Mała ściąga dla MG
i nie tylko
~Zabronione Starteryi nie tylko
~Wzory na expa
~ Spis balli, oraz pokemonów, jakie można do nich złapać
~
Pokedex
i ability dex ~Kanto
~Ability
Zapisy do Liolici
+16
Black Bolt
Thunderstrike
Gokai
Snorri
shinji
Okultysta
Lighter
Lioli
Adin
Ellen
Atamara
Carver
Ciopazeti
ShoGa
Trunk Johnson
Vebre
20 posters
PokeHelvetti :: :: Offtopic :: Archiwum :: Gry Trenerskie :: MG Lioli zapisy otwarte
Strona 1 z 2
Strona 1 z 2 • 1, 2
Zapisy do Liolici
W zgłoszeniu:
Imię/Nazwisko/Ksywa Postaci:
Wiek postaci:
Charakter postaci:
Wygląd: Najlepiej jakieś zdjęcie, ale opis w ostateczności też może być
Towarzysze: Podróżujesz z kimś? Opisz go tutaj. Jego charakter, historię, cokolwiek co uznasz za ważne.
Pokemony towarzysza: Pochwal się jakie pupilki ma twój towarzysz.
Profesja Postaci: trener? Hodowca? Koordynator? A może jesteś seryjnym mordercą? Opisz tutaj czym zajmuje się Twoja postać.
Starter: Tutaj każdy ma jakiegoś pokemona na start, nie bądź inny/-a!!
Historia: Twoi rodzice zginęli? Szukasz zemsty? A może jeszcze coś innego? Tutaj możesz się pochwalić jak to się stało, że Twoja postać wyruszyła w podróż.
Cele: Chcesz zostać czarodziejem? Nekromantom? Zemścić się na kimś? Cokolwiek by to nie było chcę wiedzieć czym się kierujesz.
Prośby:
Ulubiony typ pokemona:
Jakieś pytania? Piszcie na priv lub na czacie
Imię/Nazwisko/Ksywa Postaci:
Wiek postaci:
Charakter postaci:
Wygląd: Najlepiej jakieś zdjęcie, ale opis w ostateczności też może być
Towarzysze: Podróżujesz z kimś? Opisz go tutaj. Jego charakter, historię, cokolwiek co uznasz za ważne.
Pokemony towarzysza: Pochwal się jakie pupilki ma twój towarzysz.
Profesja Postaci: trener? Hodowca? Koordynator? A może jesteś seryjnym mordercą? Opisz tutaj czym zajmuje się Twoja postać.
Starter: Tutaj każdy ma jakiegoś pokemona na start, nie bądź inny/-a!!
Historia: Twoi rodzice zginęli? Szukasz zemsty? A może jeszcze coś innego? Tutaj możesz się pochwalić jak to się stało, że Twoja postać wyruszyła w podróż.
Cele: Chcesz zostać czarodziejem? Nekromantom? Zemścić się na kimś? Cokolwiek by to nie było chcę wiedzieć czym się kierujesz.
Prośby:
Ulubiony typ pokemona:
Jakieś pytania? Piszcie na priv lub na czacie
Lioli- Liczba postów : 1695
Birthday : 27/05/1997
Join date : 25/01/2013
Age : 27
Re: Zapisy do Liolici
Imię/Nazwisko/Ksywa Postaci:
Wiek postaci:
Charakter postaci: Finn jest przebiegły, nauczony doświadczeniem. Dość uparty w swoich działaniach. Jest dwulicowy i wredny, nie pozwala sobie na błąd. Życie nauczyło go wielu negatywnych cech, cały czas jednak skory jest do pomocy, pokemonom i swojej rasie, o ile jeszcze istnieje.
Wygląd:
Towarzysze: absolutnie nie
Pokemony towarzysza: ---
Profesja Postaci: Koordynator
Starter: Glameow, male
Historia:
Las, drzewa, mech i trawy.. Nie są one przyjaciółmi tych, którzy ich nie znają. Ja ich nie znałem. Byłem kapłanem, tym dobrym.
...do czasu..
-Finn, podejdź moje dziecko. - powiedziała starsza Mayleene. Ja, ubrany w długą czerwoną szatę podszedłem do ołtarza. Podałem jej moją dłoń, Mayleene przecięła ją rytualnym ostrzem, a na zimny kamień polała się krew. Moja krew.
-Wielki Reshiramie! Powstań z tej krwi! Wielki Heatranie, powstań z jego krwi! Wielki Entei naródź się w jego żyłach! O Moltresie mocarny, uczyń go swym synem! - Mayleene wykrzykiwała po kolei imiona wielkich, ognistych legend. Moja krew spływała powoli na granit, kropla po kropli.
-Finnie, teraz! Posiądź moc ognia! - najstarsza krzyknęła, a ja skupiłem się na krwi, dłoni i ogniu.
Czas jakby zatrzymał się, czułem powoli napływającą do mnie energię, rana na dłoni zasklepiła się i z mojej ręki poczułem wychodzące ciepło. Otworzyłem oczy, krew wirowała na granicie w dziwnym tańcu, krople ścigały się ze sobą, żadna nie widziała czy jest łowcą czy też ofiarą. Robiło mi się gorąco, powietrze przeszył krzyk.
To był mój krzyk. Rozejrzałem się, dookoła mnie tańczył wir ognia, pochłaniał wszystko, koło mnie stała jedynie Mayleene uśmiechając się złowieszczo.
-Finn, jesteś potomkiem ognia, najwyższym jego kapłanem! - kobieta sięgnęła po nóż, złapała mnie za rękę i mówiąc obce mi słowa poderżnęła sobie gardło. Czułem jak napływa do mnie jej energia, wir ognia rósł. Tylko ja mogłem nad nim zapanować, nie miałem jednak pojęcia jak. Zamknąłem dłoń, wszystko się zatrzymało, ogień zniknął. Stałem tu sam, pośród zgliszcz i spalonych zwłok. Tylko ja, rytualne ostrze i ołtarz.
Ruszyłem do domu, byłem nagi, wszystko co miałem na sobie zostało spalone, ja pozostałem jednak nie tknięty.
Okradłem jedno z domostw z prowiantu i przedmiotów trenerskich. Wszedłem do swojego przybytku, wszyscy, którzy kiedyś tu żyli... Ubrałem zbroję i uciekłem, jak tchórz..
Wiedziałem, że bractwo trzech źródeł będzie mnie goniło, a jednak postanowiłem uciec.
Las, drzewa, mech i trawy.. Nie były moimi przyjaciółmi, do czasu.
Mieszkałem w lasach, pomagałem pokemonom, a one mi. Było ciężko, nauczyłem się jednak kontrolować ogień, dowiedziałem się o kryształowych kulach, rozmieszczonych po regionie Sinnoh. Musiałem się tam dostać, wiedziałam jednak, że dalej gonią mnie ludzie z Bractwa Trzech Źródeł. Bractwo zajmowało się żywiołami Wiatru, Lodu i Kamienia. Byliśmy sprzymierzeńcami do momentu w którym zrównałem moją osadę z ziemią. A zaplanowała to ona.. Mayleene. Pogrążyła mnie, naznaczyła.
Kryształowe kule miały mi pozwolić zapanować nad innymi żywiołami i odszukać wolność, ludzie... oni nie mogli się dowiedzieć o naszym istnieniu, ja byłem dla nich zagrożeniem. W końcu, nie codziennie wysoko urodzony elf wybiera drogę trenera pokemon i planuje występować w pokazach. Na moje szczęście miałem jednak medalion, który sprawiał, że wszelkie aspekty mojej inności, takie jak uszy, były dla ludzi nie widzialne. To dawało mi wiele możliwości.
Cele: Odszukanie wszystkich kryształowych kul, udział w pokazach.
Prośby: Starcia z organizacją, pokazy (:
Ulubiony typ pokemona: Ognisty
Wiek postaci:
Charakter postaci: Finn jest przebiegły, nauczony doświadczeniem. Dość uparty w swoich działaniach. Jest dwulicowy i wredny, nie pozwala sobie na błąd. Życie nauczyło go wielu negatywnych cech, cały czas jednak skory jest do pomocy, pokemonom i swojej rasie, o ile jeszcze istnieje.
Wygląd:
Towarzysze: absolutnie nie
Pokemony towarzysza: ---
Profesja Postaci: Koordynator
Starter: Glameow, male
Historia:
Las, drzewa, mech i trawy.. Nie są one przyjaciółmi tych, którzy ich nie znają. Ja ich nie znałem. Byłem kapłanem, tym dobrym.
...do czasu..
-Finn, podejdź moje dziecko. - powiedziała starsza Mayleene. Ja, ubrany w długą czerwoną szatę podszedłem do ołtarza. Podałem jej moją dłoń, Mayleene przecięła ją rytualnym ostrzem, a na zimny kamień polała się krew. Moja krew.
-Wielki Reshiramie! Powstań z tej krwi! Wielki Heatranie, powstań z jego krwi! Wielki Entei naródź się w jego żyłach! O Moltresie mocarny, uczyń go swym synem! - Mayleene wykrzykiwała po kolei imiona wielkich, ognistych legend. Moja krew spływała powoli na granit, kropla po kropli.
-Finnie, teraz! Posiądź moc ognia! - najstarsza krzyknęła, a ja skupiłem się na krwi, dłoni i ogniu.
Czas jakby zatrzymał się, czułem powoli napływającą do mnie energię, rana na dłoni zasklepiła się i z mojej ręki poczułem wychodzące ciepło. Otworzyłem oczy, krew wirowała na granicie w dziwnym tańcu, krople ścigały się ze sobą, żadna nie widziała czy jest łowcą czy też ofiarą. Robiło mi się gorąco, powietrze przeszył krzyk.
To był mój krzyk. Rozejrzałem się, dookoła mnie tańczył wir ognia, pochłaniał wszystko, koło mnie stała jedynie Mayleene uśmiechając się złowieszczo.
-Finn, jesteś potomkiem ognia, najwyższym jego kapłanem! - kobieta sięgnęła po nóż, złapała mnie za rękę i mówiąc obce mi słowa poderżnęła sobie gardło. Czułem jak napływa do mnie jej energia, wir ognia rósł. Tylko ja mogłem nad nim zapanować, nie miałem jednak pojęcia jak. Zamknąłem dłoń, wszystko się zatrzymało, ogień zniknął. Stałem tu sam, pośród zgliszcz i spalonych zwłok. Tylko ja, rytualne ostrze i ołtarz.
Ruszyłem do domu, byłem nagi, wszystko co miałem na sobie zostało spalone, ja pozostałem jednak nie tknięty.
Okradłem jedno z domostw z prowiantu i przedmiotów trenerskich. Wszedłem do swojego przybytku, wszyscy, którzy kiedyś tu żyli... Ubrałem zbroję i uciekłem, jak tchórz..
Wiedziałem, że bractwo trzech źródeł będzie mnie goniło, a jednak postanowiłem uciec.
Las, drzewa, mech i trawy.. Nie były moimi przyjaciółmi, do czasu.
Mieszkałem w lasach, pomagałem pokemonom, a one mi. Było ciężko, nauczyłem się jednak kontrolować ogień, dowiedziałem się o kryształowych kulach, rozmieszczonych po regionie Sinnoh. Musiałem się tam dostać, wiedziałam jednak, że dalej gonią mnie ludzie z Bractwa Trzech Źródeł. Bractwo zajmowało się żywiołami Wiatru, Lodu i Kamienia. Byliśmy sprzymierzeńcami do momentu w którym zrównałem moją osadę z ziemią. A zaplanowała to ona.. Mayleene. Pogrążyła mnie, naznaczyła.
Kryształowe kule miały mi pozwolić zapanować nad innymi żywiołami i odszukać wolność, ludzie... oni nie mogli się dowiedzieć o naszym istnieniu, ja byłem dla nich zagrożeniem. W końcu, nie codziennie wysoko urodzony elf wybiera drogę trenera pokemon i planuje występować w pokazach. Na moje szczęście miałem jednak medalion, który sprawiał, że wszelkie aspekty mojej inności, takie jak uszy, były dla ludzi nie widzialne. To dawało mi wiele możliwości.
Cele: Odszukanie wszystkich kryształowych kul, udział w pokazach.
Prośby: Starcia z organizacją, pokazy (:
Ulubiony typ pokemona: Ognisty
Vebre- Liczba postów : 5
Join date : 14/05/2014
Re: Zapisy do Liolici
Przyjmuję
Lioli- Liczba postów : 1695
Birthday : 27/05/1997
Join date : 25/01/2013
Age : 27
Re: Zapisy do Liolici
Imię: Trunk Johnson
Wiek postaci: 22
Charakter: Trunk to porywczy chłopak, który wyznaje zasadę najpierw zrób później pomyśl, co często przyprawia mu kłopotów. Bycie agresywnym jest u niego na porządku dziennym i przekłada swoje dobro nad dobro innych osób. Nie dotyczy to jednak pokemonów, które szanuje jeżeli tylko okażą się wystarczająco 'twarde'.
Wygląd: Wysoki i dobrze zbudowany mulat (185 cm wzrostu, 95 kg wagi)
Towarzysze: Brak
Pokemony towarzysza: Riolu
Profesja Postaci: Buntownik z wyboru (zrezygnował z uczelni, były zawodnik szkolnej drużyny footballowej oraz zapaśniczej)
Starter: Riolu
Historia: Trunk od dziecka wykazywał rozmaite talenty sportowe, praktycznie w każdym rodzaju sportu za jaki się brał, odnosił jakieś sukcesy. W końcu jednak ukierunkował się na football amerykański oraz zapasy, w których był jednym z najlepszych zawodników w swoich kategoriach wagowych oraz wiekowych. W końcu dostał się na uczelnie, która zaproponowała mu stypendium sportowe, lecz z racji swojego wrodzonego lenistwa Johnson rzucił szkołę. Kiedy w dniu rezygnacji wracał w kierunku domu, natrafił na Riolu. Było to jego pierwsze bezpośrednie zetknięcie się z dzikim pokemonem. Co dziwne stwór rzucił się na niego i atakował go kopnięciami oraz uderzeniami, w końcu chłopak nie wiedząc co ma zrobić zaczął odpowiadać na ataki i tak wywiązała się szamotanina. Ostatecznie po kilkunastu minutach zaciekłej walki, Riolu padł z wycieńczenia. Trunk, zaniósł go do Poke Centrum gdzie wyleczony pokemon, pobiegł za Johnsonem i od tamtej pory są nierozłącznymi towarzyszami. Wtedy też Trunk postanowił zostać trenerem pokemon i zaczął się interesować tymi ciekawymi stworzeniami. Ostatecznie postanowił ukierunkować się na łapanie silnych pokemonów, które to najbardziej go interesowały (chodzi zarówno o wygląd jak i charakter) i walczenie w rozmaitych turniejach.
Cele: Po rzuceniu uczelni natknął się na swojego pierwszego pokemona i zaczął interesować się tymi dziwnymi stworkami. W końcu zafascynował się na tyle, że postanowił skolekcjonować jak najwięcej z nich i wygrywać walki trenerskie. Jego głównym celem jest pobicie jak największej ilości trenerów i zdobywanie rozmaitych wyróżnień.
Prośby: To może tutaj poinformuję iż jestem nowicjuszem na tym forum aczkolwiek grałem już w pbf'y.
Ulubiony typ pokemona: Jeżeli miałby wybrać jeden to Fire z racji rzezi jakiej potrafią dokonać
Wiek postaci: 22
Charakter: Trunk to porywczy chłopak, który wyznaje zasadę najpierw zrób później pomyśl, co często przyprawia mu kłopotów. Bycie agresywnym jest u niego na porządku dziennym i przekłada swoje dobro nad dobro innych osób. Nie dotyczy to jednak pokemonów, które szanuje jeżeli tylko okażą się wystarczająco 'twarde'.
Wygląd: Wysoki i dobrze zbudowany mulat (185 cm wzrostu, 95 kg wagi)
Towarzysze: Brak
Pokemony towarzysza: Riolu
Profesja Postaci: Buntownik z wyboru (zrezygnował z uczelni, były zawodnik szkolnej drużyny footballowej oraz zapaśniczej)
Starter: Riolu
Historia: Trunk od dziecka wykazywał rozmaite talenty sportowe, praktycznie w każdym rodzaju sportu za jaki się brał, odnosił jakieś sukcesy. W końcu jednak ukierunkował się na football amerykański oraz zapasy, w których był jednym z najlepszych zawodników w swoich kategoriach wagowych oraz wiekowych. W końcu dostał się na uczelnie, która zaproponowała mu stypendium sportowe, lecz z racji swojego wrodzonego lenistwa Johnson rzucił szkołę. Kiedy w dniu rezygnacji wracał w kierunku domu, natrafił na Riolu. Było to jego pierwsze bezpośrednie zetknięcie się z dzikim pokemonem. Co dziwne stwór rzucił się na niego i atakował go kopnięciami oraz uderzeniami, w końcu chłopak nie wiedząc co ma zrobić zaczął odpowiadać na ataki i tak wywiązała się szamotanina. Ostatecznie po kilkunastu minutach zaciekłej walki, Riolu padł z wycieńczenia. Trunk, zaniósł go do Poke Centrum gdzie wyleczony pokemon, pobiegł za Johnsonem i od tamtej pory są nierozłącznymi towarzyszami. Wtedy też Trunk postanowił zostać trenerem pokemon i zaczął się interesować tymi ciekawymi stworzeniami. Ostatecznie postanowił ukierunkować się na łapanie silnych pokemonów, które to najbardziej go interesowały (chodzi zarówno o wygląd jak i charakter) i walczenie w rozmaitych turniejach.
Cele: Po rzuceniu uczelni natknął się na swojego pierwszego pokemona i zaczął interesować się tymi dziwnymi stworkami. W końcu zafascynował się na tyle, że postanowił skolekcjonować jak najwięcej z nich i wygrywać walki trenerskie. Jego głównym celem jest pobicie jak największej ilości trenerów i zdobywanie rozmaitych wyróżnień.
Prośby: To może tutaj poinformuję iż jestem nowicjuszem na tym forum aczkolwiek grałem już w pbf'y.
Ulubiony typ pokemona: Jeżeli miałby wybrać jeden to Fire z racji rzezi jakiej potrafią dokonać
Trunk Johnson- Liczba postów : 2
Join date : 05/07/2014
Re: Zapisy do Liolici
Chyba udało mi się wymyślić więc:
OK. Biorę Cię
Gra pojawi się zapewne jutro
OK. Biorę Cię
Gra pojawi się zapewne jutro
Lioli- Liczba postów : 1695
Birthday : 27/05/1997
Join date : 25/01/2013
Age : 27
Re: Zapisy do Liolici
Imię/Nazwisko/Ksywa Postaci:
Chris Evans
Wiek postaci:
24 lata
Charakter postaci:
Niewinny, uroczy, bardzo miły i dobrze wychowany, powiedzmy, że to prawda, ludzie którzy go poznali wiedzę, co siedzi w jego duszy i na pewno nie jest to miła i przyjemna iskierka, a raczej zapalnik wielkiej bomby. Jednak wyjaśnijmy dokładniej, jaki na prawdę jest: z początku wydaje się na prawdę miłą osobą, jednak jeśli wyczuje, że nie może w żaden sposób skorzystać z danej osoby, od razu staje się wredny i odrzuca praktycznie każdego, nie przywiązuje się do ludzi, w szczególności do kobiet traktuje je tylko jak zabawki na jedną noc, rano one same nie marudzą na to co się działo, ale później wymagają jakichś telefonów, chcą dłuższego chadzania za rączki, a to na pewno nie dla naszego Chrisa.
Wygląd:
Nigdy nie zobaczycie go w dresach, adidasach, ani spoconym podkoszulku, zawsze zadbany, doskonale uczesany, dodatkowo nosi na sobie białą koszule, płaszcz sięgający prawie kostek i czarne obcisłe spodnie, nie ma dla niego znaczenia jak ludzie reagują na jego widok, gdyby mu się chciało pewnie sam powiedziałby co o nich myśli.
Towarzysze:
Czy on powinien jakichś mieć? Może w przyszłości przydałaby się jakaś panna wskakująca do łóżka na każde jego zawołanie, nie oczekująca niczego w zamian, jak na razie nie znalazł żadnej nie domagającej się jego uwagi, kiedy ten uważa to za niepotrzebne.
Pokemony towarzysza:
~|~
Profesja Postaci:
Trener, Koordynator, wszystko w jednym byleby być w centrum uwagi.
Starter:
Shuppet
Historia:
-A obiecujesz, że nie przekażesz tego dalej?- zapytałem śmiejąc się cichutko, po czym grzecznie jak małe potulne zwierze usiadłem na wygodnym fotelu, nie wiedziałem czemu ma służyć ten wywiad i czy opłaca się mówić prawdę, jednak warto spróbować.
-Mam 24 lata, jestem chłopcem z bogatej rodziny, mam co chce, a czego nie chce i tak jest moje, od prawie podstawówki każda dziewczyna jest moja, nie boje się przyszłości, nie zalezy mi na niej, nie mam rodzeństwa, obawiam się, że to zniszczyłoby doszczętnie moje życie, jak widać dalej mieszkam z rodzicami jednak zmieni się to jutro, mam zamiar zwiedzić troszkę świata- przerwałem patrząc na zalotne spojrzenie kobiety, która siedziała na przeciwko mnie, nie zorientowała się chyba, że nie jestem nią zainteresowany, wstałem spokojnie z fotela i zarzuciłem na siebie koszulę, którą po chwili bardzo niechlujnie zapiąłem na swoim ciele, tego jeszcze brakowało, śliniąca się kobieta
-Kawy może? Nie? Dobrze w takim razie pozwolisz, że będę mówił dalej- usiadłem spokojnie na przeciwko niej widząc smutną minkę jakże słodkiej panienki uśmiechnąłem się dumnie, mogłaby być miłą zabawką, ale musi poczekać, nie mam ochoty na zabawę dzisiejszego wieczoru, zerknąłem na sufit, co mogę jej jeszcze opowiedzieć? Na pewno nic o pakcie, na pewno nic, o oddaniu duszy
-Widzisz nie byłem jeszcze nigdy w Jotho, słyszałem, że życie tam jest bardzo ciekawe, jednak co ja na to poradzę ojciec woli mieć swojego spadkobierce przy sobie, a co jeśli by mi się coś stało? Chcesz usłyszeć o mojej rodzinie... Rozumiem, rodzice są ze sobą bardzo szczęśliwi... o jakim romansie mówisz? Ojciec nie zdradził ni razu mojej matki... tak jestem pewny- seria głebokich wdechów, zadaje za dużo pytań, za wiele ode mnie chce, Chris ochłoń, spokojnie oddychaj nie daj mu wyjść... nie pozwól... Za późno
~|~
~|~
Cele: Jak na razie dostarczenie demona do druida w Jotho, a później, pewnie wykonanie kolejnego zadania od tego bydlaka.
Prośby: Przygarnij kropka?
Ulubiony typ pokemona: W sumie nie mam żadnego, ogólnie postaraj się dobierać pokemony do mojej postaci, oczywiście w miarę możliwości.
Chris Evans
Wiek postaci:
24 lata
Charakter postaci:
Niewinny, uroczy, bardzo miły i dobrze wychowany, powiedzmy, że to prawda, ludzie którzy go poznali wiedzę, co siedzi w jego duszy i na pewno nie jest to miła i przyjemna iskierka, a raczej zapalnik wielkiej bomby. Jednak wyjaśnijmy dokładniej, jaki na prawdę jest: z początku wydaje się na prawdę miłą osobą, jednak jeśli wyczuje, że nie może w żaden sposób skorzystać z danej osoby, od razu staje się wredny i odrzuca praktycznie każdego, nie przywiązuje się do ludzi, w szczególności do kobiet traktuje je tylko jak zabawki na jedną noc, rano one same nie marudzą na to co się działo, ale później wymagają jakichś telefonów, chcą dłuższego chadzania za rączki, a to na pewno nie dla naszego Chrisa.
Wygląd:
Nigdy nie zobaczycie go w dresach, adidasach, ani spoconym podkoszulku, zawsze zadbany, doskonale uczesany, dodatkowo nosi na sobie białą koszule, płaszcz sięgający prawie kostek i czarne obcisłe spodnie, nie ma dla niego znaczenia jak ludzie reagują na jego widok, gdyby mu się chciało pewnie sam powiedziałby co o nich myśli.
Towarzysze:
Czy on powinien jakichś mieć? Może w przyszłości przydałaby się jakaś panna wskakująca do łóżka na każde jego zawołanie, nie oczekująca niczego w zamian, jak na razie nie znalazł żadnej nie domagającej się jego uwagi, kiedy ten uważa to za niepotrzebne.
Pokemony towarzysza:
~|~
Profesja Postaci:
Trener, Koordynator, wszystko w jednym byleby być w centrum uwagi.
Starter:
Shuppet
Historia:
-A obiecujesz, że nie przekażesz tego dalej?- zapytałem śmiejąc się cichutko, po czym grzecznie jak małe potulne zwierze usiadłem na wygodnym fotelu, nie wiedziałem czemu ma służyć ten wywiad i czy opłaca się mówić prawdę, jednak warto spróbować.
-Mam 24 lata, jestem chłopcem z bogatej rodziny, mam co chce, a czego nie chce i tak jest moje, od prawie podstawówki każda dziewczyna jest moja, nie boje się przyszłości, nie zalezy mi na niej, nie mam rodzeństwa, obawiam się, że to zniszczyłoby doszczętnie moje życie, jak widać dalej mieszkam z rodzicami jednak zmieni się to jutro, mam zamiar zwiedzić troszkę świata- przerwałem patrząc na zalotne spojrzenie kobiety, która siedziała na przeciwko mnie, nie zorientowała się chyba, że nie jestem nią zainteresowany, wstałem spokojnie z fotela i zarzuciłem na siebie koszulę, którą po chwili bardzo niechlujnie zapiąłem na swoim ciele, tego jeszcze brakowało, śliniąca się kobieta
-Kawy może? Nie? Dobrze w takim razie pozwolisz, że będę mówił dalej- usiadłem spokojnie na przeciwko niej widząc smutną minkę jakże słodkiej panienki uśmiechnąłem się dumnie, mogłaby być miłą zabawką, ale musi poczekać, nie mam ochoty na zabawę dzisiejszego wieczoru, zerknąłem na sufit, co mogę jej jeszcze opowiedzieć? Na pewno nic o pakcie, na pewno nic, o oddaniu duszy
-Widzisz nie byłem jeszcze nigdy w Jotho, słyszałem, że życie tam jest bardzo ciekawe, jednak co ja na to poradzę ojciec woli mieć swojego spadkobierce przy sobie, a co jeśli by mi się coś stało? Chcesz usłyszeć o mojej rodzinie... Rozumiem, rodzice są ze sobą bardzo szczęśliwi... o jakim romansie mówisz? Ojciec nie zdradził ni razu mojej matki... tak jestem pewny- seria głebokich wdechów, zadaje za dużo pytań, za wiele ode mnie chce, Chris ochłoń, spokojnie oddychaj nie daj mu wyjść... nie pozwól... Za późno
~|~
Obudziłem się na środku swojego pokoju, moja głowa pulsowała w rytm bicia moje przerażonego serca, wiedziałem co się stało, konsekwencje zabawy z zaświatami dały o sobie znać -Sylvia!!- zawołałem do pokojówki, która jako jedyna wiedziała jak wielkim potworem jestem, kobieta wbiegła do pokoju rozpoznając ton mojego głosu, zerknęła na ślady krwi, rozszarpane ciało i mnie całego, wiedziałem jak zareaguje, panika w oczach, po czym kilka wdechów, które miały dać jej czas na ochłonięcie, kiedy już się opanowała zadała cichutko pytanie -Tak panie? - jednak nie oczekiwała na nie odpowiedzi po prostu zaczęła sprzątać mój bałagan, ja w tym czasie nie przejmują się jej obecnością po prostu rozebrałem się do naga i zniknąłem w łazience, do której drzwi znajdowały się na przeciwko mojego wielkiego łoża, wiedziałem też, że Sylvia nie zada żadnego pytanie, była zawsze posłuszna, sprzątała po mnie kiedy tylko ją zawołałem, teraz pewnie padnie pytanie kim na prawdę jestem -Nazywam się Chris Evans, mam 24 lata, jestem synem zwykłych śmiertelników, zawarłem pakt z demonem mając 15 lat... tyle chyba wystarczy jak na początek, prawda?- szepnąłem spokojnie wziąłem głęboki wdech i wszedłem pod prysznic, woda koiła nerwy, dzięki niej mogłem się opanować. |
|
| Wejście do czystego pokoju to było to czego spodziewałem się od swojej służącej, dlatego wiedziałem, że akurat jej mogę ufać. Ubrałem się w kolejną koszulę i czarne spodnie, chwilkę po tym jak byłem już gotowy aby iść na kolację, poczułem znajome ciepło -Witaj Terdiusie, dawno się nie widzieliśmy, dobrze, że tym razem nie przestraszyłeś Sylvii, po ostatnim zbierała się prawie trzy dni- prychnąłem tylko, nienawidziłem kiedy zjawiał się w moim domu i doskonale o tym wiedziałem może właśnie dlatego pojawiał się coraz częściej? Wiedziałem o co mu chodzi -Tak dostałem zadanie i wiem co mam zrobić, ale spokojnie droga do Jotho nie jest aż taka ciężka zdążę doprowadzić nas do tego druida o którym mówiłeś... tak Terdiusie mam jego zdjęcie, poza tym w Jotho sam możesz zając się moim ciałem, od tego mnie przecież masz- pokręciłem głową nie musiałem czytać mu w myślach nie musiałem kombinować co ma mi do powiedzenia, po prostu wiedziałem czego ode mnie chce - Wykonaj zadanie kochaniutki, a czeka Cię wielka nagroda- zadudnił głos Terdiusa, którego na szczęście słyszałem tylko ja -Co nie będę musiał Ci już służyć?- miałem tylko nadzieje, że nie oberwę w łeb, ostatnio kiedy zadałem to pytanie spałem przez trzy dni i to nie z powodu złego samopoczucia, chociaż można by tak nazwać moją niedyspozycję. -Nie mam ochoty się tobą bawić dzieciaku, do roboty- po tym demon zniknął, a ja musiałem udać sie na kolację, innego wyjścia nie było. |
Prośby: Przygarnij kropka?
Ulubiony typ pokemona: W sumie nie mam żadnego, ogólnie postaraj się dobierać pokemony do mojej postaci, oczywiście w miarę możliwości.
ShoGa- Liczba postów : 84
Join date : 29/08/2014
Re: Zapisy do Liolici
przyjmuję
gra pojawi się...
zaraz?? noo do niedzieli na pewno...
gra pojawi się...
zaraz?? noo do niedzieli na pewno...
Lioli- Liczba postów : 1695
Birthday : 27/05/1997
Join date : 25/01/2013
Age : 27
Re: Zapisy do Liolici
Imię/Nazwisko/Ksywa Postaci: Crysaltis Darkmoon/Blue Star
Wiek postaci: 16 lat
Charakter postaci: Dla postronnych osób wygląda na delikatną, wrażliwą i uprzejmą dziewczynę, jednak Crysaltis jest osobą, która w celu zapewnienia na świecie pokoju i sprawiedliwości zrobi dosłownie wszystko. Zawsze stara się postępować zgodnie z prawem oraz jako, że jest zahartowana w walce wręcz ma dość siły, żeby zatrzymać pędzącego Taurosa. Bardzo kocha swojego przyjaciela Takashiego oraz pokemony, które razem z nią chcą bronić słabszych. Kiedy zaczyna walczyć, od razu szuka słabych stron przeciwnika i próbuje ułożyć jak najlepszą taktykę, żeby go pokonać.
Wygląd: Na co dzień
Jako Blue Star
Towarzysze: Takashi Matoi - przyjaciel Crysaltis z dzieciństwa. Po tragedii, jaka spotkała dziewczynę postanowił, że wykorzysta swój geniusz do pomocy w pokonaniu organizacji Yūgure.
Pokemony towarzysza: Crougank
Profesja Postaci: Obrończyni sprawiedliwości zwana jako Blue Star
Starter: Duskull
Historia: Crysaltis urodziła się 18 maja w pobliżu miasta Canalave jako córka pary naukowców. Jej młodość przebiegała spokojnie bez ważniejszych wydarzeń. Miała wspaniałe życie, jednak pewnego dnia podsłuchała wideorozmowę rodziców z jakimś mężczyzną, który ciągle coś mówił o "planie Ostatni Zmierzch" i władzy nad światem. Jeszcze tego samego dnia, kiedy wraz z Takashim znajdowała się w jednym z laboratoriów, nagle do środka wparowało kilka zamaskowanych osób z bronią palną. Rodzice dziewczyny próbowali ich zatrzymać, lecz zostali zabici na oczach córki. Crysaltis wraz z Takashim udało się uciec w czasie zamieszania, a laboratorium spłonęło. Tego pamiętnego wieczoru młoda dziewczyna postanowiła, że nieważne jakie będzie musiała podjąć ryzyko, odnajdzie tajemniczego mężczyznę, powstrzyma go i pomści swoich rodziców. Kilka dni później, podczas pogrzebu rodziców, poznała Duskulla. Choć pokemon widział ją po raz pierwszy, od razu do niej podleciał i zaczął ją pocieszać. Crysaltis opowiedziała mu całą historię i ku swemu zdziwieniu pokemon postanowił jej pomóc, tym samym stając się jej partnerem.
Cele: Pokonać organizację Yūgure i nie dopuścić do zrealizowania planu Ostatni Zmierzch.
Prośby: 1. Czy Duskull może być chłopcem? 2. Mogę mieć prawo jazdy i motor? 3. Czy Takashi może znajdować się w moim domu i stamtąd przesyłać mi informacje? 4. Może być tak, że kiedy mój pokemon walczy, to ja w między czasie biję się z jakimiś złoczyńcami?
Ulubiony typ pokemona: Trudny wybór ... ale w pierwszej trójce znajdują się pokemony typu Mrok, Duch i Smok.
Wiek postaci: 16 lat
Charakter postaci: Dla postronnych osób wygląda na delikatną, wrażliwą i uprzejmą dziewczynę, jednak Crysaltis jest osobą, która w celu zapewnienia na świecie pokoju i sprawiedliwości zrobi dosłownie wszystko. Zawsze stara się postępować zgodnie z prawem oraz jako, że jest zahartowana w walce wręcz ma dość siły, żeby zatrzymać pędzącego Taurosa. Bardzo kocha swojego przyjaciela Takashiego oraz pokemony, które razem z nią chcą bronić słabszych. Kiedy zaczyna walczyć, od razu szuka słabych stron przeciwnika i próbuje ułożyć jak najlepszą taktykę, żeby go pokonać.
Wygląd: Na co dzień
Jako Blue Star
Towarzysze: Takashi Matoi - przyjaciel Crysaltis z dzieciństwa. Po tragedii, jaka spotkała dziewczynę postanowił, że wykorzysta swój geniusz do pomocy w pokonaniu organizacji Yūgure.
Pokemony towarzysza: Crougank
Profesja Postaci: Obrończyni sprawiedliwości zwana jako Blue Star
Starter: Duskull
Historia: Crysaltis urodziła się 18 maja w pobliżu miasta Canalave jako córka pary naukowców. Jej młodość przebiegała spokojnie bez ważniejszych wydarzeń. Miała wspaniałe życie, jednak pewnego dnia podsłuchała wideorozmowę rodziców z jakimś mężczyzną, który ciągle coś mówił o "planie Ostatni Zmierzch" i władzy nad światem. Jeszcze tego samego dnia, kiedy wraz z Takashim znajdowała się w jednym z laboratoriów, nagle do środka wparowało kilka zamaskowanych osób z bronią palną. Rodzice dziewczyny próbowali ich zatrzymać, lecz zostali zabici na oczach córki. Crysaltis wraz z Takashim udało się uciec w czasie zamieszania, a laboratorium spłonęło. Tego pamiętnego wieczoru młoda dziewczyna postanowiła, że nieważne jakie będzie musiała podjąć ryzyko, odnajdzie tajemniczego mężczyznę, powstrzyma go i pomści swoich rodziców. Kilka dni później, podczas pogrzebu rodziców, poznała Duskulla. Choć pokemon widział ją po raz pierwszy, od razu do niej podleciał i zaczął ją pocieszać. Crysaltis opowiedziała mu całą historię i ku swemu zdziwieniu pokemon postanowił jej pomóc, tym samym stając się jej partnerem.
Cele: Pokonać organizację Yūgure i nie dopuścić do zrealizowania planu Ostatni Zmierzch.
Prośby: 1. Czy Duskull może być chłopcem? 2. Mogę mieć prawo jazdy i motor? 3. Czy Takashi może znajdować się w moim domu i stamtąd przesyłać mi informacje? 4. Może być tak, że kiedy mój pokemon walczy, to ja w między czasie biję się z jakimiś złoczyńcami?
Ulubiony typ pokemona: Trudny wybór ... ale w pierwszej trójce znajdują się pokemony typu Mrok, Duch i Smok.
Ciopazeti- Liczba postów : 119
Birthday : 18/05/1998
Join date : 07/12/2014
Age : 26
Skąd : Osuchów i okolice (tak naprawdę Gdańsk)
Re: Zapisy do Liolici
Straaasznie długie włosy...
ale do rzeczy...
Przyjmuje
ale do rzeczy...
Przyjmuje
Lioli- Liczba postów : 1695
Birthday : 27/05/1997
Join date : 25/01/2013
Age : 27
Re: Zapisy do Liolici
Imię/Nazwisko/Ksywa Postaci: Alex Burrows
Wiek postaci: 11 lat
Charakter postaci: Alex jest bardzo ciekawski. Lubi wtykać nos w nieswoje sprawy, a zwłaszcza, gdy wywęszy grubszą sprawę. Oczywiście cechuje go zaradność. Radzi sobie sam i strasznie nie lubi, gdy ktoś mu mówi co ma robić.
Wygląd: Alex to młodzieniec, który nie wyróżnia się swym wyglądem od innych rówieśników. Posiada kruczoczarne włosy, które świetnie dopełniają się z jego oczami koloru granatowego. Jego młodzieńcza i smukła twarz, zawsze wykazuje jakieś emocje i przez ostatnie kilkanaście miesięcy jest to przeważnie uśmiech, bardzo szczery uśmiech, dzięki któremu wydaje się bardzo przyjacielski. Jego szczupłe ciało okryte jest zawsze tym samym rodzajem ubrań. Dokładniej chodzi tu o bluzkę z krótkim rękawem koloru czerwonego. Dolna część ciała zakryta jest natomiast przez niebieskie jeansy, które są bardzo wytrzymałe i najlepsze na długą podróż. Buty obowiązkowo niebieskie, które przykrywają całe stopy, tak więc można śmiało stwierdzić, że uwielbia dwa kolory: czerwony i niebieski.
Towarzysze: Chwilowo brak
Pokemony towarzysza: jw.
Profesja Postaci: Trener
Starter: Losowo, zdaję się w pełni na ciebie
Historia: Słońce wzeszło na niebie. Jego promienie przebiły się przez firany w oknie i spadały na Alexa. Nagle zaczął dzwonić dzwonek. Chłopak przykrył głową poduszkę. "Nie można poleżeć chwilę dłużej ? " - zapytał sam siebie. Mimo niechęci, mozolnie się podniósł i wyłączył budzik.
- To dziś... - powiedział po cichu. Dziś były jego jedenaste urodziny. Przeciągnął się, po czym popatrzył w sufit. Błyskawicznie zdał sobie sprawę, że zaraz przyleci jego matka. Szybko się położył i udawał że śpi. Po chwili, wpadła jak grom do jego pokoju.
-Wstawaj chłopcze! Masz dzisiaj urodziny !- powiedziała łagodnie. Podbiegła do okna i rozsunęła zasłony. Pocałowała swojego "małego mężczyznę" w policzek i momentalnie uciekła z pokoju. Alex nie miał już wyboru. Wybudzony na dobre, poszedł do łazienki. Gdy już skończył się kąpać, umył zęby i wrócił do pokoju. Ubrał się w swój codzienny strój.
Schodząc do kuchni, poczuł zapach naleśników. Mmm... Nie mylił się, zobaczył jak mama nakłada cztery, wielkie naleśniki na talerz. Szerokim uśmiechem podziękował jej. Wiedział, że to na razie wystarczy. Zasiadł do stołu i zaczął konsumpcję.
- Smakuje ?- zapytała, podchodząc do lodówki. Alex wymamrotał coś w stylu "Yhym". Gdy już zjadł i miał udać się do swojego pokoju, zawołał go tato. Zawrócił się i powędrował w stronę salonu. Po grobowych minach zrozumiał, że zostanie poruszony temat jego wyprawy. Kątem oka zauważył na stolę paczkę. Usiadł na fotelu i popatrzył się w oczy swoich rodziców.
- Musimy ci coś powiedzieć... - powiedział tato i podrapał się po głowie. Zawsze był roześmianym i radosnym człowiekiem. Alex znał go jednak zbyt dobrze. Wiedział, że jeśli przychodzi "trudny temat", zaczyna się denerwować. Jednym z nich, było zadecydowanie, czy to już czas na samotną podróż.
- Tak? - zapytał, pomimo tego że wiedział o czym będą rozmawiać.
- Cóż. Postanowiliśmy, że przemyślimy twoją propozycje, co do tego, by wyruszenia w świat - tym razem przemówiła mama. Zapadła długa cisza. Rodzice co chwilę, wymieniali się spojrzeniami. Próbowali coś oznajmić, ale chyba nie wiedzieli, który z nich ma to zrobić. Alex już otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz wyprzedził go tato.
- Po ten naszej krótkiej naradzie, zdecydowaliśmy, że możesz wyruszyć w podróż - powiedział radośnie. Chłopiec momentalnie podskoczył do góry i zaczął całować swoich rodziców.
- Dziękuje! Dziękuje! Naprawdę, nie wiem co powiedzieć! - zaczął. To była prawda. Wybuchło w nim tyle emocji, że nie wiedział, którym się poddać. Jedno było pewne. Czuł radość, która przeszywała go od stóp do głowy.
- Nic nie musisz mówić, po prostu przyjmij tą paczkę i idź czym prędzej do Profesora - powiedział tato, ze łzami w oczach, wręczając opakowanie swojemu synowi. Nagle wszyscy wy buchnęli płaczem. Ze wzruszenia.
Cele:
- Rozwój swoich własnych umiejętności trenerskich, tak aby rodzice mogli być z niego dumni.
- Perfekcyjne wypełnienie każdego postawionego sobie zadania.
- Sięgnięcie po jak najwyższe miejsce w Lidze Pokemon.
- Pochwycenie i wytrenowanie upatrzonych pokemonów.
Prośby: ---
Ulubiony typ pokemona: Ognisty, Elektryczny
Wiek postaci: 11 lat
Charakter postaci: Alex jest bardzo ciekawski. Lubi wtykać nos w nieswoje sprawy, a zwłaszcza, gdy wywęszy grubszą sprawę. Oczywiście cechuje go zaradność. Radzi sobie sam i strasznie nie lubi, gdy ktoś mu mówi co ma robić.
Wygląd: Alex to młodzieniec, który nie wyróżnia się swym wyglądem od innych rówieśników. Posiada kruczoczarne włosy, które świetnie dopełniają się z jego oczami koloru granatowego. Jego młodzieńcza i smukła twarz, zawsze wykazuje jakieś emocje i przez ostatnie kilkanaście miesięcy jest to przeważnie uśmiech, bardzo szczery uśmiech, dzięki któremu wydaje się bardzo przyjacielski. Jego szczupłe ciało okryte jest zawsze tym samym rodzajem ubrań. Dokładniej chodzi tu o bluzkę z krótkim rękawem koloru czerwonego. Dolna część ciała zakryta jest natomiast przez niebieskie jeansy, które są bardzo wytrzymałe i najlepsze na długą podróż. Buty obowiązkowo niebieskie, które przykrywają całe stopy, tak więc można śmiało stwierdzić, że uwielbia dwa kolory: czerwony i niebieski.
Towarzysze: Chwilowo brak
Pokemony towarzysza: jw.
Profesja Postaci: Trener
Starter: Losowo, zdaję się w pełni na ciebie
Historia: Słońce wzeszło na niebie. Jego promienie przebiły się przez firany w oknie i spadały na Alexa. Nagle zaczął dzwonić dzwonek. Chłopak przykrył głową poduszkę. "Nie można poleżeć chwilę dłużej ? " - zapytał sam siebie. Mimo niechęci, mozolnie się podniósł i wyłączył budzik.
- To dziś... - powiedział po cichu. Dziś były jego jedenaste urodziny. Przeciągnął się, po czym popatrzył w sufit. Błyskawicznie zdał sobie sprawę, że zaraz przyleci jego matka. Szybko się położył i udawał że śpi. Po chwili, wpadła jak grom do jego pokoju.
-Wstawaj chłopcze! Masz dzisiaj urodziny !- powiedziała łagodnie. Podbiegła do okna i rozsunęła zasłony. Pocałowała swojego "małego mężczyznę" w policzek i momentalnie uciekła z pokoju. Alex nie miał już wyboru. Wybudzony na dobre, poszedł do łazienki. Gdy już skończył się kąpać, umył zęby i wrócił do pokoju. Ubrał się w swój codzienny strój.
Schodząc do kuchni, poczuł zapach naleśników. Mmm... Nie mylił się, zobaczył jak mama nakłada cztery, wielkie naleśniki na talerz. Szerokim uśmiechem podziękował jej. Wiedział, że to na razie wystarczy. Zasiadł do stołu i zaczął konsumpcję.
- Smakuje ?- zapytała, podchodząc do lodówki. Alex wymamrotał coś w stylu "Yhym". Gdy już zjadł i miał udać się do swojego pokoju, zawołał go tato. Zawrócił się i powędrował w stronę salonu. Po grobowych minach zrozumiał, że zostanie poruszony temat jego wyprawy. Kątem oka zauważył na stolę paczkę. Usiadł na fotelu i popatrzył się w oczy swoich rodziców.
- Musimy ci coś powiedzieć... - powiedział tato i podrapał się po głowie. Zawsze był roześmianym i radosnym człowiekiem. Alex znał go jednak zbyt dobrze. Wiedział, że jeśli przychodzi "trudny temat", zaczyna się denerwować. Jednym z nich, było zadecydowanie, czy to już czas na samotną podróż.
- Tak? - zapytał, pomimo tego że wiedział o czym będą rozmawiać.
- Cóż. Postanowiliśmy, że przemyślimy twoją propozycje, co do tego, by wyruszenia w świat - tym razem przemówiła mama. Zapadła długa cisza. Rodzice co chwilę, wymieniali się spojrzeniami. Próbowali coś oznajmić, ale chyba nie wiedzieli, który z nich ma to zrobić. Alex już otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz wyprzedził go tato.
- Po ten naszej krótkiej naradzie, zdecydowaliśmy, że możesz wyruszyć w podróż - powiedział radośnie. Chłopiec momentalnie podskoczył do góry i zaczął całować swoich rodziców.
- Dziękuje! Dziękuje! Naprawdę, nie wiem co powiedzieć! - zaczął. To była prawda. Wybuchło w nim tyle emocji, że nie wiedział, którym się poddać. Jedno było pewne. Czuł radość, która przeszywała go od stóp do głowy.
- Nic nie musisz mówić, po prostu przyjmij tą paczkę i idź czym prędzej do Profesora - powiedział tato, ze łzami w oczach, wręczając opakowanie swojemu synowi. Nagle wszyscy wy buchnęli płaczem. Ze wzruszenia.
Cele:
- Rozwój swoich własnych umiejętności trenerskich, tak aby rodzice mogli być z niego dumni.
- Perfekcyjne wypełnienie każdego postawionego sobie zadania.
- Sięgnięcie po jak najwyższe miejsce w Lidze Pokemon.
- Pochwycenie i wytrenowanie upatrzonych pokemonów.
Prośby: ---
Ulubiony typ pokemona: Ognisty, Elektryczny
Carver- Liczba postów : 2
Join date : 09/12/2014
Re: Zapisy do Liolici
Przyjmuję
Przygoda pojawi się do jutra wieczorem
Przygoda pojawi się do jutra wieczorem
Lioli- Liczba postów : 1695
Birthday : 27/05/1997
Join date : 25/01/2013
Age : 27
Re: Zapisy do Liolici
Imię/Nazwisko/Ksywa Postaci: Selena, imię przybrane po wielu latach tak na prawdę nazywała się Salamandra Wiek postaci: Mówimy o tym ile miała kiedy stała się nieśmiertelna? Wtedy Selena miała dokładnie 21 lat, żyje od tamtego czasu jakieś 456 lat Charakter postaci: Ufała wielu, za wiele osób oddała by swoje nędzne życie, jednak jaki jest tego sens, skoro w tym momencie jest sama jak palce, oszukana przez wszystkich, którym ufała? Zmieniała się przez te 400 lat, nie widzi sensu życia, jedyne czego pragnie to zemsta i odzyskanie swojej potęgi. Nie zawaha się, zaatakuje bezbronnego, uderzy prosto w serce, po czym wyrwie je ofierze z serca. Wygląd: Od bardzo dawna jej wygląd się nie zmienia, jest wysoka, szczupła, bardzo ładnie zbudowana tak można to idealnie określić, zawsze stara się dopasować do epoki, nie jest to aż tak ciężkie jakby mogło się zdawać, czarne długie włosy sięgające prawie do pasa, które rzadko związuje, do tego lekko czerwonawe oczy nadające jej odrobinę tajemniczości, nie mówiąc już o tym jak bardzo hipnotyzują. Pokemony towarzysza: Salamandra nie posiada żadnego towarzysza, więc nie ma sensu mówić o pokemonach nieistniejącej postaci, prawda? Profesja Postaci: Ciężko określić przez wiele lat robiła wszystko i nic, szukała dla siebie jakiegoś zajęcia, jakiegoś celu, jednak nic ją bardziej nie cieszyło, próbuje wszystkiego po trochu, zalaży na czym w danym momencie da się więcej zarobić. Starter: Od wielu lat Selenie dotrzymuje towarzystwa mały Gothita, którą można nazwać nieudanym prezentem, jednak nasza bohaterka stara się traktować to stworzenie jak własną córkę, ze względu na to od kogo dostała tego właśnie pokemona. Gothita ♀ Widow |
Trener pokemonów, porzucona dziewczynka, oszukany przyjaciel, o czym ja bredzę przecież sama doskonale wiem, że nikt nie zabił mi rodziny, umarli ze starości. Na nikim nie mam zamiaru się mścić, nie powiem, że nie mam zamiaru nikomu zrobić krzywdy, to akurat byłaby nieprawda! Nie poszukuje przygód, nie chce zostać najlepsza trenerką na świecie, nie chce być bogata, nie chce pomóc swojej matce, ani ojcu. Nikt w mojej rodzinie nie pracuje dla jakiegoś tajnego zespołu mającego na celu zniszczenie świata, używając do tego celu legend, lub mitycznej broni. Chcecie znać prawdę o mnie? Zadajcie sobie jedno pytanie:
Jak bardzo boli rozrywanie na kawałeczki?
Zacznijmy jednak od początku, moi rodzice byli zwykłymi ludźmi mieszkającymi na uboczu wioski, ja zawsze porywcza, uczuciowa, postanowiłam uciec ze swoim ukochanym, po tym jak moi rodzice nie zrozumieli mojej specyficznej osoby, kiedy dorastałam natura uginała się pode mną, woda tańczyła wraz z ruchem mych rąk, rośliny ożywały, wiatr nigdy nie niszczył mej fryzury, ogień nigdy mnie nie oparzył, znałam myśli ludzi. Z początku ciężko było to zrozumieć, jednak poddałam się temu całkowicie, nie walczyłam z niczym, widocznie właśnie tak miało być, wiec czemu odmówić sobie władzy oraz potęgi? Odpowiedź czasami jest aż za prosta
Jego spojrzenie to dla niego poświęciłabym wszystko i tak też się stało, ale jego samego nie dało się odzyskać, nie dało się tez zrozumieć jego śmierci, ani tego jak ja sama tak potężna, tak wielka nie dałam rady nic z tym zrobić.
Zacznę ponownie od początku, znowu zagubiona we wspomnieniach zaczynam mówić, opowiadać jak zawsze chaotycznie. Uciekliśmy z naszej wioski, żyliśmy spokojnie jeżdżąc na Rapidashach mojego ukochanego po wszystkich regionach, zakochani, uroczeni samymi sobą. Oszczędzałam zawsze siły, nie używałam swych mocy, nie chwaliłam się nimi, pomagałam tylko raz na jakiś czas, kiedy padało, opanowywałam pogodę, kiedy nie mogliśmy w żaden sposób wskrzesić ognia rozpalałam go jednym pstryknięciem palca. Mój ukochany nigdy nie narzekał na swój los, uważał mnie za swoją małą Salamandrę, kochaną, wspaniałą, oddawałam mu się kiedy tylko mnie pragnął, zawsze byłam jego i tylko jego. Moja moc rosła z każdym dniem, a ja sama nie wiedziałam jak to wszystko powstrzymać, podpalałam wioski, ulewy powodowane moją obecnością topiły pola, wichury zabijały ludzi, zgniatając ich domy walącymi się drzewami, nie panowałam nad sobą, nie umiałam tego kontrolować, już nie potrafiłam. Po długiej podróży dowiedzieliśmy się, że istnieje jakaś stara akademia na wzgórzach gdzie ja sama mogłam się wiele nauczyć, pomijam fakt, że w tamtych czasach, zostałabym spalona na stosie za swoje czary.. Jednak kogo to obchodzi może własnie na to zasługiwałam? Dotarliśmy do akademii, zostałam przeszkolona, moja moc wzrosła, ponownie wszystko mnie słuchało i uginało sie wedle mojej woli, ruszyliśmy wiec dalej. W akademii mój ukochany przeszedł trening bojowy, aby móc mnie dalej bronić i dbać o mnie jak jeszcze nigdy. Zanteresowanie moją osobą rosło, mimo tego, ze byłam prostą i spokojną osobą, ktoś zwrócił na mnie uwagę, byliśmy śledzeni latami, czułam czyjś oddech na plecach, ktoś wkradał się do moich snów, ktoś przygniatał mnie wręcz swoją potęgą, a ja biedna i zagubiona popadałam w obłęd, mój ukochany cierpiał, nie wiedział jak sobie ze mną poradzić. Kiedy jednak moja panika, strach i wszelkie najgorsze, najbardziej osłabiające człowieka uczucia przejęły nade mną kontrolę, nasz cień w końcu się ujawnił i bez zbędnych ekscesów, zabił mojego ukochanego cios wymierzony idealnie w jego niewielkie krwawe serce, cios, który został zadany również mi, świadomie lub nieświadomie, nie przejęłam się z początku tym, iż napastnik nie zaatakował mnie po zabiciu mojego ukochanego... Byłam pogrążona w rozpaczy, rozpłakana, rozhisteryzowana, trzęsącymi się dłońmi dotknęłam zimnego ciała mojego ukochanego i na prawdę z całej sił chciałam przywrócić go do życia, wyklinałam do bogów, błagałam o pomoc czołgając się po leśnej polanie prosiłam los o niewielki promyczek nadziei, kiedy ponownie dotknęłam ciała swojego zmarłego już ukochanego, ponownie starając się go uratować, coś jakby złapało mnie za ręcę i ciągnęło w piekielną czeluść, czułam to, jednak nie widziałam niczyich dłoni spoczywających na mych nadgarstkach. Mimo tego, że przerwałam wskrzeszanie to coś dalej mnie trzymało, po dłuższej szarpaninie zrozumiałam, że nie uratuje ukochanego, a teraz właśnie toczy się walka o moje własne życie, krzyczałam, zdzierałam sobie gardło wołając do zmarłego ukochanego tylko jedno słowo:
Wybacz
Wiedziałam, ze nie jestem w stanie go uratować, nie wiem ile dokładnie trwała moja własna walka, jednak straciłam w niej wiele, możliwe, że aż za wiele. Czułam jakby coś rozrywało moje ciało godzinami, cierpienie, nie tylko to psychiczne, ale fizyczne zmieniające się ze sobą co chwilkę, ocknęłam się po godzinach bólu, oraz samotności, leżałam na martwym ciele mojego ukochanego, cała umorusana jego krwią, która już od dawna zaschła na mojej jasnej skórze. Udało mi się jakoś dostać do najbliższego miasteczka, zostawiłam za sobą wszystko, kiedy dotarłam do miasteczka od razu doprowadziłam się do ładu i uciekłam, najprościej w świecie uciekłam. Dopiero po jakimś czasie okazało się, że wszystkie moje moce po prostu zniknęły, wiele lat później dowiedziałam się, że w dniu śmierci mojego ukochanego, narodziły się dzieci które potrafiły opanować jedną z moich mocy, uznałam to za dośc dziwne i najprościej w świecie z uciekiniera stałam się zwierzyną, było ciężko, latami szkoliłam się do zabijania, dokładniej szkoliłam się całe 430 lat, czas zapolować na swoje umiejętności, mam na tyle szczęścia, ze umiejętności przekazywane są w tych rodach z pokolenia na pokolenie jednak tylko w idealnej prostej rodu. Ahhh, zapomniałam wspomnieć, skąd wiem, że dokładnie tak to działa? Odzyskałam czytanie w myślach, zabicie tego dziecka nie było proste, jednak czasami trzeba zrobić coś wbrew sobie.
Salamandra powróci! Wskrzeszę Cię ukochany!
Cele: Wymordowanie każdego, kto posiadł jej moce, wskrzeszenie ukochanego, dowiedzenie się dokładnie co stało się te 430 lat temu.
Prośby: Selena, jest wierna, dalej jest oddana swojemu ukochanemu, mimo upływu czasu nie jest w stanie go zdradzić, jednak dochodzenie do swojego celu to nie zdrada i nie cofnie się przed niczym o ile wiesz co dokładnie mam na myśli. Jesli mogę tez prosić mało walk, wolałabym skupić sie na fabule, która może ybć na prawdę ciekawa
Ulubiony typ pokemona:brak
Atamara- Liczba postów : 69
Join date : 15/12/2014
Re: Zapisy do Liolici
Przyjmuję
Gra pojawi się niedługo
Gra pojawi się niedługo
Lioli- Liczba postów : 1695
Birthday : 27/05/1997
Join date : 25/01/2013
Age : 27
Re: Zapisy do Liolici
Imię/Nazwisko/Ksywa Postaci: Ellen znana w węższym kręgu jako eksperyment nr 493
Wiek postaci: ok. 18 lat
Charakter postaci: Krytyczna wobec tego co jej nie znane, sumienna, nie wybacza zdrady, łatwo ją zezłościć, skłonna szybciej zaufać pokemonom niż ludziom, konflikty woli rozwiązywać siłą, lubi prowadzić długie rozmyślenia na różne tematy, ma słabość do słodyczy i rozgwieżdżonego nieba.
Wygląd:
Towarzysze: Shun znany w węższym kręgu jako eksperyment nr 545
Trochę starszy od swej towarzyszki, bardzo pogodny chłopak, opiekuńczy, nie pokazuje jak bardzo cierpi po stracie siostry, odważny, silny, inteligentny i sprawiedliwy.
Pokemony towarzysza:
Purrloin & Noibat
Profesja Postaci: Trenerka, podróżniczka
Starter: Zachowuję pokemony z poprzedniej gry.
Historia: Od kiedy tylko pamiętam, żyłam w ciemniej klatce z innymi rówieśnikami i różnymi pokemonami. Z tego co udało nam się dowiedzieć, znajdowaliśmy się w podziemnym laboratorium. Wszędzie było ciemno, wilgotno i zazwyczaj cicho. Żyliśmy w ciągłym strachu przed zabraniem przez naukowców, którzy przeprowadzili na nas eksperymenty. Miały one na celu łączenie DNA ludzi z tym pochodzącym od pokemonów, aby nabyli oni ich umiejętności. Postępy nie były zbyt zadowalające, a efektem ubocznym często bywały mutacje przez które wielu z nas miało ogon, uszy czy też inne elementy ciała, przypominające te jakie miały pokemony z którymi nas łączono. Badania były zazwyczaj bardzo bolesne, niektórzy nie wytrzymywali i po jakimś czasie zostawali zastąpieni, a ich ciała znikały w nieznany nam sposób.
Każda osoba była bowiem przypisana do innego pokemona. Mi trafił się naprawdę rzadki okaz jakim był potężny Arceus znany jako stwórca tego świata. Jakim cudem go złapano i czy naprawdę był bogiem? Tego nigdy nie byłam pewna ale jeśli nawet on nie potrafił się stąd wydostać to czy my, słabi ludzie, mogliśmy w ogóle o tym marzyć? Jednakże mój najlepszy przyjaciel jakoś potrafił. Mimo wszystko podchodził pozytywnie do życia i sprawiał, że na naszych twarzach od czasu do czasu pojawiał się uśmiech. Zawsze żył w nadziei, że kiedyś uda nam się opuścić to miejsce. Nikt jednak nigdy nie działał. Wszystko miało się zmienić, gdy ukochana młodsza siostra Shuna, zaczęła mieć problemy zdrowotne i pewnego dnia po prostu znikła. Mimo, iż Shun cierpiał po jej stracie, postanowił wszcząć bunt. Niektórzy z nas posiadali już jakieś moce, które mieliśmy zamiar wykorzystać w naszym planie.
Jakiś czas później nastał ten dzień, zostałam jednak zabrana na kolejną serię badań. Jak zwykle w wielkim oświetlonym pomieszczeniu, znajdował się skuty Arceus. Nigdy się nie ruszał, patrzył z opuszczoną głową w ziemię. Czasami próbowałam z nim rozmawiać lecz zawsze mnie ignorował. Zajęłam więc posłusznie swoje miejsce bowiem nieposłuszeństwo było karane głodówką lub torturami. Gdy naukowcy zbliżali się do mnie z swoimi strzykawkami i dziwnymi narzędziami, usłyszeliśmy hałas dochodzący za drzwi. Dobrze wiedziałam co to oznacza, w końcu wszczęto bunt! Wykorzystałam więc zdezorientowanie moich oprawców i powaliłam jednego z nich na ziemię, uderzając go jakimś ciężkim przedmiotem w głowę. Drugi miał w ręku coś ostrego i obawiałam się do niego zbliżyć lecz nim się obejrzałam, Shun przyszedł mi z pomocą. Wraz z nim do pomieszczenia weszło kilka osób. Oznajmili, iż związali naukowców i będziemy mogli się stąd zbierać. Większość poszła przodem jednak gdy i my mieliśmy do nich dołączyć, usłyszałam głos w mojej głowie. Szybko się odwróciłam, wiedziałam do kogo należał. Arceus po raz pierwszy spojrzał mi prosto w oczy. Jego spojrzenie było gniewne, przeszywające. Zapewne nienawidził ludzi za to co mu zrobili, ale mimo to widziałam w jego oczach coś jeszcze - błaganie. Chciał abym go uwolniła, to było pewne. Ale jak miałam tego dokonać? Złapałam Shuna za rękę i poprosiłam aby mi pomógł. Próbowaliśmy wszystkiego aż w końcu po naduszeniu jakiegoś z przycisków, udało się. Arceus natychmiast się wyprostował i rozwalił jedną ze ścian swoim promieniem. Znów usłyszałam jego głos w swojej głowie. Tym razem było to podziękowanie. Szybko po tym znikł nam z oczu, a nam ukazał się las, góry i noce niebo. Szybko pokochałam widok małych punktów na ciemnym niebie i mogłabym się w nie wpatrywać godzinami lecz z transu wybudził mnie Shun, dając znać, że zabrał kilka przedmiotów i możemy w końcu stąd uciec.
Po opuszczeniu murów, długo biegliśmy ale nie udało nam się natrafić na naszych towarzyszy. Możliwe, że bezpiecznie uciekli lub w co nie chciałam wierzyć, zostali schwytani.
Wraz z moim towarzyszem ukrywaliśmy się przez długi czas w lasach, aż któregoś dnia, natrafiliśmy na wioskę. To było nasze pierwsze spotkanie z ludźmi innymi niż w laboratorium. Na początku się nas wystraszyli ale szybko wytłumaczyli sobie nasz wygląd czymś co zwali "magią". Pomogli nam i wytłumaczyli jak funkcjonować w tym świcie. Dowiedzieliśmy się także o świątyniach i kapłanach. W każdej żył jeden z nich, każda była poświęcona innemu typowi i każdy z kapłanów czy kapłanek posiadał nadludzkie umiejętności. Czy oni też posiedli je w ten sam sposób co my? Tego chcieliśmy się dowiedzieć oraz tego jak panować nad naszymi mocami.
Złapaliśmy parę pokemonów do pomocy i po prostu któregoś dnia postanowiliśmy opuścić wioskę, którą tak pokochaliśmy. Ten dzień właśnie nastąpił.
Cele: Odwiedzić każdą z świątyń typów aby poznać historię kapłanów i nauczyć się korzystać z swoich mocy.
Prośby: Tutaj bardziej takie wyjaśnienie i prośba o zastosowanie się to tego.
Podziemne laboratorium to pozostałość po dawnej cywilizacji, która wyniszczyła się przez ciągłe wojny. Aktualnie panuje pokój z oczywistymi wyjątkami bo zło zawsze będzie istnieć, świat nie jest rozwinięty technologicznie, nie ma elektryczności, bieżącej wody. Dlatego też nie istnieją PokeBalle i Pokedex, mają je tylko Ellen i jej towarzysz. Jednak jako, że reszta ludzi nie będzie wszędzie biegać z grupką swoich pokemonów to będą oni używać coś na wzór Pokeballi lecz stworzonych przy użyciu "magii", która zaczęła się pojawiać na świecie po tym jak Arceus "pomógł" trochę poprzedniej, wyniszczającej się cywilizacji. Niedługo potem go złapano, gdy był osłabiony po zużyciu dużych pokładów energii. Wszelkie działania magiczne to anomalie powstałe na wskutek tamtego wydarzenia ale ludzie nauczyli się wykorzystywać to na swoją korzyść jak np. przechowywanie pokemonów. Mam nadzieję, że nie jest to zbytnio zawiłe. xD'
No i jeśli można to niech dotarcie do kolejnych świątyń nie następuje zbyt szybko, a sama akcja w nich też trochę trwa. A i jeszcze jedno, Ellen słyszy czasami myśli Arceusa nawet, gdy tego nie ma w pobliżu. Może niezbyt często ale jednak.
Ulubiony typ pokemona: Mam kilka ulubionych i nie zdołam wybrać tylko jednego .w.
Wiek postaci: ok. 18 lat
Charakter postaci: Krytyczna wobec tego co jej nie znane, sumienna, nie wybacza zdrady, łatwo ją zezłościć, skłonna szybciej zaufać pokemonom niż ludziom, konflikty woli rozwiązywać siłą, lubi prowadzić długie rozmyślenia na różne tematy, ma słabość do słodyczy i rozgwieżdżonego nieba.
Wygląd:
Towarzysze: Shun znany w węższym kręgu jako eksperyment nr 545
Trochę starszy od swej towarzyszki, bardzo pogodny chłopak, opiekuńczy, nie pokazuje jak bardzo cierpi po stracie siostry, odważny, silny, inteligentny i sprawiedliwy.
Pokemony towarzysza:
Purrloin & Noibat
Profesja Postaci: Trenerka, podróżniczka
Starter: Zachowuję pokemony z poprzedniej gry.
Historia: Od kiedy tylko pamiętam, żyłam w ciemniej klatce z innymi rówieśnikami i różnymi pokemonami. Z tego co udało nam się dowiedzieć, znajdowaliśmy się w podziemnym laboratorium. Wszędzie było ciemno, wilgotno i zazwyczaj cicho. Żyliśmy w ciągłym strachu przed zabraniem przez naukowców, którzy przeprowadzili na nas eksperymenty. Miały one na celu łączenie DNA ludzi z tym pochodzącym od pokemonów, aby nabyli oni ich umiejętności. Postępy nie były zbyt zadowalające, a efektem ubocznym często bywały mutacje przez które wielu z nas miało ogon, uszy czy też inne elementy ciała, przypominające te jakie miały pokemony z którymi nas łączono. Badania były zazwyczaj bardzo bolesne, niektórzy nie wytrzymywali i po jakimś czasie zostawali zastąpieni, a ich ciała znikały w nieznany nam sposób.
Każda osoba była bowiem przypisana do innego pokemona. Mi trafił się naprawdę rzadki okaz jakim był potężny Arceus znany jako stwórca tego świata. Jakim cudem go złapano i czy naprawdę był bogiem? Tego nigdy nie byłam pewna ale jeśli nawet on nie potrafił się stąd wydostać to czy my, słabi ludzie, mogliśmy w ogóle o tym marzyć? Jednakże mój najlepszy przyjaciel jakoś potrafił. Mimo wszystko podchodził pozytywnie do życia i sprawiał, że na naszych twarzach od czasu do czasu pojawiał się uśmiech. Zawsze żył w nadziei, że kiedyś uda nam się opuścić to miejsce. Nikt jednak nigdy nie działał. Wszystko miało się zmienić, gdy ukochana młodsza siostra Shuna, zaczęła mieć problemy zdrowotne i pewnego dnia po prostu znikła. Mimo, iż Shun cierpiał po jej stracie, postanowił wszcząć bunt. Niektórzy z nas posiadali już jakieś moce, które mieliśmy zamiar wykorzystać w naszym planie.
Jakiś czas później nastał ten dzień, zostałam jednak zabrana na kolejną serię badań. Jak zwykle w wielkim oświetlonym pomieszczeniu, znajdował się skuty Arceus. Nigdy się nie ruszał, patrzył z opuszczoną głową w ziemię. Czasami próbowałam z nim rozmawiać lecz zawsze mnie ignorował. Zajęłam więc posłusznie swoje miejsce bowiem nieposłuszeństwo było karane głodówką lub torturami. Gdy naukowcy zbliżali się do mnie z swoimi strzykawkami i dziwnymi narzędziami, usłyszeliśmy hałas dochodzący za drzwi. Dobrze wiedziałam co to oznacza, w końcu wszczęto bunt! Wykorzystałam więc zdezorientowanie moich oprawców i powaliłam jednego z nich na ziemię, uderzając go jakimś ciężkim przedmiotem w głowę. Drugi miał w ręku coś ostrego i obawiałam się do niego zbliżyć lecz nim się obejrzałam, Shun przyszedł mi z pomocą. Wraz z nim do pomieszczenia weszło kilka osób. Oznajmili, iż związali naukowców i będziemy mogli się stąd zbierać. Większość poszła przodem jednak gdy i my mieliśmy do nich dołączyć, usłyszałam głos w mojej głowie. Szybko się odwróciłam, wiedziałam do kogo należał. Arceus po raz pierwszy spojrzał mi prosto w oczy. Jego spojrzenie było gniewne, przeszywające. Zapewne nienawidził ludzi za to co mu zrobili, ale mimo to widziałam w jego oczach coś jeszcze - błaganie. Chciał abym go uwolniła, to było pewne. Ale jak miałam tego dokonać? Złapałam Shuna za rękę i poprosiłam aby mi pomógł. Próbowaliśmy wszystkiego aż w końcu po naduszeniu jakiegoś z przycisków, udało się. Arceus natychmiast się wyprostował i rozwalił jedną ze ścian swoim promieniem. Znów usłyszałam jego głos w swojej głowie. Tym razem było to podziękowanie. Szybko po tym znikł nam z oczu, a nam ukazał się las, góry i noce niebo. Szybko pokochałam widok małych punktów na ciemnym niebie i mogłabym się w nie wpatrywać godzinami lecz z transu wybudził mnie Shun, dając znać, że zabrał kilka przedmiotów i możemy w końcu stąd uciec.
Po opuszczeniu murów, długo biegliśmy ale nie udało nam się natrafić na naszych towarzyszy. Możliwe, że bezpiecznie uciekli lub w co nie chciałam wierzyć, zostali schwytani.
Wraz z moim towarzyszem ukrywaliśmy się przez długi czas w lasach, aż któregoś dnia, natrafiliśmy na wioskę. To było nasze pierwsze spotkanie z ludźmi innymi niż w laboratorium. Na początku się nas wystraszyli ale szybko wytłumaczyli sobie nasz wygląd czymś co zwali "magią". Pomogli nam i wytłumaczyli jak funkcjonować w tym świcie. Dowiedzieliśmy się także o świątyniach i kapłanach. W każdej żył jeden z nich, każda była poświęcona innemu typowi i każdy z kapłanów czy kapłanek posiadał nadludzkie umiejętności. Czy oni też posiedli je w ten sam sposób co my? Tego chcieliśmy się dowiedzieć oraz tego jak panować nad naszymi mocami.
Złapaliśmy parę pokemonów do pomocy i po prostu któregoś dnia postanowiliśmy opuścić wioskę, którą tak pokochaliśmy. Ten dzień właśnie nastąpił.
Cele: Odwiedzić każdą z świątyń typów aby poznać historię kapłanów i nauczyć się korzystać z swoich mocy.
Prośby: Tutaj bardziej takie wyjaśnienie i prośba o zastosowanie się to tego.
Podziemne laboratorium to pozostałość po dawnej cywilizacji, która wyniszczyła się przez ciągłe wojny. Aktualnie panuje pokój z oczywistymi wyjątkami bo zło zawsze będzie istnieć, świat nie jest rozwinięty technologicznie, nie ma elektryczności, bieżącej wody. Dlatego też nie istnieją PokeBalle i Pokedex, mają je tylko Ellen i jej towarzysz. Jednak jako, że reszta ludzi nie będzie wszędzie biegać z grupką swoich pokemonów to będą oni używać coś na wzór Pokeballi lecz stworzonych przy użyciu "magii", która zaczęła się pojawiać na świecie po tym jak Arceus "pomógł" trochę poprzedniej, wyniszczającej się cywilizacji. Niedługo potem go złapano, gdy był osłabiony po zużyciu dużych pokładów energii. Wszelkie działania magiczne to anomalie powstałe na wskutek tamtego wydarzenia ale ludzie nauczyli się wykorzystywać to na swoją korzyść jak np. przechowywanie pokemonów. Mam nadzieję, że nie jest to zbytnio zawiłe. xD'
No i jeśli można to niech dotarcie do kolejnych świątyń nie następuje zbyt szybko, a sama akcja w nich też trochę trwa. A i jeszcze jedno, Ellen słyszy czasami myśli Arceusa nawet, gdy tego nie ma w pobliżu. Może niezbyt często ale jednak.
Ulubiony typ pokemona: Mam kilka ulubionych i nie zdołam wybrać tylko jednego .w.
Ellen- Liczba postów : 677
Birthday : 04/02/1997
Join date : 22/01/2013
Age : 27
Re: Zapisy do Liolici
ok Przyjmuję
i już się biorę za tworzenie gry
i już się biorę za tworzenie gry
Lioli- Liczba postów : 1695
Birthday : 27/05/1997
Join date : 25/01/2013
Age : 27
Re: Zapisy do Liolici
Imię/Nazwisko/Ksywa Postaci: Adin
Wiek postaci: 18
Charakter postaci: Adin jest raczej spokojny i opanowany, mówi niewiele chyba, że jest o coś bezpośrednio zapytany (wtedy potrafi prowadzić kilkugodzinny wykład ). Nie przepada za większymi grupami ludzi, jeśli tylko jest taka możliwość to stara się wszystko wykonywać samodzielnie. Często robi ludziom na złość kiedy ci uważają jego pomysły za głupie lub niewykonalne. Najbardziej na świecie nienawidzi niesprawiedliwości którą obserwuje ciągle wokół siebie. Nie może żyć bez muzyki.
Wygląd: Jest średniego wzrostu chłopakiem, zawsze chodzi ubrany w jeansy, czarną koszulkę i skurzaną kurtkę. Ma długie włosy i parę kolczyków w uszach jednak najbardziej rzuca się w oczy ten w wardze przez co często spotyka się z złośliwymi komentarzami.
Towarzysze: Brak, jednak mógłbym kogoś poznać w trakcie przygody i epizodycznie z nim współpracować
Profesja Postaci: Trener.
Starter:
Historia: Właśnie dziś nadszedł ten wielki dzień który Adin planował od bardzo dawna - dzień w którym ucieknie wreszcie z tego piekła. Dzień w którym wreszcie chwyci swoje przeznaczenie w swoje własne ręce... ale od początku
Od dziecka dziadkowie u których mieszkał zabraniali mu jakichkolwiek kontaktów z pokemonami. Przyczyną miała być śmierć jego rodziców którzy rzekomo zginęli podczas napadu furii któregoś z ich własnych pokemonów. Adin początkowo jako małe dziecko pokornie przestrzegał zakazów nałożonych przez dziadków, jednak z wiekiem zaczął zazdrościć swoim rówieśnikom którzy fantazjowali o swoich przygodach. Wtedy też miał swoje pierwsze kontakty z pokemonami (oczywiście za plecami dziadków) i od razu się w nich zakochał. W tej samej chwili odwidziała mu się też kariera lekarza czy prawnik, postanowił zostać trenerem.
Minęło parę lat a marzenia Adina pozostały niezmienione. Dalej chciał być trenerem, jednak nie mógł ot tak zakomunikować tego swoim dziadkom. Miał jednak już prowizoryczny plan. Przez cały ten czas odkładał wszelkie możliwe pieniądze, by pewnego dnia móc uciec. Dowiedział się od kolegów już większości potrzebnych rzeczy, brakowało jednak najważniejszego - pokemona i za żadne skarby nie mógł go zdobyć. Skłaniało to go do ciągłych odroczeń wprowadzenia swojego planu w życie a momentami wręcz do depresji.
W noc poprzedzającą jego 18 urodziny spotkała go jednak niespodzianka. Obudził go dźwięk kroków w jego pokoju. Otworzył oczy i powoli spojrzał w stronę biurka i w tym momencie zmroziło mu krew w żyłach. Na końcu pokoju stała jakaś postać posturą przypominająca lekko człowieka, jednak Adin był pewien że to był pokemon. W tym momencie tajemnicza postać odwróciła się, spojrzała na przestraszonego solenizanta i... zniknęła. Adin był już pewien że to musiał być jakiś pokemon. Gwałtownie się zerwał i zapalił światło. Na biurku leżała paczka z zawieszką na której było napisane "Adinowi w dniu urodzin". Bez zastanowienia rzucił się wiec do otwierania paczki jednak nie znalazł w niej żadnego wyjaśnienia. Nie było w niej żadnego listu ani czegokolwiek co pozwalałoby odgadnąć kto jest nadawcą. Było jednak w niej coś innego, coś co mogłoby sprawić Adinowi bardzo dużo nieprzyjemności gdyby jego opiekunowie to znaleźli - mianowicie - pokeballe. Więcej nie zdążył zobaczyć, przestraszył się że ktoś mógłby zobaczyć zapalone światło i wejść do pokoju. Zamknął więc pudełko i zaczął szukać miejsca gdzie mógłby je schować jednak takiego nigdzie nie było. No cóż, trzeba było schować tą paczkę gdzieś na zewnątrz. Ubrał się więc, wyszedł po cichu przez okno i ruszył w stronę pobliskiego lasu. Po 20 minutach poszukiwań znalazł dość wysoką dziurę w drzewie do której mógłby wepchnąć tę paczkę jednak gdy już wszedł z nią na górę nagle doznał oświecenia. "Może któryś z tych pokeballi jest pełny?! Może w którymś jest pokemon?! Wtedy na prawdę mógłbym odejść!" Jego myśli kłębiły się teraz z kosmiczną prędkością. Ześliznął się szybko na dół i zaczął podnosić wszystkie pokeballe. Jeden był wyraźnie cięższy. "Ok. Chwila prawdy. Wychodź!" Powiedział sam do siebie pod nosem rzucając cięższym poeballem
Cele: Chcę spełnić marzenia związane z zostaniem trenerem i odkryć prawdę o rodzicach.
Prośby: Proszę o ciekawą i przyjemną grę
Ulubiony typ pokemona: Dużo by ich było
Wiek postaci: 18
Charakter postaci: Adin jest raczej spokojny i opanowany, mówi niewiele chyba, że jest o coś bezpośrednio zapytany (wtedy potrafi prowadzić kilkugodzinny wykład ). Nie przepada za większymi grupami ludzi, jeśli tylko jest taka możliwość to stara się wszystko wykonywać samodzielnie. Często robi ludziom na złość kiedy ci uważają jego pomysły za głupie lub niewykonalne. Najbardziej na świecie nienawidzi niesprawiedliwości którą obserwuje ciągle wokół siebie. Nie może żyć bez muzyki.
Wygląd: Jest średniego wzrostu chłopakiem, zawsze chodzi ubrany w jeansy, czarną koszulkę i skurzaną kurtkę. Ma długie włosy i parę kolczyków w uszach jednak najbardziej rzuca się w oczy ten w wardze przez co często spotyka się z złośliwymi komentarzami.
Towarzysze: Brak, jednak mógłbym kogoś poznać w trakcie przygody i epizodycznie z nim współpracować
Profesja Postaci: Trener.
Starter:
Historia: Właśnie dziś nadszedł ten wielki dzień który Adin planował od bardzo dawna - dzień w którym ucieknie wreszcie z tego piekła. Dzień w którym wreszcie chwyci swoje przeznaczenie w swoje własne ręce... ale od początku
Od dziecka dziadkowie u których mieszkał zabraniali mu jakichkolwiek kontaktów z pokemonami. Przyczyną miała być śmierć jego rodziców którzy rzekomo zginęli podczas napadu furii któregoś z ich własnych pokemonów. Adin początkowo jako małe dziecko pokornie przestrzegał zakazów nałożonych przez dziadków, jednak z wiekiem zaczął zazdrościć swoim rówieśnikom którzy fantazjowali o swoich przygodach. Wtedy też miał swoje pierwsze kontakty z pokemonami (oczywiście za plecami dziadków) i od razu się w nich zakochał. W tej samej chwili odwidziała mu się też kariera lekarza czy prawnik, postanowił zostać trenerem.
Minęło parę lat a marzenia Adina pozostały niezmienione. Dalej chciał być trenerem, jednak nie mógł ot tak zakomunikować tego swoim dziadkom. Miał jednak już prowizoryczny plan. Przez cały ten czas odkładał wszelkie możliwe pieniądze, by pewnego dnia móc uciec. Dowiedział się od kolegów już większości potrzebnych rzeczy, brakowało jednak najważniejszego - pokemona i za żadne skarby nie mógł go zdobyć. Skłaniało to go do ciągłych odroczeń wprowadzenia swojego planu w życie a momentami wręcz do depresji.
W noc poprzedzającą jego 18 urodziny spotkała go jednak niespodzianka. Obudził go dźwięk kroków w jego pokoju. Otworzył oczy i powoli spojrzał w stronę biurka i w tym momencie zmroziło mu krew w żyłach. Na końcu pokoju stała jakaś postać posturą przypominająca lekko człowieka, jednak Adin był pewien że to był pokemon. W tym momencie tajemnicza postać odwróciła się, spojrzała na przestraszonego solenizanta i... zniknęła. Adin był już pewien że to musiał być jakiś pokemon. Gwałtownie się zerwał i zapalił światło. Na biurku leżała paczka z zawieszką na której było napisane "Adinowi w dniu urodzin". Bez zastanowienia rzucił się wiec do otwierania paczki jednak nie znalazł w niej żadnego wyjaśnienia. Nie było w niej żadnego listu ani czegokolwiek co pozwalałoby odgadnąć kto jest nadawcą. Było jednak w niej coś innego, coś co mogłoby sprawić Adinowi bardzo dużo nieprzyjemności gdyby jego opiekunowie to znaleźli - mianowicie - pokeballe. Więcej nie zdążył zobaczyć, przestraszył się że ktoś mógłby zobaczyć zapalone światło i wejść do pokoju. Zamknął więc pudełko i zaczął szukać miejsca gdzie mógłby je schować jednak takiego nigdzie nie było. No cóż, trzeba było schować tą paczkę gdzieś na zewnątrz. Ubrał się więc, wyszedł po cichu przez okno i ruszył w stronę pobliskiego lasu. Po 20 minutach poszukiwań znalazł dość wysoką dziurę w drzewie do której mógłby wepchnąć tę paczkę jednak gdy już wszedł z nią na górę nagle doznał oświecenia. "Może któryś z tych pokeballi jest pełny?! Może w którymś jest pokemon?! Wtedy na prawdę mógłbym odejść!" Jego myśli kłębiły się teraz z kosmiczną prędkością. Ześliznął się szybko na dół i zaczął podnosić wszystkie pokeballe. Jeden był wyraźnie cięższy. "Ok. Chwila prawdy. Wychodź!" Powiedział sam do siebie pod nosem rzucając cięższym poeballem
Cele: Chcę spełnić marzenia związane z zostaniem trenerem i odkryć prawdę o rodzicach.
Prośby: Proszę o ciekawą i przyjemną grę
Ulubiony typ pokemona: Dużo by ich było
Adin- Liczba postów : 37
Birthday : 05/03/1995
Join date : 28/12/2014
Age : 29
Skąd : Londyn
Re: Zapisy do Liolici
przyjmuję, ale gra pojawi się trochę później
Lioli- Liczba postów : 1695
Birthday : 27/05/1997
Join date : 25/01/2013
Age : 27
Re: Zapisy do Liolici
Imię/Nazwisko/Ksywa Postaci: Daniel Cameron
Wiek postaci: 11 lat
Charakter postaci: Cameron jest jak pogoda na pustyni - zmienny. Raz jest ciepły, przyjazny i radosny - pełen poczucia humoru, żartobliwy - a raz ukazuje się ta druga strona. Oschła, sarkastyczna i złośliwa, którą lubi dosyć małe grono osób. Ale co poradzić.
Wygląd: Dość wysoki, bardzo szczupły chłopak o czarnych, krótko ostrzyżonych włosach i brązowych oczach. Na głowie zawsze nosi czerwoną czapkę z daszkiem, zakładając ją "na odwrót". Oprócz tego ma na sobie ciemnozieloną bluzę, dżinsowe, niebieskie spodnie i białe, trochę starte adidasy.
Towarzysze: brak
Pokemony towarzysza: brak
Profesja Postaci: Trener
Starter: Growlithe o imieniu Flame (bez wyjaśnienia w historii; po prostu dostał go na ostatnie urodziny i od tego czasu się z nim trzyma)
Historia: Daniel urodził się w Petalburg City, gdzie wiódł godne życie w swojej rodzinie. Nigdy niczego mu nie brakowało; jego familia słynęła ze świetnych trenerów i hodowców pokemon. Niekiedy trenowali oni pokemony innych osób, gdy nie miały one na to czasu, lub hodowali pokemony niezbędne na zajęcia do pobliskiej szkoły, gdzie od 7 roku życia zaczął uczęszczać Daniel. Młody Cameron (albowiem tak miał na nazwisko) na początku nie był tym faktem zbyt ucieszony; dopiero gdy zaczął poznawać pokemony zmienił swoje zdanie. Na zajęcia chodził chętniej, uczył się pilniej, a wszystko po to, by móc wyruszyć w podróż swojego życia. Na początku była to po prostu "podróż". Bez większego celu. Po prostu; chciał podróżować po innych miastach, krainach, poznawać nowe pokemony. Nie myślał nawet o ich łapaniu, a co dopiero trenowaniu? Gdy jego koledzy trenowali walki na szkolnych pokach, on siedział z nosem w książce studiując faunę i mapę regionu Hoenn, co chwila przegryzając jabłko.
Z takim zamiarem trzymał się do 11 roku życia, kiedy to przypadkiem w jego ręce trafiły zdjęcia wykonane przez jego dziadka.
***
Daniel wszedł powoli na strych. Od ojca wiedział, że gdzieś pośród tej graciarni leży stary aparat dziadka; jeden z najlepszych, jaki kiedyś wyprodukowano. To nim właśnie staruszek fotografował dzikie pokemony. Chłopak pamiętał, jak był mały, dziadek sadzał go na kolanach i pokazywał swoje ostatnie zdobycze. Lubił przesiadywać wtedy z nim, rozmawiając o tym, co sfotografował. Pamiętał, gdy z jego maleńkich ust wylewała się rzeka pytań, zasypując seniora. Ten tylko się uśmiechał i odpowiadał krótko "Potem".
Teraz Daniel powoli obchodził pomieszczenie; zagracone, pełne rupieci, niepotrzebnych rzeczy, które kupiono, a potem o nich zapomniano. Pełno było tu pajęczyn, chociaż Daniel nigdy nie zauważył tutaj żadnego pająka. Przeszedł obok dużej, starej drewnianej skrzyni, nagryzionej zębem czasu. Drewno próchniało, a na zawiasach widać było rdzę. Doszedł do wysokiej szafy. Na jej najwyższej półce stał aparat, uniesiony na stosach kopert ze zdjęciami. Chłopak był za mały by tam dosięgnąć, dlatego podsunął sobie ową skrzynię. Wczłapał się na nią i po mimo jej wielkości musiał stanąć na palcach, by chociaż dosięgnąć obiektywu aparatu. Powoli, aczkolwiek zręcznie zaczął stawiać stopy na wyższej półce szafy. Gdy tylko dotknął piętą drewna, a dłonią złapał za aparat, półka pękła, a chłopak spadł; wraz z nim kilka kopert ze zdjęciami. Z jednej z nich wysypały się fotografie. Daniel czym szybciej chciał je posprzątać, gdy zauważył coś dziwnego. Jak dotąd myślał, że nie było w domu fotosa, którego by nie widział. Teraz jednak się zdziwił. Te fotki przedstawiały dziadka na pokładzie jakiegoś statku. Młody Cameron szybko odrzucił połowę z nich. Zostawił tylko te, na których było widać pokemony... albo inaczej: pokemona. Jednego. Dziwnego. Zapewne rzadkiego. Z kształtu przypominał ptaka, ale jego upierzenie było niebieskie. Daniel natychmiast zbiegł ze strychu, biorąc jedno zdjęcie. Pierwsze co zrobił to otworzył książkę, w której - jak myślał - znajdzie wszystkie pokemony, lecz tego w niej nie było...
***
Od tamtej pory jego zamiary gruntownie się zmieniły. Z obserwatora został trenerem. We wszystkich książkach i księgach zaczął szukać pokemona, który odpowiadał takowemu. Jedyne co się o nim dowiedział, to to, że nosi nazwę "Latios". Daniel ma zamiar podróżując sprawdzić się jako trener oraz odnaleźć tajemniczego pokemona...
Cele: Odnalezienie Latiosa, zostanie jednym z najlepszych trenerów.
Prośby: brak
Ulubiony typ pokemona: Ogień
Wiek postaci: 11 lat
Charakter postaci: Cameron jest jak pogoda na pustyni - zmienny. Raz jest ciepły, przyjazny i radosny - pełen poczucia humoru, żartobliwy - a raz ukazuje się ta druga strona. Oschła, sarkastyczna i złośliwa, którą lubi dosyć małe grono osób. Ale co poradzić.
Wygląd: Dość wysoki, bardzo szczupły chłopak o czarnych, krótko ostrzyżonych włosach i brązowych oczach. Na głowie zawsze nosi czerwoną czapkę z daszkiem, zakładając ją "na odwrót". Oprócz tego ma na sobie ciemnozieloną bluzę, dżinsowe, niebieskie spodnie i białe, trochę starte adidasy.
Towarzysze: brak
Pokemony towarzysza: brak
Profesja Postaci: Trener
Starter: Growlithe o imieniu Flame (bez wyjaśnienia w historii; po prostu dostał go na ostatnie urodziny i od tego czasu się z nim trzyma)
Historia: Daniel urodził się w Petalburg City, gdzie wiódł godne życie w swojej rodzinie. Nigdy niczego mu nie brakowało; jego familia słynęła ze świetnych trenerów i hodowców pokemon. Niekiedy trenowali oni pokemony innych osób, gdy nie miały one na to czasu, lub hodowali pokemony niezbędne na zajęcia do pobliskiej szkoły, gdzie od 7 roku życia zaczął uczęszczać Daniel. Młody Cameron (albowiem tak miał na nazwisko) na początku nie był tym faktem zbyt ucieszony; dopiero gdy zaczął poznawać pokemony zmienił swoje zdanie. Na zajęcia chodził chętniej, uczył się pilniej, a wszystko po to, by móc wyruszyć w podróż swojego życia. Na początku była to po prostu "podróż". Bez większego celu. Po prostu; chciał podróżować po innych miastach, krainach, poznawać nowe pokemony. Nie myślał nawet o ich łapaniu, a co dopiero trenowaniu? Gdy jego koledzy trenowali walki na szkolnych pokach, on siedział z nosem w książce studiując faunę i mapę regionu Hoenn, co chwila przegryzając jabłko.
Z takim zamiarem trzymał się do 11 roku życia, kiedy to przypadkiem w jego ręce trafiły zdjęcia wykonane przez jego dziadka.
***
Daniel wszedł powoli na strych. Od ojca wiedział, że gdzieś pośród tej graciarni leży stary aparat dziadka; jeden z najlepszych, jaki kiedyś wyprodukowano. To nim właśnie staruszek fotografował dzikie pokemony. Chłopak pamiętał, jak był mały, dziadek sadzał go na kolanach i pokazywał swoje ostatnie zdobycze. Lubił przesiadywać wtedy z nim, rozmawiając o tym, co sfotografował. Pamiętał, gdy z jego maleńkich ust wylewała się rzeka pytań, zasypując seniora. Ten tylko się uśmiechał i odpowiadał krótko "Potem".
Teraz Daniel powoli obchodził pomieszczenie; zagracone, pełne rupieci, niepotrzebnych rzeczy, które kupiono, a potem o nich zapomniano. Pełno było tu pajęczyn, chociaż Daniel nigdy nie zauważył tutaj żadnego pająka. Przeszedł obok dużej, starej drewnianej skrzyni, nagryzionej zębem czasu. Drewno próchniało, a na zawiasach widać było rdzę. Doszedł do wysokiej szafy. Na jej najwyższej półce stał aparat, uniesiony na stosach kopert ze zdjęciami. Chłopak był za mały by tam dosięgnąć, dlatego podsunął sobie ową skrzynię. Wczłapał się na nią i po mimo jej wielkości musiał stanąć na palcach, by chociaż dosięgnąć obiektywu aparatu. Powoli, aczkolwiek zręcznie zaczął stawiać stopy na wyższej półce szafy. Gdy tylko dotknął piętą drewna, a dłonią złapał za aparat, półka pękła, a chłopak spadł; wraz z nim kilka kopert ze zdjęciami. Z jednej z nich wysypały się fotografie. Daniel czym szybciej chciał je posprzątać, gdy zauważył coś dziwnego. Jak dotąd myślał, że nie było w domu fotosa, którego by nie widział. Teraz jednak się zdziwił. Te fotki przedstawiały dziadka na pokładzie jakiegoś statku. Młody Cameron szybko odrzucił połowę z nich. Zostawił tylko te, na których było widać pokemony... albo inaczej: pokemona. Jednego. Dziwnego. Zapewne rzadkiego. Z kształtu przypominał ptaka, ale jego upierzenie było niebieskie. Daniel natychmiast zbiegł ze strychu, biorąc jedno zdjęcie. Pierwsze co zrobił to otworzył książkę, w której - jak myślał - znajdzie wszystkie pokemony, lecz tego w niej nie było...
***
Od tamtej pory jego zamiary gruntownie się zmieniły. Z obserwatora został trenerem. We wszystkich książkach i księgach zaczął szukać pokemona, który odpowiadał takowemu. Jedyne co się o nim dowiedział, to to, że nosi nazwę "Latios". Daniel ma zamiar podróżując sprawdzić się jako trener oraz odnaleźć tajemniczego pokemona...
Cele: Odnalezienie Latiosa, zostanie jednym z najlepszych trenerów.
Prośby: brak
Ulubiony typ pokemona: Ogień
Ostatnio zmieniony przez Lighter dnia Sob Sty 24, 2015 3:06 pm, w całości zmieniany 2 razy
Lighter- Liczba postów : 7
Join date : 24/01/2015
Re: Zapisy do Liolici
Lighter, administracja może się przyczepić że w grze chcesz złapać legendę, można je zdobywać wyłącznie w eventach itp.
przyjmę Cię tylko zmień tą jedną rzecz
daj znać na priv jak zmienisz
-------------------------------
No i super
Przyjmuję zaraz zajmę się tworzeniem gry
przyjmę Cię tylko zmień tą jedną rzecz
daj znać na priv jak zmienisz
-------------------------------
No i super
Przyjmuję zaraz zajmę się tworzeniem gry
Lioli- Liczba postów : 1695
Birthday : 27/05/1997
Join date : 25/01/2013
Age : 27
Re: Zapisy do Liolici
Imię/Nazwisko/Ksywa Postaci: Dorian Tide.
Wiek postaci: 17 lat.
Charakter postaci: Bywa czasem bardzo nieśmiały i skryty, nie lubi rozmawiać o swoich uczuciach, więc często ich nie uzewnętrznia. Jest wyjątkowo pomocny, to też niesienie pomocy jest dla niego przyjemnością. Wyjątkowo miły i uprzejmy, zafascynowany we wszystkim, co magiczne. Szybko się angażuje i przywiązuję do innych. Dla swych przyjaciół jest gotów zrobić wszystko. Jest wierny i uczciwy wobec bliskich. Zazwyczaj szczery do bólu, choć nie lubi ranić innych prawdą, przez co zdarza mu się uwikłać w kłamstwa. Przeważnie radosny i uśmiechnięty, sprawia, że na twarzy pojawia się uśmiech. Umie dogadać się praktycznie z każdym. Bardzo emocjonalny, czasami za bardzo wszystko przeżywa i stara się ze wszystkich swych sił, nawet przy błahostkach. Każdą porażkę mocno przeżywa, ponieważ jest bardzo ambitny. Gdy coś ma być zrobione, musi mieć pewność, by było tak, jak on tego chce. Jest zbyt wrażliwy, niezdecydowany i naiwny, ma dziecinne usposobienie. Mimo wszystko jest bardzo odpowiedzialny i opiekuńczy. Cechuję go kreatywność i pomysłowość. Jest tolerancyjny, ale chamstwa i niesprawiedliwości nie znosi.
Wygląd:
Szczupły, wysoki chłopak. Ma ciemne, brązowe oczy oraz krótkiej długości włosy koloru bordowego, oczywiście farbowane. Ich naturalna barwa to ciemny brąz. Posiada niewielkie znamię w kształcie ośmiornicy z przodu lewego uda. Ma lekko krzywy zgryz po lewej stronie, dlatego zazwyczaj prezentuje swój drugi profil.
Towarzysze: Niech dołączy później.
Nathan Obel.
Wysoki i dobrze zbudowany, starszy od Doriana o parę lat. Ma brązowe, nieco dłuższe włosy i oczy koloru jasnego brązu. Posiada zarost na brodzie.
Miły i uprzejmy. Wyjątkowo opiekuńczy w stosunku do Droiana. Jest bardzo pomocny i towarzyski. Jest zdecydowanie odważniejszy od swego kolegi, zatem to on często robi pierwszy krok lub popycha swego towarzysza do podjęcia decyzji. Nie panikuje, gdy robi się gorąco, często uspokaja Doriana, gdy sam ledwo trzyma nerwy na wodzy. Podobnie jak rudowłosy uwielbia magię, dlatego jest zafascynowany chłopakiem, gdy odkrywa jego różne, niezwykłe talenty. Ukrywa to, jak wrażliwy jest, choć przed towarzyszem czuje się swobodnie. Chcę brać razem z Dorianem udział w pokazach, walki w salach go nie interesują. Czuję się odpowiedzialny za chłopaka, za jego bezpieczeństwo. Nie da skrzywdzić ludzi, na których mu zależy, potrafi pod tym względem być nawet brutalny. Zazwyczaj wesoły, jednak, w przeciwieństwie do kolegi, jest bardziej podejrzliwy wobec obcych. Nie chce, by niepowołani ludzie znali sekret jego przyjaciela, dlatego chce go chronić.
Pokemony towarzysza: Na początku samiec Torchica o imieniu Lux i samica Horsea o imieniu Misty. Z resztą się dogadamy.
Profesja Postaci: Okultysta i Koordynator.
Starter: Piplup o imieniu Dyziek, samiec.
Historia:
Cele: Rozwijać swoje moce, zdobywać odznaki i wstążki, niesienie pomocy, pokonać Zakon Duskulli.
Prośby: Żeby Piplup i Torchic nigdy nie ewoluowali. Dużo różnych wątków, by nie było nudy i typowych rzeczy, lubię to co inne, oryginalne.
Ulubiony typ pokemona: Robak i duch.
Wiek postaci: 17 lat.
Charakter postaci: Bywa czasem bardzo nieśmiały i skryty, nie lubi rozmawiać o swoich uczuciach, więc często ich nie uzewnętrznia. Jest wyjątkowo pomocny, to też niesienie pomocy jest dla niego przyjemnością. Wyjątkowo miły i uprzejmy, zafascynowany we wszystkim, co magiczne. Szybko się angażuje i przywiązuję do innych. Dla swych przyjaciół jest gotów zrobić wszystko. Jest wierny i uczciwy wobec bliskich. Zazwyczaj szczery do bólu, choć nie lubi ranić innych prawdą, przez co zdarza mu się uwikłać w kłamstwa. Przeważnie radosny i uśmiechnięty, sprawia, że na twarzy pojawia się uśmiech. Umie dogadać się praktycznie z każdym. Bardzo emocjonalny, czasami za bardzo wszystko przeżywa i stara się ze wszystkich swych sił, nawet przy błahostkach. Każdą porażkę mocno przeżywa, ponieważ jest bardzo ambitny. Gdy coś ma być zrobione, musi mieć pewność, by było tak, jak on tego chce. Jest zbyt wrażliwy, niezdecydowany i naiwny, ma dziecinne usposobienie. Mimo wszystko jest bardzo odpowiedzialny i opiekuńczy. Cechuję go kreatywność i pomysłowość. Jest tolerancyjny, ale chamstwa i niesprawiedliwości nie znosi.
Wygląd:
Szczupły, wysoki chłopak. Ma ciemne, brązowe oczy oraz krótkiej długości włosy koloru bordowego, oczywiście farbowane. Ich naturalna barwa to ciemny brąz. Posiada niewielkie znamię w kształcie ośmiornicy z przodu lewego uda. Ma lekko krzywy zgryz po lewej stronie, dlatego zazwyczaj prezentuje swój drugi profil.
Towarzysze: Niech dołączy później.
Nathan Obel.
Wysoki i dobrze zbudowany, starszy od Doriana o parę lat. Ma brązowe, nieco dłuższe włosy i oczy koloru jasnego brązu. Posiada zarost na brodzie.
Miły i uprzejmy. Wyjątkowo opiekuńczy w stosunku do Droiana. Jest bardzo pomocny i towarzyski. Jest zdecydowanie odważniejszy od swego kolegi, zatem to on często robi pierwszy krok lub popycha swego towarzysza do podjęcia decyzji. Nie panikuje, gdy robi się gorąco, często uspokaja Doriana, gdy sam ledwo trzyma nerwy na wodzy. Podobnie jak rudowłosy uwielbia magię, dlatego jest zafascynowany chłopakiem, gdy odkrywa jego różne, niezwykłe talenty. Ukrywa to, jak wrażliwy jest, choć przed towarzyszem czuje się swobodnie. Chcę brać razem z Dorianem udział w pokazach, walki w salach go nie interesują. Czuję się odpowiedzialny za chłopaka, za jego bezpieczeństwo. Nie da skrzywdzić ludzi, na których mu zależy, potrafi pod tym względem być nawet brutalny. Zazwyczaj wesoły, jednak, w przeciwieństwie do kolegi, jest bardziej podejrzliwy wobec obcych. Nie chce, by niepowołani ludzie znali sekret jego przyjaciela, dlatego chce go chronić.
Pokemony towarzysza: Na początku samiec Torchica o imieniu Lux i samica Horsea o imieniu Misty. Z resztą się dogadamy.
Profesja Postaci: Okultysta i Koordynator.
Starter: Piplup o imieniu Dyziek, samiec.
Historia:
Wszystko zaczęło się od ciekawego znaleziska... Ale od początku. Należę do biednej rodziny mieszkającej na wsi. Jestem jedynakiem, ale mimo tego trudno było moim rodzicom związać koniec z końcem. Ja, moja babcia, prababcia, wujek, mama i tata, wszyscy utrzymywaliśmy się z jednej pensji mojego ojca. Z góry było przesądzone, że nie będę w stanie wyruszyć wędrować, gdyż rodzice zwyczajnie nie mieli na to pieniędzy. Uczęszczałem więc do normalnej szkoły, bym po niej mógł otrzymać jakiś dobrze płatny zawód, ale od małego ciągnęło mnie do wielkiej podróży. Opowieści mojej prababci z czasów dzieciństwa były takie niewiarygodne i fantastyczne, że marzyłem, by samemu takie mieć, mimo sceptycznych słów rodziców, iż są to tylko bajki. Gdy stałem się nieco starszy zrozumiałem, że niektóre rzeczy, które słyszałem od babci mojej mamy, nie mogły mieć miejsca i z czasem odsunąłem się od niej, a nasza więź osłabła.
W normalnej szkole uczyłem się bardzo dobrze, to też wkrótce dostałem stypendium. W tajemnicy przed wszystkimi odkładałem każdy grosz, aż w końcu stać mnie było na opłacenie całej edukacji w szkole dla trenerów. Moi rodzice nie byli zadowoleni z tego faktu, iż tyle pieniędzy poszło na coś, co nie jest najlepszym źródłem utrzymania, ale nie robili mi problemów i pogodzili się z tą decyzją. Najbardziej zdziwiła mnie reakcja prababci. Od małego mówiła mi, że jej marzeniem jest bym kiedyś wyruszył w podróż i przeżywał takie przygody, jak ona. Jednak gdy dowiedziała się, że wkrótce to się stanie, spojrzała na mnie z poważną, zamyślona miną i powiedziała tylko „nadszedł ten czas”, po czym zniknęła wewnątrz swego pokoju. Na początku myślałem, że chodzi jej o mój czas, czas mojej przygody, jednak chyba nie to miała na myśli... Po tym wydarzeniu moja prababcia stała się zupełnie inna - nie uśmiechała się już non stop jak kiedyś, nie wychodziła w ogóle z pokoju, przestała być duszą towarzystwa, chciała być sama. Ale najgorsze były jej oczy, niegdyś błyszczące i pełne życia, a teraz puste... Niecały miesiąc później zmarła...
Jedne życia przemijają, inne muszą nadal trwać. Tak samo moja nauka w szkole trenerskiej. Miesiąc od śmierci mojej prababci dostałem pozwolenie na przeniesienie swoich rzeczy do jej pokoju. Cieszyłem się, że w końcu mam własny pokój, jednak będąc tam czułem nieustanną obecność jego poprzedniej właścicielki. W końcu to tutaj odeszła we śnie, ale także w nim opowiadała mi swoje zmyślone przygody w wielkim świecie. Na początku nie chciałem ruszać jej rzeczy, jednak z czasem byłem ciekaw co zostało po niej. Liczyłem i łudziłem się, że może znajdę gdzieś pokeball z jakimś jej pokemonem, lecz niestety, nic nadzwyczajnego nie znalazłem.
Nauka w nowej szkole była dla mnie czystą przyjemnością. Trochę głupio się czułem, będąc najstarszym uczniem w klasie, ale za to byłem najbardziej szanowany przez pozostałych. Niestety wiedziałem też, że nie utworzę tam jakiejś sensownej przyjaźni, gdyż różnice wieku były zbyt duże, a co za tym idzie – podróżować będę musiał sam. Ale zbliżał się już kres mojej edukacji, więc nie przejmowałem się tym zbytnio. Siedziałem na swoim łóżku i bawiłem się pokeballem, którego dostałem na jednych z zajęć. Wstałem z łóżku i rzuciłem kulą, udając, że właśnie wybieram swojego pokemona, gdy ta potoczyła się pod szafę. Położyłem się na podłodze i zerknąłem tam w jej poszukiwaniu, ale niczego nie znalazłem. Desperacko włożyłem pod nią rękę, zmuszając się do zignorowania znajdujących się tam pajęczyn, kurzu i pająków, ale nawet tak nie znalazłem zaginionego przedmiotu. Postanowiłem więc przesunąć szafę. Nie było to trudne, stary mebel był dość lekki, jednak jakie było moje zaskoczenie, gdy mimo tego nie znalazłem tam balla. Już miałem z powrotem umieścić szafę na miejscu, gdy moją uwagę przykuł prostokątny kawałek ściany, którego powierzchnia lekko wystawała od reszty. Spróbowałem wyciągnąć go palcami, niestety nie dałem rady, więc wziąłem nożyczki z szafki i włożyłem jedno z ich ostrzy do szpary, wyciągając kawałek blachy pomalowanej na biało. Zakrywała ona coś w rodzaju schowka. Byłem w szoku, gdy zauważyłem w nim drewniane pudełko, a na nim mój pokeball, który wpadł pod szafę. Wyciągnąłem wszystko z dziury w ścianie i położyłem na łóżko. Przetarłem rękawem kurz z pudełka. Nie miało żadnego zamka, więc podniosłem wieko. W środku znajdowały się jakieś słoiczki, fiolki, woreczki oraz dwie książki. Wziąłem jedną z nich i otworzyłem ją. Były to odręczne zapiski mojej prababci, a datą pierwszego z nich był dzień, w którym dowiedziała się, że idę do szkoły dla trenerów.
„Że co!?” wrzasnąłem, patrząc sceptycznie na ową wiadomość. Wiedźmą? Chyba sobie żartuje... Jednak postanowiłem czytać dalej.
Tutaj kończyły się jej zapiski, dalej były tylko puste strony – upewniłem się dwa razy, czy aby na pewno nic więcej nie ma. Pełen sprzecznych emocji chwyciłem drugą książkę, po czym zacząłem ją przeglądać. Nie powiem, robiła na mnie piorunujące wrażenie. Pełna była różnych rycin i zapisków, lecz niestety w niezrozumiałym języku. Jednak między stronami znalazłem osobną kartkę, na której był przetłumaczony proces rytuału. Pełnia księżyca była tej nocy.
Było już grubo po północy. Nie mogłem się skupić na czymkolwiek, czekając aż ostatni z domowników pójdzie spać. Księżycowa poświata, która wpadała do mojego pokoju przez okno, wydawała się mnie ponaglać. Gdy w końcu światła w kuchni zgasły, wyszedłem z domu z drewnianym pudełkiem pod pachą. Skierowałem się do lasu, który znajdował się w niewielkiej odległości od mojego domu, tak jak nakazywała karteczka od prababci. Las o tej porze, oświetlony księżycową aurą, wyglądał majestatycznie i przerażająco. Pohukiwanie Hoothootów, krakanie Murkrowów oraz ruchy wokół mnie nie napawały mnie odwagą, ale szedłem według zaleceń. Dotarłem na niewielką polane pośród drzew, gdzie przebiegał strumyk. Jego delikatny szum działał na mnie odprężająco. Położyłem pudełko na wilgotną trawę i otworzyłem je. Wyjąłem z niego słoiczek z białym proszkiem. Według instrukcji był to sproszkowany róg Rhyhorna. Swoją drogą ciekaw jestem skąd moja prababcia to miała? W końcu Rhyhorny są objęte ochroną. Nieważne. Wyciągnąłem też fiolkę z fioletową cieczą nazwaną ekstraktem z Koffinga. Nie chcę wiedzieć jak się go pozyskuje. Zmieszałem te dwie substancje ze sobą i wylałem powstałą miksturę wokół siebie, tworząc z niej okrąg. Usiadłem w nim po turecku, położyłem przed sobą niewielką, glinianą miseczkę i wsypałem do niej zawartość saszetki. Zapaliłem też zapałkę po czym podpaliłem proszek znajdujący się w naczyniu. Powstał spory płomień koloru jadowitej zieleni, w którego blasku okrąg zabłysnął fioletową poświatą. Został ostatni krok. Chwyciłem mocno rękojeść starego, zardzewiałego sztyletu, który również znalazłem w skrzynce. Przyłożyłem go jak najmocniej do nadgarstka drugiej ręki, nastawiając ją nad płomieniem. Według notatki musiałem nacisnąć ostrzem jak najmocniej skóry i pociągnąć z całych sił, gdyż ów oręż nie należało do najostrzejszych. Zrobiłem parę głębokich oddechów. Nigdy się nie ciąłem, nie należałem do tego rodzaju ludzi i bałem się to zrobić. Sekundy zaczęły się ciągnąć, lecz ja, jak sparaliżowany, nie mogłem wykonać najmniejszego ruchu. Z zamkniętymi oczami i zaciśniętymi zębami odliczałem od dziesięciu do zera kolejny raz, lecz bez skutku. Gdy byłem w połowie następnego takiego odliczania, poczułem to dziwne uczucie spadania w trakcie snu, jednak moje ciało nie zareagowało gwałtownym poderwaniem się, jak to zazwyczaj bywa. Moja ręka raptownie przecięła nadgarstek. Syknąłem z bólu, patrząc jak krew wylewa się z mojej rany i kieruje się w stronę ognia. Gdy pierwsza kropla wpadła do niego, płomień urósł na tyle, by dotknąć mojego nadgarstka, po czym zaczął obejmować mą rękę. Dalej, prócz przerażenia, pamiętam jedynie oślepiające światło.
Miałem dziwny sen... Byłem olbrzymim, błękitnym duchem, a w mych rękach znajdował się cały świat... Nic więcej nie pamiętam. Obudziłem się, jednak leżałem z zamkniętymi oczami, nie miałem sił by wstać. Dopiero gdy poczułem, że ktoś chodzi wokół mnie i usłyszałem głos, odzyskałem w pełni świadomość.
– Co to? Co tu? Śpi, śpi człowiek.
Wydawało mi się, jakby te słowa mówiły dzieci, które nie do końca umiały ułożyć poprawne zdanie. Nabrałem więc sił, otworzyłem oczy i podniosłem się. Jakie było moje zaskoczenie, gdy zamiast dzieci ujrzałem...dwie Buneary.
- Bun-bun, ucieczka!
Krzyknęła jedna, chyba jeszcze bardziej przestraszona niż ja i razem ze swoim towarzyszem zwiała. Byłem w szoku, a serce waliło mi jak młot. Dopiero teraz przypomniałem sobie gdzie jestem i co tu robiłem. Spojrzałem na swoją dłoń, nie było na niej ani śladu oparzeń, ani śladu po niedawnym cięciu. Miałem mętlik w głowie, musiałem przemyć twarz w strumyku. Czyżby wszystkie opowieści z młodości mojej prababci były prawdą? Chwile po tym pomyślałem, że jest już późno i ktoś mógł zauważyć, że mnie nie ma, więc schowałem wszystko do pudełka i wróciłem do domu.
Gdy wracałem do domu przez las nie mogłem wyjść ze zdumienia. Pośród wielu normalnych odgłosów pokemonów zdarzało mi się słyszeć normalne, ludzkie słowa, lecz bardzo rzadko. Jak tylko byłem na miejscu otworzyłem zapiski mojej prababci. Nie mogłem wyjść ze zdziwienia, gdy po poprzedniej informacji nie było śladu, a w jej miejscu była zupełnie inna.
W normalnej szkole uczyłem się bardzo dobrze, to też wkrótce dostałem stypendium. W tajemnicy przed wszystkimi odkładałem każdy grosz, aż w końcu stać mnie było na opłacenie całej edukacji w szkole dla trenerów. Moi rodzice nie byli zadowoleni z tego faktu, iż tyle pieniędzy poszło na coś, co nie jest najlepszym źródłem utrzymania, ale nie robili mi problemów i pogodzili się z tą decyzją. Najbardziej zdziwiła mnie reakcja prababci. Od małego mówiła mi, że jej marzeniem jest bym kiedyś wyruszył w podróż i przeżywał takie przygody, jak ona. Jednak gdy dowiedziała się, że wkrótce to się stanie, spojrzała na mnie z poważną, zamyślona miną i powiedziała tylko „nadszedł ten czas”, po czym zniknęła wewnątrz swego pokoju. Na początku myślałem, że chodzi jej o mój czas, czas mojej przygody, jednak chyba nie to miała na myśli... Po tym wydarzeniu moja prababcia stała się zupełnie inna - nie uśmiechała się już non stop jak kiedyś, nie wychodziła w ogóle z pokoju, przestała być duszą towarzystwa, chciała być sama. Ale najgorsze były jej oczy, niegdyś błyszczące i pełne życia, a teraz puste... Niecały miesiąc później zmarła...
Jedne życia przemijają, inne muszą nadal trwać. Tak samo moja nauka w szkole trenerskiej. Miesiąc od śmierci mojej prababci dostałem pozwolenie na przeniesienie swoich rzeczy do jej pokoju. Cieszyłem się, że w końcu mam własny pokój, jednak będąc tam czułem nieustanną obecność jego poprzedniej właścicielki. W końcu to tutaj odeszła we śnie, ale także w nim opowiadała mi swoje zmyślone przygody w wielkim świecie. Na początku nie chciałem ruszać jej rzeczy, jednak z czasem byłem ciekaw co zostało po niej. Liczyłem i łudziłem się, że może znajdę gdzieś pokeball z jakimś jej pokemonem, lecz niestety, nic nadzwyczajnego nie znalazłem.
Nauka w nowej szkole była dla mnie czystą przyjemnością. Trochę głupio się czułem, będąc najstarszym uczniem w klasie, ale za to byłem najbardziej szanowany przez pozostałych. Niestety wiedziałem też, że nie utworzę tam jakiejś sensownej przyjaźni, gdyż różnice wieku były zbyt duże, a co za tym idzie – podróżować będę musiał sam. Ale zbliżał się już kres mojej edukacji, więc nie przejmowałem się tym zbytnio. Siedziałem na swoim łóżku i bawiłem się pokeballem, którego dostałem na jednych z zajęć. Wstałem z łóżku i rzuciłem kulą, udając, że właśnie wybieram swojego pokemona, gdy ta potoczyła się pod szafę. Położyłem się na podłodze i zerknąłem tam w jej poszukiwaniu, ale niczego nie znalazłem. Desperacko włożyłem pod nią rękę, zmuszając się do zignorowania znajdujących się tam pajęczyn, kurzu i pająków, ale nawet tak nie znalazłem zaginionego przedmiotu. Postanowiłem więc przesunąć szafę. Nie było to trudne, stary mebel był dość lekki, jednak jakie było moje zaskoczenie, gdy mimo tego nie znalazłem tam balla. Już miałem z powrotem umieścić szafę na miejscu, gdy moją uwagę przykuł prostokątny kawałek ściany, którego powierzchnia lekko wystawała od reszty. Spróbowałem wyciągnąć go palcami, niestety nie dałem rady, więc wziąłem nożyczki z szafki i włożyłem jedno z ich ostrzy do szpary, wyciągając kawałek blachy pomalowanej na biało. Zakrywała ona coś w rodzaju schowka. Byłem w szoku, gdy zauważyłem w nim drewniane pudełko, a na nim mój pokeball, który wpadł pod szafę. Wyciągnąłem wszystko z dziury w ścianie i położyłem na łóżko. Przetarłem rękawem kurz z pudełka. Nie miało żadnego zamka, więc podniosłem wieko. W środku znajdowały się jakieś słoiczki, fiolki, woreczki oraz dwie książki. Wziąłem jedną z nich i otworzyłem ją. Były to odręczne zapiski mojej prababci, a datą pierwszego z nich był dzień, w którym dowiedziała się, że idę do szkoły dla trenerów.
Nadszedł ten czas bym przekazała w końcu komuś to, co wiem. Jestem pewna, Dorianie, że znajdziesz tą skrytkę prędzej czy później – dopilnuję tego osobiście. Muszę Ci powiedzieć coś, co nikt o mnie nie wiedział. Nie myśl tylko, że jest to bełkot umierającej staruszki i potraktuj to z taką powagą, jaką jesteś w stanie z siebie wykrzesać. Jestem wiedźmą.
„Że co!?” wrzasnąłem, patrząc sceptycznie na ową wiadomość. Wiedźmą? Chyba sobie żartuje... Jednak postanowiłem czytać dalej.
Jestem wiedźmą. A raczej byłam, bo na starość przestałam praktykować czary. I tak, taką prawdziwą, co używa magii i w ogóle. Moja babcia mnie w to wtajemniczyła tak, jak ja teraz wtajemniczam Ciebie. I nie, ani Twoja mama, ani babcia nic nie wiedzą i lepiej by tak pozostało. Są to dobre kobiety, lecz niestety pozbawione iskry. Za to Ty, gdy tylko Twoja mama zaszła w ciążę... Od razu poczułam tkwiący w Tobie potencjał. Nie wierzysz mi? W pudełku jest jeszcze jedna księga, w której jest mnóstwo tajemnych przepisów i instrukcji. Tak w ogóle znajdziesz w niej różne informacje, jednakże zaznaczyłam tam jedną rzecz. Jest to rytuał, po którym otrzymasz pełny dostęp do swoich mocy, takich jak telekineza, telepatia czy dar rozmowy z pokemonami... Brzmi niesamowicie, nieprawdaż? Zanim jednak przeczytasz jakiekolwiek dalsze moje zapiski wypełnij ów rytuał. Założę się, że zbliża się pełnia, skoro to czytasz...
Tutaj kończyły się jej zapiski, dalej były tylko puste strony – upewniłem się dwa razy, czy aby na pewno nic więcej nie ma. Pełen sprzecznych emocji chwyciłem drugą książkę, po czym zacząłem ją przeglądać. Nie powiem, robiła na mnie piorunujące wrażenie. Pełna była różnych rycin i zapisków, lecz niestety w niezrozumiałym języku. Jednak między stronami znalazłem osobną kartkę, na której był przetłumaczony proces rytuału. Pełnia księżyca była tej nocy.
Było już grubo po północy. Nie mogłem się skupić na czymkolwiek, czekając aż ostatni z domowników pójdzie spać. Księżycowa poświata, która wpadała do mojego pokoju przez okno, wydawała się mnie ponaglać. Gdy w końcu światła w kuchni zgasły, wyszedłem z domu z drewnianym pudełkiem pod pachą. Skierowałem się do lasu, który znajdował się w niewielkiej odległości od mojego domu, tak jak nakazywała karteczka od prababci. Las o tej porze, oświetlony księżycową aurą, wyglądał majestatycznie i przerażająco. Pohukiwanie Hoothootów, krakanie Murkrowów oraz ruchy wokół mnie nie napawały mnie odwagą, ale szedłem według zaleceń. Dotarłem na niewielką polane pośród drzew, gdzie przebiegał strumyk. Jego delikatny szum działał na mnie odprężająco. Położyłem pudełko na wilgotną trawę i otworzyłem je. Wyjąłem z niego słoiczek z białym proszkiem. Według instrukcji był to sproszkowany róg Rhyhorna. Swoją drogą ciekaw jestem skąd moja prababcia to miała? W końcu Rhyhorny są objęte ochroną. Nieważne. Wyciągnąłem też fiolkę z fioletową cieczą nazwaną ekstraktem z Koffinga. Nie chcę wiedzieć jak się go pozyskuje. Zmieszałem te dwie substancje ze sobą i wylałem powstałą miksturę wokół siebie, tworząc z niej okrąg. Usiadłem w nim po turecku, położyłem przed sobą niewielką, glinianą miseczkę i wsypałem do niej zawartość saszetki. Zapaliłem też zapałkę po czym podpaliłem proszek znajdujący się w naczyniu. Powstał spory płomień koloru jadowitej zieleni, w którego blasku okrąg zabłysnął fioletową poświatą. Został ostatni krok. Chwyciłem mocno rękojeść starego, zardzewiałego sztyletu, który również znalazłem w skrzynce. Przyłożyłem go jak najmocniej do nadgarstka drugiej ręki, nastawiając ją nad płomieniem. Według notatki musiałem nacisnąć ostrzem jak najmocniej skóry i pociągnąć z całych sił, gdyż ów oręż nie należało do najostrzejszych. Zrobiłem parę głębokich oddechów. Nigdy się nie ciąłem, nie należałem do tego rodzaju ludzi i bałem się to zrobić. Sekundy zaczęły się ciągnąć, lecz ja, jak sparaliżowany, nie mogłem wykonać najmniejszego ruchu. Z zamkniętymi oczami i zaciśniętymi zębami odliczałem od dziesięciu do zera kolejny raz, lecz bez skutku. Gdy byłem w połowie następnego takiego odliczania, poczułem to dziwne uczucie spadania w trakcie snu, jednak moje ciało nie zareagowało gwałtownym poderwaniem się, jak to zazwyczaj bywa. Moja ręka raptownie przecięła nadgarstek. Syknąłem z bólu, patrząc jak krew wylewa się z mojej rany i kieruje się w stronę ognia. Gdy pierwsza kropla wpadła do niego, płomień urósł na tyle, by dotknąć mojego nadgarstka, po czym zaczął obejmować mą rękę. Dalej, prócz przerażenia, pamiętam jedynie oślepiające światło.
Miałem dziwny sen... Byłem olbrzymim, błękitnym duchem, a w mych rękach znajdował się cały świat... Nic więcej nie pamiętam. Obudziłem się, jednak leżałem z zamkniętymi oczami, nie miałem sił by wstać. Dopiero gdy poczułem, że ktoś chodzi wokół mnie i usłyszałem głos, odzyskałem w pełni świadomość.
– Co to? Co tu? Śpi, śpi człowiek.
Wydawało mi się, jakby te słowa mówiły dzieci, które nie do końca umiały ułożyć poprawne zdanie. Nabrałem więc sił, otworzyłem oczy i podniosłem się. Jakie było moje zaskoczenie, gdy zamiast dzieci ujrzałem...dwie Buneary.
- Bun-bun, ucieczka!
Krzyknęła jedna, chyba jeszcze bardziej przestraszona niż ja i razem ze swoim towarzyszem zwiała. Byłem w szoku, a serce waliło mi jak młot. Dopiero teraz przypomniałem sobie gdzie jestem i co tu robiłem. Spojrzałem na swoją dłoń, nie było na niej ani śladu oparzeń, ani śladu po niedawnym cięciu. Miałem mętlik w głowie, musiałem przemyć twarz w strumyku. Czyżby wszystkie opowieści z młodości mojej prababci były prawdą? Chwile po tym pomyślałem, że jest już późno i ktoś mógł zauważyć, że mnie nie ma, więc schowałem wszystko do pudełka i wróciłem do domu.
Gdy wracałem do domu przez las nie mogłem wyjść ze zdumienia. Pośród wielu normalnych odgłosów pokemonów zdarzało mi się słyszeć normalne, ludzkie słowa, lecz bardzo rzadko. Jak tylko byłem na miejscu otworzyłem zapiski mojej prababci. Nie mogłem wyjść ze zdziwienia, gdy po poprzedniej informacji nie było śladu, a w jej miejscu była zupełnie inna.
Stało się! Skoro to czytasz, to jesteś teraz wiedźmem... czarodziejem... Nie! Okultystą. Te miano jednak nie jest tak przyjemne jak Ci się zdaję, gdyż nadaje Ci wiele różnych obowiązków. Ale zanim to, muszę się do czegoś przyznać. Trochę cię okłamałam z tymi mocami... Nie, to nie tak, że ich nie masz, bo je masz, ale musisz je rozwinąć. Co przez to rozumiem? Na przykład telekineza działa zazwyczaj pod wpływem emocji, musisz mocno się skupić, byś dał rade coś przesunąć, albo też nie jesteś w stanie rozmawiać z pokemonami jak z ludźmi. Czasami, gdy mają Ci coś do powiedzenia, słyszysz pojedyncze słowa lub skróty myślowe, lecz przez większość czasu nie będziesz ich rozumiał. Ale spokojnie, z czasem rozwiniesz i poznasz wszystkie Twoje nowe umiejętności. Teraz także, po spełnieniu rytuału, jesteś w stanie zrozumieć tajemniczy język księgi czarów. Ale wracając do obowiązków... Ludzie posiedli owe moce po to, by pomagać. Gdy ktoś potrzebuje pomocy, czy to pokemon, czy człowiek, nie możesz przejść obojętnie. A prawda jest taka, że świat potrzebuję teraz Twojej pomocy bardziej, niż czyjejkolwiek. Jest pewna sprawa, której nie załatwiłam za młodu. Byłam wtedy zbyt pewna siebie i arogancka, myślałam tylko o sobie i że ze wszystkim dam sobie radę. Jednak, gdy się zakochałam, zaprzestałam pomagać innym, ponieważ Twój pradziadek był dla mnie całym światem. Teraz będziesz musiał naprawić błędy mej młodości. Otóż dowiedziałam się od pokemonów, że na świecie magia nie jest wykorzystywana jedynie w dobrym celu... Nasz ród ma w sobie krew starożytnej cywilizacji, która kiedyś została obdarowana przez Mew, by mogła pilnować porządku na świecie. Niestety pozostali ludzie, zazdrośni o nowe umiejętności wybranych, znaleźli sposób by zdobyć moc i obalić magicznych. Niestety wiem o nich niewiele. Organizacja ta nazywa się Zakonem Duskulli i działa do teraz. Łatwo rozpoznasz ich członków: noszą długie, czarne szaty z kapturem oraz maskę przypominającą twarz Duskulla, z jednym okiem świecącym na czerwono, a także jednym z ich pokemonów jest właśnie Duskull. Ich misją jest zniszczenie świata, którego znamy i zaprowadzenie „nowego ładu” - tak szaleńcy mówią na rządzenie wszystkimi poprzez terror. Ponoć chcą zniewolić Arceusa, albo inne legendarne stworzenie, używając jakiegoś artefaktu wytworzonego z czarnej magii... Twoim priorytetowym celem jest ich powstrzymanie, odkrycie źródła ich mocy, odcięcie ich od niego, znalezienie ich przywódców oraz zniszczenie artefaktu bądź zapobiegnięcie jego powstaniu. I nie bój się, dasz radę. Jesteś odporny na ich moce, które są słabsze, a wraz z Twoim doświadczeniem będziesz odporny na coraz silniejszych przeciwników. Udaj się do miasta Lawandii, wiem, że tam jest jedna z ich najaktywniejszych siedzib rekrutacyjnych. I pamiętaj, jestem zawsze przy Tobie. Życzę Ci, byś przeżył jeszcze wspanialsze przygody, niż ja.
PS: W razie problemów zerknij w ten dziennik – na pierwszej stronie pojawi się wpis, jakaś notka albo opis któreś z moich przygód, która będzie w stanie pomóc Ci w trudniej sytuacji. Los całego świata leży w Twoich rękach
Cele: Rozwijać swoje moce, zdobywać odznaki i wstążki, niesienie pomocy, pokonać Zakon Duskulli.
Prośby: Żeby Piplup i Torchic nigdy nie ewoluowali. Dużo różnych wątków, by nie było nudy i typowych rzeczy, lubię to co inne, oryginalne.
Ulubiony typ pokemona: Robak i duch.
Ostatnio zmieniony przez Okultysta dnia Pon Mar 02, 2015 7:11 pm, w całości zmieniany 1 raz
Re: Zapisy do Liolici
Bieram Cię Oku gra już jutro
Lioli- Liczba postów : 1695
Birthday : 27/05/1997
Join date : 25/01/2013
Age : 27
Re: Zapisy do Liolici
Imię Postaci:Shinji
Wiek postaci: 18
Charakter postaci:Miły chłopak. Lubi czytać i....dziewczynki. Jest jednak nieśmiały i niema do nich podejścia. Jeśli jakaś była szczególnie urodziwa aktywował tryb kameleona...no wiecie. zmiana koloru twarzy. Starał się jednak nad tym panować. Dla reszty był otwarty. Nie lubił jednak jak mu dokuczają, ani jak dokuczają innym
Wygląd:
Profesja Postaci: trener
Starter: bulbasaur
Historia: moja historia? nie ma wiele do powiedzenia.
Rodzina nie wyróżniała się niczym. Tak samo jak i ja. Wyróżniało mnie wszak jedno. Uwielbiałem dziewczyny. Szalałem na ich punkcie, ale nie umiałem nawiązywać z nimi kontaktu. Robiłem się z miejsca cichy i czerwony na twarzy. Moja motywacja żeby to zmienić była wielka. Ale jak mi szło? Lepiej nie wspominać. Moje dzieciństwo było naznaczone próbami zmiany tego jak i gry w piłkę z resztą "chłopców". No ale co chłopiec może robić poza grą w piłkę i upokarzaniem się przy dziewczynach? Oczywiście że biegał po lesie ( wiecei, ośmieszenie boli, a i ludki się śmieją, trzeba było się chować, ale to tajeminca która zostanie między nami). Co w lesie się robił? wspinało po drzewach? czasami, jak jakiś dziki pokemon postanowił ukraśc mi jedzonko. głównie bieganie nad strumyk i wylegiwanie się na jego brzegu. Miałem upatrzoną małą kępę krzaków za którą mogłem się wylegiwać i nikt mnie nie widział.
Młody chłopak spędzam tam czas na czytaniu. A co czytał? jak to mówłem chciał być dobry w podrywaniu, więc nie bd wymieniał tytułów.
No ale jest w życiu każdego dziecka co przeszkadza mu w rozwoju...szkoła. Jak ja jej nie lubiłem. Wagary jednak nie wchodziły w gre. Czemu? Miejcie mamę pracującą w szkole to sie przekonacie ;/ Chłopak więc musiał siedzieć na lekcjach i zajmować się tymi całymi głupimi lekcjami. w przerwach zabawa albo...eee dziewczyny. Zwłaszcza jedna. Yami, ale jej nie podrywałem. Byłą moją kumeplą i jedyną osobą którą zaprosiłem do mojego tajemngo zaułka.
historia jej poznania nie jest na dziś dzień. Za to mogę powiedzieć co było potem. Yami była starsza o rok. Dziewczyna zawsze interesowała się pokemonami. A ja? mi ten temat był obojętny. Ona za to postanowiła trenować Póki, te małe stworki co to kradły mi jedzonko w lesie. A ja? Ja przekonałem się do nich dopiero po roku. Ale niby jak? a tak że wpadłem do tego mojego strumyczka podczas ulewy. I co? oczywiście jak to czasem bywa..... nie no co wy. Nie uratował mnie pokemon. Uratowła mnie Yami...no i jej poki. Opowiedziała mi swoją historię, jak to trenowała stworki przez ten czas i ... ile to dziewczyn przyciąga. Oczywiście postanowiłem spróbować swoich sił ( i poderwać kilka dziewczyn)
Cele; poznać jakś ładną trenerkę i nauczyć się gadać z dziewczynami. A co do innych....zostać dobrym trenerem i... w przyszłości aktorem, nie no może nie aktorem. Nie zależy mi na mistrzostwie, ale było by miło
Prośby: nie właduj mnie z miejsca w drużynę dziewczyn bo mi chłopak zawału dostanie
Ulubiony typ pokemona: ogień, woda, duch normalny.
awek dodam rano
Wiek postaci: 18
Charakter postaci:Miły chłopak. Lubi czytać i....dziewczynki. Jest jednak nieśmiały i niema do nich podejścia. Jeśli jakaś była szczególnie urodziwa aktywował tryb kameleona...no wiecie. zmiana koloru twarzy. Starał się jednak nad tym panować. Dla reszty był otwarty. Nie lubił jednak jak mu dokuczają, ani jak dokuczają innym
Wygląd:
Profesja Postaci: trener
Starter: bulbasaur
Historia: moja historia? nie ma wiele do powiedzenia.
Rodzina nie wyróżniała się niczym. Tak samo jak i ja. Wyróżniało mnie wszak jedno. Uwielbiałem dziewczyny. Szalałem na ich punkcie, ale nie umiałem nawiązywać z nimi kontaktu. Robiłem się z miejsca cichy i czerwony na twarzy. Moja motywacja żeby to zmienić była wielka. Ale jak mi szło? Lepiej nie wspominać. Moje dzieciństwo było naznaczone próbami zmiany tego jak i gry w piłkę z resztą "chłopców". No ale co chłopiec może robić poza grą w piłkę i upokarzaniem się przy dziewczynach? Oczywiście że biegał po lesie ( wiecei, ośmieszenie boli, a i ludki się śmieją, trzeba było się chować, ale to tajeminca która zostanie między nami). Co w lesie się robił? wspinało po drzewach? czasami, jak jakiś dziki pokemon postanowił ukraśc mi jedzonko. głównie bieganie nad strumyk i wylegiwanie się na jego brzegu. Miałem upatrzoną małą kępę krzaków za którą mogłem się wylegiwać i nikt mnie nie widział.
Młody chłopak spędzam tam czas na czytaniu. A co czytał? jak to mówłem chciał być dobry w podrywaniu, więc nie bd wymieniał tytułów.
No ale jest w życiu każdego dziecka co przeszkadza mu w rozwoju...szkoła. Jak ja jej nie lubiłem. Wagary jednak nie wchodziły w gre. Czemu? Miejcie mamę pracującą w szkole to sie przekonacie ;/ Chłopak więc musiał siedzieć na lekcjach i zajmować się tymi całymi głupimi lekcjami. w przerwach zabawa albo...eee dziewczyny. Zwłaszcza jedna. Yami, ale jej nie podrywałem. Byłą moją kumeplą i jedyną osobą którą zaprosiłem do mojego tajemngo zaułka.
historia jej poznania nie jest na dziś dzień. Za to mogę powiedzieć co było potem. Yami była starsza o rok. Dziewczyna zawsze interesowała się pokemonami. A ja? mi ten temat był obojętny. Ona za to postanowiła trenować Póki, te małe stworki co to kradły mi jedzonko w lesie. A ja? Ja przekonałem się do nich dopiero po roku. Ale niby jak? a tak że wpadłem do tego mojego strumyczka podczas ulewy. I co? oczywiście jak to czasem bywa..... nie no co wy. Nie uratował mnie pokemon. Uratowła mnie Yami...no i jej poki. Opowiedziała mi swoją historię, jak to trenowała stworki przez ten czas i ... ile to dziewczyn przyciąga. Oczywiście postanowiłem spróbować swoich sił ( i poderwać kilka dziewczyn)
Cele; poznać jakś ładną trenerkę i nauczyć się gadać z dziewczynami. A co do innych....zostać dobrym trenerem i... w przyszłości aktorem, nie no może nie aktorem. Nie zależy mi na mistrzostwie, ale było by miło
Prośby: nie właduj mnie z miejsca w drużynę dziewczyn bo mi chłopak zawału dostanie
Ulubiony typ pokemona: ogień, woda, duch normalny.
awek dodam rano
shinji- Liczba postów : 73
Birthday : 02/04/1990
Join date : 01/03/2015
Age : 34
Re: Zapisy do Liolici
Przyjmuję
gra pojawi się już niedługo
gra pojawi się już niedługo
Lioli- Liczba postów : 1695
Birthday : 27/05/1997
Join date : 25/01/2013
Age : 27
Re: Zapisy do Liolici
Imię i Nazwisko: Hans Otto Wagner
Wiek postaci: 35 lat
Charakter postaci: Hans wiedzie bardzo bogate życie wewnętrzne. Własne myśli mają dla niego większe znaczenie niż pogaduszki z ludźmi, ale nie jest nietowarzyski. Woli patrzeć na świat i obliczać go we wzorach, analizować rządzącego nim prawa, niż tracić czas na zbędne dywagacje o pogodzie, z laikami, którzy nigdy nie pojmą wszystkich procesów, które ją ukształtowały, ale ciekawej dyskusji nigdy nie odmówi. Ceni sobie czas i nie marnuje go. Jest odrobinę roztrzepany i mimo wszystko popełnia wiele błędów, ale uważa je za najpiękniejszą część badań. Jego instynkt samozachowawczy jest uśpiony, ale czasem wybucha i wtedy Hans najczęściej oddala się od problemu na najbezpieczniejszą odległość, z której może go obserwować, ale przeważnie włazi w jego epicentrum. Bezpośredni, szczery, ostry, choć oszczędny w słowach – tym także ściągnął na siebie wiele kłopotów. Nie pobłaża nikomu i wszystkich traktuje równo, od każdego oczekuje tego samego, bez żadnej taryfy ulgowej, ale przy tym potrafi realnie ocenić możliwości tak osoby jak i Pokemona. Zdarza mu się zachowywać infantylnie.
Wygląd: Przeciętnego wzrostu, dość szczupły mężczyzna, raczej wątłej postury. Jasne włosy powoli zaczynają stawać się coraz jaśniejsze, w skutek przedwczesnego siwienia, nie układają się tak, jak powinny, ale Hans raczej o to nie dba. Niebieskie oczy są czujne, choć patrzą dużo dalej niż się wydaje i czasem nawet nie na tę rzeczywistość, którą ma przed sobą. Dolne powieki opadają trochę niżej niż przewiduje grecki kanon, obciążone brakiem snu i przezeń też zsiniałe. Przez nienajlepszy wzrok często marszczy brwi i mruży oczy, ale unika okularów. Chodzi w najprostszych ubraniach, świadom braku talentu do dobierania kolorów stara się, by cały jego strój był jednobarwny, między beżem a ciemniejszym brązem, czasem zdarza mu się zaszaleć i założyć niebieskie albo czarne spodnie. Ma ze sobą torbę pełną skarbów, takich jak wszelkiego rodzaju narzędzia pomiarowe.
Profesja Postaci: Trener. Badacz, naukowiec.
Starter: Fennekin
Historia: Hans urodził się w prostej rodzinie, w małej miejscowości. Jego ojciec był szewcem – jedynym w okolicy, więc dość zapracowanym. Matka, poza zajmowaniem się gospodarstwem domowym i jego starszym i młodszym rodzeństwem, dorabiała jako krawcowa, cerując spodnie dzieciom z okolicy i poszerzając spódnice tyjącym sąsiadkom. Jako dzieciak mówił jeszcze mniej i jeszcze więcej obserwował. Świat intrygował go i fascynował w spokojny sposób. Gdy jeszcze nie był świadom istnienia matematyki czy geometrii, wszystkie swoje pomiary prowadził w głowie według swojego własnego systemu, którego po latach nauki tych oficjalnych zapomniał. Spędzał dużo czasu obserwując tak przyrodę, która rodziła się z podziału komórek, jak tą którą tworzyły zespawane blachy stali, śrubki, zębatki i kable. Choć z początku wydawał się rodzinie i postronnym dziwakiem, odludkiem, dzieckiem, z którym coś było nie tak, gdy tylko poszedł do szkoły tempo, w jakim osiągał kolejne sukcesy zamknęło usta wszystkim sceptykom. Wyjechał do większego miasta nim poszedł do szkoły średniej, by kontynuować naukę na wyższym poziomie. I choć ani ojciec ani matka nie rozumieli nic z tego, co robił, nie próbowali zmuszać go czy przekonywać, by został w ich małym świecie. Sam nie czuł się zbyt dobrze w zgiełku i hałasie, ze zdecydowanie zbyt dużą ilością ludzi, którzy mogliby coś od niego chcieć. Przeszedł przez szkołę i studia bez problemów, znalazł pracę w laboratorium, zdobył kilka nudnych nagród, napisał nawet nudną książkę, nie zdając sobie zupełnie sprawy z tego, jak znudzony jest tym, co robi. Olśnienie przyszło w dniu, w którym przechadzając się po lesie na przedmieściach, w celu odświeżenia płuc i umysłu zobaczył drepczącego drogą małego Pokemona. Nie był to pierwszy ani jedyny potworek, którego w życiu widział, ale nigdy nie dał się ponieść całemu temu podnieceniu, któremu ulegało społeczeństwo w związku z tymi kreaturami i które przyćmiewało wszelkie osiągnięcia w innych dziedzinach nauki. Fennekin stąpał z nogi na nogę z gracją, rozglądając się równie ciekawsko jak Hans za młodu. Poszedł za nim kawałek, ciekaw do czego takie stworzenie może zmierzać tak spokojnie. Nie umknęło to uwadze liska, szybko zorientował się, że jest śledzony i widocznie uwaga obcego człowieka, nie agresywna uwaga, a zwykłe zaciekawienie były czymś, co mu się spodobało. Nie zmienił tempa, nie kroczył bardziej złożonymi ścieżkami, nie starał się go zgubić, nie odbijał nagle w żadną stronę. Szedł spokojnie, ciekaw, jak długo człowiek będzie chciał za nim iść. Hans był wytrwały i cierpliwy, jeśli chodziło o badanie świata był w stanie poświęcić nieograniczoną ilość czasu nawet najdrobniejszym zjawiskom. Pokemony w pobliżu dużych skupisk ludzi nigdy nie zachowywały się tak swobodnie, przemykały szybko, chowały się po krzakach, szczególnie, jeśli należały do rzadszych gatunków, które przeważnie wzbudzały zainteresowanie ludzi. Las stawał się gęstszy, drzewa miały grubsze konary i sięgające wyżej gałęzie, ścieżki stawały się mniej wyraźne, a pajęczyny częstsze i większe. Wiatr brzmiał tu inaczej. W pewnym momencie, długo po tym, jak Hans zaczął go śledzić, Fennekin pierwszy raz odwrócił głowę, żeby zerknąć na niego i obadać wzrokiem. Przyśpieszył trochę chód, ale nic się nie stało. Widać już było jak resztki bladej ścieżki znikają kompletnie kilka kroków od ściany krzaków i Hans był niezmiernie ciekaw, co teraz zrobi Pokemon, czy zostawi go tutaj po prostu i zniknie między roślinami, przez które on nie będzie umiał się przedrzeć, czy może wreszcie poświęci mu więcej uwagi. W jakiś sposób chciał uwagi od tego stworzenia. Fennekin jednak zatrzymał się i w tym samym momencie z drzewa zeskoczył Braixen. Warknął na mniejszego pokemona groźnie, marszcząc cały pyszczek i sam wskoczył w krzaki. Dźwięk gałęzi, które poruszał swoim ciałem był wyraźny przez pewien czas... Fennekin wyglądał na trochę spłoszonego, cofnął się nawet do tyłu i położył uszy, ponownie odwrócił się do Hansa, najpierw raz, potem drugi i trzeci. Hans zaczął odczuwać coś między rosnącym strachem, a osiągającą zenit ciekawością. Powoli zaczęło robić się ciemniej. Ciemniej i dziwniej. Wiatr przybrał na sile, na to przynajmniej wskazywał dźwięk, ale żaden liść nie drżał szybciej, ani też Hans nie czół go na skórze. Światła było coraz mniej, aż wszystko powoli przybrało odcienie fioletu i grantu. Powietrze wypełnił dziwny zapach, przypominający spaleniznę ale też w jakiś sposób słodki. Głowa Hansa zaczęła pulsować, boleć, rosło wrażenie nacisku na nią, potem na całe ciało, tak silne że zmusiło go do opadnięcia na kolana. Serce pulsowało szybko ale wszystko działo się powoli, starał się mieć oczy otwarte i widzieć wszystko, ale dojrzał tylko ślepia w krzakach, jakąś wysoką sylwetkę. Usłyszał wibrujący syk i wszystko znikło. Obudził się w zupełnie innej części lasu, jak się później okazało w połowie drogi, którą przebył idąc za Fennekinem. Miał brudne ubranie, pogniecione, trochę poszarpane, ale nic go nie bolało, poza głową. Podniósł się z trudem, odkrywając przy tym, że jednak bolą go wszystkie części ciała, które stykały się z twardą ziemią oraz kark, musiał leżeć tu całkiem długo. Dopiero siedząc zauważył Fennekina. Leżał obok także odzyskując przytomność, trochę wolniej niż Hans. Gdyby pamiętał, co się stało nim stracił na pewno szybciej wywnioskowałby, że wtargnął na teren jakiegoś Delphoxa, który najpewniej obraził się też na Fennekina, dlatego też ten leżał tu koło niego. Ale nie pamiętał, więc przez chwilę musiał poskładać szczątkowe informacje, nim pozwolił sobie przypuścić, że to się musiało stać. Fennekin męczył się w tym czasie z zebraniem na nogi, po kilku nieudanych próbach Hans pomógł mu. Patrzył na liska skazanego na banicję ze zmarszczonymi brwiami. To musiał być jakiś młody, głupiutki przedstawiciel stada i musiał mieć już na koncie kilka wybryków, skoro tak się na niego zdenerwowali. Hans wstał i ruszył z powrotem w stronę miasta, chcąc wrócić do domu i zobaczyć, jak długo go nie było i czy może ktoś postanowił już zacząć go szukać, był też głodny. Tym razem to Fennekin dreptał za nim, z pochyloną głową, prostując się i udając niewzruszonego, kiedy Hans zerkał na niego. Szedł za nim aż pod drzwi jego lokum. Te zaś Hans zamknął mu przed nosem, ale po chwili otworzył i wpuścił go do środka. Postanowił przygarnąć zwierzaka, z myślą o zabraniu go na rodzinną wieś i oddaniu jakimś dzieciakom. W nocy jednak myślał więcej, dużo więcej. O całej sytuacji, o drodze bez pewnego celu, o ciekawości i o strachu, myślał o tym, jak dużo świat ma mu do zaoferowania, a z jak małej ilości korzystał do tej pory. To nie było nic nad wyraz specjalnego, nad wyraz wybuchowego, ale czy coś takiego mogło go spotkać tak blisko domu? Zapragnął dać światu szansę, by go zaskoczył, zapragnął przeżyć coś większego, zaryzykować dużo bardziej. Dlatego następnego dnia załatwił wszystko w swojej pracy, oznajmił że bierze urlop o nieokreślonej długości i że nic go od tego nie odwiedzie, że można go co najwyżej zwolnić ale nie zmieni zdania. Spakował swoje rzeczy i wyszedł. Razem z Fennekinem.
Cele: Doświadczyć w życiu jeszcze jakichś przygód, przeżyć coś ciekawego i wartego opowiedzenia, albo odkryć coś przełomowego, to dla niego właściwie jedno i to samo.
Prośby: Choć jako typowy naukowiec-ateista nie wierzy w MG kierującego jego losem i tworzącego jego świat, zapobiegawczo prosi go o złożony charakter dla Fennekina, chwałę i sławę za osiągnięcia naukowe i wyrozumiałych ludzi na swojej drodze, którzy nie obiją mu twarzy zbyt mocno za rzeczy, które nieopatrznie wypowie.
Ulubiony typ pokemona: Ogień, ale chciałby mieć różne potworki.
Wiek postaci: 35 lat
Charakter postaci: Hans wiedzie bardzo bogate życie wewnętrzne. Własne myśli mają dla niego większe znaczenie niż pogaduszki z ludźmi, ale nie jest nietowarzyski. Woli patrzeć na świat i obliczać go we wzorach, analizować rządzącego nim prawa, niż tracić czas na zbędne dywagacje o pogodzie, z laikami, którzy nigdy nie pojmą wszystkich procesów, które ją ukształtowały, ale ciekawej dyskusji nigdy nie odmówi. Ceni sobie czas i nie marnuje go. Jest odrobinę roztrzepany i mimo wszystko popełnia wiele błędów, ale uważa je za najpiękniejszą część badań. Jego instynkt samozachowawczy jest uśpiony, ale czasem wybucha i wtedy Hans najczęściej oddala się od problemu na najbezpieczniejszą odległość, z której może go obserwować, ale przeważnie włazi w jego epicentrum. Bezpośredni, szczery, ostry, choć oszczędny w słowach – tym także ściągnął na siebie wiele kłopotów. Nie pobłaża nikomu i wszystkich traktuje równo, od każdego oczekuje tego samego, bez żadnej taryfy ulgowej, ale przy tym potrafi realnie ocenić możliwości tak osoby jak i Pokemona. Zdarza mu się zachowywać infantylnie.
Wygląd: Przeciętnego wzrostu, dość szczupły mężczyzna, raczej wątłej postury. Jasne włosy powoli zaczynają stawać się coraz jaśniejsze, w skutek przedwczesnego siwienia, nie układają się tak, jak powinny, ale Hans raczej o to nie dba. Niebieskie oczy są czujne, choć patrzą dużo dalej niż się wydaje i czasem nawet nie na tę rzeczywistość, którą ma przed sobą. Dolne powieki opadają trochę niżej niż przewiduje grecki kanon, obciążone brakiem snu i przezeń też zsiniałe. Przez nienajlepszy wzrok często marszczy brwi i mruży oczy, ale unika okularów. Chodzi w najprostszych ubraniach, świadom braku talentu do dobierania kolorów stara się, by cały jego strój był jednobarwny, między beżem a ciemniejszym brązem, czasem zdarza mu się zaszaleć i założyć niebieskie albo czarne spodnie. Ma ze sobą torbę pełną skarbów, takich jak wszelkiego rodzaju narzędzia pomiarowe.
Profesja Postaci: Trener. Badacz, naukowiec.
Starter: Fennekin
Historia: Hans urodził się w prostej rodzinie, w małej miejscowości. Jego ojciec był szewcem – jedynym w okolicy, więc dość zapracowanym. Matka, poza zajmowaniem się gospodarstwem domowym i jego starszym i młodszym rodzeństwem, dorabiała jako krawcowa, cerując spodnie dzieciom z okolicy i poszerzając spódnice tyjącym sąsiadkom. Jako dzieciak mówił jeszcze mniej i jeszcze więcej obserwował. Świat intrygował go i fascynował w spokojny sposób. Gdy jeszcze nie był świadom istnienia matematyki czy geometrii, wszystkie swoje pomiary prowadził w głowie według swojego własnego systemu, którego po latach nauki tych oficjalnych zapomniał. Spędzał dużo czasu obserwując tak przyrodę, która rodziła się z podziału komórek, jak tą którą tworzyły zespawane blachy stali, śrubki, zębatki i kable. Choć z początku wydawał się rodzinie i postronnym dziwakiem, odludkiem, dzieckiem, z którym coś było nie tak, gdy tylko poszedł do szkoły tempo, w jakim osiągał kolejne sukcesy zamknęło usta wszystkim sceptykom. Wyjechał do większego miasta nim poszedł do szkoły średniej, by kontynuować naukę na wyższym poziomie. I choć ani ojciec ani matka nie rozumieli nic z tego, co robił, nie próbowali zmuszać go czy przekonywać, by został w ich małym świecie. Sam nie czuł się zbyt dobrze w zgiełku i hałasie, ze zdecydowanie zbyt dużą ilością ludzi, którzy mogliby coś od niego chcieć. Przeszedł przez szkołę i studia bez problemów, znalazł pracę w laboratorium, zdobył kilka nudnych nagród, napisał nawet nudną książkę, nie zdając sobie zupełnie sprawy z tego, jak znudzony jest tym, co robi. Olśnienie przyszło w dniu, w którym przechadzając się po lesie na przedmieściach, w celu odświeżenia płuc i umysłu zobaczył drepczącego drogą małego Pokemona. Nie był to pierwszy ani jedyny potworek, którego w życiu widział, ale nigdy nie dał się ponieść całemu temu podnieceniu, któremu ulegało społeczeństwo w związku z tymi kreaturami i które przyćmiewało wszelkie osiągnięcia w innych dziedzinach nauki. Fennekin stąpał z nogi na nogę z gracją, rozglądając się równie ciekawsko jak Hans za młodu. Poszedł za nim kawałek, ciekaw do czego takie stworzenie może zmierzać tak spokojnie. Nie umknęło to uwadze liska, szybko zorientował się, że jest śledzony i widocznie uwaga obcego człowieka, nie agresywna uwaga, a zwykłe zaciekawienie były czymś, co mu się spodobało. Nie zmienił tempa, nie kroczył bardziej złożonymi ścieżkami, nie starał się go zgubić, nie odbijał nagle w żadną stronę. Szedł spokojnie, ciekaw, jak długo człowiek będzie chciał za nim iść. Hans był wytrwały i cierpliwy, jeśli chodziło o badanie świata był w stanie poświęcić nieograniczoną ilość czasu nawet najdrobniejszym zjawiskom. Pokemony w pobliżu dużych skupisk ludzi nigdy nie zachowywały się tak swobodnie, przemykały szybko, chowały się po krzakach, szczególnie, jeśli należały do rzadszych gatunków, które przeważnie wzbudzały zainteresowanie ludzi. Las stawał się gęstszy, drzewa miały grubsze konary i sięgające wyżej gałęzie, ścieżki stawały się mniej wyraźne, a pajęczyny częstsze i większe. Wiatr brzmiał tu inaczej. W pewnym momencie, długo po tym, jak Hans zaczął go śledzić, Fennekin pierwszy raz odwrócił głowę, żeby zerknąć na niego i obadać wzrokiem. Przyśpieszył trochę chód, ale nic się nie stało. Widać już było jak resztki bladej ścieżki znikają kompletnie kilka kroków od ściany krzaków i Hans był niezmiernie ciekaw, co teraz zrobi Pokemon, czy zostawi go tutaj po prostu i zniknie między roślinami, przez które on nie będzie umiał się przedrzeć, czy może wreszcie poświęci mu więcej uwagi. W jakiś sposób chciał uwagi od tego stworzenia. Fennekin jednak zatrzymał się i w tym samym momencie z drzewa zeskoczył Braixen. Warknął na mniejszego pokemona groźnie, marszcząc cały pyszczek i sam wskoczył w krzaki. Dźwięk gałęzi, które poruszał swoim ciałem był wyraźny przez pewien czas... Fennekin wyglądał na trochę spłoszonego, cofnął się nawet do tyłu i położył uszy, ponownie odwrócił się do Hansa, najpierw raz, potem drugi i trzeci. Hans zaczął odczuwać coś między rosnącym strachem, a osiągającą zenit ciekawością. Powoli zaczęło robić się ciemniej. Ciemniej i dziwniej. Wiatr przybrał na sile, na to przynajmniej wskazywał dźwięk, ale żaden liść nie drżał szybciej, ani też Hans nie czół go na skórze. Światła było coraz mniej, aż wszystko powoli przybrało odcienie fioletu i grantu. Powietrze wypełnił dziwny zapach, przypominający spaleniznę ale też w jakiś sposób słodki. Głowa Hansa zaczęła pulsować, boleć, rosło wrażenie nacisku na nią, potem na całe ciało, tak silne że zmusiło go do opadnięcia na kolana. Serce pulsowało szybko ale wszystko działo się powoli, starał się mieć oczy otwarte i widzieć wszystko, ale dojrzał tylko ślepia w krzakach, jakąś wysoką sylwetkę. Usłyszał wibrujący syk i wszystko znikło. Obudził się w zupełnie innej części lasu, jak się później okazało w połowie drogi, którą przebył idąc za Fennekinem. Miał brudne ubranie, pogniecione, trochę poszarpane, ale nic go nie bolało, poza głową. Podniósł się z trudem, odkrywając przy tym, że jednak bolą go wszystkie części ciała, które stykały się z twardą ziemią oraz kark, musiał leżeć tu całkiem długo. Dopiero siedząc zauważył Fennekina. Leżał obok także odzyskując przytomność, trochę wolniej niż Hans. Gdyby pamiętał, co się stało nim stracił na pewno szybciej wywnioskowałby, że wtargnął na teren jakiegoś Delphoxa, który najpewniej obraził się też na Fennekina, dlatego też ten leżał tu koło niego. Ale nie pamiętał, więc przez chwilę musiał poskładać szczątkowe informacje, nim pozwolił sobie przypuścić, że to się musiało stać. Fennekin męczył się w tym czasie z zebraniem na nogi, po kilku nieudanych próbach Hans pomógł mu. Patrzył na liska skazanego na banicję ze zmarszczonymi brwiami. To musiał być jakiś młody, głupiutki przedstawiciel stada i musiał mieć już na koncie kilka wybryków, skoro tak się na niego zdenerwowali. Hans wstał i ruszył z powrotem w stronę miasta, chcąc wrócić do domu i zobaczyć, jak długo go nie było i czy może ktoś postanowił już zacząć go szukać, był też głodny. Tym razem to Fennekin dreptał za nim, z pochyloną głową, prostując się i udając niewzruszonego, kiedy Hans zerkał na niego. Szedł za nim aż pod drzwi jego lokum. Te zaś Hans zamknął mu przed nosem, ale po chwili otworzył i wpuścił go do środka. Postanowił przygarnąć zwierzaka, z myślą o zabraniu go na rodzinną wieś i oddaniu jakimś dzieciakom. W nocy jednak myślał więcej, dużo więcej. O całej sytuacji, o drodze bez pewnego celu, o ciekawości i o strachu, myślał o tym, jak dużo świat ma mu do zaoferowania, a z jak małej ilości korzystał do tej pory. To nie było nic nad wyraz specjalnego, nad wyraz wybuchowego, ale czy coś takiego mogło go spotkać tak blisko domu? Zapragnął dać światu szansę, by go zaskoczył, zapragnął przeżyć coś większego, zaryzykować dużo bardziej. Dlatego następnego dnia załatwił wszystko w swojej pracy, oznajmił że bierze urlop o nieokreślonej długości i że nic go od tego nie odwiedzie, że można go co najwyżej zwolnić ale nie zmieni zdania. Spakował swoje rzeczy i wyszedł. Razem z Fennekinem.
Cele: Doświadczyć w życiu jeszcze jakichś przygód, przeżyć coś ciekawego i wartego opowiedzenia, albo odkryć coś przełomowego, to dla niego właściwie jedno i to samo.
Prośby: Choć jako typowy naukowiec-ateista nie wierzy w MG kierującego jego losem i tworzącego jego świat, zapobiegawczo prosi go o złożony charakter dla Fennekina, chwałę i sławę za osiągnięcia naukowe i wyrozumiałych ludzi na swojej drodze, którzy nie obiją mu twarzy zbyt mocno za rzeczy, które nieopatrznie wypowie.
Ulubiony typ pokemona: Ogień, ale chciałby mieć różne potworki.
Re: Zapisy do Liolici
No w końcu
Przyjmuję
Zaraz zajmę się grą
Przyjmuję
Zaraz zajmę się grą
Lioli- Liczba postów : 1695
Birthday : 27/05/1997
Join date : 25/01/2013
Age : 27
Strona 1 z 2 • 1, 2
PokeHelvetti :: :: Offtopic :: Archiwum :: Gry Trenerskie :: MG Lioli zapisy otwarte
Strona 1 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach