam. Poszłam do sali i czekałam aż wszystko się zacznie.
Cele: ~ być jak najlepszą agentką
~ poznać genezę swoich "zdolności"
~ po odejściu z Enmienda odnaleźć ojca.
Starter: brak (poki w KP)
Profesja: trener
Profesja Drugoplanowa: tajna agentka
Rodzina: -
Ekwipunek: zalezny od misji
Typ gry: Na gg ustalimymisjimisj
Ksywa: "Lau"
Wiek: 18 lat
Wygląd: Foto: w późniejszym czasie avatar.
Opis: Dziewczyna przeciętmego wzrostu ok 165 cm wzrostu. Dlugie włosy
przeważnie upięte w kucyk. Niby drobna ale umięśniona.
Charakter: Albo raczej charakterek. Zwariowana idiotka, ale to
jednak maska dobrze dopasowana do jej twarzy. Tak naprawdę jest spokojna
dziewczyna, która nie wie co to strach. Stawia czoło każdemu wyzwaniu. Nie
daj boże ktoś jej stanie na odcisk, wtedy budzi sie w niej istny diabeł.
Lubi samotność jednak towarzystwem nie pogardzi.
Historia: Przez kaptur mocno naciągnięty na twarz nie wiedziałam go
dobrze, ale kiedy się zbliżył i stanął nade mną, odruchowo odrzuciłam
głowę. Nasze spojrzenia się spotkały na moment i to już tam było. Jego
numer 20082011. To był powód dla którego czułam się nieswojo. Biedak -
jakie ma on szanse z tym numerem jak to już dzisiaj? Wszyscy mają swoje
numery, ale wydaje mi się, że tylko ja je widzę? No, może nie tak dosłownie
widzę, ale tak jest. Wiszą w powietrzu. Tak jakoś pojawiają się w mojej
głowie. Czuję je gdzieś za oczami. Ale są prawdziwe. Mam w nosie czy mi
wierzycie - jak sobie chcecie. Ja wiem, że są prawdziwe. I wiem co znaczą.
Stało się to jasne tego dnia co mama odeszła. Zawsze widziałam
numery, odkąd pamiętam. Najpierw myślałam, że wszyscy je widzą. Jeżeli
tylko spojrzałam komuś w oczy, od razu pojawiał się numer. Pewnego dnia
mama wiozła mnie w wózku, a ja mówiłam jej, jaki ludzie mają numery.
Myślałam, że jej się to spodoba, że pomyśli jaka jestem mądra. Tak, jasne.
Szłyśmy szybko główną ulicą, żeby odebrać alimenty. Czwartki były zazwyczaj
dobre. Niedługo, bardzo niedługo, mama będzie mogła robić swoje zakupy w
zapitym dechami domu na naszej ulicy i przez parę godzin będzie szczęśliwa.
Każdy napięty mięsień w jej ciele się rozluźni., będzie rozmawiała z mną, a
może nawet mi poczyta. Kiedy tak szliśmy wesoło wykrzykiwałam numery ludzi.
-Dwa, jeden, cztery, dwa, nic, jeden, zero! Siedem, swa, dwa, nic,
cztery, sześć! -Nagle mam gwałtownie zatrzymała wózek i obróciła go do
siebie. Pochyliła się, chwyciła za ramię po obu stronach, robiąc ze swojego
ciała klatkę i zacisnęła dłonie tak mocno,. Że widziałam wyraźnie jak
nigdy, zgrubienia na jej ramionach, siniaki i nakłucia. Spojrzała mi prosto
w oczy z dziką furia na twarzy -Kerry, słuchaj - niemal wypluła te słowa -
Nie wie m o co ci chodzi, ale masz przestać! Zaraz dostanę od tego szału.
Dzisiaj nie trzeba mi żadnych głupot, okay? Nie trzeba mi tego, więc... się...
do cholery... Zamknij! Sylaby gryzące niczym wściekłe osy, jad tryskający
prosto na mnie... Przez cały ten czas, gdy tak trwałyśmy oko w oko, jej numer
tam był, wciśnięty wewnątrz mojej czaszki: 10102010. Cztery lata później
patrzyłam jak facet w wymiętym garniturze zapisuje na kawałku papieru:
Znalazłam ja rano. Wstałam jakData śmierci: 10.10.2010
zwykle włożyłam szkolne ubranie i wzięłam sobie płatki. Bez mleka, bo
śmierdziało, kiedy je wyjęłam z lodówki. Odstawiłam pudełko, nastawiłam
czajnik i zjadłam płatki, podczas gdy woda się gotowała. Potem zrobiłam
mamie czarna kawę i ostrożnie zaniosłam do jej pokoju. Wciąż była w łóżku,
tak jakoś skręcona w jedna stronę. Miała otwarte oczy, przód czymś
poplamiony, chyba wymiocinami, kołdrę też. Postawiłam kawę na podłodze,
obok igły.
-Mamo? - odezwałam się, chociaż wiedziałam, że nie odpowie. Nikogo już nie
było. Odeszła. I jej numer
też. Pamiętam go, ale nie widziałam, gdy patrzyłam w jej mętne oczy. Stałam
tak przez kilka minut, kilka godzin - nie wiem - później zeszłam piętro
niżej i powięziłam pani z mieszkania pod nami, co się stało. Poszła
zobaczyć. Kazała mi czekać przed drzwiami, jakbym już tego nie widziała,
głupia krowa. Nie było jej pół minuty. Wybiegła, minęła mnie i zwymiotowała
na korytarzu. Kiedy skończyła, wytarła usta chusteczką , zabrała mnie z
powrotem do siebie i zadzwoniła po karetkę. Potem przyszła masa ludzi:
mundurowi - policja, załoga karetki, garniturowi - jak ten z notatnikiem.
Potem jeszcze kobieta, która mówiła do mnie jak do kretynki i która zabrała
mnie stamtąd, tak po prostu, z jedynego dom, który znałam. W jej
samochodzie, po drodze Bóg wie dokąd, wciąż powtarzałam sobie w myślach dwa
słowa, raz za razem Data śmierci Gdybym wcześniej wiedziała, że
numery które widzę to data śmierci, mogłabym mamie pomóc, powstrzymać ją,
nie wiem, cokolwiek. Czy cokolwiek by to zmieniło? Gdyby wiedziała, że
czeka nas tylko 7 lat razem? Akurat - byłaby z niej taka sam punka. Nic na
świecie mogło jej powstrzymać. Była uzależniona. Z chłopakiem spędziłam
miły dzień. Czułam, że coś nas zaczęło łączyć, ale czy To cosś zmienia?
Nie. Jego data jest wyznaczona na dziś. Jeszcze dziś przed północą zginie.
Poszliśmy do
wesołego miasteczka. Było fajnie ale wszystko się zmieniło w momencie, gdy
kolejka górska którą jechał, stanęła. Do tego do góry nogami. To trwało
ułamek sekundy. Mignięcie. Jedna klatka w aparacie. Widać było czarny
lecący punkcik. Z mojego punktu widzenia wyglądał oto jak ptak. Ale jaki
ptak leci z taka prędkością w dół? Owszem są takie ptaki ale nie w tym
mieście. Gdy tylko zobaczyłam ta plamkę już wiedziałam c się stało.
Pobiegłam w miejsce upadku. Był cały ale strasznie wykręcony, oczy otwarte,
ale gdy spojrzałam w nie widziałam już w nich numeru. Odszedł. Ktoś wezwał
karetkę, ja w tym czasie zamknęłam mu oczy. Sanitariusze pytali co się
stało i czy chce jechać z nimi. Ja odmówiłam. Szłam w kierunku przytułku w
którym mieszkałam po śmierci matki. Usłyszałam, że ktoś za mną idzie.
Zaczęłam biec, ten ktoś również. Kluczyłam między uliczkami, myślałam że
zgubiła tego kogoś, jednakże już w samy, wejściu do domu ktoś mnie
ogłuszył. Obudziłam się w pokoju dobrze wyposażonym, w sensie laptop,
konsola Xbox, lodówka itd. Takie mieszkanko z tą różnicą, że bez kuchni. Na
szafce nocnej obok łóżka spostrzegłam kartkę. Oto jej treść:
Wstałam więc, pomyślałam, że może warto rozejrzećWitaj w
Emerald'zie. Gdy już się obudzisz udaj się do centrum dowodzenia. Piętro 3,
budynek główny.
Podpisano Clara.
się po pokoju. Włączyłam TV, wykąpałam się po czym założyłam wcześniej
przygotowane ubranie, krótkie jeansowe spodenki, żółty top na ramiączka i
adidasy. Pod czas kąpieli zauważyłam, że coś dziwnego znajduje się na moim
ręku. Ni to zegarek ni to coś (PokeGear), to cos było koloru czerwonego. W
drodze do centrum dowodzenia zauważyła, że mijane osoby mają też takie coś
jednakże w innych kolorach (niebieskie, szare, czarne białe itd. - w PW
napisze o co chodzi jak zaakceptujesz hist...). Najdziwniejsze jednak to,
że mieli takie dziwne kulki przypięte do pasków przy spodniach. Z początku
nie wiedziałam do czego te kulki, dopóki nie zauważyłam stworków
podążających za niektórymi osobami. Gdy już doszłam do centrum dowodzenia,
zostałam poproszona od razu na rozmowę. Zostało mi wszystko wytłumaczone. W
miarę jasno Emeralda to organizacja tajnych agentów, która zajmuje się
różnymi akcjami na przykład rozbijanie gangów narkotykowych. Do tego celu
są werbowane osoby w wieku od 9 do 18 lat. Czemu tacy młodzi? A dlatego, że
mało osób podejrzewa dzieci
i młodzież że są agentami. Ja zostałam zwerbowana do tej organizacji,
ponieważ stwierdzili, że się nadaję a dowiedzieli się wszystkiego od mojej
wychowanki Sabiny, która akurat należy do tej organizacji i jej zadaniem
jest wstępna rekrutacja. Muszę jednakże przejść testy, egzaminy
sprawnościowe. Clara, szefowa, podała mi do wypełnienia różne formularze,
ponieważ wraz z przystąpieniem do Enmienda musze odciąć się od przeszłości
m.in. zmienic nazwisko, jeśli chce to również imię. Tu zaczynam nowe życie.
Po skończeniu ok. 20 lat mam prawo zostać w organizacji ale mam również
prawo odejść i
organizacja zapewni mi przyszłość. Więc z Kerry Hyte przeszłam na Laureline
Stone. Wszystkie formalności zostały wypełnione. Miałam teraz pójść do Sali
w której miał nastąpić pierwszy egzamin. Dopiero po egzaminach miałam
zostac pełnoprawnym członkiem Emerald'y. Wpierw jednak poszłam do pokoju i
zauważyłam pewne zmiany. Na szafce nocnej leżał 1 PokeBall. Do tego z
pokemonem. Obok leżał PokeDex i list. Oto treść:
Jak było na liście takW Ballu znajduje się Twoj pokemon Snivy. Jest to prezent od twojego
ojca na urodziny, jeszcze za czasów gdy twoja mam żyła. Nigdy go wcześniej
nie dostałaś, ponieważ Twoja mama nie chciała kłopotliwych pytań. W paczce
obok łóżka znajduje się 5 pustych PokeBalli, PokeNav, dwa Potiony. Tym
czasem weź balle i udaj się na egzamin.
zrobiłam. Poszłam do sali i czekałam aż wszystko się zacznie.
Cele: ~ być jak najlepszą agentką
~ poznać genezę swoich "zdolności"
~ po odejściu z Enmienda odnaleźć ojca.
Starter: brak (poki w KP)
Profesja: trener
Profesja Drugoplanowa: tajna agentka
Rodzina: -
Ekwipunek: zalezny od misji
Typ gry: Na gg ustalimymisjimisj
Laureline- Liczba postów : 1648
Birthday : 07/04/1995
Join date : 22/01/2013
Age : 29
Skąd : Warszawa
Re: Zapisy
Oks przyjęta, historia genialna ;3
Gokai- Liczba postów : 3599
Birthday : 01/10/1997
Join date : 04/04/2013
Age : 27
Re: Zapisy
Imię:
Skits
Nazwisko*:
-
Wiek:
17
Wygląd:
Charakter:
Na ogół spokojny i opanowany, nie daje ponieść się emocjom. Typ samotnika, nie wliczając oczywiście Pokemonów. W walce jest bestią nie do powstrzymania.
Historia:
17 lat temu urodził się chłopiec. Nie wyróżniał się z tłumu, był taki sam, jak reszta dzieciaków. Mały, głośny, wiecznie głodny... jego matka zmarła przy porodzie i przez to wychowywał się w domu tylko z ojcem i dziadkiem. Kiedy skończył pięć lat, rodzina zaczęłam go oswajać ze stworzeniami ze świata, w którym przyszło mu żyć. Wszystko tak, jak powinno być, jednak jedno przez cały czas ich dziwiło. Otóż, młody był nastawiony neutralnie w stosunku do małych, słodkich, milutkich stworzonek, a bardziej swoją uwagę skupiał na ich większych przedstawicielach. Wolał przebywać z nimi, bawić się z nimi, jeździć na nich... ojciec nie mógł mu tego zabronić, bo wiedział, że musi być przygotowany na wszystko. Dziadek zaś był szczęśliwy z tego powodu, bo on również fascynował się zawsze w tych większych Pokemonach. Minęło kolejne pięć lat, chłopak wiedział już, jak ma żyć w takim świecie i wtedy nadszedł moment, w którym ojciec i dziadek przerwali Skits'owi zabawę z podopiecznymi domu i wzięli go ze sobą na rozmowę. Zaczął dziadek... a jak to dziadkowie...
- Szybko rośniesz mały. A im szybciej Ty dorastasz, tym szybciej kończy się mój czas... - przerwał na moment, spojrzał na swojego syna i kontynuował. - Razem z ojcem stwierdziliśmy, że jesteś już na tyle dojrzały, żebyś mógł zacząć zapoznawać się ze swoim pierwszym towarzyszem... - Staruszek odwrócił się i wyciągnął zza fotela Pokeball i wtedy wtrącił się ojciec Skits'a.
- Synu. Widzieliśmy dokładnie, jakimi Pokemonami się interesujesz i z dziadkiem wybraliśmy takiego, który powinien Ci odpowiadać... - Udał się do starca po kulę i trzymając ją w ręku, spoglądał raz na nią, raz na syna...
- Tato! Tato! - Zaczął krzyczeć młodzieniec. - Co to za Pokemon?! - Pytał zafascynowany tą wiadomością.
- Spokojnie... pierw musisz dać nam słowo, że będziesz o niego dbał i nigdy z niego nie zrezygnujesz.
Nie trzeba było długo czekać, chłopiec od razu podskoczył z radości i wykrzyknął: Oczywiście!; a zaraz po tym podbiegł do dziadka, uściskał go bardzo mocno i tak samo wyraził swoją wdzięczność ojcu. Wtedy właśnie otrzymał on Pokeball, który cały czas w ręku miał ojciec. Nie czekając, wybiegł na podwórko i wyrzucił kulę w powietrze, z niecierpliwością oczekując, jaki Pokemon z niej wyskoczy. Wszyscy czekali na ten moment w ciszy... po kilku sekundach ich oczom ukazał się...
Na twarzy chłopca ukazał się jeszcze większy uśmiech, niż przed minutą. Od razu pobiegł do dziadka i ojca, i pownownie im podziękował. Zaraz po tym podszedł do swojego nowego, a zarazem pierwszego pupila. Przywitał się znim, pogładził po głowie, a ten odpowiedział mu ukłonem. Zapowiadała się długotrwała i silna znajomość. Resztę dnia spędzili razem na podwórku. Rok później zmarł dziadek chłopca. Syn i wnuk staruszka byli smutni z tego powodu. Zostali tylko we dwoje. Na kilka dni przed śmiercią dziadka, chłopiec znalazł na swoim biurku kopertę, na której widniał napis Mój czas się kończy... otwórz tę kopertę dopiero, jak to wszystko się skończy.... Kilka dni później, kiedy już doszedł do siebie, zabrał kopertę z szuflady i ją otworzył. Tam kolejny liścik. Starzec lubił się bawić, wiecznie młody duchem... w liście pisało Jeśli to czytasz, to znaczy, że mnie już nie ma. Ale żeby nie było zbyt ponuro, schowałem w domu kilka przedmiotów, które mogłyby Ci się przydać.... Młodzieniec zaczął szukać wszystkiego co było w liście. Kiedy miał już wszystko, położył to na biurku i spojrzał jescze raz, co tam było. Dziadek zostawił mu: 2 Potion'y, 5 Pokeball'i, 2 Safari Ball'e, Mapę, PokeDex i PokeNav. Spakował więc to wszystko do swojego plecaka i odłożył na bok do czasu, aż będzie mógł wyruszyć w podróż. Mijał rok za rokiem. Skits, jak i jego Pokemon stawali się coraz silniejsy i coraz bardziej zżyci. Nie pozostało nic innego, jak tylko poczekać na odpowiedni moment, żeby wyruszyć w podróż. Tak zleciało sześć lat, chłopak postanowił, że to właśnie ten moment. Poszedł wtedy na ostatnią rozmowę z ojcem...
- Ojcze... postanowiłem wyruszyć w podróż już jutro. - Ojciec ucieszon, przytulił syna i odpowiedział.
- Cieszę się, że w końcu wyruszysz w świat. mam nadzieję, że osiągniesz wiele. - Wtedy wręczył mu portfel, a którym była gotówka, po przeliczeniu wyszło $5000. Chłopak wrócił do pokoju, przygotował wszystko co niezbędne do podróży i poszedł spać...
Starter:
#128 Tauros
Charakter: Odważny byk, który nigdy nie odpuszcza. Związany z właścicielem i nigdy nie pozwala go skrzywdzić. Czasami rozleniwiony, nie ma na nic ochoty, ale jeśli chodzi o walki lub treningi to zawsze w pełnej gotowości.
Ataki: Tackle // Tail Whip // Rage
Poziom: 7.00
Cele:
- Udowodnić rywalowi, że jestem najlepszym trenerem;
- ???
Przyjaciele*:
-
Wrogowie*:
Imię: Jay
Wiek: 17
Pokemon/y: MG Ustali
Prośby:
- Dobra, epicka zabawa;
- Rywala chcę poznać gdzieś w trakcie podróży;
- Drugi cel chciałbym, żeby został ustalony przez MG :3
Kreatywność przede wszystkim, huh? Sprawdzam Cię
Typ gry:
Normalna, trenerska.
Dodatkowe rzeczy*:
Niet.
Skits
Nazwisko*:
-
Wiek:
17
Wygląd:
Charakter:
Na ogół spokojny i opanowany, nie daje ponieść się emocjom. Typ samotnika, nie wliczając oczywiście Pokemonów. W walce jest bestią nie do powstrzymania.
Historia:
17 lat temu urodził się chłopiec. Nie wyróżniał się z tłumu, był taki sam, jak reszta dzieciaków. Mały, głośny, wiecznie głodny... jego matka zmarła przy porodzie i przez to wychowywał się w domu tylko z ojcem i dziadkiem. Kiedy skończył pięć lat, rodzina zaczęłam go oswajać ze stworzeniami ze świata, w którym przyszło mu żyć. Wszystko tak, jak powinno być, jednak jedno przez cały czas ich dziwiło. Otóż, młody był nastawiony neutralnie w stosunku do małych, słodkich, milutkich stworzonek, a bardziej swoją uwagę skupiał na ich większych przedstawicielach. Wolał przebywać z nimi, bawić się z nimi, jeździć na nich... ojciec nie mógł mu tego zabronić, bo wiedział, że musi być przygotowany na wszystko. Dziadek zaś był szczęśliwy z tego powodu, bo on również fascynował się zawsze w tych większych Pokemonach. Minęło kolejne pięć lat, chłopak wiedział już, jak ma żyć w takim świecie i wtedy nadszedł moment, w którym ojciec i dziadek przerwali Skits'owi zabawę z podopiecznymi domu i wzięli go ze sobą na rozmowę. Zaczął dziadek... a jak to dziadkowie...
- Szybko rośniesz mały. A im szybciej Ty dorastasz, tym szybciej kończy się mój czas... - przerwał na moment, spojrzał na swojego syna i kontynuował. - Razem z ojcem stwierdziliśmy, że jesteś już na tyle dojrzały, żebyś mógł zacząć zapoznawać się ze swoim pierwszym towarzyszem... - Staruszek odwrócił się i wyciągnął zza fotela Pokeball i wtedy wtrącił się ojciec Skits'a.
- Synu. Widzieliśmy dokładnie, jakimi Pokemonami się interesujesz i z dziadkiem wybraliśmy takiego, który powinien Ci odpowiadać... - Udał się do starca po kulę i trzymając ją w ręku, spoglądał raz na nią, raz na syna...
- Tato! Tato! - Zaczął krzyczeć młodzieniec. - Co to za Pokemon?! - Pytał zafascynowany tą wiadomością.
- Spokojnie... pierw musisz dać nam słowo, że będziesz o niego dbał i nigdy z niego nie zrezygnujesz.
Nie trzeba było długo czekać, chłopiec od razu podskoczył z radości i wykrzyknął: Oczywiście!; a zaraz po tym podbiegł do dziadka, uściskał go bardzo mocno i tak samo wyraził swoją wdzięczność ojcu. Wtedy właśnie otrzymał on Pokeball, który cały czas w ręku miał ojciec. Nie czekając, wybiegł na podwórko i wyrzucił kulę w powietrze, z niecierpliwością oczekując, jaki Pokemon z niej wyskoczy. Wszyscy czekali na ten moment w ciszy... po kilku sekundach ich oczom ukazał się...
Na twarzy chłopca ukazał się jeszcze większy uśmiech, niż przed minutą. Od razu pobiegł do dziadka i ojca, i pownownie im podziękował. Zaraz po tym podszedł do swojego nowego, a zarazem pierwszego pupila. Przywitał się znim, pogładził po głowie, a ten odpowiedział mu ukłonem. Zapowiadała się długotrwała i silna znajomość. Resztę dnia spędzili razem na podwórku. Rok później zmarł dziadek chłopca. Syn i wnuk staruszka byli smutni z tego powodu. Zostali tylko we dwoje. Na kilka dni przed śmiercią dziadka, chłopiec znalazł na swoim biurku kopertę, na której widniał napis Mój czas się kończy... otwórz tę kopertę dopiero, jak to wszystko się skończy.... Kilka dni później, kiedy już doszedł do siebie, zabrał kopertę z szuflady i ją otworzył. Tam kolejny liścik. Starzec lubił się bawić, wiecznie młody duchem... w liście pisało Jeśli to czytasz, to znaczy, że mnie już nie ma. Ale żeby nie było zbyt ponuro, schowałem w domu kilka przedmiotów, które mogłyby Ci się przydać.... Młodzieniec zaczął szukać wszystkiego co było w liście. Kiedy miał już wszystko, położył to na biurku i spojrzał jescze raz, co tam było. Dziadek zostawił mu: 2 Potion'y, 5 Pokeball'i, 2 Safari Ball'e, Mapę, PokeDex i PokeNav. Spakował więc to wszystko do swojego plecaka i odłożył na bok do czasu, aż będzie mógł wyruszyć w podróż. Mijał rok za rokiem. Skits, jak i jego Pokemon stawali się coraz silniejsy i coraz bardziej zżyci. Nie pozostało nic innego, jak tylko poczekać na odpowiedni moment, żeby wyruszyć w podróż. Tak zleciało sześć lat, chłopak postanowił, że to właśnie ten moment. Poszedł wtedy na ostatnią rozmowę z ojcem...
- Ojcze... postanowiłem wyruszyć w podróż już jutro. - Ojciec ucieszon, przytulił syna i odpowiedział.
- Cieszę się, że w końcu wyruszysz w świat. mam nadzieję, że osiągniesz wiele. - Wtedy wręczył mu portfel, a którym była gotówka, po przeliczeniu wyszło $5000. Chłopak wrócił do pokoju, przygotował wszystko co niezbędne do podróży i poszedł spać...
Starter:
#128 Tauros
Charakter: Odważny byk, który nigdy nie odpuszcza. Związany z właścicielem i nigdy nie pozwala go skrzywdzić. Czasami rozleniwiony, nie ma na nic ochoty, ale jeśli chodzi o walki lub treningi to zawsze w pełnej gotowości.
Ataki: Tackle // Tail Whip // Rage
Poziom: 7.00
Cele:
- Udowodnić rywalowi, że jestem najlepszym trenerem;
- ???
Przyjaciele*:
-
Wrogowie*:
Imię: Jay
Wiek: 17
Pokemon/y: MG Ustali
Prośby:
- Dobra, epicka zabawa;
- Rywala chcę poznać gdzieś w trakcie podróży;
- Drugi cel chciałbym, żeby został ustalony przez MG :3
Kreatywność przede wszystkim, huh? Sprawdzam Cię
Typ gry:
Normalna, trenerska.
Dodatkowe rzeczy*:
Niet.
Skits- Liczba postów : 20
Join date : 15/06/2013
Re: Zapisy
Oks, przyjęty. Grę założę kawałek później jak obmyślę fabułę... Kreatywność? No dobra *niachniachniach*
Gokai- Liczba postów : 3599
Birthday : 01/10/1997
Join date : 04/04/2013
Age : 27
Re: Zapisy
Imię: Fabian
Nazwisko*:
Wiek: 20
Wygląd
Charakter: Chłopak, który kocha marzyć. Marzeniami jest usłane jego życie. Obrał jeden cel i do niego dąży za wszelką cenę. Nie boi się przeciwstawić porażce, która potrafi go zmotywować i następnym razem dodać sił. Panicznie boi się pająków.
Historia(minimum 20 linijek):
Fabian od małego interesował się pokemonami, a przede wszystkich Konkursami i Pokazami tych stworków. Gdy w telewizji leciała transmisja nikt nie mógł mu przeszkadzać, był prawie jak uzależniony od tego. Wychował się w porządnym domu, nigdy niczego mu nie brakowało. Żył jak panicz, każda zachcianka była spełniona. Jako młodemu chłopakowi bardzo się to mu podobało. Jednak gdy podrósł – zaczęło go to zastanawiać. Rodzice nigdy nie opowiadali o swojej pracy, zawsze zmieniali temat. Coraz bardziej go to interesowało. W końcu jego cierpliwość była większa, od rozumu. Pewnej nocy rodzice zostali zaproszeni na uroczystą kolację do sąsiadów. Fabian postanowił podkraść się i podpatrzeć. Delikatnie zaglądał przez okna. Cała kolacja wyglądała na zwyczajny posiłek. Jedzenie, picie i aż 15 gości. Dość widowiskowa była. Mimo, że to on obserwował czuł na sobie wzrok innego człowieka. Jednak nikogo nie zauważył. Podczas kolacji nadeszła pora deseru. Wtedy wszyscy udali się do salonu. Tam oprócz współbiesiadników, których wcześniej widział na fotelu siedział stary już człowiek. Każda z obecnych tam osób oddała mu cześć z najwyższą godnością. Tak jakby był królem, szefem. A na pewno kimś ważnym. Usiedli wokół niego w półkole, o czymś rozmawiali. W pewnym momencie starzec zamachnął ręką, a do salonu został wprowadzony zmasakrowany człowiek. Jakby wyjęty prosto z wraku samochodu. Matka Fabiana wstała i wbiła temu człowiekowi nóż poniżej gardła.
Fabian od razu stamtąd uciekł. Nie chciał więcej tego oglądać. Wrócił do siebie i z barku wyjął dużą butelkę jego własnego alkoholu. Wypił ją prawie, że duszkiem. Chciał zapomnieć. Nie wiedział, co myśleć. Obudził się nazajutrz. Zszedł na śniadanie i ja gdyby nigdy nic zjadł posiłek z rodzicami. Podczas posiłku oznajmił im, że więcej nie chce chodzić do szkoły średniej. Wykształcenie, które do tej pory zdobył w zupełności mu wystarczy. Zamierzał spełnić swoje marzenie i występować na pokazach. Niestety w sercu był jeszcze jeden powód. Dowiedzieć się wszystkiego o wczorajszym zajściu i gościach.
Starter: Eevee
Cele: Zostanie dobrym <niekoniecznie super> koordynatorem, poznanie tajemnicy wydarzenia z kolacji u sąsiadów.
Przyjaciele*: pełna dowolność ze strony MG
Wrogowie*: jak wyżej
Prośby(innymi słowy czego oczekujecie, na czym wam zależy): Czego oczekuję? Dużo mrocznych wątków. Jakieś kryminały i sensacje. Nie pogardzę również typowymi przygodami.
Typ gry(normalna, z dodatkowymi elementami, łączenie dwóch realiów/własne): początkowo normalna, jednak gdy fabuła na to pozwoli mogą światy się przenikać.
Dodatkowe rzeczy* -
Nazwisko*:
Wiek: 20
Wygląd
Charakter: Chłopak, który kocha marzyć. Marzeniami jest usłane jego życie. Obrał jeden cel i do niego dąży za wszelką cenę. Nie boi się przeciwstawić porażce, która potrafi go zmotywować i następnym razem dodać sił. Panicznie boi się pająków.
Historia(minimum 20 linijek):
Fabian od małego interesował się pokemonami, a przede wszystkich Konkursami i Pokazami tych stworków. Gdy w telewizji leciała transmisja nikt nie mógł mu przeszkadzać, był prawie jak uzależniony od tego. Wychował się w porządnym domu, nigdy niczego mu nie brakowało. Żył jak panicz, każda zachcianka była spełniona. Jako młodemu chłopakowi bardzo się to mu podobało. Jednak gdy podrósł – zaczęło go to zastanawiać. Rodzice nigdy nie opowiadali o swojej pracy, zawsze zmieniali temat. Coraz bardziej go to interesowało. W końcu jego cierpliwość była większa, od rozumu. Pewnej nocy rodzice zostali zaproszeni na uroczystą kolację do sąsiadów. Fabian postanowił podkraść się i podpatrzeć. Delikatnie zaglądał przez okna. Cała kolacja wyglądała na zwyczajny posiłek. Jedzenie, picie i aż 15 gości. Dość widowiskowa była. Mimo, że to on obserwował czuł na sobie wzrok innego człowieka. Jednak nikogo nie zauważył. Podczas kolacji nadeszła pora deseru. Wtedy wszyscy udali się do salonu. Tam oprócz współbiesiadników, których wcześniej widział na fotelu siedział stary już człowiek. Każda z obecnych tam osób oddała mu cześć z najwyższą godnością. Tak jakby był królem, szefem. A na pewno kimś ważnym. Usiedli wokół niego w półkole, o czymś rozmawiali. W pewnym momencie starzec zamachnął ręką, a do salonu został wprowadzony zmasakrowany człowiek. Jakby wyjęty prosto z wraku samochodu. Matka Fabiana wstała i wbiła temu człowiekowi nóż poniżej gardła.
Fabian od razu stamtąd uciekł. Nie chciał więcej tego oglądać. Wrócił do siebie i z barku wyjął dużą butelkę jego własnego alkoholu. Wypił ją prawie, że duszkiem. Chciał zapomnieć. Nie wiedział, co myśleć. Obudził się nazajutrz. Zszedł na śniadanie i ja gdyby nigdy nic zjadł posiłek z rodzicami. Podczas posiłku oznajmił im, że więcej nie chce chodzić do szkoły średniej. Wykształcenie, które do tej pory zdobył w zupełności mu wystarczy. Zamierzał spełnić swoje marzenie i występować na pokazach. Niestety w sercu był jeszcze jeden powód. Dowiedzieć się wszystkiego o wczorajszym zajściu i gościach.
Starter: Eevee
Cele: Zostanie dobrym <niekoniecznie super> koordynatorem, poznanie tajemnicy wydarzenia z kolacji u sąsiadów.
Przyjaciele*: pełna dowolność ze strony MG
Wrogowie*: jak wyżej
Prośby(innymi słowy czego oczekujecie, na czym wam zależy): Czego oczekuję? Dużo mrocznych wątków. Jakieś kryminały i sensacje. Nie pogardzę również typowymi przygodami.
Typ gry(normalna, z dodatkowymi elementami, łączenie dwóch realiów/własne): początkowo normalna, jednak gdy fabuła na to pozwoli mogą światy się przenikać.
Dodatkowe rzeczy* -
Uspeh- Liczba postów : 481
Join date : 16/06/2013
Re: Zapisy
Przyjęty ^^ Grę założę po szkole
Gokai- Liczba postów : 3599
Birthday : 01/10/1997
Join date : 04/04/2013
Age : 27
Re: Zapisy
Imię:Lehous
Nazwisko*:Senshi
Wiek: 14 Lat.
Wygląd:http://sprites.pokecheck.org/t/000.gif
Charakter:Lehous jest cichym i nieśmiałym nastolatkiem. Większość swojego życia spędził samotnie, toteż ciężko mu się zaprzyjaźnić z innymi. Zdaje się być spokojny oraz bezbronny, ale pozory często mylą. Zazwyczaj stara się pokojowo rozwiązywać konflikty, jednakże gdy komuś z Jego bliskich grozi niebezpieczeństwo, bez zastanowienia gotowy jest użyć siły. Nikt tak naprawdę nie wie o czym myśli i co planuje Lehous, gdyż jego ruchy są szybkie i niespodziewane. Nie jednego przeciwnika zaskoczył swoimi umiejętnościami strategicznymi. Mimo niezwykłej ostrożności, owianej nutą wręcz dzikości, zdobycie Jego zaufania jest możliwe. Kto tego dokona, będzie mógł liczyć na braterską pomoc ze strony Lehousa.
Historia(minimum 20 linijek):Historia Lehousa jest dość nietypowa, gdyż nic nie wiadomo o jego dzieciństwie. Nawet sam bohater nie posiada takiej wiedzy. A wszystko dlatego, że jego pamięć została wymazana... Ale zacznijmy od początku.
Był piękny, sierpniowy poranek, tuż przed jedenastymi urodzinami Lehousa. Chłopak szybkim krokiem szedł w stronę centrum Driftveil City. Otóż tego dnia, do regionu Unova przybył jeden z najsławniejszych profesorów w dziejach. Nastolatek nie mógł się doczekać spotkania z tą niezwykłą osobą w nadziei, że otrzyma swojego pierwszego Pokémon'a- tak jak większość dzieciaków w jego wieku. Lehous stwierdził, iż szybciej dotrze do celu idąc niewielką, leśną dróżką. Odbił więc w pewnym momencie na znajdujący się nieopodal lasek. Był już blisko umówionego miejsca spotkania, gdy nagle stanął jak wryty. Parę metrów od chłopaka, leżała nieprzytomna dziewczyna. Była mniej więcej w jego wieku, może o rok starsza. Nastolatek nie wiedział co zrobić- nigdzie nie było śladów krwi, wyglądało jakby po prostu zemdlała. Niepewnym krokiem skierował się w stronę poszkodowanej. Następnie poczuł lekkie szarpnięcie, ból w lewej kostce i zaciskające się na niej liny. A potem odpowiedział Lehous tylko głucha pustka... Nieraz w koszmarach widzi zgarbioną sylwetkę starego mężczyzny w okularach i słyszy przytłumione głosy. Po tym wstrząsającym zdarzeniu, chłopak ocknął się w laboratorium Zespołu Plazma, a te dziwne wspomnienia wiążą się z eksperymentami na niej przeprowadzonymi. Chyba nikt nie potrafi powiedzieć, dlaczego akurat jego porwano. Może tylko on dał się nabrać na tą starą sztuczkę z pomocą potrzebującemu? Wbrew swojej woli, Lehous wylądował w klatce z jednym z najdzikszych stworków tam przebywających. Był nim ranny Heracross, który mimo złego stanu zdrowia wciąż walczył ze złą organizacją. Na początku Lehous, jak i wodny Pokémon, trzymali się od siebie z daleka. Z czasem zawarli rozejm, a ich zgoda przerodziła się następnie w przyjaźń. Heracross wyjątkowo wyraził zgodę na opatrzenie swych ran przez nastolatka. Łącznie, spędził około 2 lat w kryjówce Zespołu Plazma. Miewali różne przygody- te lepsze i te gorsze, o których wolę nawet nie wspominać. Jedno jest jednak pewne- chwile radości i cierpienia zbliżyły do siebie nowych przyjaciół. Choć pochodzili z innych światów, potrafili znaleźć wspólny język- język zemsty.
Kiedy już w pełni wyzdrowiali i nabrali sił, zdecydowali się na ucieczkę. Heracross uszkodził kraty celi, a Lehous je wybił. Tak oto, w odpowiednim momencie i w chaosie, który wywołali, stawiając cały Zespół Plazma na nogi, uciekinierzy wydostali się na wolność. Chłopak nie ukrywał zdziwienia, jakie towarzyszyło jemu po wyjściu na powierzchnię. Nie poznawał swojego rodzinnego miasta- może dlatego, że wymazano mu pamięć, a może powodem był zasięg ogromnych zmian? Tak czy inaczej, Lehous postanowił rozpocząć nowe, aczkolwiek przepełnione strachem i niepokojem życie, a także za wszelką cenę dowiedzieć się jak najwięcej o swojej przeszłości.
Starter: Heracross
Cele: Znać swoją przeszłość.
Przyjaciele*: Brak
Wrogowie*: Brak
Prośby(innymi słowy czego oczekujecie, na czym wam zależy): Oczekuje nagrody xD
Typ gry(normalna, z dodatkowymi elementami, łączenie dwóch realiów/własne):Normalna z dodatkowymi elementami
Nazwisko*:Senshi
Wiek: 14 Lat.
Wygląd:http://sprites.pokecheck.org/t/000.gif
Charakter:Lehous jest cichym i nieśmiałym nastolatkiem. Większość swojego życia spędził samotnie, toteż ciężko mu się zaprzyjaźnić z innymi. Zdaje się być spokojny oraz bezbronny, ale pozory często mylą. Zazwyczaj stara się pokojowo rozwiązywać konflikty, jednakże gdy komuś z Jego bliskich grozi niebezpieczeństwo, bez zastanowienia gotowy jest użyć siły. Nikt tak naprawdę nie wie o czym myśli i co planuje Lehous, gdyż jego ruchy są szybkie i niespodziewane. Nie jednego przeciwnika zaskoczył swoimi umiejętnościami strategicznymi. Mimo niezwykłej ostrożności, owianej nutą wręcz dzikości, zdobycie Jego zaufania jest możliwe. Kto tego dokona, będzie mógł liczyć na braterską pomoc ze strony Lehousa.
Historia(minimum 20 linijek):Historia Lehousa jest dość nietypowa, gdyż nic nie wiadomo o jego dzieciństwie. Nawet sam bohater nie posiada takiej wiedzy. A wszystko dlatego, że jego pamięć została wymazana... Ale zacznijmy od początku.
Był piękny, sierpniowy poranek, tuż przed jedenastymi urodzinami Lehousa. Chłopak szybkim krokiem szedł w stronę centrum Driftveil City. Otóż tego dnia, do regionu Unova przybył jeden z najsławniejszych profesorów w dziejach. Nastolatek nie mógł się doczekać spotkania z tą niezwykłą osobą w nadziei, że otrzyma swojego pierwszego Pokémon'a- tak jak większość dzieciaków w jego wieku. Lehous stwierdził, iż szybciej dotrze do celu idąc niewielką, leśną dróżką. Odbił więc w pewnym momencie na znajdujący się nieopodal lasek. Był już blisko umówionego miejsca spotkania, gdy nagle stanął jak wryty. Parę metrów od chłopaka, leżała nieprzytomna dziewczyna. Była mniej więcej w jego wieku, może o rok starsza. Nastolatek nie wiedział co zrobić- nigdzie nie było śladów krwi, wyglądało jakby po prostu zemdlała. Niepewnym krokiem skierował się w stronę poszkodowanej. Następnie poczuł lekkie szarpnięcie, ból w lewej kostce i zaciskające się na niej liny. A potem odpowiedział Lehous tylko głucha pustka... Nieraz w koszmarach widzi zgarbioną sylwetkę starego mężczyzny w okularach i słyszy przytłumione głosy. Po tym wstrząsającym zdarzeniu, chłopak ocknął się w laboratorium Zespołu Plazma, a te dziwne wspomnienia wiążą się z eksperymentami na niej przeprowadzonymi. Chyba nikt nie potrafi powiedzieć, dlaczego akurat jego porwano. Może tylko on dał się nabrać na tą starą sztuczkę z pomocą potrzebującemu? Wbrew swojej woli, Lehous wylądował w klatce z jednym z najdzikszych stworków tam przebywających. Był nim ranny Heracross, który mimo złego stanu zdrowia wciąż walczył ze złą organizacją. Na początku Lehous, jak i wodny Pokémon, trzymali się od siebie z daleka. Z czasem zawarli rozejm, a ich zgoda przerodziła się następnie w przyjaźń. Heracross wyjątkowo wyraził zgodę na opatrzenie swych ran przez nastolatka. Łącznie, spędził około 2 lat w kryjówce Zespołu Plazma. Miewali różne przygody- te lepsze i te gorsze, o których wolę nawet nie wspominać. Jedno jest jednak pewne- chwile radości i cierpienia zbliżyły do siebie nowych przyjaciół. Choć pochodzili z innych światów, potrafili znaleźć wspólny język- język zemsty.
Kiedy już w pełni wyzdrowiali i nabrali sił, zdecydowali się na ucieczkę. Heracross uszkodził kraty celi, a Lehous je wybił. Tak oto, w odpowiednim momencie i w chaosie, który wywołali, stawiając cały Zespół Plazma na nogi, uciekinierzy wydostali się na wolność. Chłopak nie ukrywał zdziwienia, jakie towarzyszyło jemu po wyjściu na powierzchnię. Nie poznawał swojego rodzinnego miasta- może dlatego, że wymazano mu pamięć, a może powodem był zasięg ogromnych zmian? Tak czy inaczej, Lehous postanowił rozpocząć nowe, aczkolwiek przepełnione strachem i niepokojem życie, a także za wszelką cenę dowiedzieć się jak najwięcej o swojej przeszłości.
Starter: Heracross
Cele: Znać swoją przeszłość.
Przyjaciele*: Brak
Wrogowie*: Brak
Prośby(innymi słowy czego oczekujecie, na czym wam zależy): Oczekuje nagrody xD
Typ gry(normalna, z dodatkowymi elementami, łączenie dwóch realiów/własne):Normalna z dodatkowymi elementami
bartek1w2- Liczba postów : 1
Join date : 17/06/2013
Re: Zapisy
Okey tak więc przyjęty.
Gokai- Liczba postów : 3599
Birthday : 01/10/1997
Join date : 04/04/2013
Age : 27
Re: Zapisy
Imię: Nekolies ("Neko")
Nazwisko: Okoyama
Wiek: 15
Wygląd:
Charakter: Większość rzeczy olewa. Jest wyluzowana, przebiegła i wytrzymała. Niestety czasem nie umie panować nad własną złością...
Historia:
Neko urodziła się w Saleport City. Matka dziewczyny zawsze była w domu. Uśmiechnięta, roztargniona, z nieodłączną Ninetales u boku. Jednak nigdy wszystko nie jest takie jakie powinno... Jej ojciec pracował dla pewnej organizacji, której celem jest unicestwienie innej. Oczywistym było, że tą pracą naraża swoich bliskich, jednak była ona całym jego życiem. Nie mówił nikomu o swoim zawodzie. Uwielbiał ryzyko. Aż do pewnego momentu...
To był zwyczajny dzień dla dziesięcioletniej Nekolies Okoyamy. Jak zwykle zaraz po śniadaniu wybiegła z domu zabierając tylko swój ukochany zeszyt. Wspięła się na drzewo, usiadła na gałęzi i zajęła się tym co kochała najbardziej. Oddała się w całości obserwowaniu, oraz rysowaniu dzikich pokemonów. Nagle zobaczyła stworzenie, którego nigdy wcześniej nie widziała. Zafascynowała się nim. Pokemon popatrzył na nią czerwonymi jak krew oczami. Młoda Okoyama zeskoczyła z drzewa z zamiarem przyjrzenia się istocie. Miała piękną czarną sierść na grzbiecie, pazury połyskiwały w słońcu... Nie... Ktoś taki jak Nekolies Okoyama nie mógł zignorować tej majestatycznej postaci. Wysunęła rękę i nagle poczuła, że kręci jej się w głowie. Upadła na ziemię. Oczy same jej się zamykały. Jednak zanim straciła przytomność zdążyła ujrzeć cień jakiegoś mężczyzny. Usłyszała jego głos...
- Spokojnie, panienko...
Obudziła się w dziwnym pomieszczeniu. Ściany były zrobione z metalu, a przed nią rozciągał się wielki ekran.
- Już wstałaś, panienko?- usłyszała jakiś głos zza swoich pleców. Zerwała się na równe nogi.
- Gdzie... Gdzie ja jestem? Kim jesteś?!- krzyknęła Nekolies.
- Jaka niemiła...
Nagle na ekranie pojawiła się sylwetka... Jej ojca!
- Okeru! Jeśli do jutra nie dostarczysz nam swojej cennej... Zdobyczy... To twoja córka już nigdy nie ujrzy wschodu słońca!- to mówiąc tajemniczy jegomość zamachnął się sztyletem i wbił go w prawe oko dziewczyny. Rozległ się przerażający krzyk Neko.
- Nekolies!- krzyknął człowiek z ekranu.- Zabiję cię, Oswald!
- Ależ proszę...- krew kapała na metalową podłogę.- Najpierw jednak musisz oddać mi to co trzymasz tak blisko serca...
- Zrobię to! Tylko nie rób jej krzywdy!
- Jakbym śmiał...
Nekolies ponownie straciła przytomność. Obudziła się dopiero następnego dnia. Była w swoim domu. Prawa część jej twarzy została zabandażowana. Z pokoju obok dobiegały krzyki jej matki. Zapewne wszystko się wydało... Po tych wydarzeniach Nekolies porzuciła rysowanie, a swój stary notes schowała na dno szuflady. Pięć lat później postanowiła wyruszyć w podróż z jakimś groźnie wyglądającym pokemonem u boku... Jednak los bywa przewrotny i nie wszystko jest takie jakie wymarzymy. A może tak jest lepiej?
Starter: Skitty
Cele:
- dobrze się bawić
- znaleźć i pokonać człowieka, który porwał ją 5 lat temu
- wyszkolić Skitty (bo chce zobaczyć miny swoich przeciwników dostających baty od różowego kotka)
- zostać najlepszą koordynatorką (cel poboczny)
Przyjaciele: Może być ktoś wprowadzony podczas przygody.
Wrogowie: Jak wyżej.
Prośby: Ciekawa przygoda. Nie lubię ciągłych bitew pokemon. Czuj się wolna napuszczać na moją postać niebezpiecznych ludzi, porywać ją i tak dalej... Oby było ciekawie.
Typ gry: Poproszę normalną. Nie pogardzę jednak mroczną atmosferą.
Dodatkowe rzeczy: Według Neko dodatkowe znaczy zbędne.
Nazwisko: Okoyama
Wiek: 15
Wygląd:
Charakter: Większość rzeczy olewa. Jest wyluzowana, przebiegła i wytrzymała. Niestety czasem nie umie panować nad własną złością...
Historia:
Neko urodziła się w Saleport City. Matka dziewczyny zawsze była w domu. Uśmiechnięta, roztargniona, z nieodłączną Ninetales u boku. Jednak nigdy wszystko nie jest takie jakie powinno... Jej ojciec pracował dla pewnej organizacji, której celem jest unicestwienie innej. Oczywistym było, że tą pracą naraża swoich bliskich, jednak była ona całym jego życiem. Nie mówił nikomu o swoim zawodzie. Uwielbiał ryzyko. Aż do pewnego momentu...
To był zwyczajny dzień dla dziesięcioletniej Nekolies Okoyamy. Jak zwykle zaraz po śniadaniu wybiegła z domu zabierając tylko swój ukochany zeszyt. Wspięła się na drzewo, usiadła na gałęzi i zajęła się tym co kochała najbardziej. Oddała się w całości obserwowaniu, oraz rysowaniu dzikich pokemonów. Nagle zobaczyła stworzenie, którego nigdy wcześniej nie widziała. Zafascynowała się nim. Pokemon popatrzył na nią czerwonymi jak krew oczami. Młoda Okoyama zeskoczyła z drzewa z zamiarem przyjrzenia się istocie. Miała piękną czarną sierść na grzbiecie, pazury połyskiwały w słońcu... Nie... Ktoś taki jak Nekolies Okoyama nie mógł zignorować tej majestatycznej postaci. Wysunęła rękę i nagle poczuła, że kręci jej się w głowie. Upadła na ziemię. Oczy same jej się zamykały. Jednak zanim straciła przytomność zdążyła ujrzeć cień jakiegoś mężczyzny. Usłyszała jego głos...
- Spokojnie, panienko...
Obudziła się w dziwnym pomieszczeniu. Ściany były zrobione z metalu, a przed nią rozciągał się wielki ekran.
- Już wstałaś, panienko?- usłyszała jakiś głos zza swoich pleców. Zerwała się na równe nogi.
- Gdzie... Gdzie ja jestem? Kim jesteś?!- krzyknęła Nekolies.
- Jaka niemiła...
Nagle na ekranie pojawiła się sylwetka... Jej ojca!
- Okeru! Jeśli do jutra nie dostarczysz nam swojej cennej... Zdobyczy... To twoja córka już nigdy nie ujrzy wschodu słońca!- to mówiąc tajemniczy jegomość zamachnął się sztyletem i wbił go w prawe oko dziewczyny. Rozległ się przerażający krzyk Neko.
- Nekolies!- krzyknął człowiek z ekranu.- Zabiję cię, Oswald!
- Ależ proszę...- krew kapała na metalową podłogę.- Najpierw jednak musisz oddać mi to co trzymasz tak blisko serca...
- Zrobię to! Tylko nie rób jej krzywdy!
- Jakbym śmiał...
Nekolies ponownie straciła przytomność. Obudziła się dopiero następnego dnia. Była w swoim domu. Prawa część jej twarzy została zabandażowana. Z pokoju obok dobiegały krzyki jej matki. Zapewne wszystko się wydało... Po tych wydarzeniach Nekolies porzuciła rysowanie, a swój stary notes schowała na dno szuflady. Pięć lat później postanowiła wyruszyć w podróż z jakimś groźnie wyglądającym pokemonem u boku... Jednak los bywa przewrotny i nie wszystko jest takie jakie wymarzymy. A może tak jest lepiej?
Starter: Skitty
Cele:
- dobrze się bawić
- znaleźć i pokonać człowieka, który porwał ją 5 lat temu
- wyszkolić Skitty (bo chce zobaczyć miny swoich przeciwników dostających baty od różowego kotka)
- zostać najlepszą koordynatorką (cel poboczny)
Przyjaciele: Może być ktoś wprowadzony podczas przygody.
Wrogowie: Jak wyżej.
Prośby: Ciekawa przygoda. Nie lubię ciągłych bitew pokemon. Czuj się wolna napuszczać na moją postać niebezpiecznych ludzi, porywać ją i tak dalej... Oby było ciekawie.
Typ gry: Poproszę normalną. Nie pogardzę jednak mroczną atmosferą.
Dodatkowe rzeczy: Według Neko dodatkowe znaczy zbędne.
Nekolies- Liczba postów : 182
Join date : 18/07/2013
Skąd : Kraj kwitnącego ziemniaka
Re: Zapisy
Oki przyjęta, wieczorkiem mozesz się gry spodziewać
Gokai- Liczba postów : 3599
Birthday : 01/10/1997
Join date : 04/04/2013
Age : 27
Re: Zapisy
Imię:
Akari / Amaya
Nazwisko*:
Nieznane
Wiek:
15
Wygląd:
Charakter:
Akari: Jest bardzo odpowiedzialną dziewczynką, przyjacielska, ufna, pomocna mimo tego co przeżyła, wielu by się załamało... ale nie ona.
Amaya: Ona zaś jest wredna, humorzasta i nieufna. Zupełne przeciwieństwo Akari...
Historia:
- Weź to dziecko! - Odezwał się męski głos i przekazał małą dziewczynkę mężczyźnie w czarnych ubraniach.
- Nie rób z tego takiej afery - Rzekł.
- Po prostu je weź i sobie idź! - Zatrzasnął za sobą drzwi. Pan w czarnych ubraniach oddalił się od drzwi domu i ruszył w stronę jeziora. Dziecko położył na kliku kawałkach deski i pchnął je w otchłań nocy. Księżyc był wtedy w pełni i oświetlał cały zbiornik wodny... Dziewczynkę ocalił pewien staruszek, który wychowywał ją do wieku 6 lat, była dla niego jak córka, gdy umarł w spadku pozostawił jej pokemona... Była ona cały czas sama, ale mimo to była dość miła dla napotkanych ludzi. Żyła na odludziu i rzadko kto ją odwiedzał więc nie miała przyjaciół... w tej samotności pewnego dnia u dziewczynki odezwał się pewien głos... w jej głowie.
- Jesteś sama? Potrzebujesz kogoś do towarzystwa? - Nie wiedziała kto lub co to jest i jakie ma zamiary.
- Czym jesteś? - Rzekła.
- Tobą, tylko ty mnie słyszysz. Jestem twoją przyjaciółką, ale trochę inną niż ty sama... - Odpowiedział jej tajemniczy głos.
- Jak masz na imię?
- Nie mam imienia, ale możesz mi je dać...
- Jesteś inna niż ja... to może... Amaya co oznacza Nocny deszcz...
- Świetne... a na Ciebie jak wołają dziecinko?
- Dziadek mówił na mnie Akari. - Uśmiechnęła się do siebie. "Dziewczynki" żyły ze sobą przez cały czas, obie były różne, a więc często się kłóciły. Mimo wszystko Akari wreszcie poczuła, że ma przyjaciółkę. - Hondour użyj Żaru! - Odezwała się dziewczynka o długich blond włosach, wyglądała na około 9 lat. - Czemu tak łagodnie? - Odezwał się głos w jej głowie.
- Bo to tylko trening, nie męczmy go już dłużej, katujemy już z nim 2 godziny. - Powiedziała i wróciła do domku, w którym mieszkała po śmierci jej dziadka, zjadła małe śniadanie składające się z kilku owoców i dała też trochę jej przyjacielowi.
6 Lat później...
- Chcesz znać moją historię? Nie miałam rodziców... wychowywał mnie dziadek, a po jego śmierci zostałam sama, miałam tylko Houndour'a. Pewnego dnia odwiedziła mnie Amaya. Zostałyśmy przyjaciółkami. - Powiedziała prawie bez zawahania blondynka idąca obok brunetki.
- Masz bardzo ciekawą historię... i naprawdę jesteś inna niż wszystkie dziewczyny. - Odpowiedziała po chwili milczenia.
- Wiem to. Dlatego nikt nigdy nie chciał się ze mną przyjaźnić... szczerze to Amaya potrafi wszystko zepsuć jak nagle się tak pojawia. - Uśmiechnęły się obie i szły razem. - Asako czy nie musisz już wracać do domu? - Spytała jedna z nich patrząc na zegarek.
- O kurcze! Faktycznie! Ale dziś nocujesz u mnie. - Obie ruszyły w stronę łąki, była ona daleko, a po drodze znajdował się domek. - Mamo! Dzisiaj Akari śpi u mnie! - Powiedziała tylko, jej mama krzyknęła krótkie "okej" i wróciła do swoich poprzednich czynności... Następnego dnia rano obie dziewczynki wstały dość wcześnie... dziś był ten dzień, Asako kończy 15 lat i mogła wreszcie ruszyć w swoją podróż. To był jedyny warunek jej mamy... Blondynka postanowiła wyruszyć razem z jej drugą przyjaciółką więc musiała czekać. W prezencie od Amay'i i Akari brunetka dostała własnoręcznie zrobioną bransoletkę, była ona z metalu o kolorze złota.
- Wow. - Powiedziała. - Dziękuję wam. - Przytuliły się. 15-latka za to od rodziców dostała wyposażenie potrzebne do podróży, czyli pokeballe i swojego startera... tym pokemonem był Absol. - Przepiękny... dziękuję mamo i tato. - Wtuliła się w rodziców. - To co ruszamy?
- Już myślałam, że nie spytasz. - Powiedziała. - Amaya! Bądź cierpliwa! Do widzenia państwu. - Wszyscy się pożegnali i przyjaciółki ruszyły razem przed siebie...
Starter:
Houndour
Cele:
Odnaleźć rodziców i dowiedzieć się czemu ją porzucili...
Przyjaciele*: Hai :3 ta dziewczynka opisana w historii znana pod imieniem Asako :3
Wrogowie*: Póki co to niee :3
Prośby: Żadnych takich szczególnych próśb nie mam xd... o! Oczekuję emocji! Aha i prośba... dodaj coś takiego "niemożliwego" xd
Typ gry: Normalna z dodatkowymi elementami xd... ale wiesz nie przesadź z takowymi elementami :3
Akari / Amaya
Nazwisko*:
Nieznane
Wiek:
15
Wygląd:
Charakter:
Akari: Jest bardzo odpowiedzialną dziewczynką, przyjacielska, ufna, pomocna mimo tego co przeżyła, wielu by się załamało... ale nie ona.
Amaya: Ona zaś jest wredna, humorzasta i nieufna. Zupełne przeciwieństwo Akari...
Historia:
- Weź to dziecko! - Odezwał się męski głos i przekazał małą dziewczynkę mężczyźnie w czarnych ubraniach.
- Nie rób z tego takiej afery - Rzekł.
- Po prostu je weź i sobie idź! - Zatrzasnął za sobą drzwi. Pan w czarnych ubraniach oddalił się od drzwi domu i ruszył w stronę jeziora. Dziecko położył na kliku kawałkach deski i pchnął je w otchłań nocy. Księżyc był wtedy w pełni i oświetlał cały zbiornik wodny... Dziewczynkę ocalił pewien staruszek, który wychowywał ją do wieku 6 lat, była dla niego jak córka, gdy umarł w spadku pozostawił jej pokemona... Była ona cały czas sama, ale mimo to była dość miła dla napotkanych ludzi. Żyła na odludziu i rzadko kto ją odwiedzał więc nie miała przyjaciół... w tej samotności pewnego dnia u dziewczynki odezwał się pewien głos... w jej głowie.
- Jesteś sama? Potrzebujesz kogoś do towarzystwa? - Nie wiedziała kto lub co to jest i jakie ma zamiary.
- Czym jesteś? - Rzekła.
- Tobą, tylko ty mnie słyszysz. Jestem twoją przyjaciółką, ale trochę inną niż ty sama... - Odpowiedział jej tajemniczy głos.
- Jak masz na imię?
- Nie mam imienia, ale możesz mi je dać...
- Jesteś inna niż ja... to może... Amaya co oznacza Nocny deszcz...
- Świetne... a na Ciebie jak wołają dziecinko?
- Dziadek mówił na mnie Akari. - Uśmiechnęła się do siebie. "Dziewczynki" żyły ze sobą przez cały czas, obie były różne, a więc często się kłóciły. Mimo wszystko Akari wreszcie poczuła, że ma przyjaciółkę. - Hondour użyj Żaru! - Odezwała się dziewczynka o długich blond włosach, wyglądała na około 9 lat. - Czemu tak łagodnie? - Odezwał się głos w jej głowie.
- Bo to tylko trening, nie męczmy go już dłużej, katujemy już z nim 2 godziny. - Powiedziała i wróciła do domku, w którym mieszkała po śmierci jej dziadka, zjadła małe śniadanie składające się z kilku owoców i dała też trochę jej przyjacielowi.
6 Lat później...
- Chcesz znać moją historię? Nie miałam rodziców... wychowywał mnie dziadek, a po jego śmierci zostałam sama, miałam tylko Houndour'a. Pewnego dnia odwiedziła mnie Amaya. Zostałyśmy przyjaciółkami. - Powiedziała prawie bez zawahania blondynka idąca obok brunetki.
- Masz bardzo ciekawą historię... i naprawdę jesteś inna niż wszystkie dziewczyny. - Odpowiedziała po chwili milczenia.
- Wiem to. Dlatego nikt nigdy nie chciał się ze mną przyjaźnić... szczerze to Amaya potrafi wszystko zepsuć jak nagle się tak pojawia. - Uśmiechnęły się obie i szły razem. - Asako czy nie musisz już wracać do domu? - Spytała jedna z nich patrząc na zegarek.
- O kurcze! Faktycznie! Ale dziś nocujesz u mnie. - Obie ruszyły w stronę łąki, była ona daleko, a po drodze znajdował się domek. - Mamo! Dzisiaj Akari śpi u mnie! - Powiedziała tylko, jej mama krzyknęła krótkie "okej" i wróciła do swoich poprzednich czynności... Następnego dnia rano obie dziewczynki wstały dość wcześnie... dziś był ten dzień, Asako kończy 15 lat i mogła wreszcie ruszyć w swoją podróż. To był jedyny warunek jej mamy... Blondynka postanowiła wyruszyć razem z jej drugą przyjaciółką więc musiała czekać. W prezencie od Amay'i i Akari brunetka dostała własnoręcznie zrobioną bransoletkę, była ona z metalu o kolorze złota.
- Wow. - Powiedziała. - Dziękuję wam. - Przytuliły się. 15-latka za to od rodziców dostała wyposażenie potrzebne do podróży, czyli pokeballe i swojego startera... tym pokemonem był Absol. - Przepiękny... dziękuję mamo i tato. - Wtuliła się w rodziców. - To co ruszamy?
- Już myślałam, że nie spytasz. - Powiedziała. - Amaya! Bądź cierpliwa! Do widzenia państwu. - Wszyscy się pożegnali i przyjaciółki ruszyły razem przed siebie...
Starter:
Houndour
Cele:
Odnaleźć rodziców i dowiedzieć się czemu ją porzucili...
Przyjaciele*: Hai :3 ta dziewczynka opisana w historii znana pod imieniem Asako :3
Wrogowie*: Póki co to niee :3
Prośby: Żadnych takich szczególnych próśb nie mam xd... o! Oczekuję emocji! Aha i prośba... dodaj coś takiego "niemożliwego" xd
Typ gry: Normalna z dodatkowymi elementami xd... ale wiesz nie przesadź z takowymi elementami :3
Ostatnio zmieniony przez Paulinka dnia Sob Sie 03, 2013 3:49 pm, w całości zmieniany 1 raz
Paulinka- Liczba postów : 4
Join date : 01/08/2013
Re: Zapisy
Okey przyjęta gra pewno wieczorem bo mało mam czasu ale w następnym tygodniu spodziewaj się regularnych odpisów
Gokai- Liczba postów : 3599
Birthday : 01/10/1997
Join date : 04/04/2013
Age : 27
Re: Zapisy
Małe ogłoszenie: Kto w ogóle wchodzi na forum niech do mnie napisze, że dalej gra to będą u niego odp.
Gokai- Liczba postów : 3599
Birthday : 01/10/1997
Join date : 04/04/2013
Age : 27
Re: Zapisy
Ja nadal wchodzę i od lipca czekam na odpis...
Nekolies- Liczba postów : 182
Join date : 18/07/2013
Skąd : Kraj kwitnącego ziemniaka
Re: Zapisy
No przepraszam bardzo za to wszystko, były kłopoty spore. Za około godzinę będę na pc to możeszlliczyć na odpisy. Fajnie jakbyś na gg napisała: 25314898. O Skype napisz na pw Jbc
Gokai- Liczba postów : 3599
Birthday : 01/10/1997
Join date : 04/04/2013
Age : 27
Re: Zapisy
Imię: Allan
Nazwisko*: Newlight
Wiek: 15
Wygląd:
Charakter: Osoba przyjacielska. Stara się nigdy nie wychodzić nikomu w drogę. Nie ingeruje w czyjeś życie. Ciekawią go pokemony których nigdy wcześniej nie widział śledząc je i notując o nich dosłownie wszystko co może. Wciąż pragnie podróży, jednak wie, że jego jedym miejscem w świecie Pokemon jest wyspa Walencia.
Historia: Piętnaste urodziny Allana... Miało być huczne przyjęcie. Jednak takim ono nie było... Cały jego spokojny i pozbawiony problemów świat zniszczył najazd zespołu Plasma na miasteczko na wyspie Walencia... Przeczesywali całe miasteczko w celu odnalezienia Profesora Antonego Newlighta. Ojca Allana który specjalizował się w badaniu skamielin Pokemonów. Pragneli oni by on dla nich pracował... Chcieli zmusić go do tego porywając Allana jako zakładnika... Uciekając przed nimi wbiegł do lasu gdzie miał nadzieje, że się skryje. Niestety. Herdiery wypuszczone przez żołdaków zespołu plasma węszyły za Allanem wskazując gdzie się udał... Podczas ucieczki niespojrzał on przed siebie i wpadł w dziurę. Gdy żołdacy zdołali go otoczyć. Allan już się pogodził z myślą, że go uprowadzą. Jednak... Rozległ się w lesie wrzask tak straszliwy, że siedzące na drzewach Pidgeye pouciekały.
- Co to do cholery było? - Wrzasnął jeden z żołdaków... Słychać było potem tąpnięcie, że ziemia się zatrzęsła... Przed żołdakami stanął rosły Tyranitar wrzeszczący na nich i przynależne do nich Herdiery. Szybko udało mu się z nimi rozprawić. Pozbawieni zdolnych do walki Pokemonów zespół Plasma pouciekał. A gdy sam Allan wygramolił się z dziury próbował uciekać przed Tyranitarem. Jednak ku jemu ździwieniu, owy Tyranitar zaczął się zmieniać i przyjmować lisie kształty.
- He? - Spojrzał ździwiony na owego Pokemona. Tyranitar okazał się być tak naprawdę Zoruą. - Dziękuje ci uprzejmie - Powiedział Allan do Zoruy delikatnie się kłaniając - Ale proszę... Nie rób mi krzywdy. - Pokemon okrążył wystraszonego Allana delikatnie poruszając przy tym ogonem. Chciał dać do zrozumienia chłopcu, że nie ma się co jego obawiać.
- Czy chcesz ze mną iść Zorua? - Spytał niepewnie widząc reakcje Pokemona. Zorua zaś pokiwała delikatnie główką i wskoczyła na ramię Allana łasząc się do jego policzka.
- Dziękuje Zorua... Zadbam o ciebie najlepiej jak potrafie. Wracajmy do miasta... Muszę odbić tate z rąk tych parszywców.
Biegł ile sił w nogach... Jednak nie zdołał ich dogonić. Gdy był na miejscu widział tylko z daleka tłum żołdaków zespołu Plasma i ich wodza... Ghetsisa który stał niedaleko jego związanego ojca.
- Nasza misja zakończona sukcesem panowie. Czas powrócić do Regionu Unova i dokończyć nasz plan.
Wszyscy zebrali się i wsiedli do Samolotu którym tu przybyli.
- Zatem pochodzą oni z regionu Unova - Powiedział cicho Allan spoglądając na Zoruę - Ruszamy za nimi. Muszę odbić ojca z rąk tych parszywców! Kto wie co oni próbują dokonać.
Wbiegł szybko do swojego domu na stole znalazł troche pieniędzy. Bo 2000$ oraz Sześć Pokeballi.
- Nie za wiele... Ale mi się przyda - Wziął ze sobą to co było na stole. Spojrzał na Zoruę. - Dla pewności przyjacielu. Dasz mi się zamknąć w Pokeballu? Wiem... Pewnie wy pokemony tego nienawidzicie... Ale dla bespieczeństwa by nikt inny mi ciebie nie złapał.
Zorua z niechęcią... Ale pokiwąła główką, że się zgadza... Allan rzucił w nią Pokeballem. A gdy weszła do środka. To wypuścił ją odrazu z Pokeballa gdzie wróciła na miejsce na jego ramieniu. - Dobrze zatem... Ruszamy do Unova Zorua! - Uśmiechnął się do swojego Pokemona i wychodząc z domu powtórzył to samo. Słysząc jego słowa zatrzymał się przy nim starszy pan.
- Mówisz młodzieńcze, że ruszasz do regionu Unova?
- Tak prosze pana - Spojrzał na niego - A czemu pan pyta?
- Bo ja wraz z żoną wybieramy się do miasteczka Nuvema by odwiedzić profesor Juniper... Może nie chciał byś się z nami zabrać?
Na twarzy Allana pojawił się szeroki uśmiech.
- Oczywiście, że tak... Mam w Unova do załatwienia pewną sprawę... Ale ile to będzie kosztowało? Bo nie mam zbyt wiele.
- Kosztowało? - Starszy pan się ośmiał - Mój drogi... Nie chce od ciebie pieniędzy... Powiedz mi jednak tylko jak się nazywasz...
- Och no tak.. Zapomniałem - Uśmiechnął się lekko głupio - Allan Newlight jestem.
- Allan Newlight? Syn profesora Antonego Newlighta? Widziałem jak zabierał go zespół Plasma.
- Właśnie po to by go odbić ruszam do Unova.
- Zatem zbierajmy się... Bo mamy mało czasu.
Oboje rozmawiali podczas drogi do portu gdzie czekała żona starszego pana... Wszyscy wsiedli na pokład i ruszyli małym statkiem w strone regionu Unova. Podróż trwała tydzień. Gdy zacumowali przy Nuvema. Allan wypalił jak pocisk ze statku biegnąc w strone miasta.
- ZESPOLE PLASMA! DOPADNE CIĘ! - Wrzasnął kierując się do budynku Profesor Juniper...
<Ciąg dalszy do napisania w historii XD>
Starter:
#570 - ZORUA
Charakter - Pokemon świadomy całkowicie swojego działania. Jako jedna z niewielu, ta Zorua nie obawia się kontaktów z ludźmi a wręcz do nich garnie. Wybiera ona sama sobie trenera z którym zostaje do końca nie ważne co by się działo. Stosuje swoją zdolność Iluzji tylko w kryzysowych przypadkach.
Ataki - Scratch, Leer, Pursuit.
Poziom - 7,00
Cele: Uratowanie Ojca z rąk zespołu Plasma
Przyjaciele*: Pan Takori <Starszy pan z Historii>
Wrogowie*: Zespół Plasma a szczególnie Ghetsis.
Prośby: W miare emocjonująca gra i żeby odrazu Allan nie został zrównany z ziemią, oraz możliwość spotkania N-a z Allanem.
Typ gry: Normalna z dodatkowymi elementami.
Dodatkowe rzeczy: PokeGear lub PokeTech jeśli można
Nazwisko*: Newlight
Wiek: 15
Wygląd:
Charakter: Osoba przyjacielska. Stara się nigdy nie wychodzić nikomu w drogę. Nie ingeruje w czyjeś życie. Ciekawią go pokemony których nigdy wcześniej nie widział śledząc je i notując o nich dosłownie wszystko co może. Wciąż pragnie podróży, jednak wie, że jego jedym miejscem w świecie Pokemon jest wyspa Walencia.
Historia: Piętnaste urodziny Allana... Miało być huczne przyjęcie. Jednak takim ono nie było... Cały jego spokojny i pozbawiony problemów świat zniszczył najazd zespołu Plasma na miasteczko na wyspie Walencia... Przeczesywali całe miasteczko w celu odnalezienia Profesora Antonego Newlighta. Ojca Allana który specjalizował się w badaniu skamielin Pokemonów. Pragneli oni by on dla nich pracował... Chcieli zmusić go do tego porywając Allana jako zakładnika... Uciekając przed nimi wbiegł do lasu gdzie miał nadzieje, że się skryje. Niestety. Herdiery wypuszczone przez żołdaków zespołu plasma węszyły za Allanem wskazując gdzie się udał... Podczas ucieczki niespojrzał on przed siebie i wpadł w dziurę. Gdy żołdacy zdołali go otoczyć. Allan już się pogodził z myślą, że go uprowadzą. Jednak... Rozległ się w lesie wrzask tak straszliwy, że siedzące na drzewach Pidgeye pouciekały.
- Co to do cholery było? - Wrzasnął jeden z żołdaków... Słychać było potem tąpnięcie, że ziemia się zatrzęsła... Przed żołdakami stanął rosły Tyranitar wrzeszczący na nich i przynależne do nich Herdiery. Szybko udało mu się z nimi rozprawić. Pozbawieni zdolnych do walki Pokemonów zespół Plasma pouciekał. A gdy sam Allan wygramolił się z dziury próbował uciekać przed Tyranitarem. Jednak ku jemu ździwieniu, owy Tyranitar zaczął się zmieniać i przyjmować lisie kształty.
- He? - Spojrzał ździwiony na owego Pokemona. Tyranitar okazał się być tak naprawdę Zoruą. - Dziękuje ci uprzejmie - Powiedział Allan do Zoruy delikatnie się kłaniając - Ale proszę... Nie rób mi krzywdy. - Pokemon okrążył wystraszonego Allana delikatnie poruszając przy tym ogonem. Chciał dać do zrozumienia chłopcu, że nie ma się co jego obawiać.
- Czy chcesz ze mną iść Zorua? - Spytał niepewnie widząc reakcje Pokemona. Zorua zaś pokiwała delikatnie główką i wskoczyła na ramię Allana łasząc się do jego policzka.
- Dziękuje Zorua... Zadbam o ciebie najlepiej jak potrafie. Wracajmy do miasta... Muszę odbić tate z rąk tych parszywców.
Biegł ile sił w nogach... Jednak nie zdołał ich dogonić. Gdy był na miejscu widział tylko z daleka tłum żołdaków zespołu Plasma i ich wodza... Ghetsisa który stał niedaleko jego związanego ojca.
- Nasza misja zakończona sukcesem panowie. Czas powrócić do Regionu Unova i dokończyć nasz plan.
Wszyscy zebrali się i wsiedli do Samolotu którym tu przybyli.
- Zatem pochodzą oni z regionu Unova - Powiedział cicho Allan spoglądając na Zoruę - Ruszamy za nimi. Muszę odbić ojca z rąk tych parszywców! Kto wie co oni próbują dokonać.
Wbiegł szybko do swojego domu na stole znalazł troche pieniędzy. Bo 2000$ oraz Sześć Pokeballi.
- Nie za wiele... Ale mi się przyda - Wziął ze sobą to co było na stole. Spojrzał na Zoruę. - Dla pewności przyjacielu. Dasz mi się zamknąć w Pokeballu? Wiem... Pewnie wy pokemony tego nienawidzicie... Ale dla bespieczeństwa by nikt inny mi ciebie nie złapał.
Zorua z niechęcią... Ale pokiwąła główką, że się zgadza... Allan rzucił w nią Pokeballem. A gdy weszła do środka. To wypuścił ją odrazu z Pokeballa gdzie wróciła na miejsce na jego ramieniu. - Dobrze zatem... Ruszamy do Unova Zorua! - Uśmiechnął się do swojego Pokemona i wychodząc z domu powtórzył to samo. Słysząc jego słowa zatrzymał się przy nim starszy pan.
- Mówisz młodzieńcze, że ruszasz do regionu Unova?
- Tak prosze pana - Spojrzał na niego - A czemu pan pyta?
- Bo ja wraz z żoną wybieramy się do miasteczka Nuvema by odwiedzić profesor Juniper... Może nie chciał byś się z nami zabrać?
Na twarzy Allana pojawił się szeroki uśmiech.
- Oczywiście, że tak... Mam w Unova do załatwienia pewną sprawę... Ale ile to będzie kosztowało? Bo nie mam zbyt wiele.
- Kosztowało? - Starszy pan się ośmiał - Mój drogi... Nie chce od ciebie pieniędzy... Powiedz mi jednak tylko jak się nazywasz...
- Och no tak.. Zapomniałem - Uśmiechnął się lekko głupio - Allan Newlight jestem.
- Allan Newlight? Syn profesora Antonego Newlighta? Widziałem jak zabierał go zespół Plasma.
- Właśnie po to by go odbić ruszam do Unova.
- Zatem zbierajmy się... Bo mamy mało czasu.
Oboje rozmawiali podczas drogi do portu gdzie czekała żona starszego pana... Wszyscy wsiedli na pokład i ruszyli małym statkiem w strone regionu Unova. Podróż trwała tydzień. Gdy zacumowali przy Nuvema. Allan wypalił jak pocisk ze statku biegnąc w strone miasta.
- ZESPOLE PLASMA! DOPADNE CIĘ! - Wrzasnął kierując się do budynku Profesor Juniper...
<Ciąg dalszy do napisania w historii XD>
Starter:
#570 - ZORUA
Charakter - Pokemon świadomy całkowicie swojego działania. Jako jedna z niewielu, ta Zorua nie obawia się kontaktów z ludźmi a wręcz do nich garnie. Wybiera ona sama sobie trenera z którym zostaje do końca nie ważne co by się działo. Stosuje swoją zdolność Iluzji tylko w kryzysowych przypadkach.
Ataki - Scratch, Leer, Pursuit.
Poziom - 7,00
Cele: Uratowanie Ojca z rąk zespołu Plasma
Przyjaciele*: Pan Takori <Starszy pan z Historii>
Wrogowie*: Zespół Plasma a szczególnie Ghetsis.
Prośby: W miare emocjonująca gra i żeby odrazu Allan nie został zrównany z ziemią, oraz możliwość spotkania N-a z Allanem.
Typ gry: Normalna z dodatkowymi elementami.
Dodatkowe rzeczy: PokeGear lub PokeTech jeśli można
SirAllan123- Liczba postów : 627
Birthday : 09/01/1993
Join date : 09/09/2013
Age : 31
Skąd : Koluszki
Re: Zapisy
Oki, przyjęty. Mam kłopoty z zatokami i jak dam radę to dzisiaj założę grę. Jak masz gg to napisz do mnie, numer jest u góry tej strony
Gokai- Liczba postów : 3599
Birthday : 01/10/1997
Join date : 04/04/2013
Age : 27
Re: Zapisy
Imię:
Daichi
Nazwisko:
Sugiyama
Wiek:
16 lat
Wygląd:
Daichi to dość wysoki, szczupły chłopak. Jego kruczoczarne włosy sięgają mu do szyi, grzywka opada na brązowe oczy. Na lewym policzku Sygiyamy znajduje się plaster, ukrywający szpecącą bliznę.
Charakter:
Charakter Daichiego odzwierciedla to, co przeszedł. Jak na swój wiek zachowuje się jak dorosły. Wie kim jest i wie co znaczy dla Wooda.
Historia:
Dzień 11.07.2003r.
Pamiętam to jak dziś. Właśnie w piątek, jedenastego lipca wydarzyło się coś, co zmieniło cały świat.
Miałem wtedy siedem lat. Lato było bardzo ciepłe. Od początku wakacji nie było ani jednej chmury na niebie. Na szczęście codziennie wiał delikatny wiatr, który schładzał wszystko i wszystkich. Również wtedy nic nie wskazywało, co ma wydarzyć się w najbliższych godzinach.
Wstałem o dziewiątej rano. Wraz z moimi przyjaciółmi: Rebeccą i Drake’m mieliśmy stworzyć tajną bazę. Wiesz… takie zabawy małych bachorów. O godzinie dziesiątej wyruszyłem z domu. Skierowałem się w stronę polany, którą otaczał las. Znajdowała się ona na obrzeżach miasta.
Pół godziny później byłem na miejscu. Moi przyjaciele już na mnie czekali. Po jakimś czasie, spędzonym na rozmowie i wygłupach, postanowiliśmy wziąć się do roboty. Ja ruszyłem do lasu, by nazbierać gałęzi, natomiast Rebecca i Drake zostali na miejscu, by przygotować miejsce na szałas.
Bardzo ciężko było zebrać gałęzie nadające się do zbudowania schronienia. A to wszystko za sprawą braku opadów, które spowodowały małą suszę. Wszystko stało się bardzo kruche i łamliwe.
Po dłuższym czasie poszukiwań, które okazały się niepowiedzeniem, postanowiłem udać się do naszej starej kryjówki. Znajdowała się w ogromnym wnętrzu dębu. To Drake odkrył to miejsce. Często rzucał kamieniami w drzewa. Pewnego dnia usłyszał echo odbijające się w środku pnia. Przy mojej pomocy rozwaliliśmy korę, tym samym tworząc wejście. Jakiś czas później zrobiliśmy z tego miejsca naszą pierwszą bazę. Szybko jednak musieliśmy się stamtąd wynieść, ponieważ odkryliśmy gniazdo komarów w górnej części drzewa.
O godzinie jedenastej wszystko się zaczęło. Będąc w dębie usłyszałem nagle jakieś straszny świst, po czym ziemia nagle się zatrzęsła. Dało się słyszeć mocny huk, jakby coś… wybuchło. Bałem się wyjść, by sprawdzić, co narobiło tyle hałasu, bo zdałem sobie sprawę, że kilka, może kilkanaście osób biegnie po lesie coś krzycząc. Nie, to zdecydowanie nie byli ani Rebecca, ani Drake. Nie wiedząc, co zrobić, wdrapałem się trochę wyżej, by nikt ,nie nie zauważył. Miałem szczęście, że nie zaatakowały mnie komary. Jakiś czas później głosy ucichły. Nadal zdenerwowany i przerażony wystawiłem głowę z drzewa, nasłuchując, czy aby nikogo nie ma w pobliżu. Nie usłyszałem niczego niepokojącego, więc wyszedłem na zewnątrz.
Pierwszym odruchem było sprawdzenie, co narobiło tyle hałasu. Bałem się, gdyż zdałem sobie sprawę, że ten wybuch był gdzieś w okolicy Springtown. Ruszyłem w stronę domu, co jakiś czas się rozglądając i nasłuchując, czy aby nikt się nie zbliża.
Im byłem bliżej, tym lepiej słyszałem różne odgłosy. Niestety, nie poprawiły one mojego nastroju. Słyszałem strzały z broni. To mnie przeraziło. Gdzieniegdzie odbijał się dźwięk karetek. Zbliżyłem się do wyjścia z lasu. Trafiłem akurat na miejsce, w którym rosło mnóstwo krzaków. Wszedłem pomiędzy nie, by móc wyjrzeć na Springtown.
To, co zobaczyłem, kompletnie wytrąciło mnie z równowagi. Niemal wszystkie domy się paliły. Po ulicach chodzili jacyś dziwni ludzie, ubrani w czarne kombinezony. Byli uzbrojeni. Mieszkańcy byli wyprowadzani z ocalałych domów, zakuwani w kajdanki i wywożeni czymś w rodzaju furgonetek.
W pewnym momencie usłyszałem ciche szeptanie. Rozejrzałem się pośpiesznie. To, co ujrzałem, napełniło mnie nadzieję. Widziałem Rebeccę i Drake’a. Szli po lesie, gorączkowo o czymś rozmawiając. Wyszedłem po cichu z krzaków, po czym machnąłem do nich ręką. Szybko do mnie pobiegli.
- Co tu się dzieje, Daichi? – spytała Rebecca, zaglądając mi przez ramię – Usłyszeliśmy jedynie wybuch. Długo nie wracałeś, więc postanowiliśmy pójść i sprawdzić, co narobiło tyle hałasu.
Nim opowiedziałem im to, co zobaczyłem, zaprowadziłem ich do dębu. Kiedy tam doszliśmy, oderwałem wielki kawał kory, po czym zakryłem wejście. Dopiero teraz mogłem powiedzieć im, co się wydarzyło.
- Jesteś pewny, że Ci ludzie byli w czarnych kombinezonach? – spytał Drake, marszcząc czoło.
Przytaknąłem. Teraz i ja, i Rebecca wpatrywaliśmy się w niego bez słowa. Po chwili przemówił.
- Chyba jest tak, jak mówił tata. Znacie tego gościa, Jamesa Wooda? On jest jakimś prezydentem czy coś w tym rodzaju. Mój tata mówił, że on nienawidzi Pokemonów. Denerwowało go to, że ludzie zaprzyjaźniają się z nimi, hodują je i urządzają pokazy. Rozumiecie? Jednak to nie było tak, że podenerwuje się i przestanie. Miał w rękach władzę, więc chciał to wykorzystać. Tata opowiadał, że po cichu wyzbywa się Pokemonów. Z resztą… kiedy ostatnio widzieliście chociażby Caterpie? Pokemony znikają… jednak to nadal nie usatysfakcjonowało Wooda, jak widać. Podsłuchałem, jak tata rozmawia z mamą, że spodziewa się najgorszego.
- Najgorszego? – spytała przestraszona Rebecca – Czyli czego?
- Wood… ten koleś… prawdopodobnie… wypowiedział… w-wojnę.
Byłem zszokowany. Wojna? To mogła być co najwyżej zabawa, ale prawdziwa wojna?
Jak to? – spytałem, czując, że łamie mi się głos – Co my teraz zrobimy?
Drake uciszył nas gestem, po czym nasłuchiwał. Ktoś znowu chodził po lesie. Odgłosy jednak szybko ustały.
- Wejdźcie tutaj. - szepnął Drake po chwili, po czym przyklęknął. Odgarnął liście z ziemi. Naszym oczom ukazało się jakieś ukryte przejście. Chciałem zapytać, co to jest, ale znowu było słychać kroki. Szybko weszliśmy do środka. Drake zamknął otwór. Znajdowaliśmy się teraz w jakimś podziemnym tunelu.
- Mój tata zbudował ten tunel jakiś czas temu. Prowadzi do schronu. Kiedy tam dojdziemy, może dowiemy się czegoś więcej.
Szliśmy przez sporo czasu. Drake szedł z przodu, Rebecca za nim, a ja na końcu. Jakiś czas później w końcu znaleźliśmy się na miejscu.
[b]Dalsze dzieje
Nie mam już tak dużo miejsca, więc streszczę to, co stało się potem. Okazało się, że Drake miał rację. James Wood wypowiedział wojnę, która miała na celu zlikwidowanie wszystkich Pokemonów. Musieliśmy się ukrywać, ponieważ większość osób aresztowali. Postanowiliśmy jednak, że się nie poddamy. Założyliśmy tajną organizację „Księżyc”. Dołączało do nas coraz więcej osób. Były małe problemy ze schwytaniem Pokemonów, które mogliśmy rozdawać nowym, ale sobie poradziliśmy.
Napisałem do Ciebie ten list, Will, bo wiem, co się stało z Twoją rodziną. Doszły do nas słuchy, że Twoi rodzice, Anna i Jake Black zostali aresztowani. Może o tym nie wiedziałeś, ale twoja matka była przyrodnią siostrą mojej matki, co oznacza, że jesteśmy rodziną. A ja, jako Twój kuzyn, mam obowiązek się Tobą zająć.
P.S. Po przeczytaniu tego listu zniszcz go, spakuj swoje najpotrzebniejsze rzeczy i przyjdź do piwnicy.
***
Will Black, adresat listu był zszokowany. Wiedział jednak, że musi działać. Wszedł do swojego pokoju i zaczął się pośpiesznie pakować. Schował list do swojego plecaka. Już po chwili był gotowy. Zbiegł do piwnicy. Wydał z siebie głuchy okrzyk, gdy zobaczył tam jakiegoś chłopaka.
- W samą porę. – powiedział, widząc blondyna. – Daichi to ja. Właź tutaj – szepnął, wskazując mu tajny korytarz, o którym Will nie miał pojęcia.
Starter:
#622Golett
Charakter - Golett tak jak Daichi, jest świadom aktualnej sytuacji. Stara się działać tak jak właściciel.
Ataki - Pound, Astonish, Defense Curl, Mud-Slap
Poziom - 7,00
Cele: Zakończenie wojny, schwytanie Wooda.
Przyjaciele*: Will Black
Wrogowie*: James Wood i jego ludzie
Prośby: Ciekawe wątki typu misje od organizacji, napady na ich konwoje, wszelakie sabotaże.
Typ gry: Jedna kraina gdzie wystepują wszystkie pokemony. Lasy już nie są tak puste, a miasta obstawione są przez ludzi Wooda.
Dodatkowe rzeczy: Nic.
Daichi
Nazwisko:
Sugiyama
Wiek:
16 lat
Wygląd:
Daichi to dość wysoki, szczupły chłopak. Jego kruczoczarne włosy sięgają mu do szyi, grzywka opada na brązowe oczy. Na lewym policzku Sygiyamy znajduje się plaster, ukrywający szpecącą bliznę.
Charakter:
Charakter Daichiego odzwierciedla to, co przeszedł. Jak na swój wiek zachowuje się jak dorosły. Wie kim jest i wie co znaczy dla Wooda.
Historia:
Dzień 11.07.2003r.
Pamiętam to jak dziś. Właśnie w piątek, jedenastego lipca wydarzyło się coś, co zmieniło cały świat.
Miałem wtedy siedem lat. Lato było bardzo ciepłe. Od początku wakacji nie było ani jednej chmury na niebie. Na szczęście codziennie wiał delikatny wiatr, który schładzał wszystko i wszystkich. Również wtedy nic nie wskazywało, co ma wydarzyć się w najbliższych godzinach.
Wstałem o dziewiątej rano. Wraz z moimi przyjaciółmi: Rebeccą i Drake’m mieliśmy stworzyć tajną bazę. Wiesz… takie zabawy małych bachorów. O godzinie dziesiątej wyruszyłem z domu. Skierowałem się w stronę polany, którą otaczał las. Znajdowała się ona na obrzeżach miasta.
Pół godziny później byłem na miejscu. Moi przyjaciele już na mnie czekali. Po jakimś czasie, spędzonym na rozmowie i wygłupach, postanowiliśmy wziąć się do roboty. Ja ruszyłem do lasu, by nazbierać gałęzi, natomiast Rebecca i Drake zostali na miejscu, by przygotować miejsce na szałas.
Bardzo ciężko było zebrać gałęzie nadające się do zbudowania schronienia. A to wszystko za sprawą braku opadów, które spowodowały małą suszę. Wszystko stało się bardzo kruche i łamliwe.
Po dłuższym czasie poszukiwań, które okazały się niepowiedzeniem, postanowiłem udać się do naszej starej kryjówki. Znajdowała się w ogromnym wnętrzu dębu. To Drake odkrył to miejsce. Często rzucał kamieniami w drzewa. Pewnego dnia usłyszał echo odbijające się w środku pnia. Przy mojej pomocy rozwaliliśmy korę, tym samym tworząc wejście. Jakiś czas później zrobiliśmy z tego miejsca naszą pierwszą bazę. Szybko jednak musieliśmy się stamtąd wynieść, ponieważ odkryliśmy gniazdo komarów w górnej części drzewa.
O godzinie jedenastej wszystko się zaczęło. Będąc w dębie usłyszałem nagle jakieś straszny świst, po czym ziemia nagle się zatrzęsła. Dało się słyszeć mocny huk, jakby coś… wybuchło. Bałem się wyjść, by sprawdzić, co narobiło tyle hałasu, bo zdałem sobie sprawę, że kilka, może kilkanaście osób biegnie po lesie coś krzycząc. Nie, to zdecydowanie nie byli ani Rebecca, ani Drake. Nie wiedząc, co zrobić, wdrapałem się trochę wyżej, by nikt ,nie nie zauważył. Miałem szczęście, że nie zaatakowały mnie komary. Jakiś czas później głosy ucichły. Nadal zdenerwowany i przerażony wystawiłem głowę z drzewa, nasłuchując, czy aby nikogo nie ma w pobliżu. Nie usłyszałem niczego niepokojącego, więc wyszedłem na zewnątrz.
Pierwszym odruchem było sprawdzenie, co narobiło tyle hałasu. Bałem się, gdyż zdałem sobie sprawę, że ten wybuch był gdzieś w okolicy Springtown. Ruszyłem w stronę domu, co jakiś czas się rozglądając i nasłuchując, czy aby nikt się nie zbliża.
Im byłem bliżej, tym lepiej słyszałem różne odgłosy. Niestety, nie poprawiły one mojego nastroju. Słyszałem strzały z broni. To mnie przeraziło. Gdzieniegdzie odbijał się dźwięk karetek. Zbliżyłem się do wyjścia z lasu. Trafiłem akurat na miejsce, w którym rosło mnóstwo krzaków. Wszedłem pomiędzy nie, by móc wyjrzeć na Springtown.
To, co zobaczyłem, kompletnie wytrąciło mnie z równowagi. Niemal wszystkie domy się paliły. Po ulicach chodzili jacyś dziwni ludzie, ubrani w czarne kombinezony. Byli uzbrojeni. Mieszkańcy byli wyprowadzani z ocalałych domów, zakuwani w kajdanki i wywożeni czymś w rodzaju furgonetek.
W pewnym momencie usłyszałem ciche szeptanie. Rozejrzałem się pośpiesznie. To, co ujrzałem, napełniło mnie nadzieję. Widziałem Rebeccę i Drake’a. Szli po lesie, gorączkowo o czymś rozmawiając. Wyszedłem po cichu z krzaków, po czym machnąłem do nich ręką. Szybko do mnie pobiegli.
- Co tu się dzieje, Daichi? – spytała Rebecca, zaglądając mi przez ramię – Usłyszeliśmy jedynie wybuch. Długo nie wracałeś, więc postanowiliśmy pójść i sprawdzić, co narobiło tyle hałasu.
Nim opowiedziałem im to, co zobaczyłem, zaprowadziłem ich do dębu. Kiedy tam doszliśmy, oderwałem wielki kawał kory, po czym zakryłem wejście. Dopiero teraz mogłem powiedzieć im, co się wydarzyło.
- Jesteś pewny, że Ci ludzie byli w czarnych kombinezonach? – spytał Drake, marszcząc czoło.
Przytaknąłem. Teraz i ja, i Rebecca wpatrywaliśmy się w niego bez słowa. Po chwili przemówił.
- Chyba jest tak, jak mówił tata. Znacie tego gościa, Jamesa Wooda? On jest jakimś prezydentem czy coś w tym rodzaju. Mój tata mówił, że on nienawidzi Pokemonów. Denerwowało go to, że ludzie zaprzyjaźniają się z nimi, hodują je i urządzają pokazy. Rozumiecie? Jednak to nie było tak, że podenerwuje się i przestanie. Miał w rękach władzę, więc chciał to wykorzystać. Tata opowiadał, że po cichu wyzbywa się Pokemonów. Z resztą… kiedy ostatnio widzieliście chociażby Caterpie? Pokemony znikają… jednak to nadal nie usatysfakcjonowało Wooda, jak widać. Podsłuchałem, jak tata rozmawia z mamą, że spodziewa się najgorszego.
- Najgorszego? – spytała przestraszona Rebecca – Czyli czego?
- Wood… ten koleś… prawdopodobnie… wypowiedział… w-wojnę.
Byłem zszokowany. Wojna? To mogła być co najwyżej zabawa, ale prawdziwa wojna?
Jak to? – spytałem, czując, że łamie mi się głos – Co my teraz zrobimy?
Drake uciszył nas gestem, po czym nasłuchiwał. Ktoś znowu chodził po lesie. Odgłosy jednak szybko ustały.
- Wejdźcie tutaj. - szepnął Drake po chwili, po czym przyklęknął. Odgarnął liście z ziemi. Naszym oczom ukazało się jakieś ukryte przejście. Chciałem zapytać, co to jest, ale znowu było słychać kroki. Szybko weszliśmy do środka. Drake zamknął otwór. Znajdowaliśmy się teraz w jakimś podziemnym tunelu.
- Mój tata zbudował ten tunel jakiś czas temu. Prowadzi do schronu. Kiedy tam dojdziemy, może dowiemy się czegoś więcej.
Szliśmy przez sporo czasu. Drake szedł z przodu, Rebecca za nim, a ja na końcu. Jakiś czas później w końcu znaleźliśmy się na miejscu.
[b]Dalsze dzieje
Nie mam już tak dużo miejsca, więc streszczę to, co stało się potem. Okazało się, że Drake miał rację. James Wood wypowiedział wojnę, która miała na celu zlikwidowanie wszystkich Pokemonów. Musieliśmy się ukrywać, ponieważ większość osób aresztowali. Postanowiliśmy jednak, że się nie poddamy. Założyliśmy tajną organizację „Księżyc”. Dołączało do nas coraz więcej osób. Były małe problemy ze schwytaniem Pokemonów, które mogliśmy rozdawać nowym, ale sobie poradziliśmy.
Napisałem do Ciebie ten list, Will, bo wiem, co się stało z Twoją rodziną. Doszły do nas słuchy, że Twoi rodzice, Anna i Jake Black zostali aresztowani. Może o tym nie wiedziałeś, ale twoja matka była przyrodnią siostrą mojej matki, co oznacza, że jesteśmy rodziną. A ja, jako Twój kuzyn, mam obowiązek się Tobą zająć.
P.S. Po przeczytaniu tego listu zniszcz go, spakuj swoje najpotrzebniejsze rzeczy i przyjdź do piwnicy.
***
Will Black, adresat listu był zszokowany. Wiedział jednak, że musi działać. Wszedł do swojego pokoju i zaczął się pośpiesznie pakować. Schował list do swojego plecaka. Już po chwili był gotowy. Zbiegł do piwnicy. Wydał z siebie głuchy okrzyk, gdy zobaczył tam jakiegoś chłopaka.
- W samą porę. – powiedział, widząc blondyna. – Daichi to ja. Właź tutaj – szepnął, wskazując mu tajny korytarz, o którym Will nie miał pojęcia.
Starter:
#622Golett
Charakter - Golett tak jak Daichi, jest świadom aktualnej sytuacji. Stara się działać tak jak właściciel.
Ataki - Pound, Astonish, Defense Curl, Mud-Slap
Poziom - 7,00
Cele: Zakończenie wojny, schwytanie Wooda.
Przyjaciele*: Will Black
Wrogowie*: James Wood i jego ludzie
Prośby: Ciekawe wątki typu misje od organizacji, napady na ich konwoje, wszelakie sabotaże.
Typ gry: Jedna kraina gdzie wystepują wszystkie pokemony. Lasy już nie są tak puste, a miasta obstawione są przez ludzi Wooda.
Dodatkowe rzeczy: Nic.
Daichi- Liczba postów : 1
Join date : 08/09/2013
Re: Zapisy
Cześć, przepraszam ale na razie już nie przyjmuje nowych graczy
Gokai- Liczba postów : 3599
Birthday : 01/10/1997
Join date : 04/04/2013
Age : 27
Re: Zapisy
Pomyślałem, że skoro minęło trochę czasu, to może mógłbym się postarać o grę u ciebie, więc składam zapis.
Imię: Moric
Nazwisko:{brak}
Wiek: coś około kilku wieków
Wygląd:
A)Oryginalny: Ubrany w długą szatę, czarną, z elementami miedziano/brązowymi. Pod głową na piersi ma zielony kryształ, z którego wychodzi sześć kościanych elementów(obrazek), które swój początek mają na plecach w okolicach barków. Wzrost około 2,2 metra.
B)Ludzka forma: Ubrany w ciężkie brązowe buty, czarne spodnie, zieloną bluzkę z długim rękawem. Na to ma narzucony ciemnobrązowy płaszcz z włochatym kołnierzem(obrazek). Na głowie rozciągają się znaki tatuażu. Trzeba dodać, iż płaszcz ten ma dodatkowo kaptur, który można naciągnąć na głowę, zasłaniając jego cieniem oczy. Wzrost około 175cm. Postura przeciętna, a nawet lekko wychudzona. Zielone zimne oczy. Przy rzucaniu czarów jego oczy(razem z oczodołami) w całości świecą się intensywną zielenią(taką, jak jego oko w oryginalnej formie)
Charakter: Samotnik. osobistość kochająca śmierć i wszystko co z nią związane. Uwielbia zadawać innym ból i zabijać na wytrawne(bolesne) sposoby. Nigdy nie miał nikogo blisko siebie, poza swoimi nieumarłymi sługami. Zastępuje żywe osoby nieumarłymi, by nie mieć powodów do smutku, czy poczucia straty. Jest rządny władzy i właśnie dlatego został mi. nekromantą. Nie odczuwa współczucia, ani żalu za swoje zbrodnie. Uważa ludzi za podrzędną rasę, ale mimo to podziwia ich przydatność jako żywe trupy.
Historia: Moric przyszedł na świat na planecie Anshara. Jest on przedstawicielem potężnej rasy Anunnaki. Owe stworzenia mają w całości czarne ciało, poza swoim okiem. Nie mają oni ust, ale porozumiewają się telepatycznie z osobami, z którymi chcą. Ich oczy mogą mieć kilka barw, a każda symbolizuje odłam mocy, którą władają:
biel-światło
ciemny fiolet-mrok
czerwień- ogień
zieleń-ziemia
żółty-powietrze
niebieski-woda
karmazyn-ether
W świecie Anshara technika idzie w parze z magią, którą anunnaki są mistrzami. Dlatego też przedkładają swe magiczne zdolności ponad zdobycze techniki, które mimo to bardzo sobie cenią. Ich statki kosmiczne bez problemu mogą podróżować po kosmosie do innych planet. Oczywiście nikt nie rodzi się z umiejętnościami korzystania ze swej mocy. Dlatego też funkcjonują placówki, gdzie szkoli się młodych osobników. Gdy przejdzie się podstawowe szkolenie stara się o role ucznia u innego anunnaki, który jest lepiej wyszkolony w danej mocy. Jest tak, gdyż np. ktoś z mocą ognia nie będzie miał talentu do np. mocy wody i związanych z nią zaklęciami. Moric był od samego początku bardzo zdolny, przez co zaczęła go przepełniać pycha oraz chęć zdobycia władzy. Dlatego też zaczął uprawiać sztukę nekromancji. Chciał kimś władać, więc postanowił, iż będą to nieumarli, gdyż kimś głupim można bardzo łatwo manipulować. Moric przez dekady doskonalił se magiczne moce w swym laboratorium, gdzie przesiadywał samotnie przez większość czasu. Wraz z biegiem lat został okrzyknięty najpotężniejszym anunnaki z mocą ziemi. Tym zyskał miejsce w radzie siedmiu, gdzie zasiadali najpotężniejsi przedstawiciele z mocami poszczególnych żywiołów. Byli to:
Rophop:
Anu:
Melchior:
Balthazar:
Quala:
Gaspar:
Po wstąpieniu do rady wyszedł z inicjatywą stworzenia armii nieumarłych istot, by dzięki temu zapobiec śmierci przedstawicieli ich rasy. Rada pochwaliła ten pomysł i został on powoli wcielany w życie. Opinia publiczna była różnie ustosunkowana do tego pomysłu, lecz mimo to poparli go, gdyż to, że oni sami nie będą walczyć i umierać podczas bitew była niezwykle kusząca.
Tym samym Moric został głównym generałem sił zbrojnych Anshara, gdyż tylko on miał kontrolę(pełną) nad nieumarłą hordą.
Wszystko było w porządku, aż pewnego razu na Anshara spadł mały meteoryt, który zawierał w sobie dziwny, emanujący jakąś energią fioletowy kryształ. Od razu rada zaczęła nad nim badania, by odkryć czym jest ta energia. Podczas badań moc kryształu napromieniowała każdego z rady siedmiu, wzmacniając w nich ich najgorsze cechy. U Morica były to żądza władzy oraz śmierci. Rophop jako najmniej spaczony przez fioletowy kryształ usiłował go zniszczyć, lecz nie udało mu się to. Przez to właśnie zabrał swój statek i uciekł z Anshara. pozostali z rady postanowili, że nie mogą go tak zostawić, gdyż może próbować znów zniszczyć kryształ. Moric, chcąc zabić Rophop ruszył za nim swoim statkiem wojennym. Niedaleko planety pokemonów oba pojazdy wdał się w walkę, podczas której oba zostały uszkodzone. Statek białego anunnaki rozbił się jako pierwszy. Moric starał się za pomocą swej magi opanować sytuację, ale mimo to jego pojazd również się rozbił. Cudem udało mu się ujść z życiem. Mimo zniszczonego statku i ran, ruszył natychmiast do miejsca katastrofy swego przeciwnika. Odkrył tam ciało Rophopa, ale to nie kończyło jego zadania. Otóż annunnaki są długowieczni, a do tego, gdy ich ciało zostanie skazane na śmierć, to mogą oni przenieść swą duszę do innego ciała, o ile to jest tylko kompatybilne. Rophop zrobił to, gdyż jego oryginalne ciało było nieodwracalnie uszkodzone przez katastrofę. Odkrył on, iż w pobliżu statku były ślady ludzi. Rasy, inteligentnej, która zamieszkiwała tą planetę. Tak wynikało z badań przeprowadzanych przez odkrywców z ich rodzinnego Anshara. Moric znał historię tych wypraw i wiedział, że część z wysłanych tutaj anunnaki nie powróciła nigdy do domu. Istnieje szansa, że znajdzie pozostawione po nich przedmioty, które pomogą mu wykonać jego zdanie i wrócić do domu, gdyż jego statek do niczego już się nie nadaje. Pozostała mu tylko jego kosa oraz księga nekromancji. Gdy wrócił on na miejsce katastrofy swojego statku odkrył, że ktoś jest przy jego resztkach. Moric odkrył, iż jest to jakiś człowiek. Nie wiedział wiele o tej rasie, więc obserwował go przez jakiś czas. Następnie postanowił dowiedzieć się czegoś o tym świecie od jego rodowitego mieszkańca. Użył swej nekromantycznej magii i wskrzesił kilku ze swoich załogantów, którzy nie przetrwali kraksy z ziemią. Nieumarli szybko pojmali intruza, którym okazał się młody trener pokemonów. Morica zdziwiło to, iż jego czar był tak słaby. Na Anshara mógłby nim bezproblemowo ożywić cały batalion, a tutaj zaledwie garstkę. Najwidoczniej ta planeta jakoś wpływała na jego moce, przez co te stały się słabsze, a na pewno te, które były bez żadnych komponentów, czyli np. czaszek, czy pentagramu z krwi. Moric postanowił dowiedzieć się czegoś na temat ludzi, gdyż to może pomóc mu znaleźć swój cel. W tym celu przemieścił się do swego jeńca, który był unieruchomiony przez ożywione ciała dawnych sług, a jego rzeczy(pokedex i pokeballe) trzymał inny zombi-sługus. Moric w tym czasie podleciał do swego źródła informacji. Podleciał, gdyż anunnaki lewitowali nad ziemią około 30 cm. Z rękawów oraz końca jego szaty wyłaniała się zielona poświata jego energii. Służyła ona (ta z rękawów) jak ręce, czy dłonie. Dodatkowo trzeba wspomnieć, iż każdy anunnaki(w pełni wyszkolony) potrafi przybierać formy lokalnych istot, ale tylko gdy ma trochę ich dna. Czar ten sprawia, iż przyjmują oni formę takowej istoty, która jest ich odpowiednikiem w tejże rasie. Moric zbliżył się do więźnia, na co ten zareagował jeszcze większym przerażeniem. Anunnaki wykorzystał moment i wysondował jego wspomnienia szukając informacji o jego rasie, języku i ogólnie wszystkim, co może się przydać. Po zabiegu zabrał włos człowieka, po czym rozkazał swym sługom go zabić, te uporały się z nim szybko. Ich pan tymczasem wykorzystał okazję i zmienił swą formę, na ludzką. OD tej chwili będzie mógł to robić zawsze, kiedy będzie chciał, czy mógł. Woli jak na razie pozostać incognito. Po zabiegu transformacji odwoła swe sługi,m po czym zniszczył resztki swego statku i statku Rophopa, by czasem, ktoś nie wykorzystał ich technologii. Zabrał rzeczy martwego trenera i ruszył przez las, by wykonać swoją misję.
Dodam, iż anunnaki niezależnie od swej formy nie muszą jeść, pić, czy załatwiać innych potrzeb fizjologicznych, poza odpoczynkiem. Ciekawostką jest to, iż w odległości około 20m od anunnaki rzucającego czary wszelki ogień zmienia swą barwę na tą jaką ma jego oko.
Moce/czary(wykonywane bez księgi):
-Przywołanie/odwołanie kosy*(to chyba jasne jest)
-Ożywienie trupa/szkieletu(1)*(to też)
-Wyssanie energii życiowej(poprzez dotyk)*(podczas dotyku wchłania energię życiową celu, by odzyskać swoją moc i energię życiową)
-Uderzenie energii*(polega na zgromadzeniu energii ziemi i uderzeniu nią w kogoś innego, może ona odrzucić słabszy cel)
-Trujący gaz*(we wskazanym miejscu pojawia się eksplozja[mała, bo ma objętość około 2 m sześciennych] trującyhc oparów, które mogę wywołać ciężkie dolegliwości zdrowotne, anunnaki[oryginalne ciało] są na to odporni])
-Arkaniczny kataklizm(potężna eksplozja mocy, potrafi przewracać drzewa, a istoty żywe, w zależności od odległości od epicentrum doznają poważnych obrażeń; wymaga dłuższej chwili skupienia)
-Sondowanie myśli i wspomnień(tylko na celach słabych psychicznie, np. osłabionych poprzez strach)*
Rytuały nekromantyczne(w księdze)- potrzebujące określonych inkantacji, składników, rysunków, i innych tego typu rzeczy.
Zaklęcia oznaczone * można wykonać w postaci człowieka.
Starter: losowy(zabrany pojmanemu trenerowi)
Cele:
*Główne: Zabić Rophop.
*Dodatkowe:
-Odnaleźć artefakty swojej rasy pozostawione na nieznanej planecie
-Odkryć dlaczego jego moc osłabła
Przyjaciele: brak
Wrogowie: Rophop
Prośby: Dużo mauzoleów i cmentarzy , a tak serio to: Ciężkiego, mrocznego klimatu, pełnego śmierci itd.
Typ gry: Własny
Dodatkowe rzeczy: Kosa Morphos( ta na obrazku z całokształtem, jej ostrze jest niezwykle ostre, a do tego rany mają pewne prawdopodobieństwo wywołania paraliżu, czy zatrucia), księga nekromancji
Imię: Moric
Nazwisko:{brak}
Wiek: coś około kilku wieków
Wygląd:
A)Oryginalny: Ubrany w długą szatę, czarną, z elementami miedziano/brązowymi. Pod głową na piersi ma zielony kryształ, z którego wychodzi sześć kościanych elementów(obrazek), które swój początek mają na plecach w okolicach barków. Wzrost około 2,2 metra.
B)Ludzka forma: Ubrany w ciężkie brązowe buty, czarne spodnie, zieloną bluzkę z długim rękawem. Na to ma narzucony ciemnobrązowy płaszcz z włochatym kołnierzem(obrazek). Na głowie rozciągają się znaki tatuażu. Trzeba dodać, iż płaszcz ten ma dodatkowo kaptur, który można naciągnąć na głowę, zasłaniając jego cieniem oczy. Wzrost około 175cm. Postura przeciętna, a nawet lekko wychudzona. Zielone zimne oczy. Przy rzucaniu czarów jego oczy(razem z oczodołami) w całości świecą się intensywną zielenią(taką, jak jego oko w oryginalnej formie)
Charakter: Samotnik. osobistość kochająca śmierć i wszystko co z nią związane. Uwielbia zadawać innym ból i zabijać na wytrawne(bolesne) sposoby. Nigdy nie miał nikogo blisko siebie, poza swoimi nieumarłymi sługami. Zastępuje żywe osoby nieumarłymi, by nie mieć powodów do smutku, czy poczucia straty. Jest rządny władzy i właśnie dlatego został mi. nekromantą. Nie odczuwa współczucia, ani żalu za swoje zbrodnie. Uważa ludzi za podrzędną rasę, ale mimo to podziwia ich przydatność jako żywe trupy.
Historia: Moric przyszedł na świat na planecie Anshara. Jest on przedstawicielem potężnej rasy Anunnaki. Owe stworzenia mają w całości czarne ciało, poza swoim okiem. Nie mają oni ust, ale porozumiewają się telepatycznie z osobami, z którymi chcą. Ich oczy mogą mieć kilka barw, a każda symbolizuje odłam mocy, którą władają:
biel-światło
ciemny fiolet-mrok
czerwień- ogień
zieleń-ziemia
żółty-powietrze
niebieski-woda
karmazyn-ether
W świecie Anshara technika idzie w parze z magią, którą anunnaki są mistrzami. Dlatego też przedkładają swe magiczne zdolności ponad zdobycze techniki, które mimo to bardzo sobie cenią. Ich statki kosmiczne bez problemu mogą podróżować po kosmosie do innych planet. Oczywiście nikt nie rodzi się z umiejętnościami korzystania ze swej mocy. Dlatego też funkcjonują placówki, gdzie szkoli się młodych osobników. Gdy przejdzie się podstawowe szkolenie stara się o role ucznia u innego anunnaki, który jest lepiej wyszkolony w danej mocy. Jest tak, gdyż np. ktoś z mocą ognia nie będzie miał talentu do np. mocy wody i związanych z nią zaklęciami. Moric był od samego początku bardzo zdolny, przez co zaczęła go przepełniać pycha oraz chęć zdobycia władzy. Dlatego też zaczął uprawiać sztukę nekromancji. Chciał kimś władać, więc postanowił, iż będą to nieumarli, gdyż kimś głupim można bardzo łatwo manipulować. Moric przez dekady doskonalił se magiczne moce w swym laboratorium, gdzie przesiadywał samotnie przez większość czasu. Wraz z biegiem lat został okrzyknięty najpotężniejszym anunnaki z mocą ziemi. Tym zyskał miejsce w radzie siedmiu, gdzie zasiadali najpotężniejsi przedstawiciele z mocami poszczególnych żywiołów. Byli to:
Rophop:
Anu:
Melchior:
Balthazar:
Quala:
Gaspar:
Po wstąpieniu do rady wyszedł z inicjatywą stworzenia armii nieumarłych istot, by dzięki temu zapobiec śmierci przedstawicieli ich rasy. Rada pochwaliła ten pomysł i został on powoli wcielany w życie. Opinia publiczna była różnie ustosunkowana do tego pomysłu, lecz mimo to poparli go, gdyż to, że oni sami nie będą walczyć i umierać podczas bitew była niezwykle kusząca.
Tym samym Moric został głównym generałem sił zbrojnych Anshara, gdyż tylko on miał kontrolę(pełną) nad nieumarłą hordą.
Wszystko było w porządku, aż pewnego razu na Anshara spadł mały meteoryt, który zawierał w sobie dziwny, emanujący jakąś energią fioletowy kryształ. Od razu rada zaczęła nad nim badania, by odkryć czym jest ta energia. Podczas badań moc kryształu napromieniowała każdego z rady siedmiu, wzmacniając w nich ich najgorsze cechy. U Morica były to żądza władzy oraz śmierci. Rophop jako najmniej spaczony przez fioletowy kryształ usiłował go zniszczyć, lecz nie udało mu się to. Przez to właśnie zabrał swój statek i uciekł z Anshara. pozostali z rady postanowili, że nie mogą go tak zostawić, gdyż może próbować znów zniszczyć kryształ. Moric, chcąc zabić Rophop ruszył za nim swoim statkiem wojennym. Niedaleko planety pokemonów oba pojazdy wdał się w walkę, podczas której oba zostały uszkodzone. Statek białego anunnaki rozbił się jako pierwszy. Moric starał się za pomocą swej magi opanować sytuację, ale mimo to jego pojazd również się rozbił. Cudem udało mu się ujść z życiem. Mimo zniszczonego statku i ran, ruszył natychmiast do miejsca katastrofy swego przeciwnika. Odkrył tam ciało Rophopa, ale to nie kończyło jego zadania. Otóż annunnaki są długowieczni, a do tego, gdy ich ciało zostanie skazane na śmierć, to mogą oni przenieść swą duszę do innego ciała, o ile to jest tylko kompatybilne. Rophop zrobił to, gdyż jego oryginalne ciało było nieodwracalnie uszkodzone przez katastrofę. Odkrył on, iż w pobliżu statku były ślady ludzi. Rasy, inteligentnej, która zamieszkiwała tą planetę. Tak wynikało z badań przeprowadzanych przez odkrywców z ich rodzinnego Anshara. Moric znał historię tych wypraw i wiedział, że część z wysłanych tutaj anunnaki nie powróciła nigdy do domu. Istnieje szansa, że znajdzie pozostawione po nich przedmioty, które pomogą mu wykonać jego zdanie i wrócić do domu, gdyż jego statek do niczego już się nie nadaje. Pozostała mu tylko jego kosa oraz księga nekromancji. Gdy wrócił on na miejsce katastrofy swojego statku odkrył, że ktoś jest przy jego resztkach. Moric odkrył, iż jest to jakiś człowiek. Nie wiedział wiele o tej rasie, więc obserwował go przez jakiś czas. Następnie postanowił dowiedzieć się czegoś o tym świecie od jego rodowitego mieszkańca. Użył swej nekromantycznej magii i wskrzesił kilku ze swoich załogantów, którzy nie przetrwali kraksy z ziemią. Nieumarli szybko pojmali intruza, którym okazał się młody trener pokemonów. Morica zdziwiło to, iż jego czar był tak słaby. Na Anshara mógłby nim bezproblemowo ożywić cały batalion, a tutaj zaledwie garstkę. Najwidoczniej ta planeta jakoś wpływała na jego moce, przez co te stały się słabsze, a na pewno te, które były bez żadnych komponentów, czyli np. czaszek, czy pentagramu z krwi. Moric postanowił dowiedzieć się czegoś na temat ludzi, gdyż to może pomóc mu znaleźć swój cel. W tym celu przemieścił się do swego jeńca, który był unieruchomiony przez ożywione ciała dawnych sług, a jego rzeczy(pokedex i pokeballe) trzymał inny zombi-sługus. Moric w tym czasie podleciał do swego źródła informacji. Podleciał, gdyż anunnaki lewitowali nad ziemią około 30 cm. Z rękawów oraz końca jego szaty wyłaniała się zielona poświata jego energii. Służyła ona (ta z rękawów) jak ręce, czy dłonie. Dodatkowo trzeba wspomnieć, iż każdy anunnaki(w pełni wyszkolony) potrafi przybierać formy lokalnych istot, ale tylko gdy ma trochę ich dna. Czar ten sprawia, iż przyjmują oni formę takowej istoty, która jest ich odpowiednikiem w tejże rasie. Moric zbliżył się do więźnia, na co ten zareagował jeszcze większym przerażeniem. Anunnaki wykorzystał moment i wysondował jego wspomnienia szukając informacji o jego rasie, języku i ogólnie wszystkim, co może się przydać. Po zabiegu zabrał włos człowieka, po czym rozkazał swym sługom go zabić, te uporały się z nim szybko. Ich pan tymczasem wykorzystał okazję i zmienił swą formę, na ludzką. OD tej chwili będzie mógł to robić zawsze, kiedy będzie chciał, czy mógł. Woli jak na razie pozostać incognito. Po zabiegu transformacji odwoła swe sługi,m po czym zniszczył resztki swego statku i statku Rophopa, by czasem, ktoś nie wykorzystał ich technologii. Zabrał rzeczy martwego trenera i ruszył przez las, by wykonać swoją misję.
Dodam, iż anunnaki niezależnie od swej formy nie muszą jeść, pić, czy załatwiać innych potrzeb fizjologicznych, poza odpoczynkiem. Ciekawostką jest to, iż w odległości około 20m od anunnaki rzucającego czary wszelki ogień zmienia swą barwę na tą jaką ma jego oko.
Moce/czary(wykonywane bez księgi):
-Przywołanie/odwołanie kosy*(to chyba jasne jest)
-Ożywienie trupa/szkieletu(1)*(to też)
-Wyssanie energii życiowej(poprzez dotyk)*(podczas dotyku wchłania energię życiową celu, by odzyskać swoją moc i energię życiową)
-Uderzenie energii*(polega na zgromadzeniu energii ziemi i uderzeniu nią w kogoś innego, może ona odrzucić słabszy cel)
-Trujący gaz*(we wskazanym miejscu pojawia się eksplozja[mała, bo ma objętość około 2 m sześciennych] trującyhc oparów, które mogę wywołać ciężkie dolegliwości zdrowotne, anunnaki[oryginalne ciało] są na to odporni])
-Arkaniczny kataklizm(potężna eksplozja mocy, potrafi przewracać drzewa, a istoty żywe, w zależności od odległości od epicentrum doznają poważnych obrażeń; wymaga dłuższej chwili skupienia)
-Sondowanie myśli i wspomnień(tylko na celach słabych psychicznie, np. osłabionych poprzez strach)*
Rytuały nekromantyczne(w księdze)- potrzebujące określonych inkantacji, składników, rysunków, i innych tego typu rzeczy.
Zaklęcia oznaczone * można wykonać w postaci człowieka.
Starter: losowy(zabrany pojmanemu trenerowi)
Cele:
*Główne: Zabić Rophop.
*Dodatkowe:
-Odnaleźć artefakty swojej rasy pozostawione na nieznanej planecie
-Odkryć dlaczego jego moc osłabła
Przyjaciele: brak
Wrogowie: Rophop
Prośby: Dużo mauzoleów i cmentarzy , a tak serio to: Ciężkiego, mrocznego klimatu, pełnego śmierci itd.
Typ gry: Własny
Dodatkowe rzeczy: Kosa Morphos( ta na obrazku z całokształtem, jej ostrze jest niezwykle ostre, a do tego rany mają pewne prawdopodobieństwo wywołania paraliżu, czy zatrucia), księga nekromancji
Moric- Liczba postów : 63
Birthday : 07/02/1997
Join date : 03/10/2013
Age : 27
Re: Zapisy
Oki, zapis tak świetny, że normalnie muszę znaleźć na niego czas. Poprowadzę ci tą grę. Założyć postaram się dzisiaj.
Gokai- Liczba postów : 3599
Birthday : 01/10/1997
Join date : 04/04/2013
Age : 27
Re: Zapisy
Ogólna informacja: przyjmę jeszcze prawdopodobnie trzy osoby do mnie. Mam czas yo będzie można liczyć na posty codziennie.
Gokai- Liczba postów : 3599
Birthday : 01/10/1997
Join date : 04/04/2013
Age : 27
Re: Zapisy
Imię: Zern "Wolf"
Nazwisko: Howlett
Wiek: 20
Charakter: Zern jest typowym chłopakiem mającym olewczy stosunek do innych. Unika kontaktów z ludźmi oraz przebywania w jednym miejscu dłużej niż tydzień. Trudno ocenić jego charakter, cichy, małomówny oraz "samotny"., jednak zawsze gdy ktoś będzie potrzebował pomocy to stanie w jego obronie. Warto też wiedzieć iż pomimo strasznego, jak na 1 spotkanie głosu oraz charakteru jest miły i ciepły lecz NIGDY teko nie okaże(no chyba ze komuś szczególnemu)
Wygląd: Here
Historia:
Zern urodził się w... Nie nie nie, to by było zbyt banalne... ZACZYNAMY JESZCZE RAZ!
Zern od dawna podróżuje samotnie po świecie, nie ma rodziny, kuzynów ani nikogo bliskiego sercu. Do niedawna nie posiadał nawet Pokemona. A zaczęło się to sześć lat temu...
Zern mieszkał ze swoją matką, ojcem i siostrą w typowym domu na przedmieściach Golden Rod, jednak w nocy z 24 na 25 grudnia wydarzył się wypadek. Rodzinka jak co roku miała kolacje wigilijną gdy nagle ktoś zapukał do ich drzwi...
- Witajcie... jestem zmarznięty i głodny... Czy w tą jedną noc możecie podarować mi coś ciepłego do jedzenia? - Rzekł nieznajomy, rodzina oczywiście go wpuściła i usadziła na miejscu dla zbłąkanego wędrowca. Gdy kolacja trwałą w najlepsze facet ciągle patrzył się na Zern'a... Widać wyczuł w nim coś niezwykłego. W momencie gdy młodsza siostra chciała rozpakowywać prezent, owy bezdomny wyciągnął pistolet i postrzelił ją w głowę. Każdy momentalnie wstał lecz morderca po chwili zastrzelił resztę rodziny zostawiając Zern'a przy życiu
- Ciebie gówniarzu... Czeka coś gorszego... Alakazam! Hipnoza! - Odparł wypuszczając swojego pokemona. Chlopak zasnął....
Obudził się podpięty do maszynerii, nie wyglądało to zbyt dobrze. Wszędzie strażnicy z bronią, jakieś dziwne maszyny oraz igły..
- Witaj Zenie... Jesteś dla nas wyjątkowy, albowiem posiadasz Gen X, dzięki temu zapewne przetrwasz nasz mały "eksperyment" - Wówczas maszyneria została aktywowana...
Obecnie Zern błąka się bez domu i rodziny, od "eksperymentu" minęło sześć lat. Co to zmieniło w jego życiu? Cóż gen X rzeczywiście uratował go tamtego dnia... Efektem tego jest jego mutacja... Potrafi "wysunąć" szpony(jak Wolverine) i nimi walczyć... Dodatkowo wzmocniono delikatnie jego szybkość, siłę oraz zmysły(coś jakby siła nieco mniejsza od pudziana w ciele zwykłego chłopaka). Od roku posiada także swojego Charmandera imieniem Blaze.
Od czasu zmiany unika ludzi, nie pojawia się tam gdzie ludzie mogą go kojarzyć lecz nie zostaje też w danym miejscu dłużej niż tydzień. Stara się ukrywać to kim jest, gdyż obawia się że nikt nie zaakceptuje tego czym stał się i dlaczego... Jednak dwa lata temu zrobił coś przez co niektórzy ludzie go szukają(możesz wytworzyć tu jakąś złą org która chce go zdobyć i pokroić na kawałki). W mieście były zamieszki... Ludzie zaczęli walczyć między sobą, prawdopodobnie walka dwóch gangów(po 100-200 osób). W środku zamieszania było przedszkole z dziećmi. Chłopak nie mogąc na to patrzeć interweniował... Tego dnia wiele osób zobaczyło częściowo jego twarz, jego zdolności oraz to co uczynił... A dokładniej to wybicie 120 osób w celu obrony dzieci. Od tego dnia ucieka i unika każdego jeszcze bardziej... Zazwyczaj przedstawia się jako... Wolf...
Starter:
Charmander
Typ:
Imie: Blaze
Lv: 7.oo
Charakter: Blaze jest wiernym Charmanderem należącym do Zern'a. Chłopak znalazł go rok temu w okolicach jakiegoś większego miasta. Maluch był ledwo żywy oraz wyczerpany jak i głodny. Zern od razu zabrał go do najbliższego PC w celu pomocy, jednak wówczas chciał go tam zostawić. Tej samej nocy maluch uciekł z PC i odnalazł chłopaka śpiącego pod jakimś drzewem. Wówczas Zern zrozumiał że maluch chce się go trzymać.
Blaze jest posłusznym i wiernym przyjacielem Zern'a, często porusza się poza Poke Ball'em. Maluch tak dobrze zna swego trenera, że nie raz nie muszą się porozumiewać w trakcie jakiegoś zadania bądź walki.
Ataki: Scratch, Growl, Ember
Ability: Blaze
Profesja: Trener
Partner: Wolna ręka, zaskocz mnie
Cel: Brak większego celu... Oczywiście chce wiedzieć kim jest, czemu miał owy gen oraz kim byli ci ludzie którzy go zmienili i zniszczyli domu(jbc główny morderca uciekł)
Prośby: Cóż, krew, walki, mayby romans z miłością... I czego sobie zapragniesz. Pragnę tylko zauważyć jedno. Blaze jest obecnie związany emocjonalnie do swojego trenera i każdą "dziewczynę" traktuje jako zagrożenie. Coś w rodzaju małebo bodygarda ;p
Dodatkowy Item: Uszkodzony Naszyjnik Wilka
A jeśli chcesz Przygodę z historią związaną z piekłem daj mi znać bo to 2 opcja, moim zdaniem ciekawsze ;p
Nazwisko: Howlett
Wiek: 20
Charakter: Zern jest typowym chłopakiem mającym olewczy stosunek do innych. Unika kontaktów z ludźmi oraz przebywania w jednym miejscu dłużej niż tydzień. Trudno ocenić jego charakter, cichy, małomówny oraz "samotny"., jednak zawsze gdy ktoś będzie potrzebował pomocy to stanie w jego obronie. Warto też wiedzieć iż pomimo strasznego, jak na 1 spotkanie głosu oraz charakteru jest miły i ciepły lecz NIGDY teko nie okaże(no chyba ze komuś szczególnemu)
Wygląd: Here
Historia:
Zern urodził się w... Nie nie nie, to by było zbyt banalne... ZACZYNAMY JESZCZE RAZ!
Zern od dawna podróżuje samotnie po świecie, nie ma rodziny, kuzynów ani nikogo bliskiego sercu. Do niedawna nie posiadał nawet Pokemona. A zaczęło się to sześć lat temu...
Zern mieszkał ze swoją matką, ojcem i siostrą w typowym domu na przedmieściach Golden Rod, jednak w nocy z 24 na 25 grudnia wydarzył się wypadek. Rodzinka jak co roku miała kolacje wigilijną gdy nagle ktoś zapukał do ich drzwi...
- Witajcie... jestem zmarznięty i głodny... Czy w tą jedną noc możecie podarować mi coś ciepłego do jedzenia? - Rzekł nieznajomy, rodzina oczywiście go wpuściła i usadziła na miejscu dla zbłąkanego wędrowca. Gdy kolacja trwałą w najlepsze facet ciągle patrzył się na Zern'a... Widać wyczuł w nim coś niezwykłego. W momencie gdy młodsza siostra chciała rozpakowywać prezent, owy bezdomny wyciągnął pistolet i postrzelił ją w głowę. Każdy momentalnie wstał lecz morderca po chwili zastrzelił resztę rodziny zostawiając Zern'a przy życiu
- Ciebie gówniarzu... Czeka coś gorszego... Alakazam! Hipnoza! - Odparł wypuszczając swojego pokemona. Chlopak zasnął....
Obudził się podpięty do maszynerii, nie wyglądało to zbyt dobrze. Wszędzie strażnicy z bronią, jakieś dziwne maszyny oraz igły..
- Witaj Zenie... Jesteś dla nas wyjątkowy, albowiem posiadasz Gen X, dzięki temu zapewne przetrwasz nasz mały "eksperyment" - Wówczas maszyneria została aktywowana...
Obecnie Zern błąka się bez domu i rodziny, od "eksperymentu" minęło sześć lat. Co to zmieniło w jego życiu? Cóż gen X rzeczywiście uratował go tamtego dnia... Efektem tego jest jego mutacja... Potrafi "wysunąć" szpony(jak Wolverine) i nimi walczyć... Dodatkowo wzmocniono delikatnie jego szybkość, siłę oraz zmysły(coś jakby siła nieco mniejsza od pudziana w ciele zwykłego chłopaka). Od roku posiada także swojego Charmandera imieniem Blaze.
Od czasu zmiany unika ludzi, nie pojawia się tam gdzie ludzie mogą go kojarzyć lecz nie zostaje też w danym miejscu dłużej niż tydzień. Stara się ukrywać to kim jest, gdyż obawia się że nikt nie zaakceptuje tego czym stał się i dlaczego... Jednak dwa lata temu zrobił coś przez co niektórzy ludzie go szukają(możesz wytworzyć tu jakąś złą org która chce go zdobyć i pokroić na kawałki). W mieście były zamieszki... Ludzie zaczęli walczyć między sobą, prawdopodobnie walka dwóch gangów(po 100-200 osób). W środku zamieszania było przedszkole z dziećmi. Chłopak nie mogąc na to patrzeć interweniował... Tego dnia wiele osób zobaczyło częściowo jego twarz, jego zdolności oraz to co uczynił... A dokładniej to wybicie 120 osób w celu obrony dzieci. Od tego dnia ucieka i unika każdego jeszcze bardziej... Zazwyczaj przedstawia się jako... Wolf...
Starter:
Charmander
Typ:
Imie: Blaze
Lv: 7.oo
Charakter: Blaze jest wiernym Charmanderem należącym do Zern'a. Chłopak znalazł go rok temu w okolicach jakiegoś większego miasta. Maluch był ledwo żywy oraz wyczerpany jak i głodny. Zern od razu zabrał go do najbliższego PC w celu pomocy, jednak wówczas chciał go tam zostawić. Tej samej nocy maluch uciekł z PC i odnalazł chłopaka śpiącego pod jakimś drzewem. Wówczas Zern zrozumiał że maluch chce się go trzymać.
Blaze jest posłusznym i wiernym przyjacielem Zern'a, często porusza się poza Poke Ball'em. Maluch tak dobrze zna swego trenera, że nie raz nie muszą się porozumiewać w trakcie jakiegoś zadania bądź walki.
Ataki: Scratch, Growl, Ember
Ability: Blaze
Profesja: Trener
Partner: Wolna ręka, zaskocz mnie
Cel: Brak większego celu... Oczywiście chce wiedzieć kim jest, czemu miał owy gen oraz kim byli ci ludzie którzy go zmienili i zniszczyli domu(jbc główny morderca uciekł)
Prośby: Cóż, krew, walki, mayby romans z miłością... I czego sobie zapragniesz. Pragnę tylko zauważyć jedno. Blaze jest obecnie związany emocjonalnie do swojego trenera i każdą "dziewczynę" traktuje jako zagrożenie. Coś w rodzaju małebo bodygarda ;p
Dodatkowy Item: Uszkodzony Naszyjnik Wilka
A jeśli chcesz Przygodę z historią związaną z piekłem daj mi znać bo to 2 opcja, moim zdaniem ciekawsze ;p
Zern- Liczba postów : 1883
Birthday : 03/04/1994
Join date : 23/10/2013
Age : 30
Skąd : Lager
Re: Zapisy
Imię: Solis
Nazwisko: Morinwood
Wiek: 14
Profesja: Trener
Wygląd:
Charakter: Solis, gdy był jeszcze małym dzieckiem, posiadał niezwykle wybuchową naturę, która doprowadziła między innymi do ucieczki z rodzinnego domu. Podczas tej tułaczki po Unovie, chłopak zdołał nabrać zaufania do innych ludzi oraz wydoroślał. Po przemianie, która u niego nastąpiła, stał się łagodny, pogodny, cierpliwy i sympatyczny. Młody Morinwood oprócz swojej sympatii, która przysporzyła mu przyjaciół, posiadaa wrodzoną cechę empatii. Ze względu na swój gust oraz wyrafinowanie, dość dobrze się ubiera. Jest również bardzo muzykalny.
Drażnią go osoby, które są pewne siebie oraz chamskie. Również nienawidzi osób, które popadły w nałóg picia alkoholu.
Historia: Solis nigdy nie wspomina dobrze swojego dzieciństwa... Tak więc czas zacząć tą smutną, a zarazem znienawidzoną przez niego samego historię, która rozpoczęła się pewnego słonecznego dnia w kwietniu, roku 1999, w Nuvemie.
Chłopiec nigdy nie doznał ciepła rodzicielskiego, choćby nie wiem co: od matki – nigdy, od ojca – tym bardziej. Cóż takiego skłoniło więc młodego, czarnowłosego mężczyznę do znienawidzenia rodziny? Zacznijmy więc od początku, od kiedy się urodził.
Kwiecień. Pogoda w tym miesiącu jest naprawdę zmienna. Czasami słońce wychodzi zza chmur, obserwując z zaciekawieniem krzątających się mieszkańców Unovy. Również deszcz znajdzie dla siebie w niektórych dniach miejsce, wylewając tysiące łez. Nikt dzisiaj nie spodziewał się, iż na świat przyjdzie ten, że chłopiec imieniem Solis. Na początku posiadał jeszcze jakieś zainteresowanie rodziców, jednak gdy skończył 5 lat, był „zbędnym przedmiotem, na którego trzeba wydawać pieniądze”.
Tak, więc gdy skończył dziesięć lat, wyniósł się z domu. Po co miałby dłużej tam siedzieć, gdzie piją, palą, zatruwają mu wiecznie życie?... Nic go tak naprawdę tam nie trzymało, nawet matka.
Włóczył się bez celu, aż cztery lata. Dopiero po takim czasie wrócił do domu. Urósł, wymądrzał oraz wydoroślał. Nabrał również zaufania w stosunku do innych osób. Gdy doszedł do swojego domu, gdzie mieszkał, ze zdziwieniem dowiedział się od sąsiadki, iż jego rodzice po prostu wzięli rozwód. Starsza kobieta również mówiła, iż było to trzy lata temu, czyli rok po tym, jak się wyniósł. W sumie... Cieszył się, ponieważ cały dom należał prawnie do niego. Jednakże czarnowłosy nie pozostał za długo w tym miejscu. Ten właśnie moment zapamiętał mu się na zawsze: odnalazł wtedy na północ od swojego rodzinnego domu porzuconego Woobata ze złamanym jednym skrzydłem. Jako, że żywił najprawdziwszą symaptię do pokemonów postanowił zanieść go do pobliskiego laboratorium, gdzie profesor Juniper zaopiekowałaby się tym pokemonem. I tak się stało lecz, gdy ten wyzdrowiał pani profesor postanowiła podarować go Solisowi w podzięce za jego zasługi w stosunku do pokemonów...
I tak jego pierwszym Pokemonem został Woobat z, którym szybko nawiązał silną więź. Jako początkujący trener otrzymał wszystkie konieczne rzeczy: pokedex, pokeballe itp. Po tym wydarzeniu chłopak wyruszył w dalszą podróż. Jakie niebezpieczeństwa staną mu na drodze? Zakocha się? Może spotka matkę, albo ojczyma? Nigdy nie wiadomo...
Starter : Woobat
Charakter : Woobat znaleziony przez Solisa był niezywkle poturbowany i osamotniony, ale musiał być tym samym wytrzymały na krzywdy wyrządzone mu przez innych - wytrzymał tyle czasu ze złamanym skrzydłem. Nie jedno stworzenie mogło już zejść z tego świata, a ten się nie poddał, walczył do końca, zwyciężył i żyje...
Po tym feralnym wypadku i przywróceniu go do żywych pokemon ten jest jak nowo narodzony: lubi płatać figle choć jest ostrożny - taki urok młodości. Jednakże jeśli ogólnie na niego spojżeć to jest on samotnym i zamnkniętym w sobie pokemonem - wierzy, że może polegać tylko na swoim nowym trenerze i zrobi dla niego wszystko, będąc mu bez reszty oddanym w podzięce za uratowanie życia.
Poziom : 7
Cel: Próba odnalezienia rodziców w celu dowiedzenia się czy to on był powodem ich rostania... jeśli tak ma zamiar przeprosić i połączyć na nowo rodzinę - za wszelką cenę... Przy okazji jakby się dało to podróż po regionach, ale to nie koniecznie, jak uważasz
Przyjaciele: ---
Wrogowie: ---
Prośby: Nie, nie mam.
Typ gry: Standardowe łapanie pokemonów, mogą być jakieś wątki kryminalne i tragiczne - coś w tym stylu.
Dodatkowy item: Szkicownik wraz z gumką do ścierania i ołówkiem.
Nazwisko: Morinwood
Wiek: 14
Profesja: Trener
Wygląd:
Charakter: Solis, gdy był jeszcze małym dzieckiem, posiadał niezwykle wybuchową naturę, która doprowadziła między innymi do ucieczki z rodzinnego domu. Podczas tej tułaczki po Unovie, chłopak zdołał nabrać zaufania do innych ludzi oraz wydoroślał. Po przemianie, która u niego nastąpiła, stał się łagodny, pogodny, cierpliwy i sympatyczny. Młody Morinwood oprócz swojej sympatii, która przysporzyła mu przyjaciół, posiadaa wrodzoną cechę empatii. Ze względu na swój gust oraz wyrafinowanie, dość dobrze się ubiera. Jest również bardzo muzykalny.
Drażnią go osoby, które są pewne siebie oraz chamskie. Również nienawidzi osób, które popadły w nałóg picia alkoholu.
Historia: Solis nigdy nie wspomina dobrze swojego dzieciństwa... Tak więc czas zacząć tą smutną, a zarazem znienawidzoną przez niego samego historię, która rozpoczęła się pewnego słonecznego dnia w kwietniu, roku 1999, w Nuvemie.
Chłopiec nigdy nie doznał ciepła rodzicielskiego, choćby nie wiem co: od matki – nigdy, od ojca – tym bardziej. Cóż takiego skłoniło więc młodego, czarnowłosego mężczyznę do znienawidzenia rodziny? Zacznijmy więc od początku, od kiedy się urodził.
Kwiecień. Pogoda w tym miesiącu jest naprawdę zmienna. Czasami słońce wychodzi zza chmur, obserwując z zaciekawieniem krzątających się mieszkańców Unovy. Również deszcz znajdzie dla siebie w niektórych dniach miejsce, wylewając tysiące łez. Nikt dzisiaj nie spodziewał się, iż na świat przyjdzie ten, że chłopiec imieniem Solis. Na początku posiadał jeszcze jakieś zainteresowanie rodziców, jednak gdy skończył 5 lat, był „zbędnym przedmiotem, na którego trzeba wydawać pieniądze”.
Tak, więc gdy skończył dziesięć lat, wyniósł się z domu. Po co miałby dłużej tam siedzieć, gdzie piją, palą, zatruwają mu wiecznie życie?... Nic go tak naprawdę tam nie trzymało, nawet matka.
Włóczył się bez celu, aż cztery lata. Dopiero po takim czasie wrócił do domu. Urósł, wymądrzał oraz wydoroślał. Nabrał również zaufania w stosunku do innych osób. Gdy doszedł do swojego domu, gdzie mieszkał, ze zdziwieniem dowiedział się od sąsiadki, iż jego rodzice po prostu wzięli rozwód. Starsza kobieta również mówiła, iż było to trzy lata temu, czyli rok po tym, jak się wyniósł. W sumie... Cieszył się, ponieważ cały dom należał prawnie do niego. Jednakże czarnowłosy nie pozostał za długo w tym miejscu. Ten właśnie moment zapamiętał mu się na zawsze: odnalazł wtedy na północ od swojego rodzinnego domu porzuconego Woobata ze złamanym jednym skrzydłem. Jako, że żywił najprawdziwszą symaptię do pokemonów postanowił zanieść go do pobliskiego laboratorium, gdzie profesor Juniper zaopiekowałaby się tym pokemonem. I tak się stało lecz, gdy ten wyzdrowiał pani profesor postanowiła podarować go Solisowi w podzięce za jego zasługi w stosunku do pokemonów...
I tak jego pierwszym Pokemonem został Woobat z, którym szybko nawiązał silną więź. Jako początkujący trener otrzymał wszystkie konieczne rzeczy: pokedex, pokeballe itp. Po tym wydarzeniu chłopak wyruszył w dalszą podróż. Jakie niebezpieczeństwa staną mu na drodze? Zakocha się? Może spotka matkę, albo ojczyma? Nigdy nie wiadomo...
Starter : Woobat
Charakter : Woobat znaleziony przez Solisa był niezywkle poturbowany i osamotniony, ale musiał być tym samym wytrzymały na krzywdy wyrządzone mu przez innych - wytrzymał tyle czasu ze złamanym skrzydłem. Nie jedno stworzenie mogło już zejść z tego świata, a ten się nie poddał, walczył do końca, zwyciężył i żyje...
Po tym feralnym wypadku i przywróceniu go do żywych pokemon ten jest jak nowo narodzony: lubi płatać figle choć jest ostrożny - taki urok młodości. Jednakże jeśli ogólnie na niego spojżeć to jest on samotnym i zamnkniętym w sobie pokemonem - wierzy, że może polegać tylko na swoim nowym trenerze i zrobi dla niego wszystko, będąc mu bez reszty oddanym w podzięce za uratowanie życia.
Poziom : 7
Cel: Próba odnalezienia rodziców w celu dowiedzenia się czy to on był powodem ich rostania... jeśli tak ma zamiar przeprosić i połączyć na nowo rodzinę - za wszelką cenę... Przy okazji jakby się dało to podróż po regionach, ale to nie koniecznie, jak uważasz
Przyjaciele: ---
Wrogowie: ---
Prośby: Nie, nie mam.
Typ gry: Standardowe łapanie pokemonów, mogą być jakieś wątki kryminalne i tragiczne - coś w tym stylu.
Dodatkowy item: Szkicownik wraz z gumką do ścierania i ołówkiem.
Ostatnio zmieniony przez Solitaire dnia Czw Paź 24, 2013 11:42 am, w całości zmieniany 1 raz
Solitaire- Liczba postów : 25
Birthday : 12/04/1999
Join date : 23/10/2013
Age : 25
Strona 1 z 2 • 1, 2
PokeHelvetti :: :: Offtopic :: Archiwum :: Gry Trenerskie
Strona 1 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach