Scyther Cutter - Gra TheNeyar

- Hey, a może ci pomóc? - zapytał Charizard ożywiony - no wiesz, tak w ramach podziękowania, co? - W umie czemu nie? Na pewno jest szybszy i wytrzymalszy niż ty...

No i wygrałeś zakład. Charizard uśmiechnął się
- Wskakuj na grzbiet, podwiozę cię. Tylko mnie nie szczyp, bo zrzucę cię nad wulkanem, jasne? - spytał, szczerząc się w uśmiechu. No cóż, nie było to takie głupie, bo raczej sam byś nie doleciał, a Charizard dodatkowo był potężną bronią masowego rażenia. Dobrze wyszkolony i śmiercionośny oddech mógł spopielić skałę i ewentualne przeszkody, nieprawdaż?

- Uszczypię, jak mnie zrzucisz.- Zaśmiałem się i wskoczyłem na grzbiet Charizarda.- No to jak, lecimy do góry?- Entuzjastycznie zapytałem się ognistego smoka.

- Możesz nie zdążyć - roześmiał się, a jego potężne skrzydła poruszyły się i już po chwili byłeś wyżej, niż w najśmielszych snach. Drzewa wyglądały jak kropki, a największe pokemony jak mróweczki. Zauważyłeś przy okazji, że w górze jest mało tlenu... więc sam raczej byś nie doleciał...

Fajne widoki, po raz pierwszy może zobaczę malutkiego Snorlaxa, hah. Zobaczymy gdzie nas poniesie, tylko nie złapać się szczypcami za Charizarda, może go zaboleć.- Czekałem aż dolecimy na miejsce.

Charizard leciał z zawrotną prędkością, ale udało ci się go nie szczypać. Wkrótce zauważyliście wyspy, okalające inną wyspę. Cel waszej podróży był na wyciągnięcie ręki
- Uwaga, ląduję! - podekscytowany odzyskaniem wolności Charizard zrobił beczkę... a ty spadłeś prosto do lodowatej wody, na szczęście blisko lądu, ale cholernie daleko od punktu docelowego. Ognisty pokemon nawet tego nie zauważył...

Szybko wychodzę z zimnej wody... brrr. 
- Dzięki Charizard, kiedyś ci się odwidzięczę!
Idę dalej w głąb wyspy by iść na spotkanie ze swoim przeznaczeniem, Zoroark, już idę po ciebie...

No cóż, szczerze mówiąc to byłeś przemoczony jak ryba, która patrzyła na ciebie groźnie. Oj... To chyba Sharpedo...
- Czego tu? To mój teren, zafajdany robalu!

- Hej, byś zobaczył jak pewien facet wyławiał z wody takich jak ty, mogę go zawołać... Twój teren, już idę...
By się uspokoił trochę Sharpedo. Zazwyczaj spotykałem takie tego samego charakteru...

- No ja myślę, kurduplu. Zmiataj - rzucił jeszcze i odpłynął. Ty tymczasem cały mokry poszedłeś w głąb lądu. Raczej nie pofruniesz, została droga lądowa. Tylko że z powodu drzew nie widać było kompletnie w którym kierunku masz iść...