Mała ściąga dla MG
i nie tylko
~Zabronione Starteryi nie tylko
~Wzory na expa
~ Spis balli, oraz pokemonów, jakie można do nich złapać
~
Pokedex
i ability dex ~Kanto
~Ability
Hell Destiny. Piekielne Przeznaczenie. Księga 1.
4 posters
PokeHelvetti :: :: Offtopic :: Fan Zone :: Fan Ficks
Strona 1 z 1
Hell Destiny. Piekielne Przeznaczenie. Księga 1.
Cześć. Mam wam do opowiedzenia historię. Historię o przygodach, zamieszaniu, demonach i innych istotach, o których myślicie, że są tylko tworami wyobraźni. Historię o nienawiści i miłości, o zbrodni bez kary, o spodziewanej niespodziance... zresztą, przeczytajcie sami. W każdym razie nie polecam osobom bez wyobraźni lub tym, które mają jej za dużo. Nie próbujcie tego w domu!
(Program nie zawiera lokowań produktu)
Mrok. Wszechogarniająca ciemność, połykająca każdy, najmniejszy nawet promyk światła. W samym jej środku stoi dziwna istota, jakby nie z tego świata. Jej czarne, długie włosy pokryte świeżą krwią, błękitne oczy, zapatrzone w przestrzeń, które zamarły w wyrazie przerażenia zdawałoby się – na wieki. Wąski ogon, pasujący bardziej do diabła niż do niej drgał nerwowo, podobnie zresztą jak schludnie złożone nietoperze skrzydła. Ubranie istoty było poszarpane, a ona sama stała, sparaliżowana strachem, nie poruszając się w lepkiej ciemności ani o milimetr…
Nagle mrok nabrał kolorów, a do uszu istoty dobiegły dziwne dźwięki. Z początku nie mogła ich zlokalizować ani rozpoznać, ale później intuicja jej podpowiedziała. To wrzawa wojny. Odgłosy samej Śmierci, przybywającej po swój łup. Rozejrzała się. Stała na jednym z wyższych budynków jakiegoś niewielkiego miasteczka. Znała je. To tu się urodziła i wychowała. Ale coś się zmieniło. To już nie było to miłe, sielankowe miasteczko. Teraz to było samo Piekło. Ulice plądrowały zdeformowane mutanty, tylko niektóre przypominające ludzi. Płomienie, podżegane przez wiatr lizały ściany budynków, a chodnikami płynęły strumienie krwi. Istota zdenerwowała się, ale i wystraszyła. Poczuła, że ktoś stoi tuż przed nią. Podniosła wzrok i ujrzała największego potwora, jakiego w życiu widziała. Monstrum w wielu miejscach nie miało płatów skóry. W żyłach nie płynęła krew. Jedynie oczy potwora, ziejące ogromną nienawiścią zdradzały utracone niegdyś człowieczeństwo. Ten spojrzał na nią i odezwał się niskim, okrutnym głosem
- Kia… jakieś ostatnie słowo? – zapytał. Istota nazwana Kią nie poruszyła się. Była zbyt przerażona, by choć próbować uciec. Potwór zamachnął się na nią.
- To jakiś koszmar – wyszeptała. I nagle zdała sobie sprawę, że ma rację. To nie mogła być rzeczywistość.
Na razie tyle, by rozbudzić waszą ciekawość. Co wy na to? Jak będzie 7 komentarzy, piszę dalej
(Program nie zawiera lokowań produktu)
Mrok. Wszechogarniająca ciemność, połykająca każdy, najmniejszy nawet promyk światła. W samym jej środku stoi dziwna istota, jakby nie z tego świata. Jej czarne, długie włosy pokryte świeżą krwią, błękitne oczy, zapatrzone w przestrzeń, które zamarły w wyrazie przerażenia zdawałoby się – na wieki. Wąski ogon, pasujący bardziej do diabła niż do niej drgał nerwowo, podobnie zresztą jak schludnie złożone nietoperze skrzydła. Ubranie istoty było poszarpane, a ona sama stała, sparaliżowana strachem, nie poruszając się w lepkiej ciemności ani o milimetr…
Nagle mrok nabrał kolorów, a do uszu istoty dobiegły dziwne dźwięki. Z początku nie mogła ich zlokalizować ani rozpoznać, ale później intuicja jej podpowiedziała. To wrzawa wojny. Odgłosy samej Śmierci, przybywającej po swój łup. Rozejrzała się. Stała na jednym z wyższych budynków jakiegoś niewielkiego miasteczka. Znała je. To tu się urodziła i wychowała. Ale coś się zmieniło. To już nie było to miłe, sielankowe miasteczko. Teraz to było samo Piekło. Ulice plądrowały zdeformowane mutanty, tylko niektóre przypominające ludzi. Płomienie, podżegane przez wiatr lizały ściany budynków, a chodnikami płynęły strumienie krwi. Istota zdenerwowała się, ale i wystraszyła. Poczuła, że ktoś stoi tuż przed nią. Podniosła wzrok i ujrzała największego potwora, jakiego w życiu widziała. Monstrum w wielu miejscach nie miało płatów skóry. W żyłach nie płynęła krew. Jedynie oczy potwora, ziejące ogromną nienawiścią zdradzały utracone niegdyś człowieczeństwo. Ten spojrzał na nią i odezwał się niskim, okrutnym głosem
- Kia… jakieś ostatnie słowo? – zapytał. Istota nazwana Kią nie poruszyła się. Była zbyt przerażona, by choć próbować uciec. Potwór zamachnął się na nią.
- To jakiś koszmar – wyszeptała. I nagle zdała sobie sprawę, że ma rację. To nie mogła być rzeczywistość.
Na razie tyle, by rozbudzić waszą ciekawość. Co wy na to? Jak będzie 7 komentarzy, piszę dalej
Koori- Liczba postów : 1285
Birthday : 17/08/1995
Join date : 22/01/2013
Age : 29
Skąd : Lake of the nightmares...
Re: Hell Destiny. Piekielne Przeznaczenie. Księga 1.
Krótkie, ale zapowiada się ciekawie, choć mogło być trochę lepiej . Jednak przy takiej aktywności jaka jest teraz to wątpie, że nie doczekasz się tych 7 komentów xD
TheNeyar- Liczba postów : 326
Birthday : 22/01/1999
Join date : 11/05/2013
Age : 25
Skąd : Chmielek
Re: Hell Destiny. Piekielne Przeznaczenie. Księga 1.
Może... ale kto wie? Jak nie, to nex part będzie 20 maja
Koori- Liczba postów : 1285
Birthday : 17/08/1995
Join date : 22/01/2013
Age : 29
Skąd : Lake of the nightmares...
Re: Hell Destiny. Piekielne Przeznaczenie. Księga 1.
Hmmm...póki co to wstęp, trudno mi określić co dalej będzie Trudno jest mi ogarnąć czy ta Kia jest dobrym demonem czy człowiekiem przechodzącym mutacje. Zobaczymy co będzie dalej 7/10
Bezimienny- Liczba postów : 2057
Birthday : 20/04/1994
Join date : 24/01/2013
Age : 30
Skąd : Łódzkie
Re: Hell Destiny. Piekielne Przeznaczenie. Księga 1.
Mało? Mało wam, wy bezbożniki? Tak? Chcecie więcej? Tak? No to macie, wy... wy... degeneraty jedne! (xD)
Wiem, miało być 20, ale nie chce mi się czekać.
-To był tylko sen! – rzuciła, podnosząc się ze szpitalnego łóżka. Zmarszczyła brwi. Ale zaraz… co ona tu robi? Podeszła do swojej karty pacjenta, poplamionej gęstą, lepką substancją. Z obrzydzeniem podniosła ją i zaczęła czytać. Po chwili wszystko stało się jasne. Nazywała się Kianda Lightwood i z powodu wypadku samochodowego zapadła w śpiączkę. To było pół roku temu. Nieźle, pomyślała. Postanowiła rozprostować kości i ruszyła w obchód po szpitalu. A nuż znajdzie swoją matkę, zamartwiającą się niesamowicie? Uśmiechnęła się na jej wspomnienie i machinalnie potarła blizny w okolicach łopatek. Zawsze ją swędziały, ale teraz to już zaczynały piec. Podobno musiała mieć jakąś operację i stąd dwie blizny. Tylko… jakoś nie mogła w to uwierzyć, bo nie znikały z wiekiem, ale rosły wraz z nią.
Pogrążona w rozmyślaniach nie zauważyła kałuży jakiejś cieczy, dopóki w nią nie weszła bosą stopą. Krzyknęła z obrzydzenia i cofnęła się. Kałuża była zimna. I czerwona. I… skrzepnięta? No, nie…
- To był tylko sen – powtórzyła, by dodać sobie otuchy, a później znalazła jakieś buty pielęgniarki i już w nich ruszyła dalej. Gdy po raz n-ty ostrożnie wychylała się zza ściany ujrzała leżącą pielęgniarkę. Usiłowała ona doczołgać się do wyjścia, ale coś wychyliło się zza drugiej ściany. To coś bardzo przypominało mutanty ze snu. potworek złapał pielęgniarkę za nogę i wyciągnął z korytarza. Wstrząśnięta Kianda odwróciła się, pragnąc stąd jak najszybciej uciec. Za nią jednak stał inny potwór, oblizując się na jej widok. Dziewczyna postanowiła skorzystać z wyjścia awaryjnego – okna. Miała szczęście, że byli na parterze… Wylądowała na trawie i zrobiła zgrabny przewrót, lądując w jakimś schowku na naczynia. Nogami uderzyła w półkę, na której stały przybrudzone kieliszki. Nie zwracając na to uwagi odwróciła się i najciszej jak mogła zamknęła drzwi. Potem przykleiła się do brudnego okna.
Na zewnątrz panował chaos. Ludzie uciekali przerażeni przed potworami. Na jej oczach jeden z nich złapał biegnącą dziewczynkę i odgryzł jej kawał ciała, który połknął, a resztę zostawił. Kianda z przerażeniem w oczach patrzyła na małą, którą zaczęły rzucać drgawki. Po chwili jej skóra popękała, a włosy powypadały. Urósł jej za to ogon, którym machała nerwowo. Oczy jednak zostały niezmienione i tymi oczyma spojrzała prosto na Kiandę. Ta przerażona cofnęła się gwałtownie, znów potrącając półkę ze szkłem. Tym razem o wiele mocniej. Naczynia i kieliszki pospadały, tworząc potworny hałas. Dziewczyna prawie namacalnie poczuła, jak wszystkie potwory spojrzały w stronę tego budynku. Usłyszała głośny ryk i drzwi otworzyły się. Dziewczyna szybko znalazła schronienie – między półką, podłogą a ścianą. Wiedziała, że zaraz zostanie wykryta, ale tu przynajmniej mogła się bronić… Albo i nie. Przez szparę w szafkach ujrzała głowę pozbawioną kawałka skóry i zadrżała. Wiedziała już, kto na nią poluje… Po chwili usłyszała niski głos
- Kimkolwiek jesteś, pokaż się. Być może pozwolę ci ujść z życiem – potwór zaśmiał się cicho i chrapliwie. Kianda przełknęła ślinę. Przestała się bać. Wiedziała, że i tak zginie, mogła więc zrobić to z godnością. Wygramoliła się spod półki i stanęła naprzeciw ogromnego potwora. Ten wytrzeszczył oczy, jakby również miał ten sen, co ona. Po chwili jednak z jego twarzy zniknął jakikolwiek wyraz.
- Ach… Postanowiłaś się jednak ukazać, tak? – uśmiechnął się sztucznie. Kianda prychnęła
- Daruj sobie. Jeżeli masz coś mówić, to może o tym, dlaczego ci ludzie giną i skąd się tu wziąłeś, mutancie! – rzuciła wyzywająco. Potwór stał przez chwilę zamurowany, po paru sekundach roześmiał się
- Odważna z ciebie osoba. Dobrze zatem. Zanim zadecyduję o twym życiu opowiem ci co nieco. Tylko… dlaczego o tym nie wiesz? Czyżby trzymali cię w piwnicy? – zapytał z ironicznym uśmiechem. Kianda zawarczała w odpowiedzi
- Nie. Umarłam. A potem się odrodziłam – odparła. Mina mutanta natychmiast zmieniła się na zdumioną. Po chwili pokręcił głową, jakby nie uwierzył
-Doprawdy? To powiedz mi jeszcze, jak ci na imię, hm? – spytał głosem drżącym z emocji. Dziewczyna wzruszyła ramionami. A co jej tam!
- Nazywam się Kianda – oświadczyła dobitnie – Kianda Lightwood – dodała z dumą. Jej nazwisko zawsze było dla niej powodem do zadowolenia. Było piękne. Potwór zrobił taką minę, jakby ktoś właśnie mierzył do niego z kuszy. Przerażenie mieszało się z niedowierzaniem
- Coś nie tak? – zapytała nazbyt uprzejmie Kianda, drwiąc ze strachu bestii.
- Nie – odparł twardo. Po chwili uspokoił się i westchnął – To teraz opowiem ci, co cię ominęło gdy… umarłaś. Na całym świecie zapanowała potworna choroba, która zabijała ludzi w ciągu paru dni. Ja i paru innych próbowaliśmy odnaleźć antidotum. Musieliśmy coś pomieszać, bo nie wyszło dokładnie tak, jak byśmy chcieli. Ja stałem się… tym. Myślałem, że to ich wina i zniszczyłem bańkę z antidotum, które natychmiast się ulotniło i rozprzestrzeniło po mieście, efektem czego powstały dleugi – rzucił, wpatrując się w nią i oczekując reakcji. Kianda odchrząknęła
- A… czemu ty jesteś… no nie wiem, większy, silniejszy, inteligentniejszy?
- Ach… To kwestia tego, że ja wypiłem wirusa dobrowolnie, im zaś został „wepchnięty” na siłę, w ślinie zarażonych lub w wodzie i jedzeniu. Oprócz dleugów żyją powstały jeszcze harriny – osobniki, które tak jak ja wypiły wirusa dobrowolnie. Och, ale nie martw się – one miały o wiele mniejsze dawki – rzucił niemal z rozbawieniem. Dziewczynie zrobiło się niedobrze. „Muszę uciekać”, pomyślała, „tylko jak?”
Więc czekam na komentarze - albo 7, albo next part dopiero 1 czerwca! xD
Wiem, miało być 20, ale nie chce mi się czekać.
-To był tylko sen! – rzuciła, podnosząc się ze szpitalnego łóżka. Zmarszczyła brwi. Ale zaraz… co ona tu robi? Podeszła do swojej karty pacjenta, poplamionej gęstą, lepką substancją. Z obrzydzeniem podniosła ją i zaczęła czytać. Po chwili wszystko stało się jasne. Nazywała się Kianda Lightwood i z powodu wypadku samochodowego zapadła w śpiączkę. To było pół roku temu. Nieźle, pomyślała. Postanowiła rozprostować kości i ruszyła w obchód po szpitalu. A nuż znajdzie swoją matkę, zamartwiającą się niesamowicie? Uśmiechnęła się na jej wspomnienie i machinalnie potarła blizny w okolicach łopatek. Zawsze ją swędziały, ale teraz to już zaczynały piec. Podobno musiała mieć jakąś operację i stąd dwie blizny. Tylko… jakoś nie mogła w to uwierzyć, bo nie znikały z wiekiem, ale rosły wraz z nią.
Pogrążona w rozmyślaniach nie zauważyła kałuży jakiejś cieczy, dopóki w nią nie weszła bosą stopą. Krzyknęła z obrzydzenia i cofnęła się. Kałuża była zimna. I czerwona. I… skrzepnięta? No, nie…
- To był tylko sen – powtórzyła, by dodać sobie otuchy, a później znalazła jakieś buty pielęgniarki i już w nich ruszyła dalej. Gdy po raz n-ty ostrożnie wychylała się zza ściany ujrzała leżącą pielęgniarkę. Usiłowała ona doczołgać się do wyjścia, ale coś wychyliło się zza drugiej ściany. To coś bardzo przypominało mutanty ze snu. potworek złapał pielęgniarkę za nogę i wyciągnął z korytarza. Wstrząśnięta Kianda odwróciła się, pragnąc stąd jak najszybciej uciec. Za nią jednak stał inny potwór, oblizując się na jej widok. Dziewczyna postanowiła skorzystać z wyjścia awaryjnego – okna. Miała szczęście, że byli na parterze… Wylądowała na trawie i zrobiła zgrabny przewrót, lądując w jakimś schowku na naczynia. Nogami uderzyła w półkę, na której stały przybrudzone kieliszki. Nie zwracając na to uwagi odwróciła się i najciszej jak mogła zamknęła drzwi. Potem przykleiła się do brudnego okna.
Na zewnątrz panował chaos. Ludzie uciekali przerażeni przed potworami. Na jej oczach jeden z nich złapał biegnącą dziewczynkę i odgryzł jej kawał ciała, który połknął, a resztę zostawił. Kianda z przerażeniem w oczach patrzyła na małą, którą zaczęły rzucać drgawki. Po chwili jej skóra popękała, a włosy powypadały. Urósł jej za to ogon, którym machała nerwowo. Oczy jednak zostały niezmienione i tymi oczyma spojrzała prosto na Kiandę. Ta przerażona cofnęła się gwałtownie, znów potrącając półkę ze szkłem. Tym razem o wiele mocniej. Naczynia i kieliszki pospadały, tworząc potworny hałas. Dziewczyna prawie namacalnie poczuła, jak wszystkie potwory spojrzały w stronę tego budynku. Usłyszała głośny ryk i drzwi otworzyły się. Dziewczyna szybko znalazła schronienie – między półką, podłogą a ścianą. Wiedziała, że zaraz zostanie wykryta, ale tu przynajmniej mogła się bronić… Albo i nie. Przez szparę w szafkach ujrzała głowę pozbawioną kawałka skóry i zadrżała. Wiedziała już, kto na nią poluje… Po chwili usłyszała niski głos
- Kimkolwiek jesteś, pokaż się. Być może pozwolę ci ujść z życiem – potwór zaśmiał się cicho i chrapliwie. Kianda przełknęła ślinę. Przestała się bać. Wiedziała, że i tak zginie, mogła więc zrobić to z godnością. Wygramoliła się spod półki i stanęła naprzeciw ogromnego potwora. Ten wytrzeszczył oczy, jakby również miał ten sen, co ona. Po chwili jednak z jego twarzy zniknął jakikolwiek wyraz.
- Ach… Postanowiłaś się jednak ukazać, tak? – uśmiechnął się sztucznie. Kianda prychnęła
- Daruj sobie. Jeżeli masz coś mówić, to może o tym, dlaczego ci ludzie giną i skąd się tu wziąłeś, mutancie! – rzuciła wyzywająco. Potwór stał przez chwilę zamurowany, po paru sekundach roześmiał się
- Odważna z ciebie osoba. Dobrze zatem. Zanim zadecyduję o twym życiu opowiem ci co nieco. Tylko… dlaczego o tym nie wiesz? Czyżby trzymali cię w piwnicy? – zapytał z ironicznym uśmiechem. Kianda zawarczała w odpowiedzi
- Nie. Umarłam. A potem się odrodziłam – odparła. Mina mutanta natychmiast zmieniła się na zdumioną. Po chwili pokręcił głową, jakby nie uwierzył
-Doprawdy? To powiedz mi jeszcze, jak ci na imię, hm? – spytał głosem drżącym z emocji. Dziewczyna wzruszyła ramionami. A co jej tam!
- Nazywam się Kianda – oświadczyła dobitnie – Kianda Lightwood – dodała z dumą. Jej nazwisko zawsze było dla niej powodem do zadowolenia. Było piękne. Potwór zrobił taką minę, jakby ktoś właśnie mierzył do niego z kuszy. Przerażenie mieszało się z niedowierzaniem
- Coś nie tak? – zapytała nazbyt uprzejmie Kianda, drwiąc ze strachu bestii.
- Nie – odparł twardo. Po chwili uspokoił się i westchnął – To teraz opowiem ci, co cię ominęło gdy… umarłaś. Na całym świecie zapanowała potworna choroba, która zabijała ludzi w ciągu paru dni. Ja i paru innych próbowaliśmy odnaleźć antidotum. Musieliśmy coś pomieszać, bo nie wyszło dokładnie tak, jak byśmy chcieli. Ja stałem się… tym. Myślałem, że to ich wina i zniszczyłem bańkę z antidotum, które natychmiast się ulotniło i rozprzestrzeniło po mieście, efektem czego powstały dleugi – rzucił, wpatrując się w nią i oczekując reakcji. Kianda odchrząknęła
- A… czemu ty jesteś… no nie wiem, większy, silniejszy, inteligentniejszy?
- Ach… To kwestia tego, że ja wypiłem wirusa dobrowolnie, im zaś został „wepchnięty” na siłę, w ślinie zarażonych lub w wodzie i jedzeniu. Oprócz dleugów żyją powstały jeszcze harriny – osobniki, które tak jak ja wypiły wirusa dobrowolnie. Och, ale nie martw się – one miały o wiele mniejsze dawki – rzucił niemal z rozbawieniem. Dziewczynie zrobiło się niedobrze. „Muszę uciekać”, pomyślała, „tylko jak?”
Więc czekam na komentarze - albo 7, albo next part dopiero 1 czerwca! xD
Koori- Liczba postów : 1285
Birthday : 17/08/1995
Join date : 22/01/2013
Age : 29
Skąd : Lake of the nightmares...
Re: Hell Destiny. Piekielne Przeznaczenie. Księga 1.
Nom... nie umiem do końca ocenić, więc podam po prostu ocenę 7,5/10. Narazie początek spoko
TheNeyar- Liczba postów : 326
Birthday : 22/01/1999
Join date : 11/05/2013
Age : 25
Skąd : Chmielek
Re: Hell Destiny. Piekielne Przeznaczenie. Księga 1.
Całkiem fajna opowieść/historia choć nie ma sensu oceniać dokładnie dopóki nie będzie tego więcej , a przy okazji zrób Update w Wolf Tales.
BlackBeard- Liczba postów : 252
Birthday : 02/12/1993
Join date : 23/03/2013
Age : 30
Skąd : Siemianowice
Re: Hell Destiny. Piekielne Przeznaczenie. Księga 1.
Update w Wolf Tales będzie, jak napiszę kolejny kawałek. Nie mam weny...
Koori- Liczba postów : 1285
Birthday : 17/08/1995
Join date : 22/01/2013
Age : 29
Skąd : Lake of the nightmares...
Similar topics
» Piekielne wydatki
» $$$ Magiczna księga Lenia - zapisy [0/4]
» Adventure: Mines Of Hell
» Mrs. Darkrai in what the hell am I czyli gra GhostRiderki
» Adventure: Mines Of Hell - Zapisy
» $$$ Magiczna księga Lenia - zapisy [0/4]
» Adventure: Mines Of Hell
» Mrs. Darkrai in what the hell am I czyli gra GhostRiderki
» Adventure: Mines Of Hell - Zapisy
PokeHelvetti :: :: Offtopic :: Fan Zone :: Fan Ficks
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach